Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2011, 22:06   #2
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Rajczew w Redanii

Dotkliwy chłód wypełzał z kamiennych ścian, podobnie do oślizgłych węży, oplatając żywych.
Pełzał po ciałach, nie bacząc na tkaniny, od czasu do czasu jeżąc włosy pod wpływem swych muśnięć.

Płomyczki kilku ledwie tlących się ogarków nie zniechęcały zaciskających się splotów. Wręcz przeciwnie. Zimno drwiło z ognia, chyboczącego się niepewnie na poczerniałym, kończącym się knocie, prawie natychmiastowo zasklepiało roztopiony wosk.

Gdzieś na górze, w cieple bawili się goście - jedni z najważniejszych ludzi na Kontynencie, lecz z przez względne niewygody, czasem łatwiej było myśleć, iż nikogo tam nie ma.
Takie myśli wręcz podsuwała ciężka, przytłaczająca cisza.

Podziemne pomieszczenie było dobrze wygłuszone. Idealnie nadawało się na lochy.
Z łatwością można było sobie wyobrazić pokój zeznań ze wszystkimi dostępnymi ludziom środkami materialnej perswazji, jak koło czy żelazna dziewica oraz najlepszego negocjatora świata - kata sadystycznie obsługującego każdą z machin, delektującego się każdym jękiem przesłuchiwanego.
Z niesmakiem przyjmującego błagania o wysłuchanie wymaganych relacji.

Cały wizerunek burzył delikatny zapach fermentacji.




Perfekcyjne kazamaty w rzeczywistości były piwnicą. Imponująco wypełnioną.
Przy niemalże każdej ze ścian ustawione zostały baryłki, sądząc po woni roznoszącej się po podziemiach, z winem i piwem.
Może gdyby zapuścić się wgłąb ciemnego korytarza umieszczonego po przeciwnej stronie do schodów prowadzących w górę, znalazłoby się coś więcej.
Przykładowo zmrożona na kość wiśniówka na spirytusie czy nalewka z mandragory.

Niemniej jednak nikt nie miał zamiaru sprawdzać co jest dalej.
W każdej chwili mógł zjawić się zapowiedziany gospodarz, zaś zwiedzanie bez pozwolenia z łatwością dało się zinterpretować jako usiłowanie dokonania kradzieży potencjalnych skarbów Rajczewa.
Ponadto takie zachowanie nie świadczyło o dobrym zachowaniu.
Kolejnym powodem mogło być towarzystwo.




Przykryty białym obrusem stół zastawiony koszykiem z pieczywem czy srebrną tacą z profesjonalnie udekorowanymi mięsiwami podanymi na zimno gościł przy sobie dwójkę najbardziej niespodziewanych gości.




Na chyboczącym się krześle siedział dowódca Temerskich Niebieskich Pasów bez najmniejszego skrępowania częstujący się wystawionym jadłem.
Właśnie kończył połowę urwanego pęta kiełbasy i wielką pajdę chleba.
W milczeniu odchylił się do tyłu, wlewając sobie kolejny kufel ciemnego piwa z gęstą pianką.

Jego rodzaj ciężko było rozpoznać. Barwą przypominał nieco Rivijski Kriek, lecz był ciemniejszy na podobieństwo Kaedweńskiego Stouta.

Obok siedzącego ze stoickim spokojem na twarzy, Vernona Roche'a, znajdowała się nerwowo bębniąca palcami o blat kobieta.
Długi, dwubarwny mundur z przodu i tyłu sięgał połowy łydek, płynnie skracając się w miarę zbiegania do boków, gdzie osiągał poziom kolan.

Ze strony serca strony - połowy zdominowanej przez czerwień - spozierał biały orzeł w koronie z piersią osłoniętą przez żółty krzyż na czarnej tarczy.
Biała lamówka tła godła zapobiegała zlaniu się kolorów.

Średniej długości zakrzywione ostrze spoczywało na plecach rękojeścią skierowaną w dół, przytwierdzone do skórzanego pasa opinającego tors.
Druga część skóry luźno obejmowała talię, przy której wisiały dwa długie noże.

Kobieta co chwila, z niemym oczekiwaniem, spod wściekle rudych włosów zdobionych białymi pasmami, spoglądała na dębowe drzwi wejściowe do piwnicy.

Szefowa Redańskich Służb Specjalnych była ostatnią z osób, które powinny świętować na górze.

Oprócz czołowej dwójki sąsiadujących Królestw Północnych, w piwnicy z winami znajdowały się jeszcze cztery osoby: aresztowani wiedźmini, ćwierćelf i rudowłosa elfka.
Jej, jako jedynej związano ręce za plecami, zaś do ust wepchnięto kawał materiału.

O ile pierwsze trzy osoby zostały przyprowadzone w ramach zatrzymania na polach nieopodal Rajczewa, o tyle przedstawicielka Aen Seidhe znalazła się w tym miejscu całkowicie przypadkowo.

Gdy tylko mężczyźni dotarli na dwór, wzbudzili powszechną sensację u gości, zażywających świeżego powietrza.
Niestety rudowłosa pani kapral, podczas przekazania pojmanych drugiej grupie kuszników, znajdowała się zbyt blisko epicentrum zdarzeń.
Kiedy oddaliła się na w miarę bezpieczną odległość, któryś ze strażników musiał ją dostrzec.

Została potraktowana jako uciekinier, co zaowocowało zwiększonym rygorem podczas pilnowania.

Doprowadzeni zostali niemalże wepchnięci do środka, jednocześnie otrzymując informacje od jednego ze strażników, iż gospodarz przybędzie do nich niebawem.

Dla elfki obecność Vernona Roche'a i wyraźnie rozdrażnionej Leny Savi, nie była dobrą wiadomością. Nie wiadomo jak dwójka czołowych agentów zareagowałaby na próbę oswobodzenia się z więzów założonych przez "wojsko" Relinvena.

Nagle przez gwałtownie otwarte drzwi wleciał elf!
Z łoskotem wylądował na podłodze.




Tuż za nim do pomieszczenia wkroczył potężnie zbudowany, wąsaty jegomość w towarzystwie dwóch mężczyzn w pełnym umundurowaniu z dwoma herbami: Redańskim orłem na piersi i Roztoką po drugiej stronie.
Zapewne osobista gwardia Rolanda Relinvena.




-Siadaj, kurwiarzu, bo ci fujarę urwę-warknął do elfa, który chcąc nie chcąc usiadł przy stole.

Srogi wyraz twarzy gospodarza zniknął prawie natychmiast, gdy jego wzrok spoczął na czwórce pojmanych.

-Moi drodzy goście! Dziec...

-Nie, kurwa! Nie!-poderwała się nagle kapitan Pogoni, z mocą uderzając pięścią w stół.
Gwardziści błyskawicznie wyszarpnęli miecze z pochew, ale wzrok magnata natychmiastowo zgasił ich zapał do obrony.

-Wyjdźcie. Tak, tak, jestem bezpieczny, wyjdźcie-mruknął, machając dłonią tak, jakby opędzał się od muchy.

Chwilę później drzwi zamknęły się ponownie.

-Jaja sobie robisz?! Nie będziesz nas dłużej ignorował!-wrzasnęła Lena.

-Ty skurwielu. Doprowadzisz do wojny domowej, bo chcesz do końca przeprowadzić swoją pierdoloną gierkę!
Pod Woedd D'yaebl ściągnęły same najwyższe rody Redanii. Czekają tam dwie doby! Na gospodarza!
Co tymczasem robi wielki arystokrata?! Bawi się z przedstawicielami wszystkich krajów i pomniejszymi szlachcicami Redańskimi!
Nigdy ci tego nie zapomną, Relinven. Nigdy. Właśnie stworzyłeś sobie cholernie potężnych wrogów wkurwianych przez chędożonego elfa, pieprzącego o zniszczeniach.
Upokorzyłeś ich, sprowadzając do poziomu niższego niż szlachetkowie
-warknęła.

-Skończyła pani, pani kapitan?-zapytał patrząc ze spokojem.

-Nie-uśmiechnęła się słodko, powoli wyjmując z pochwy długi nóż.

-Sam ze sobą rób co chcesz, ale moich chłopców tknąć nie dam.
Wiesz na kim wyładuje się Radowid za wojnę domową? Nie na tobie. Nie na tobie pokrewnych kurwach. Na Pogoni za niewykonanie zadania.
Dostałam rozkaz od samego króla: "Nie dopuścić do wojny domowej. Za wszelką cenę."
Zaciągnę cię pod Woedd D'yaebl choćby siłą...


-Mam tu pilnować porządku, Savi, więc posadź swój krągły tyłeczek na krześle. Póki proszę...-rzekł Roche, również wstając.

-Dość. Wina? Mam najlepsze gatunki. Z Toussaint, Beauclair,... Roche, wódki?

-Nie, tylko odpowiedź. Co ja, do jasnej cholery, robię w piwnicy?!

-Nie bez powodu was ściągnąłem-wskazał na Vernona i Lenę, która natychmiastowo pobladła.
Nieświadomie zrealizowała kolejny punkt diabelskiego planu magnata.

-Ale to później...

-Nie później! Eargeil i...

-Kobieto, Eargeil i reszta to dobre skurwiele. Przetrzymają ich przez noc, a skuteczniej niż Pogoń powstrzymają ich ryboludy.
Myślisz, że zależy mi na wojnie domowej? Rusz główką. Co by mi to dało?
-powiedział, pieczętując swe słowa milczeniem.

Rzeczywiście, ciężko było znaleźć racjonalny powód, prócz zdrady, dla którego arystokracie mogło zależeć na tak poważnym chaosie.

-Teraz zawrzyjcie pyski na chwilę-powiedział, rozwiązując ręce elfki.

-Wybaczcie nieporozumienie. Moi ludzie nieco opacznie zrozumieli komendę "przyprowadźcie ich do mnie", ale... miała was być trójka. Ja widzę czwórkę.
Nic to, niech będzie czworo.
Później mi opowiecie co się stało
-powiedział, przyciągając ku sobie jedno z wolnych krzeseł.
Drewno zatrzeszczało pod pokaźnej wielkości mężczyzną.

-Daję wam dwieście koron. Każdemu z osobna. Tobie też, pierdolony złodziejaszku-dodał, spluwając na podłogę.

-Łukomorze ma kłopoty z ryboludami. Napadają na ludzi, było już kilka ataków na moje wsie.
Na razie się bronimy, ale tego gówna wyłazi coraz więcej. Patrole są coraz większe, tak jak oddziały atakujące.
Dwieście koron na głowę to propozycja za pozbycie się problemu. Płacę za efekt, czyli: Mam ich więcej nie widzieć.
Mam to w dupie czy nigdy więcej nie wystawią łba nad powierzchnię wody z własnej woli, czy też nie.
To wasz cholernie drogi problem.
Wasza czwórka dostaje propozycję, a ten wypierdek ryboluda dostaje ultimatum. Zajmie się tym, albo jego głowa zadynda nad bramą Rajczewa.
Korpusu fatygować nie będziemy
-ponownie zamilkł, spoglądając na przyprowadzone osoby.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 06-07-2011 o 22:10.
Alaron Elessedil jest offline