Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2011, 18:35   #47
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Na wsi
Kusza Tileańczyka szczęknęła głucho, posyłając w stronę najbliższego ze zwierzoludzi morderczy bełt. Plugawy stwór nie miał żadnych szans. Pocisk momentalnie zdruzgotał jego kręgosłup, odbierając mu życie, nim ten zdołał nawet pojąć, że są atakowani. Od tego momentu rzeczy zaczęły się jednak komplikować. Gdzieś w pobliskim lesie zadął bowiem złowieszczo sygnałowy róg. Na polanę wbiegły następne maszkary, które do tej pory jedynie obserwowały cały rytuał z dystansu. Wybiegły, wprost na następne szybujące w ich stronę bełty i wyjące upiornie wiązki fioletowej energii. W tym samym czasie pod drugą grupą, odprawiającą rytuał wokół monolitu zatrząsł się grunt. Z trzewi gleby momentalnie buchnęły obłoki parzącej pary. Gotowane żywcem monstra zawyły opętańczo. Strzelająca w niebo wiązka osłabła, zamigotała, pozbawiona paliwa z następnych ofiar.

Nie był to jednak koniec bitwy. Część wylewających się z lasu maszkar przebiła się na bliski dystans zagrażając gromadzącym moce magom. Jedyną ich obroną stał się Magnus. W walce był diabelnie szybki, jednak nawet on nie był w stanie powstrzymać wyjącej ściany krwiożerczych bestii. Omyły go jak fale głaz, wpadając na stojących za nim czarodziei. Tymczasem zwierzoludzie przy monolicie ponownie zbliżyły się do stygnącego gejzeru i podjęły rytuał.

W mieście
Garstka strażników, przypadkowy przechodzień, ktoś wyglądający na sprzedawcę placków, dwóch kapłanów... raczej Sigmara, rycerz... chyba na koniu, choć ciężko poznać. Dwóch krasnoludzkich najemników, kupiec? Tak, chyba jakiś kupiec z kawałkiem stoiska rybnego... no i dowódca straży. Jak mu tam było, Dorfher? Chyba tak... dobrze, że choć jedna strona munduru została...

Wszystko to mocno spalone, rozszarpane i martwe, powitało ich na drodze do magazynu. Nie trzeba chyba mówić, że nie pomogło to morale i tak już mocno zestresowanych strażników? A potem zauważyli sprawców masakry - mutantów, całe zastępy przeklętych zdeformowanych kreatur mordujących w szale każdego, kto choćby zbliżył się do centrum plugawej Dhar. Małych, dużych, mocarnych, szybkich, nieludzkich, dziwnych, nawet śmiesznych. A jeśli już mowa o śmiesznych, to jeden z nich przy samym magazynie w zabawny sposób walnął fikołka, przeszyty srebrzystym bełtem. W tym samym momencie z mroku koło niego wychyliła się cienista postać. Po dwóch zręcznych susach i szybkiej wspinaczce po skrzyniach znalazła się na dachu budynku. Część pokracznych istot pobiegła za nią, reszta podjęła chaotyczny patrol po okolicy.

Nie było wyboru, równie skrycie jak ujrzana postać poruszać się nie potrafili, a i towarzyszący im pomocnicy zapewne do mistrzów subtelnych rozwiązań nie należeli.

Starli się z wrogiem. W heroicznym, iskrzącym magią boju. Na placu przed magazynem.

W tym samym czasie Gundulf sforsował po cichu dachowe okno i wślizgnął się do środka. To, co ujrzał było niemałym zaskoczeniem. Miast kręgu wzywających demona kultystów (bo czegóż innego można by się w takiej sytuacji spodziewać) na środku stał jeden bogato ubrany mężczyzna, a u jego stóp lśniła egzotycznie wyglądająca statuetka z jadeitu. To ona była celem świetlistego słupa, który, jak teraz wyraźnie dało się dojrzeć, spływał z nieba do małego przedmiotu. Donośny, przywykły do wydawania rozkazów głos mężczyzny grzmiał na całą salę.
- Do obrony moi towarzysze! Nasi wrogowie stoją u naszych bram! Przepowiednia musi się spełnić! Śpiewająca Góra musi być nasza!
Tłoczący się pod ścianami kultyści zaryczeli triumfalnie, zaś Gundulf zaklął pod nosem. Jego wiedźmi wzrok pozwolił mu dostrzec silną ochronną aurę wokół nieznajomego. W tej sytuacji jego magiczne pociski mogły nie wystarczyć, zaś drobna kusza miała zbyt mały zasięg i celność. Miał tylko jeden strzał, musiał więc podejść.

Ostrożnie przesunął się po stropowych belkach, ku centrum wielkiego pomieszczenia. Wszystko działo się zbyt szybko. Tryskająca z nieba plugawa energia rozlała się już po centrum sali, spajając kontury człowieka i smoka.
Podniecone rytuałem rzesze kultystów ponownie wzniosły opętańczy skowyt.

Gdy poraniona i osmolona dwójka imperialnych magów wraz z dwoma towarzyszącymi im strażnikami sforsowała drzwi do magazynu, człowiek i jaszczur byli już prawie jednością. Jednością, która zaczęła się nagle rozszerzać, rosnąc stopniowo do docelowych gadzich rozmiarów.

Na wsi
Krew, stal i chaos. Dla magów był to koszmar. Nieprzywykli do bliskiego kontaktu z wrogiem zwijali się jak mogli, unikali, ciskali naprędce skleconymi czarami. Lecz było to za mało. Zmęczony potężnym czarem druid dostał jako pierwszy. Brudne, krwiste ostrze jednego z plugawych byków rozorało mu ramię, rzucając nim niczym szmacianą lalką na pobliskie drzewo. Cóż za ironia. Czyżby miał szczeznąć przyszpilony do tego, co najbardziej kochał? Magnus próbował pomagać mu jak mógł, bestii było jednak zdecydowanie zbyt wiele, by zablokować mógł każdy cios przeznaczony dla obu magów. Gdy wydawało się, że nie może być już gorzej, Telimena z przerażeniem zauważyła niskiego zwierzoczłeka o wrednej, koźlej facjacie. Stał dokładnie naprzeciwko niej, może ze trzydzieści kroków. W dłoni miał napięty i gotowy do strzału łuk, z ostrzem szypu wycelowanym dokładnie w jej czoło. Dopiero co rzuciła zaklęcie i wiedziała, że wyczarowanie czegoś, nim wredna pokraka zwolni strzałę jest niemal niemożliwe. Niemal.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 13-07-2011 o 18:44.
Tadeus jest offline