Skażona obcą świadomością woda stawiała opór mocom Jadeitowego Węża. I to wszystko przez jakiś meteor! Na cóż ten kamień sobie pozwala?! Urażony smok uznał za stosowne popływać jeszcze przez chwilę dość długą, by nie dać pozorów ucieczki, po czym wynurzył się i – znów klucząc wśród chmur – wrócił do domu.
~*~
- Powiedz mi, Li – mówił później, zwinięty wygodnie w swej jaskini –
dlaczego bogowie upadają? - Ten, który wspina się wysoko, spada z większej wysokości – odpowiedział mędrzec.
To była trafna uwaga i pobudzała do przemyśleń o istocie boskości. Bo i cóż było tak kuszącego w statusie boga, jeśli ci mogli ot tak sobie umrzeć, upaść, zwolnić miejsce w rządku niebiańskich tronów?
- Czcigodny Li, mój wierny majordomusie! Jutro siądziesz nad swymi uczonymi zwojami i wyszukasz wszystko na temat wniebowzięć i wniebospadnięć… I jeszcze myślących meteorów… - pokrótce zapoznał starego Azjatę z odkryciem w jeziorze. Człowiek był mądry i godzien zaufania smoka.
- Jakie są Twoje rozkazy dla wioski, Dostojny Wężu? – doceniony mężczyzna wykazywał widoczną inicjatywę.
- Interesy jak zwykle. Izolacjonizm dobrze nam służy. Zbierajcie ryż, odbywajcie ćwiczenia fung-ku. Mogą nas odwiedzić szpiedzy ras wszelakich… lub smoki… Szpiegów łapać i (żywych!) – do Pieczary Kar. W razie pojawienia się smoków, zachowujcie się naturalnie i popadnijcie w nieopisaną panikę. Zaś ja… jutro wybiorę się na wycieczkę. ~*~
Poranek wstał, napełniając świat przyjemnym słonecznym światłem. Otwory w suficie jaskini wpuszczały zielonkawo zabarwione promienie, liczne strumyki i wilgotne powierzchnie odbijały je i rozszczepiały jak pryzmaty, napełniając mieszkanie smoka rozproszoną, mglistą światłością. Gad, doceniając okoliczności przyrody, wypełzł na zewnątrz, gdzie po czasie koniecznym na obowiązkowe przeciąganie i wygrzanie się na słońcu – wystrzelił w powietrze.
„Polecę wpierw na bagno.” – Myślał, lecąc swym zwyczajem wśród osłony chmur.
– „To co prawda nie czysta rzeka ani jezioro, ale przyjemnie będzie osiąść w wodzie, która nie próbuje być mądrzejsza ode mnie.”