Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2011, 07:48   #22
Shooty
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? – zapytał Grega Jones, z nerwów zapalając trzeciego już papierosa.

- Skądże, uważam nawet, że wykracza dość daleko poza granice przyzwoitości i człowieczeństwa. Ale ja nigdy nie miewam dobrych pomysłów, więc kolejny kiepski większej różnicy mi nie zrobi – odparł Rathbone.

Była ciemna noc, a oni, jak gdyby nigdy nic, stali sobie koło komisariatu, obmyślając pierwszy z planów, który miał wejść w życie jeszcze dzisiejszej doby. Co prawda, wspólnik Tytana podzielał jego zdanie, co do stopnia jego głupoty, ale odpuścił sobie przekonywanie go do rezygnacji już kilka godzin temu. Nowy przyjaciel nie należał do gołosłownych.

Mimo to Jones spróbował ponownie, tym razem z jeszcze większą determinacją:

- Pomyśl, czy szturm na cele więzienne poprzedzony brutalną napaścią na załogę siedziby policji to dobry pomysł? Nie, to samobójstwo. Jeśli teraz cię złapią, to będziesz spalony i resztę życia spędzisz jako pół-roślina w wojskowym centrum badawczym. A ja razem z tobą.

- Nie zmienię zdania i koniec – uciął dalszą dyskusję Greg, a jego skóra powoli zaczęła nabierać srebrnego połysku i wygładzać się. – A teraz pozwól, że się odprężę. Muszę być w dobrej formie, kiedy tam wejdę.

- Mówię ci, że to…

Ale Tytan już go nie słuchał, szybko ruszając w stronę policyjnych wrót. Zrezygnowany Jones podążył za nim, głośno wzdychając i posyłając niedopałek na ziemię.


*******



Tommy wracał do domu szybkim krokiem, po drodze omal nie zostając potrącony przez samochód ciężarowy i staranowany przez tłum zagorzałych fanów piłki nożnej, emigrujących z boiska po zakończonym meczu. Mimo to, ani razu nie zatrzymał się, cały czas rozmyślając nad tym, co się ostatnio z nim działo. Stał się dziwny, czuł się jeszcze samotniej niż kiedyś, a do tego te zbiry… Nie dawali mu żyć, przypominali o „umowie” na każdej przerwie i pilnie domagali się jej dotrzymania. A co jeśli tego nie zrobi? Co się z nim stanie?

Wpadł do domu niczym taran i natychmiast ruszył w stronę swojego pokoju. Nie zważał na krzyki matki, pytającej co się stało, w tej chwili nic nie było dla niego ważne. Po prostu się bał. Bał się wszystkiego. Bał się o siebie, o rodzinę, o przyszłość. Był tylko dzieckiem, do jasnej cholery! Miał się bawić z rówieśnikami, grać na komputerze i chodzić na imprezy, a nie zastanawiać się, jak to się stało, że posiadł tajemniczą moc władania nad impulsami elektrycznymi.

I być może właśnie w tym tkwił ów ważny szczegół. Bardzo możliwe, że to o niego chodziło w tej historii. Bo o co innego? Dziecko. Właśnie tak brzmiała odpowiedź na jego wszystkie pytania. Jak trafnie stwierdził, był tylko dzieckiem. Dorosły prawdopodobnie jakoś poradziłby sobie z tym problemem, ale nie dziecko. I właśnie dlatego dwie godziny później pobliscy sąsiedzi usłyszeli straszliwy krzyk. Krzyk matki, której odebrano coś dla niej najcenniejszego. Dziecko. A jego ciało lekko bujało się na sznurze pod sufitem.


******



Gdy tylko troje policjantów wpadło do pomieszczenia z Curtisem w środku, ten natychmiast zaczął ciąć ich na odlew swoimi nienaturalnie długimi i ostrymi palcami. Nie mieli szans obrony, ciemna masa przechodziła przez nich, jak nóż przez masło. W końcu zdyszany Shout odpuścił sobie masakrę, a jego ręce, jak na życzenie, powróciły do normalnego stanu. Ciała jego ofiar leżały na podłodze, powoli wykrwawiając się na śmierć.

Wyglądały marnie i nie było już dla nich ratunku, więc właśnie z tego powodu Bennet odwrócił się w drugą stronę, lekceważąc wszelkie niebezpieczeństwa. Nie zauważył, że jeden z pokiereszowanych jest jeszcze w stanie oddychać i poruszać jedną ręką. Ta od razu zacisnęła się na jego pistolecie, po czym powoli i niezgrabnie wycelowała w niedoszłego zabójcę. Policjant oddał trzy strzały – dwa w plecy oraz jeden w tył głowy i wyzionął ducha, a Curtis upadł na kolana i wkrótce po tym podzielił jego los.


******



Ku najwyższemu zdziwieniu Quentina w muzeum spotkał swojego pracodawcę, Calvina, co było zjawiskiem dość dziwnym, zwłaszcza mając na uwadze to, że ten człowiek nie miał wczesnego wstawania na liście obowiązków. Kolejnym czynnikiem, który wpłynął na akt zaskoczenia był papier wręczony wspólnikowi przez Carusa.

- Co to jest? – zapytał Arrowhead, unosząc brwi.

- Pozew do sądu i rozpoczęcie procesu zwolnienia dyscyplinarnego – odparł Calvin na wydechu, oglądając swoje paznokcie.

Mężczyźnie aż serce stanęło.

- Pan żartuje, prawda?

- Skądże znowu. Wczorajsza kontrola nie była dziełem przypadku, od kilku tygodni jesteś podejrzewany o kradzieże eksponatów z muzeum, a policja wreszcie znalazła niezbite dowody twojej winy. Masz stawić się do sądu za 2 tygodnie, co zresztą jest zaznaczone w papierach. Nie siedzisz w tej chwili w więziennej celi tylko dlatego, że kartotekę masz czystą i dotychczas nie byłeś karany, inaczej właśnie tam spędziłbyś czas w oczekiwaniu na proces. A zwolnienie dyscyplinarne z wiadomych przyczyn. Nie mam zamiaru tolerować takich pracowników w swoim muzeum. Przykro mi.


******



Javier z wrażenia aż zdjął okulary i spojrzał na nią zaskoczony swoimi starymi, ale wciąż mądrymi oczami.

- Mam nadzieję, że to nie jest żart, panno DiLaurentis, bo jeśli tak, to wyjątkowo nieśmieszny…

Alison przełknęła ślinę, ale teraz było już za późno, żeby coś odwołać.

- Zapewniam pana, że to nie żart. Mówię to w całkowitym zaufaniu i chciałabym poprosić o radę. Co powinnam w tym przypadku zrobić?

- Sprawa jest wyjątkowo trudna – odparł Crow, wzdychając. – Jestem pewien, że zadziałała pani tak tylko dlatego, że bała się o swoje życie, ale to nie zmienia faktu, że jest to rzecz karalna i niedopuszczalna, zwłaszcza osobie na takim stanowisku. Potępiam tę decyzję, jednak wygląda na to, że nic z nią już się nie da zrobić.

- Wiem i przepraszam, ale co ja mam teraz robić? Tego nie da się już cofnąć, a nawet jeśli, to pewnie i tak zadziałałabym, tak jak wcześniej.

Mężczyzna złączył ze sobą końcówki palców z obu dłoni, po czym oparł na nich głowę. Po kilku minutach myślenia pokręcił głową i rozłożył ręce w geście bezradności.

- Nie mam pojęcia, co zrobić. Tak jak już mówiłem nie jest to rzecz łatwa i myślę, że jakieś specjalne akcje też tu nie pomogą. Póki co musi pani po prostu żyć, tak jak żyła, a na dalszy rozwój sytuacji poczekamy i dopiero wtedy zdecydujemy się przedsięwziąć bardziej zdecydowane kroki.

Alison skinęła głową, przy okazji lekko salutując.

- No cóż, pewnie ma pan rację. Dziękuję za rady…


******



Alexa obudził huk, dochodzący z jego drzwi. Okazało się, że to ktoś z zewnątrz dobijał się do jego mieszkania, zaciekle grzmocąc pięścią w drewno. Morgan powoli wyswobodził się z objęć kołdry i nadal wpółuśpiony podszedł do wrót pokoju, otwierając je na oścież.

- Tak, słucham? – zapytał, ledwo tłumiąc ziewnięcie, cisnące mu się na usta.

Wtedy zobaczył, z kim ma do czynienia. Przed wejściem stało dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn w policyjnych mundurach. Nie dając mu nawet szansy na reakcję, jeden z nich uderzył go pięścią w brzuch, po czym bezceremonialnie przycisnął do framugi, dociskając jego ręce do pleców i zakładając na nich kajdanki.

- Niniejszym zostaje pan aresztowany za prawdopodobieństwo posiadania nadludzkich mocy i od tej pory każde wypowiedziane przez pana słowo, może zostać wykorzystane w celu wyruchania twojego tłustego dupska– zaśmiał się z własnego żartu oprawca.

Godzinę później Morgan siedział już w celi na komisariacie, zastanawiając się nad swoim losem. Sądząc po humorze pozostałych więźniów z sąsiednich „pomieszczeń”, wszyscy trafili tu z tego samego powodu. Nowa kategoria przestępców: nadludzko uzdolnieni mieszkańcy Los Angeles. Alex myślał nad tym, jak to się stało, że wtedy, nad budową, ktoś jednak go zauważył. Do tej pory uważał, że akcję przeprowadził wybitnie i nikomu nawet nie wpadło do głowy, że to jego robota. No cóż, pozory mylą.

Niestety, nie zdążył poświęcić sobie zbyt dużej ilości czasu, bo rozmyślania przerwała mu kolejna niespodzianka dzisiejszej nocy. Rzecz widowiskowa i wręcz nieprawdopodobna. Więźniowie usłyszeli huk dochodzący zza drzwi, a później kilku przytłumionych krzyków i jęków, po których nagle wszystko ucichło. Nim się obejrzeli, wrota prowadzące do ich cel wyleciały z zawiasów, a stojący za nimi człowiek znany był każdemu z nich, jak i całej populacji LA. Tytan. Srebrny, lśniący, z kilkoma plamami krwi na metalowym ciele, stał ot tak po prostu, paraliżując strachem pozostałych.

Nagle odwrócił się do swojego towarzysza i zapytał go szeptem:

- Który to? Byle szybko.

- Mówiłem ci, że zdaję się tylko na instynkt i mogę się pomylić…

- Oboje dobrze o tym wiemy, ale wiemy też, że masz więcej szczęścia niż rozumu. Który to?

Półłysy towarzysz rozejrzał się uważnie po wszystkich więźniach i w końcu wskazał palcem Alexa. Temu aż powietrza zabrakło ze zdziwienia. Po prostu nie mógł oddychać, widząc, jak szybkim krokiem podchodzi do niego Tytan i z łatwością wyrywa pręty jego celi.

- Chodź! – mruknął do niego wybawca. – Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień.


******



Niestety, wszystkie hotele były o dziwo przepełnione, więc Abate’owi nie pozostawało nic innego, jak spędzić noc na ulicy i jej zimnym chodniku. Już pomijając ten fakt, o tej porze dnia włóczyli się tu wyjątkowo stali bywalcy, więc coś takiego mogło zaowocować nowymi ranami – świeżymi i wyjątkowo groźnymi. Niemniej Matt’owi żaden inny pomysł nie przychodził do głowy.


******



W tym samym czasie z samolotu wysiadła Aleksandra Skórczyńska. Wysłana przez swoją firmę na międzynarodową konferencję była zmuszona te kilka dni przeżyć w zupełnie nowym dla niej środowisku. Jej zupełnym przeciwieństwem jest Siergiej Gulharow, dobrze zbudowany ukraiński emigrant, który choć pracuje na budowie, to zamieszkał w USA już kilkadziesiąt lat temu wraz z dużą częścią innych mieszkańców swojego kraju. Również Logan Right pozostawał wyluzowany. Właśnie o tej porze pije piwo w barze z kolegami z pracy, nie interesując się niczym i nikim. Ot, sielskie życie.
 
Shooty jest offline