Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2011, 09:22   #115
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Tharbad, maj 251 roku



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xButjfhZWVU[/MEDIA]

Cień czarnej postaci przemknął przy krawędzi dachu. Skórzana rękawica oparła się o kamienny gzyms. W dole, w uliczce na ścianach migotały błyski zatkniętych przy drzwiach pochodni. Tańczyły olbrzymie cienie rzucane przez walczących gdzieś kilka ulic dalej ludzi. Bitewny zgiełk Tharbadu dobiegał zewsząd.

W wąskim przejściu między budynkami, naprzeciw czwórki barczystych postaci dunlandzkich wojowników stała drobniejsza zakapturzona postać. Z rozpostartymi ramionami. W jej rękach spoczywały dwa zawieszone w przestrzeni miecze. U jej stóp leżały dwa trupy.

Najbliżej stojący brodacz rzucił się z krzykiem na pojedynczego wroga.

Czarna postać na dachu powoli zdjęła z pleców łuk.

Nim atakujący dryblas osunął się na ziemię pod ciosem broniącej się postaci, która teraz wybijając się do góry obracała się dookoła własnej osi pracując obydwoma ostrzami w perfekcyjnej harmonii, ręka sięgnęła po strzałę.

Dwóch kolejnych zbrojnych osunęło się na ziemię. Ostatni na placu boju zamachnął się trzymanym oburącz mieczem. Moment później spod pachy trysnęła mu struga krwi. Osadzony w miejscu dryblas obrócił się w kierunku zgodnym z cięciem postaci i chwilę po tym jak drugie ostrze błysnęło w ciemności, twarz kudłatego brodacza zalała się gęstą ścieżką jasnoczerwonej cieczy.

Usta młodzieńca wygięły się w drwiącym grymasie półuśmiechu. Otworzył dłonie wypuszczając dwa kiepskiej roboty dunlandzkie miecze.

Wirujący grot utkwił mu w sercu.

Zginął nim metal porzuconych ostrzy przestał dźwięcznie rezonować o bruk.
Upadł na plecy niewidzącym wzrokiem wpatrując się w białą tarczę księżyca z wciąż zastygłym na ustach uśmieszkiem młodzieńczego pół gębka.

Krótkowłosa dziewczyna narzuciła na głowę czarny kaptur posyłając zastygłym w bezruchu ciałom w uliczce ostatnie zimne spojrzenie, nim zniknęła na dachu w dymie tharbadzkiej nocy.










Krasnolud szarżował wprost na uciekających z tłumu ludzi.
Większość z nich zboczyła z kursu większym łukiem chcąc ominąć pędzącego z wściekłoscią wprost na nich wojownika. Widać nie po to uchodzili z życiem z rzezi na placu, żeby teraz dać się zarąbać.

Sprintujący elf zrównał się z krasnoludem i obaj pędzili w stronę płonących na placu słupów.

Mrużąc oczy od gęstego dymu łuczniczka na dachu złożyła się do strzału.

Andaras wierzgnął do przodu targnięty siłą pocisku, który wybił go z rytmu. Zaczepiając nogą o leżącego na placu trupa zwalił się na bruk koziołkując kilkakrotnie. Tak blisko Golina!

Kh’aadz rzucił się ku przyjacielowi. Kiedy krasnolud odwracał Andarasa na plecy, tamten nim zamknął oczy wydał z siebie cichy jęk bólu. Z poniżej lewej łoptaki sterczała strzała. Żelaznoręki z trzęsącymi się wąsami, mrużąc krzaczaste brwi, zarzucił nieruchome ciało elfa przez bark i z imponującą szybkością pognał w stronę mostu, gdzie z wnętrza otwartej bramy królewscy łucznicy kosili salwami biegających po placu oszołomionych ludzi.










Dearbhail z Endymionem zaciskali zęby. Ignorowali mdlenie ramion, które od czaru przekroczenia bramy Tharbadu nieustannie unosiły miecze. Ostrza ciążyły ku ziemi z każdym nowym cięciem i parowaniem. Wyszarpywanie stali grzęznącej w mięsie i kościach splątanych ze skórą i blachą, przychodziło z coraz większym wysiłkiem. Parli do przodu.

Ogień przeskoczył na słup do którego był przywiązany Golin.
Endymion z bezsilności zaczął krzyczeć, wyjąc jak ranny zwierz. Dzieliła go od przyjaciela zbita ludzka masa, która okładała się mieczami, tarczami pod butami tratując trupy z rannymi.
Oczy Dearbhail zlepiły gęste, nabrzmiałe łzy, kiedy ogień zaczął obejmować stopy strażnika. Wtedy konni przebijali się już przez wszystkich niemal nie patrząc, czy stawające dęba kopyta uderzają w swoich czy wrogów.

Piechota królewska dopadła do słupa strażnika. Mieczami dźgali ziemię wokół pniaka, w której, po wydarciu z placu kamiennych kostek, osadzony był pal.

Endymion z wsciekłością rąbał po czarnych, dunlandzkich kudłach masakrując twarze, odrąbując uszy, otwierając co najmniej dwie czaszki. Bódł przy tym rumaka piętami pobudzając go do zwiększonego wysiłku. Był już niedaleko Golina, kiedy ktoś wyskoczył z tłumu na stojącego w strzemionach strażnika. Chwytając go za poły ściągnął z siodła. Spadł ciężko pod konia łokciem uderzając o bruk. Promienisty ból. Widząc zbierającego się do ciosu przeciwnika przeturlał się pod ogierem cudem unikając tańczących kopyt. Wstał po drugiej stronie. Nie zwracając uwagi na oszalałego w furii człowieka z odrąbanym fragmentem nosa, który dalej biegł za strażnikiem przez tłum, Endymion parł w stronę słupów.

Dearbhail widząc pustego konia dowódcy, rozdając kopniaki najbliżej stojącym wrogom, wypatrywała strażnika. Dostrzegła go torującego sobie drogę pięścią i klingą miecza. Wykorzystując lukę w tłumie, gdy spora gromadka przeciwników rzuciła się do ucieczki z placu wyrwała się z gęstwiny walczących. Niedaleko miejsca, gdzie niedawno widziała krasnoluda z elfem. Lawirując między biegnącymi ludźmi galopowała pod słupy.

Zeskoczyła z konia nieodrywając wzroku od Golina. Nie ruszał się. Ogień trawił buty i spodnie. Czerwone płomienie wpinały się po płaszczu zbliżając się do rozwianych na wietrze włosów. Zdało się jej, że otworzył oczy. Żył. Patrzył na dół walczącym o przytomność wzrokiem.

Endymion dopadł zziajany do wysmarowanego smołą słupa i oderwał od niego zbrojnego. W jego miejsce zaczął wraz z innymi, w wytężonym wysiłku wyciągać zakopany w ziemi pniak.
Dearbhail stała jak sparaliżowana. Po policzkach płynęły łzy. Ogień z furią omiótł piersi i głowę Strażnika, lecz w jego ust nie wydarła się ani jedna skarga. Zaciskając z nieludzkiego bólu szczękę, dygocąc wpatrywał się w czarne niebo. Nim żywioł całkowicie skąpał jego twarz w szalejących płomieniach, Golin zamknął oczy.

Zwyciężyli. Miasto północne zostało odbite.










Nim słońce wyjrzało zza horyzontu iskrząc delikatnie fale Gwathlo połyskującą złotem czerwienią, miasto północne było pod kontrolą Eldariona. Królewscy zbrojni nie mieli litości nad uciekającymi Dunlandczykami. Nie za okrucieństwa jakich się dopuścili. Barbarzyńcy zza Issen, którzy uszli z życiem tej nocy albo zapadli się pod ziemię, czyli piwnice splądrowanych i na wpół spalonych domów, ukrywali się u sympatyków ich sprawy lub zaufali rzece rzucając się w jej ramiona.

Dzięki przybyłym oddziałom z północy, zaprowadzenie porządku w zbuntowanym mieście poszło szybciej i sprawniej niż przewidywały najbardziej optymistyczne, wcześniejsze prognozy wszystkich. Były również i złe wieści. Tragiczne. I przerażające.

Z raportu konnych wynikało, że rozbite wojska królewskie pod Bree były zupełnie nieprzygotowane do stawania w boju z wrogą armią. A to dlatego, że nikt nie spodziewał się jej przybycia. Z informacji zwiadowców wiedzieli, że od Ostatniego Mostu zbliża się większa banda orków w sile od kilkunastu do kilkudziesięciu wojowników Uruk-hai. Jakim cudem udało się wielotysięcznej hordzie orków zwieść skautów królewskich, nikt dokładnie nie wiedział, choć było kilka teorii. Najbardziej wiarygodna głosiła, że dostrzeżony oddział był niczym innym jak wabiem obliczonym na zmylenie przeciwnika, gdyż ta grupa Uruk-hai, miała przed sobą i po obu flankach w promieniu mili po kilku Worgriders. Jako, że do Bree dostał tylko jeden meldunek, uważa się, że reszta scoutów została przechwycona przez wroga. A banda goblinów wzięta zaś za główną siłę orków odpowiedzialnych za palenie wsi i osad na szlaku destrukcji jaki za sobą zostawiała. Mimo zapewnień umykających wieśniaków a znaczenj sile orków mierzonej w tysiącach nikt nie przygotował się na to. Nikt nie uwierzył. Od kilku pokoleń nie słyszano o plemionach tej barbarzyńskiej rasy na północy. Od lat nikt nie widział choćby jednego orka. Byle szczątki ich kości. Ani żadnych śladów ich obecności. A jednak prosty lud nie przesadzał w swoich opowieściach. Zarzucano miejscowym po incydencie w Trollshaws, gdzie odkryto legowisko małej grupki orków w leśnej jaskini, przesadne rozdmuchiwanie sprawy i wymuszoną obecność zbrojnych w każdej wiosce. Wiadomo, że strata choćby jednej krowy i owcy dla pasterza ważniejsza jest nieraz od stada, więc dowództwo garnizonu w Bree podejrzewając wieśniaków o dmuchanie na zimne i zabezpieczanie się na zapas w cieniu zbrojnych, ograniczyło się do wydelegowania jednego regimentu do osady Ostatni Most. Tam widziano orków. Dowodem były naoczne zeznania wielu świadków, jakoby Strażnik Królewski wraz z elfem i krasnoludem mieli jednego orka ukatrupić, biorąc jego głowę na pamiątkę. Kiedy oddział wrócił z kolejnymi czterema łbami orczymi z Trollshaws sprawę uznano za incydent a skład załogi strażnicy przy Ostatnim Moście podniesiono, dla świętego spokoju, do dziesięciu strażników.

Widmo wojny które wisiało nad Śródziemiem widoczne przez niewielu wtajemniczonych, teraz było powszechnym i namacalnym terrorem dla wszystkich. Tharbad sam musiał uporać się z południową częścią miasta i Dunlandem. Zamiast posiłków do kampanii przeciwko Cadocowi do miasta przybywały kolejne rozbite oddziały zbrojnych oraz tysiące ludności cywilnej.
Wrota Północne stały otworem dla nadciągających ludzi.






Eldarion nie musiał wcale ogłaszać mobilizacji. Pęczniejące z godziny na godzinę miasto rwało się do walki przesiąknięte krzywdą i cierpieniem, które rozciągało się od Tharbadu aż po Bree i Ostatni Most. Ktoś musiał za to odpowiedzieć i wyglądało na to, że padło na Cadoca.

Wiadomość o wojnie z Uruk-hai rozeszła się lotem ptaka po okolicy i już przed południem dotychczasowi zwolennicy Cadoca w Tharbadzie odwracali się otwarcie od sprawy Dunlandu nawołując do walki ze wspólnym wrogiem. Choć mieli aspiracje do statusu wolnego miasta i autonomii, w żadnym razie nie było już nikomu po drodze do walki ani przeciwko Eldarionowi, ani do stawania w polu w osamotnieniu z armią Uruk-hai. Idea Zjednoczonego Królestwa na nowo spodobała się przewrotnym mieszkańcom Cardolanu.

Majowej nocy życie oddało wielu ludzi a wśród nich był Golin.
Towarzysze Perły na próżno szukali młodego Valamira w mieście. Żywego lub martwego. Ani śladu. Zrezygnowani wrócili na zamek, gdzie Andaras odpoczywał w komnacie zarezerwowanej tylko dla najznamienitszych gości, po opatrzeniu rany przez nadwornego medyka. Wieczorem odbył się pogrzeb Strażnika Królewskiego i innych patriotów. Pod osłoną nocy zaś elf, krasnolud, Rohirimka i Endymion wraz z królem i rannym lordem Adrahilasem wyruszyli w ponad miesięczną podróż do Gondoru. Ze względu na niebezpieczeństwa wzburzonego Dunlandu udać się mieli okrętem królewskim przez Lond Daer do Dol Amroth a stamtąd konno do Minas Tirith. Mała flotylla Tharbadu licząca pięć statków, w ślad których podążyło też kilka barek i łodzi, wypłynęła pod osłoną nocy z wciąż płonącego portu.








 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-07-2011 o 07:18. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline