Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2011, 00:22   #19
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Wieczór. Ulice Usy.

Widowiska dobiegły końca, ludzie zaczęli schodzić się do swych domów, a niektórzy panowie – do knajp. Zaraz też w zniesławionych uliczkach zaczęły pojawiać się skąpo ubrane kobiety. Przechodziłem właśnie jedną z takich ulic. Nie byłem wtedy przy kasie, ale te kilka monet w moim mieszku pobrzękiwały radośnie z każdym krokiem.
- Hej, słodziaku, szukasz rozrywki na noc? – zaczepiła mnie jedna z nich. Była ubrana w prostą suknię, potarganą zresztą w paru miejscach. Swoje kasztanowe włosy spięła w kok. W uszach pobłyskiwały tanie kolczyki, a usta pomalowała na krwistą czerwień. Zaraz też zarzuciła rękę na mój tors, wkładając dłonie pod kurtkę. Odepchnąłem ją jednak stanowczo.
- Wybacz, ale się śpieszę – odrzekłem. Kiedy próbowałem odejść, ona złapała mnie za rękę mówiąc:
- A dokąd ci tak śpieszno, mój wojowniku? – Marzyłem tylko o porządnej nalewce. Ramie wciąż mnie trochę bolało. Dobry trunek uśmierzył by mój ból.
- Nie twój interes – powiedziałem stanowczo. Ona jednak przyciągnęła mnie do siebie, kładąc głowę na mym ramieniu.
- Proszę, pomóż mi. Widzisz tamtego faceta? – mówiła mi na ucho. Obróciłem głowę i ujrzałem go. Stał podparty o ścianę. Wysoki, bogato ubrany, rozglądał się uważnie.
- On jest moim szefem. Dziś nie miała jeszcze żadnego klienta, wczoraj zresztą też nie. Jeśli dalej to się będzie ciągło to… - nie dokończyła.
- To? – spytał zaciekawiony.
- Nie ważne. Po prostu udawaj mojego klienta. Wejdź ze mną do tamtego budynku, potem będziesz mógł się wymknąć – szeptała. – Proszę – dodała na końcu. I choć nie miałem zamiaru bawić się w żadne gierki, ani też nie byłem nic tej kobiecie winny, uznałem, że jej pomogę.
- Dobrze, prowadź.
- Chodź za mną – powiedziała. Ciągnęła mnie za rękę do jakiegoś budynku, co chwila obracając się w moją stronę i puszczając mi zalotne spojrzenia. Zobaczyłem też tego faceta. Przyglądał się nam uważnie.
Po paru minutach znaleźliśmy się w małym pokoiku. Stało tu łóżko i bania do kąpieli. Usiadłem na łóżku i zdjąłem kurtkę, odsłaniając przy tym moją ranę. Ona przysiadła się obok i obejrzała ją uważnie.
- Poczekaj, pójdę po jakieś maści lecznicze – powiedziała z przejęciem.
- Nie trzeba, to tylko draśnięcie – odparłem.
- Chociaż tyle mogę ci zaoferować – stwierdziła, zaraz też, opuściła pomieszczenie, po to, aby po kilku minutach wrócić z małym pudełeczkiem w rękach. Otworzyła je, wyjmując jeszcze mniejsze. Odkręciła je ostrożnie, w środku znajdowała się zielona maść. Wzięła trochę na palce i powoli wcierała w moją ranę. Robiła to z absolutnym skupieniem, być może się na tym znała. Słabe światło lampki wiszącej na ścianie, padało na jej policzek. Obserwowałem ją uważnie, zwłaszcza jej oczy. Gdy tylko zobaczyła jak się jej przypatruje, uśmiechnęła się nieśmiało. To trochę mnie speszyło. W ogóle zapomniałem o tym, że jest prostytutką. Liczyła się tylko ona. Nie wiem, może ten pokój tak nastrajał.
- Gotowe – powiedziała zakręcając pudełko.
- Dziękuję – odrzekłem patrząc się jej w oczy. Po chwili milczenia, dodałem – Dlaczego to robisz?
- Co robię? – spytała zdezorientowana.
- Sprzedajesz się – streściłem. Po tych słowach wyraźnie posmutniała. Zgasł jej uśmiech.
- Nie rozumiesz.
- Co tu jest do rozumienia? Sprzedajesz własne ciało obcym mężczyzną.
- Ty nic nie rozumiesz – powtórzyła. – Nie przeżyłeś tego co ja. Nie wychowałeś się na ulicy, nie walczyłeś o kromkę chleba, o to, aby przetrwać następny dzień. Nie wiesz jak to jest, gdy matka cię zostawia z ojcem pijakiem, który cie bije. Nic nie rozumiesz… - spuściła głowę, chowając twarz w dłoniach. Zrobiło mi się jej żal. Wychowałem się na zamku pod pieczą rycerza. Mimo iż byłem tylko giermkiem, zasmakowałem dworskiego życia. Wiedziałem jednak co to bieda, gdyż nieraz w przyszłości musiałem walczyć o przetrwanie.
- Ale dlaczego jesteś tym, kim jesteś?
- A ty, kim jesteś? Czy miałeś jakiś wpływ na swoją przyszłość? – powiedziała, spoglądając mi w oczy. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Po prostu, zostałem giermkiem i już. Nawet nie przychodziła mi na myśl inna opcja, że mógłbym zostać kimś innym.
- Nie musisz tego robić.
- A co niby miałabym robić? Pracować na polu? Czy być sprzątaczką na jakimś dworze?
- To na pewno było by lepsze od obecnej sytuacji.
- Nie znasz życia, mój wojowniku. Nawet jeślibym chciała, nie opuszczę tego miejsca.
- A dlaczego to?
- Naprawdę nie jesteś tak domyślny? Mój tak zwany szef zabiłby mnie, a przynajmniej poważnie okaleczył.
- Tylko tyle cię tu trzyma?
- Chciałeś powiedzieć „aż tyle”. On ma swoich ludzi w całym mieście, znajdą mnie.
- Powiedz tylko słowo, a twoje problemy zostaną rozwiązane.
- Myślisz, że zabicie go coś zmieni? Nie on, to inny, są setki na jego miejsce. Tu przynajmniej mam dach nad głową i nie głoduję.
- Nie musi tak być, ja ci pomogę.
- Proszę, idź już – powiedziała, wyraźnie była zdenerwowana. Być może poruszyłem niewłaściwy temat.
- Naprawdę, twój koszmar się skończy.
- Idź już, przecież się śpieszyłeś – próbowała mnie zbyć.
- Nie rozumiem cię.
- Idź! – wstała i wskazała ręką w stronę drzwi.
- Dobrze, jak chcesz – powiedziałem kierując się do wyjścia.
- Po prostu zapomnij o mnie, tak jak robią wszyscy mężczyźni.
- Wojownik nie zapomina. Twarze pamięta przez całe życie – po tym, wyszedłem.

Znalazłem się na ulicy, mróz przeszył mnie do szpiku kości. Wiele pań z ulicy już zniknęło, tak jak zniknął ten mężczyzna. Pewnym krokiem ruszyłem przed siebie.

Zmierzch. Karczma „Zwinna Łasica".

Od razu zrobiło mi się cieplej. Przyjemne ciepełko nagromadzone w karczmie sprawiło, że poczułem się lepiej. Rozejrzałem się po sali. Dziwne, bo nie było wielu gości. Zazwyczaj o tej porze zbiera się cała „śmietanka”. No nic, tym lepiej dla mnie. Podszedłem do lady, kładąc na nią monetę.
- Na początek jakieś piwo – powiedziałem. Karczmarz przyjrzał mi się uważnie, jakby mnie oceniając, po czym skinął w moją stronę. W sumie, zapewne nie codziennie jego goście noszą miecz przy boku i tarczę na plecach. Gdy tylko zatopiłem moje usta w kuflu, poczułem ulgę. Szybko dopiłem do dna i zawołałem:
- Teraz coś mocniejszego.
- Coś konkretnie?
- Starczy wódka – sprostowałem. Nim kieliszek wylądował przede mną usłyszałem:
- Uwierzysz Wulpercie? Jak stare łajno. Usunęli nas jak stare łajno ze stodoły. Legion Zimowych Wojowników stał się teraz legionem Zimowych Emerytów. – jakiś mężczyzna zwrócił się do karczmarza. Był bardzo postawny i dziwnie znajomy. Podszedłem więc do niego, pytając:
- Bizon, to ty?
-Wulpercie, piwo dla tego młodego bohatera. Gdyby nie on pewnie teraz leżałbym kilka stóp pod ziemią. – na mój widok wyraźnie się rozweselił. – Siadaj, siadaj tu koło mnie. – Zgodziłem się więc na jego propozycję. Wtedy to, przed moim nosem wylądował szklany kieliszek i butelka. Gdy tylko wyciągnąłem do niej rękę, Bizon mnie uprzedził.
- Spokojnie, ja poleję, ty w tym czasie opowiadaj.
- Dobrze, a o czym?
- Nie wiem, jak ci minął dzień, co tam ciekawego na jarmarku.
- Wiesz, wolę jednak brzdęk wydawany uderzeniem mieczem o tarczę niż te pokazy dworskich trubadurów.
- Masz rację, mój przyjacielu. Gdy już raz zasmakujesz wojny, będzie cię ciągło na następne – powiedział podnosząc kieliszek. – No, twoje zdrowie! – Zaraz też mocny płyn wylądował w naszych gardzielach. Oboje skrzywiliśmy się niemiłosiernie.
- Trzeba przyznać, że o jakość towaru tutaj dbają – dodałem z uśmiechem.
- Tak, to jedyna porządna knajpa w tym mieście, a nie jakieś psie dziury. Ale opowiadaj dalej, bo nie mieliśmy okazji na dłuższe pogawędki. Co cię sprowadza do tego przeklętego miasta? – nie wiedząc czemu, czułem gorycz w słowach żołnierza.
- Co mnie sprowadza? Interesy.
- Czyli jak wszystkich. A co może przyciągać ludzi do stolicy. Ale, ty jesteś wojownikiem. Opowiedz coś o sobie.
- No dobrze – choć nie byłem chętny na zwierzenia, uznałem, że temu wojakowi można zaufać – nie ukrywając, jestem najemnikiem.
- Najemnikiem, powiadasz?
- Tak, zajmuję się głównie ochroną ważnych osobistości, że tak to ujmę.
- Rozumiem, każdy jest kowalem swojego losu. A widzisz, ja już nie jestem. Po rozwiązaniu Legionu jestem bezrobotny.
- Słyszałem o tym, przykro mi.
- Tobie przykro? Nie gadaj, trzeba się cieszyć, teraz wreszcie mam czas na porządne pijatyki! – powiedział, polewając kolejny raz.
- We wszystkim są plusy i minusy.
- Ah, gdy tylko przypomnę sobie te chwile – przymknął oczy, skupiając się. – Wykonywaliśmy zadania, o których w życiu byś nie usłyszał. Braliśmy udział w niebezpiecznych misjach, odwiedzaliśmy miejsca opuszczone przez boga. Taak, to były czasy. Zaraz też zaczął opowiadać mi o wielkich podbojach, co jakiś czas nalewając do kieliszków. A jako, że nie miałem nic innego do roboty, słuchałem jego opowieści.

Usłyszałem huk, jakby coś upadło. Odwróciłem się i zobaczyłem postać leżącą na podłodze. Zaraz też do niej doskoczyłem. Odwróciłem go na plecy, to był starszy człowiek, po jego białych oczach wywnioskowałem, że jest niewidomy. Ostrze sztyletu zatopione był tuż pod jego żebrami, mocno krwawił. Ręką próbował coś namacać.
- Szybko, wołać po medyka! – zakrzyknąłem. Wulpert zwrócił się do swojego parobka, aby to uczynił.
Wtedy to starzec chwycił mnie za dłoń. Poczułem… tego nie da się opisać. Niesamowite uczucie, niespotykane. Połączyła nas jakaś więź, że tak to określę. Staliśmy się jednością, słyszałem bicie jego serca, czułem jego ból, moje zmysły zaczęły wariować, wszystko wokół zniknęło. Po tym to zobaczyłem, ten obraz, który wyrył się w mej pamięci.

Młoda kobieta stała na środku jakiegoś placu. Wyglądała na bardzo przerażoną. Jej ciało trzęsło się ze strachu. Nagle jakieś cienie otoczyły ową kobietę. Nie wiedziałem co to jest, czy to bestie, czy inne szatańskie pomioty. Do moich zmysłów wkradła się nienawiść, żądza krwi, która biła z tych bestii. Kobieta broniła się, odpychała te stwory. Chciałem jej pomóc, ale nie byłem w stanie. Znajdowałem się nieopodal, nie mogłem jednak ruszyć się z miejsca. Gdy ich przewaga zaczęła rosnąć, postanowiła uciec do pałacu. Było ich więcej i więcej, całe setki tych bestii owiały niebo Usy.

Wizja się skończyła. Rzeczywistość uderzyła moje zmysły. Puściłem rękę starca.
- Przepowiednia… pytaj… przepowiednia o trzech królach… szukaj… inaczej wszyscy zginiemy... – wyszeptał po czym wyzionął ducha. To wszystko było dziwne, Wulpert i Bizon spoglądali na mnie pytająco. Odszedłem od ciała i chwyciłem za kieliszek. Zaraz też ognisty płyn przelał się przez me gardło. Usiadłem, nie mogłem trzeźwo myśleć.

Po paru minutach przybył medyk, było jednak już za późno. Ciało starca wyniesiono. Z Bizonem już więcej nie gadałem. Podszedłem znów do lady i położyłem kolejną monetę.
- Przenocuję tu – powiedziałem, krótko i poszedłem na górę. Znalazłem się w gościnnym pokoiku, od razu upadłem na łóżko. Szybko zasnąłem. Nie spałem jednak spokojnie, miałem koszmary. W nich to biegłem ulicą, pot lał się z mojego czoła. Bałem się okropnie, coś mnie goniło. Odwróciłem wzrok, ujrzałem je, bezkształtne cienie żądne mordu. A ja byłem sam, bezbronny. Wtedy pojawia się ona, bestie rzucają się w jej stronę. Ona woła o pomoc, ja jednak jej nie udzielam, uciekam przed siebie. Ciągle słyszę jej krzyki.

Obudziłem się tuż przed wschodem słońca. Szybko opuściłem karczmę nie żegnając się nawet z Bizonem, ani Wulpertem.


- Już wszystko dobrze, to był tylko sen Fanrath – powtarzałem sobie znajdując się na zewnątrz. – Tylko sen…
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline