Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2011, 23:01   #25
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Alison czuła jak grunt usuwa jej się spod nóg. Nie spodziewała się, że dożyje dnia kiedy Javier Crow nie będzie wiedział co zrobić. Jeśli należałaby do ludu starożytnych Majów właśnie ten dzień uznałaby za koniec świata. Była zmęczona. Jeżeli by porównać dawkę emocji do siły środka usypiającego, właśnie podano jej porcję jak dla konia arabskiego. Adrenalina, która na samym początku trzymała ją na nogach, ulatniała się z każdym słowem wypowiedzianym do przełożonego, a w czasie 15-minutowej historii hormon zdążył już całkowicie opuścić jej krwioobieg.
Teraz czuła jak narasta w niej pusta złość, na cały otaczający ją świat.
- Sprawa jest wyjątkowo trudna – odparł Crow, wzdychając – Jestem pewien, że zadziałała pani tak tylko dlatego, że bała się o swoje życie, ale to nie zmienia faktu, że jest to rzecz karalna i niedopuszczalna, zwłaszcza osobie na takim stanowisku. Potępiam tę decyzję, jednak wygląda na to, że nic z nią już się nie da zrobić.
- Jeśli naprawdę uważa pan moje postępowania za karygodne, dlaczego nie wyda pan rozkazu na pochwycenie mnie? - zasyczała i nie ufając więcej swoim nogom postanowiła usiąść na krześle, które do tej pory znajdowało się przed nią zwiększając odległość pomiędzy nią, a biurkiem przełożonego.
Javier sapnął krzywiąc się nieznacznie, zamknął ręce w geście wieży i przyglądał jej się w milczeniu. W pokoju zapanowała cisza, którą przerywało natarczywe tykanie zegarka. Dila, jak na swoje standardy, niemal leżała w krześle, wygodnie oparta o oparcie z łokciami spoczywającymi na podłokietnikach. Początkowo nie miała chęci stawiać czoła spojrzeniu Crowa i wbiła twardy wzrok w chmury kłębiące się za oknem. W końcu przeniosła na niego spojrzenie i podniosła brwi w niemym pytaniu.
- Kiedyś kazano by cię za taką impertynencję wychłostać - pokręcił głową w geście niedowierzania.
Wstał i podszedł do niewyróżniającej się od innych szafki. Alison podążyła za nim wzrokiem i w zdziwieniu rozszerzyła oczy, kiedy zobaczyła jak wyjmuje z niej butelkę whisky, i to nie rocznego Ballantinesa, a leciwego Macallana. Dzięki ojcu znała się wystarczająco na whisky, by zaparło jej dech w piersiach. To nie był koniec niespodzianek, Crow z szafki dobył jeszcze dwa kieliszki o gruszkowym kształcie. Uśmiechnęła się ironicznie.

- Whisky piję tylko z Coca-Colą i lodem.
Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, mimo to zauważyła lekki uśmiech przemykający po jego kącikach ust.
- Proszę nie nadwyrężać mojej cierpliwości, panno DiLaurentis.
Postawił kieliszek przed nią, sam rozsiadł się w swoim fotelu.
- Lubi pani tulipany, prawda? To powinno też przypaść pani do gustu - podniosła brew nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
Upiła trochę napoju. Miał słodkawy posmak i lekko parzył w język - zapewne przez lata nie picia niczego mocniejszego od sikacza zwanego amerykańskim piwem. Alison zdawała sobie sprawę, że nie jest w stanie w pełni docenić walorów dwudziestolatka w szklance, mimo to - piła. Potrzebowała tego, a Javierowi to dodatkowo rozwiązało język i przełamało milczenie. Zaczęli rozmawiać o wszystkim co nie dotyczyło pracy i dnia dzisiejszego. O dzieciństwie, o rodzicach, hobby, polityce, religii, ciekawostkach NASA, nowych i starych filmach... Po trzeciej szklance doszli do wniosku, że bezpieczniej będzie jeśli nikt ich nie przyłapie w stanie wskazującym na spożycie alkoholu, toteż zamknęli drzwi na klucz odgradzając się od przypadkowych kapusiów.

*****
Cztery godziny później odezwała się jej komórka - Mark. Przeprosiła spojrzeniem Javiera i odebrała.
- Alison, gdzie jesteś?
- W bezpiecznym miejscu, upijam się.
- Sama?
- Nie, z kimś.
- Kim?
- Eeer...
- spojrzała na Crowa, wszelkie bluffy i kłamstwa wychodziły jej okropnie, w końcu zdecydowała się na wymijającą wersję prawdy - Znasz go.
- To brzmi jak “nie powiem ci, bo się wkurzysz”.
- Dokładnie tak
- uśmiechnęła się - No to papa, braciszku - i odłożyła słuchawkę.
Wrócili do urwanego tematu.
*****

Alison obudziła się jak zwykle, przed 6. Tym razem na kanapie, w bezpiecznych męskich ramionach. Było jej błogo, trochę ją suszyło jednak nie na tyle by się wyrywać. Przynajmniej, nie do momentu kiedy zaczęła się zastanawiać czy jest ubrana. Raptownie poderwała się i poczuła jakby mózg obił jej się o wnętrze czaszki. Doprawdy, kto jest na tyle szalony by się regularnie upijać? Mrużąc oczy spojrzała na swoje ciało. Spodnie na swoim miejscu, koszulka także. Dobrze, była ubrana. Uspokoiła się w jednej chwili. Chwiejnym krokiem podeszła do magicznej szafki i poszukała wody. Nie miała doświadczenia z kacem, jednak wypicie litra h2o wydawało się być idealnym rozwiązaniem. Przewidujący Crow posiadał nawet dwie. Dila złapała za pierwszą i osuszyła ją do połowy po czym poczłapała z powrotem do kanapy. Gdy się zbliżała ręka dowódcy podniosła się niemrawo w stronę butelki. Osuszył ją do końca, po czym zasnęli z zamiarem nie podnoszenia się przed południem.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline