Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2011, 11:45   #4
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Koniec.
W sumie liczba wrogów jakich sobie narobił od poprzedniego świtu osiągnęła masę krytyczną. Czego się było spodziewać? W sumie vodyanoi mogliby być za to odpowiedzialni, ale... cóż, podarowano mu parę godzin życia przynajmniej.
Może nawet dobry posiłek. Będąc niepoprawnym optymistą chciał myśleć dobrze, ale nie był w stanie.
Nie miał wątpliwości, co stanie się z elfami. I z iloma osobami zadarł przez nieszczęśliwy przypadek.
Cóż, chciałem dobrze... pomyślał, nie wierząc sam sobie. Od początku chciał pieniędzy do zrealizowania życiowego celu. Rzucenia tego w cholerę i postąpienia jak przykładnie by mu wypadało...
Należało jednak dostosować się do aktualnej sytuacji. Według słów tego... hrabiego? Barona? Mogli odejść kiedy chcą, ale jakoś w swoją możliwość nie wierzył.
Ponadto elfowie zostali w całym tym zajściu ranni... Gdyby mógł tylko z nimi porozmawiać...
Może jest nadzieja. Profilaktycznie, gdyby się przysłużyć, nie zaszkodzi. Może nawet by zarobić i rozwinąć skrzydła?
Może jest możliwość wmawiania sobie dalej, że rozmowa gospodarza o polityce z... konkretnym kimś oraz ta kobieta, o manierach wcale nie przystających do swej płci co mogło oznaczać tylko dwie rzeczy.
A z tych dwóch chyba wolałby w danej chwili, aby była czarodziejką. Nie miał konkretnego pomysłu, kim mogła być, ale nie była szlachcianką, a mimo to była wysoko postawiona. Sam fakt zaś, że jej nie znał, dawał mu powody do obaw i podejrzeń...
Zbyt długo był poza Redanią. I jak tu się słuchać kurewskich rozkazów? Może w międzyczasie w ogóle o nim zapomnieli? Z resztą, to już nie miało znaczenia.
Wyraźnie strapiony mieszaniec zlustrował parę rozmówców gospodarza wzrokiem, obrócił się by i na niego spojrzeć i podniósł dwa palce.

- Wielmożny panie, ja akurat pieniądza potrzebuję i płacy... to jest pracy bardziej mi trzeba niźli chleba czy wolności nawet, tak tylko... chciałem dowiedzieć się, jak do tego ma się trzech typów, którzy przybyli na tereny Rajczewa w moim towarzystwie? - zagaił, opuszczając jeden z palców i mierząc ścianę obok głowy Relinvena pustym spojrzeniem
- Dwójka ma cię calkiem nieźle. Z trzecim jest gorzej. Przynajmniej tak słyszałem.
Będą żyć, ani chybi, ale nie ja od nagrody jestem.
Należy właściwie zidentyfikować każdego, do czego nie mam żadnych predyspozycji.

- Hmm, cóż, skoro tak winien jestem podziękowania... - wymamrotał, dał sobie chwilę na przedramatyzowane westchnięcie po czem podniósł umęczony wzrok na oblicze darczyńcy.
Chę. Do. Żonego.

- Czy jeżeli się zgodzimy... - zaczął, opuszczając drugi palec ale zostawiając podniesioną dłoń - to czy niewłaściwym i nieprzyzwolonym nam byłoby się częstować?
- Ależ proszę bardzo! Specjalnie dla moich gości specjalnych kazałem przygotować pomieszczenie i jadło - powiedział, po czym rozejrzał się.
- Ale drobna chłosta to się przyda. Rajczew nienajmniejszy, a kutas złamany piwnicę przygotował i tylko chleb zniósł...
Teddevelien uśmiechnął się krzywo na wzmiankę o biednym słudze.
- Przybite. Gotów żem krwią podpisać. Ryboludy wykurzymy. - zapewnił, zastanawiając się, czy ów... włościan myśli o takim samym pakcie. Teddevelien sądził że wie, że jego los już przypieczętowany, więc w zasadzie w miarę bezbolesna śmierć po wszystkim byłaby dobrym rozwiązaniem, a niemal pewien był, że taka czeka ich zapłata od gospodarza. Wszak zresztą sprowadził tu gości a im kazał się przysłuchiwać własnym planom... pewnie nieprawdziwym. I co to byli za goście...
Tym niemniej łatwiej mu było raźniej zacząć się obsługiwać.
- Smacznego wszystkim, bez gospodarza oczywiście nie zaczniemy. Słyszałem jeno o jakimś winie z Toussaint...

Później

Gdy wszyscy rozchodzili się do własnych kwater, reanimowany winem i posilony pieczywem Teddevelien skierował ciekawskie spojrzenie jasnobłękitnych, wyraźnie elfich oczu na jedyną kobietę dzielącą ich najemniczy los. Z jego bardziej ludzkiej, acz pociągłej do granic wychudzenia i zapadnięcia twarzy znikł na chwilę szelmowski grymas chytrego idioty, który zdawał się mu towarzyszyć od kiedy Relinven poinformował ich, że "biesiada" jest do ich dyspozycji. Na twarzy dopiero zaczynał się rysować rzadki zarost będący oznaką pewnego zaniedbania ćwierćkrwi elfa. Czarne włosy ścięte miał dość krótko i niedbale, zupełnie jakby cięte brzytwą na szybko, talentem improwizacji zaczesane do tyłu, tyle, ile ich było.

- Ślepy ze mnie prostak... - uśmiechnął się i przerwał pełne namysłu spojrzenie, ruszając dalej z podróżnym, zbyt ciepłym na tę porę roku i ponad wyobrażenie ubrudzonym ziemią, wodą a nawet krwią kożuchem na ramieniu, odziany w wyblakłą, długą tunikę i wełniane czarne nogawice, jakby był niedostatecznie charakterystyczny także w wysokich, niemal na pewno kunsztowniejszych od czegokolwiek co posiada czarnych butach zapewne zdjętych z trupa jakiegoś szlachcica i wąskich metalowym łańcuchem zaplecionym dookoła pasa na tunice...

Gdy był już sam odprowadzony do swojej tymczasowej kwatery przez jednego ze strażników Relinvena poprosił o balię zimnej wody, zastanawiając się, czy nie jest bezczelny. Wewnątrz pokoju poświęcił kolejne godziny doprowadzeniu siebie do stanu, w którym byłby się sam mógł zaakceptować.
Kolejno nadszedł czas odespać cudem unikniętą śmierć.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 13-07-2011 o 18:04.
-2- jest offline