Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2011, 23:12   #169
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Wielokrotnie powtarzane kłamstwo ma szansę, dużą szansę na stanie się prawdą. Wtedy już tak nie boli, nie rani swą nieprawdziwością. Przeciwnie, staje się słodką, niezbędną potrzebą. Faktem. Staje się. Tak jak ja się stałem. Pojawiłem w miejscu, które w zaistniałych okolicznościach naturalnie tego potrzebowało. Taka była potrzeba, a skoro natura nie znosi próżni, naturalną konsekwencją jej było zaistnienie. Tak miało być, po prostu musiało. Nie było innej drogi. Żebym to wcześniej wiedział, żebym to zdawał sobie z tego sprawę... wiele zdarzeń mogło by mieć zgoła odmienny przebieg. Wiele... Przyczynowo skutkowy ciąg nie miał tu w najmniejszym stopniu żadnego znaczenia. Nic co po drodze się nie liczyło. Ważny był cel. Początek i kres. Meta i start. One jedyne miały znaczenie w równaniu, którego skomplikowanych wzorów nie pojmować jest rzeczą naturalną... i jak najbardziej właściwą. Jak drzewo które nie drążąc istoty wyciąga ku słońcu liście by czerpać życiodajne światło albo owad przybierający coraz to nowe, jakże odmienne formy w wyścigu do upragnionego celu. Stawania się. Coraz to i na nowo...

Pukanie do drzwi. Kto? Z lękiem spojrzałem na Ciebie... a nie, co mi tam... niech widzi, niech wie... i tak wiedzą. Widzieli.
- Proszę.
Nie miałem im już za złe tej niedyskrecji, jakiej się dopuścili. Są tylko ludźmi. Muszą się nas obawiać... takich jak my... oni. Jak oni.
- Śniadanie. - spokojny głos człowieka w liberii i służbowy uśmiech.
- Dziękuję proszę postawić.
- Czy czegoś jeszcze Pan
- Nie, to wszystko. Dziękuję.
- Życzę zatem smacznego... i miłego dnia.
- Tak...
Odgłos domykanych drzwi. Smakowite zapachy. Cisza. Szum... jakby fal. Zgłodniałem. Nie. Byłem już głodny. Bardzo głodny. Tylko te zapachy. Zniknęły. Jakby się rozwiały w mgnieniu oka. Dziwne i fascynujące zarazem. I z zastanawiające jak w hotelu szczycącym się najlepszą obsługą w mieście do pomyślenia, by podać zimne śniadanie...
Cóż... z pewnością istnieje bardzo ważny cel dla którego tak się dzieje. Kiedyś może, co tam może? z pewnością dociekał bym jego istoty... Dziś... dziś z uśmiechem wykrzywionym przez zwierciadło stwierdzam, że nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Sic erat in fatis...
 
Bogdan jest offline