Wątek: [Autorski]Smoki
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2011, 21:34   #17
zbik_zbik
 
Reputacja: 1 zbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumny
Ziiobaartamun wystawił lekko pysk z wodospadu, rozejrzał się, gdzieś daleko pojawi się wkrótce jutrzenka, ostatnia gwiazda na nocnym niebie, a zaraz za nią świt. Skoczył w dół razem z wodą, potrzebował trochę adrenaliny. W odpowiednim momencie zamachał skrzydłami, odbił w górę po czym znów zniżył lot nad wodę, nabrał prędkości i ponownie do góry, wysoko do góry, aż ujrzał daleki horyzont z rozjaśniającym się niebem. Jeszcze chwila i mógłby oglądać świt, ale miał inny cel ruszył w przeciwnym kierunku, jakby uciekając słońcu. Był podekscytowany, mógł w końcu zdziałać coś na co wcześniej nie było rady.
W ciągu kilkunastu minut zobaczył okolicę swego dzieciństwa, szybko zniżał lot, bardzo szybko, za szybko zdawałoby się, lecz dla smoka nie było to za szybko. Tuż nad skałami rozłożył skrzydła i wyhamował, choć nie na tyle ile się spodziewał, mocno uderzył w skałę, szybko się jej złapał, tuż na nią było wejście do jaskini. Wsunął się niczym jaszczurka między kamienie. Znajoma komnata, dawno jej nie widział. Lekko się wzruszył. Ale nie czas na wspomnienia. Ruszył śmiało w stronę leża smoka, gdy nagle drogę zatarasowała mu żelazno drewniana postać wielkości trzech ludzi, w jednym ręku trzymała sporą kuszę a w drugim topór. Smok stanął wryty. Nie spodziewał się czegoś takiego w domu ojca.
- czego szukasz – Odezwała się postać metalicznym podźwiękiem i bez żadnego akcentu.
Usmażyć czy pogadać? Nie był pewny, ale w za postacią pojawił się czarny smok.
Odsunął postać łapą w bok i podszedł.
- Witaj synu. Bardzo się cieszę że przybywasz. Dziś w nocy coś się wydarzyło. Nie wiem co ale coś. Na pewno też to czułeś.
- Tak czułem. – Odpowiedział pocierając łbem szyję ojca. – I byłem tam, Bóg umarł, zaczęła się walka o to kto zostanie kolejnym, jest wskazówka co do umiejscowienia artefaktów, kto zdobędzie je wszystkie otrzyma boskość. Wiesz do czego to jest okazja.
- Tak wiem. – spuścił wzrok na chwilę, był czymś przygnębiony, ale zaraz odezwał się – jaka to wskazówka?
Szary smok przytoczył wiersz…
-To nie tyle wskazowka co...mglisty kierunek świata z punktem oreintacyjnym...-Zamyślił się- A co za tym idzie raczej...no musisz się śpieszyć...-Spojrzał się na Ciebie-Jesteś wybrańcem, prawda?
- Na to wygląda… - ‘wybraniec’, nie lubił tego słowa, w końcu wybrańców było pięciu… - Jeden z artefaktów znaleźć będzie raczej łatwo. Ale zastanawiam się nad innymi, powiedz mi, gdy matka wyruszała, gdzie ruszyła, w którą stronę, może zostawiła jakąś ważną informację, powiedz mi co wiesz, może nam się udać…
-Matka...-powiedział głucho i zaryczał wściekły-Udała się na północ. Później...sam wiesz, jak i co było później ale...tam...-Urwał. Sam czuł ból w jego słowach. Tak, kochał matkę, kochał mocno. Do tej pory ryczy wściekły na wzmiankę o tym, że już jej nie ma
-Tam...Tam na północy...coś złego-Westchnął-Nie wiem czy powinieneś tam samemu lecieć...
- Polecę gdziekolwiek trzeba. Ale masz rację, pomoc zawsze się przyda. Mogę wykorzystać jakiegoś ze smoków… konkurentów przekonać, że tam znajdziemy któryś z artefaktów. A ty? Jak się czujesz?
-Nie czuję-Westchnął-Stary smok...nie ma zasadniczo zbyt wiele do stracenia ani zyskania ale nie narzekam...jak widzisz...-Ale miał wrażenie, że coś ukrywa przed... pytanie tylko, co?
- Powiedz mi jeszcze, czy mówiła po co dokładnie leciała? Musimy wiedzieć czego szukać. – Wiedział, że ojciec nie będzie chyba najlepszym kompanem do tej podróży, ale gdyby się zdecydował nie mógłby mu zabronić. Nie mógłby ze względu na miłość, tak wyraźną, tak widoczną. – Czy będziesz chciał wyruszyć?
-Mówiła...-Westchnął-Że to będzie potrzebne...Tobie...-Wyrzucił to w koncu z siebie-I nie...wiem czy chcesz...czy bym nie opóźniał Ciebie- Ale widział, że oczy aż mu się zaświeciły na wspólną wyprawę
Był tego pewien, pewien był, że to właśnie przez niego coś się wydarzyło. I ojciec miał wyrzuty, nie oznaczało to na pewno nienawiści czy niechęci, bo w końcu był owocem ich miłości. Lecz wyrzut był i dało się go wyraźnie wyczuć. Trudna sytuacja. Wziąć ojca czy nie wziąć. Gdyby nie poczucie winy zaproponowałby żeby ojciec został. Ale teraz… Nie mógł mu tego zrobić.
-Oczywiście, że możesz ze mną wyruszyć, spowalniać mnie nie będziesz, damy radę na pewno.
Kiwnął głową
-Zatem polecę, nie ma innej możliwości- syn widział coś w oczach ojca...coś dziwnego ale i... tak to było zdeterminowanie, czyste zdeterminowanie i chęć pomocy i...pozbycia się owych wyrzutów sumienia, jakie go dręczyły.
-Myślałem o pomocy innych, ale skoro ty mi pomożesz to nie potrzebujemy nikogo innego. – Nie był tak przekonany do tego co mówił, lecz nie chciał żeby inne smoki poznały jego ojca, może trochę się go wstydził, a może po prostu nie chciał słyszeć kpin w stronę swego mentora. – Ruszymy od razu?
Smok tylko skinął głową dając znak, że jest gotów i jak najbardziej chce lecieć, teraz, już.
Ziiobaartamun chciał już ruszyć do wyjścia, ale przypomniał sobie o dziwny stworzeniu.
- A to? – skinął na sam nie wiedział co.
- Gnomia produkcja, taki strażnik. Lećmy.
Wychodząc zauważył jeszcze jakąś postać – ludzką, choć dość wysoką, może elfa – ukrytą w skałach. Nie zainteresował się nią gdyż czarny smok przechodząc obok szepnął do niej kilka słów w obcym języku. Nie wtrącał się, sam by nie chciał by ktoś się wtrącał, więc szanował też innych.
Gdy wyszli udali się wprost na północ.
Dwa smoki. Czarny i szary. Jeden koło drugiego, szary lekko z tyłu, uznając hierarchię. Przodujący leciał dziwnie, krasnolud rzekłby, że jezioro bimbru musiał wypić. Nie temu jednak lot był nierówny, chodziło o stare rany, dawne walki, i źle wygojone skrzydło. Wiele przeżył ten smok, wiele nawet jak na smoka. Ale podczas tego lotu w oczach było widać żywotność, żywotność jakiej brakło mu od przeszło 300 lat. Teraz ją miał, i leciał zdecydowany na wszystko. Prędkość nie porażała, ale szary wciąż trzymał się lekko w tyle. Nie wyprzedzał, nie poganiał, rozumiał.
 
__________________
Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć.
zbik_zbik jest offline