Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2011, 02:49   #106
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Masz.. przeuroczą, małą podopieczną, ne Furoku-san? – zapytała wesoło Leiko, słowa rzucając cicho w powietrze, co by tylko obronnie krążący mężczyzna mógł je usłyszeć.
Ona sama.. nie korzystała zbytnio ze swych umiejętności bycia prawie niewidzialną w cieniach nocy. Kroczyła spokojnie jakby tylko spacerowała, przy czym ze skrupulatnością wymijała co większe zagłębienia w ziemi mogące zachwiać jej równowagę. Póki byli jeszcze daleko od wioski, póty pozwalała sobie na tę pozorną nieuwagę. Jak i nawiązanie rozmowy z yojimbo dziewuszki, gdy już wystarczająco się oddalili od ich obozu -Jednak.. Kitsu? Nigdy wcześniej nie słyszałam o takim klanie. Jak to możliwe?
-Być może on nie istnieje? Korogi tak się przedstawia, ale...- yojimbo zatrzymał się na moment wyraźnie zamyślając.-Kto wie jaka jest prawda? Spotkałem ją trzy lata temu. A w zasadzie to ona znalazła mnie. Dogorywającego na polu bitwy. Od tamtego czasu niewiele się dowiedziałem o niej samej. Ani o jej pobudkach. Dziewczyna podąża za wizjami, które dostrzega w świętym ogniu, a ja... podążam za nią. Słowo samuraja jest czymś, czego nie mogę złamać.
-Trzy lata? Długo. I ni razu nie przezwyciężyła ciekawość by się dowiedzieć komu to jesteś tak wierny? To.. – zadarła głowę i spojrzeniem zawędrowała na maleńkie światełka gwiazd, jakby w ich rozrzuceniu po ciemnym niebie poszukując dopełnienia swej myśli. Uśmiechnęła się delikatnie po natrafieniu na swą zgubę -.. godne podziwu. Tak bez cienia wątpliwości podążać za kimś widzącym coś w płomieniach. Chyba mnie samej przydałoby się kilka lat przygotowań na przyjmowanie takich wieści bez choćby jednego słowa powątpiewania.
-Słowo samuraja to wiążąca rzecz łowczyni-san. A co do reszty...- uśmiechnął się Furoku i wzruszając ramionami dodał.- Kami mi świadkiem, że wiele razy próbowałem. Ale to uparte i bezczelne dziewczątko. A ja nie doczekałem się dzieci. Nigdy nie miałem doświadczenia z dorastającymi dziewczętami, zwłaszcza takimi jak Korogi.- Furoku zatrzymał się słysząc jakiś szelest. Położył dłonie na rękojeści broni i rozejrzał się w poszukaniu źródła szelestu. Lis na nocnym polowaniu. Drapieżnik zerknął na dwójkę ludzi i ponownie zaszył się w zaroślach. Bushi się odprężył i rzekł.- Trzy lata, to wystarczający okres by nauczyć się ufać intuicji i przepowiedniom Ayame-chan.
-Być może, ale mi nie zostało dane tyle czasu.. – mruknęła Leiko, w zadumie odprowadzając spojrzeniem zwierzę i jeszcze kilka sekund przyglądając się gęstwinom w których zniknęło.

A potem z lekkością stawiała kolejne drobne kroczki, z gracją krzyżując nogi niby chodziła po linie -I cóż teraz zamierzacie? W końcu znaleźliście już naszą trójkę, tak jak pewnie ogień wam poradził. Nie potrzebujecie już dalej za nami wędrować, czyż nie?
-Udamy się na byłe ziemie Sasaki. Po odpowiedzi i rozwiązanie problemu. Korogi sądzi, że spotka tam... przynajmniej jedno z was. A może i następnego.- stwierdził samuraj nie tracąc czujności i nie skupiając spojrzenia tylko na Leiko. Wszak ją chronił, więc musiał być czujny.
-Ah.. następnego łowcę? Daimyo chyba rozkazał ich sobie ściągnąć z całej Japonii. Aż dziw, że taka ilość jeszcze nie rozwiązała problemów z oni – kobieta mówiła jedno, ale wszak dobrze wiedziała, że mężczyzna wcale nie miał na myśli kolejne łowcy. Powrócił temat od wieków coraz bardziej rozcieńczającej się krwi, która miała w sposób niezwykły łączyć Leiko z jakimiś obcymi osobami. Wykonała unik. Nie dosłowny, ale kierujący myśli na pewniejsze kwestie -Ale co takiego się wydarzyło na tamtych ziemiach, że teraz są źródłem zainteresowania demonów, moim i waszej dwójki? Skąd ta rana?
-Tego Ayame-san nie wie. Wszystko okaże się na miejscu.- Furoku odpowiedział z wyraźnym ociąganiem. Dla niego ta sprawa była chyba równie zagadkowa co dla Maruiken.
Łowczyni nic nie powiedziała tylko skinęła głową na słowa mężczyzny, z czego ruch ten utonął w ciemnościach nocy. To jej milczenie miało początek w dostrzeżeniu zarysów wioskowych chat, ale także w braku kolejnych pytań. Furoku miał rację, rzeczywiście być może wszystko miało stać się jaśniejsze na ziemiach Sasaki i domniemania nie miały większego sensu. Co więcej, w tym ich układzie było wyraźnym, że to mała miko trzymała wszystkie sekrety, zaś yojimbo był tylko jej wiernym pieskiem.
Pieskiem, który po niedługim czasie pełnym już czujniejszego skradania się oraz z przyjemnym brakiem włączenia się demonów do tego ich „spacerku”, wykonał swoje zadanie odprowadzenia Leiko całej do wioski. A raczej niewiele poza jej granice, gdzie to kobieta pożegnała go dworskim ukłonem i już samotnie skierowała się pomiędzy chatki. A potem ku niespodziewanemu poruszeniu, któremu początkowo przypisywała dzieło demonów. Błędnie, jak się okazało.

Zatem.. nie szukali jej. Nie martwili się o nią.
Było to dobre, bo przecież nikt jej nie niepokoił pytaniami, nikt nie dostrzegł jej braku na polu bitwy z wodnymi oni. Ale przyczyna takiego braku zainteresowania jej osobą dwóch mężczyzn zwyczajowo tak opiekuńczych wobec niej, była.. nieoczekiwana. Nawet Leiko nie spodziewała się takiego obrotu spraw.

Powoli i z bezpiecznej odległości okrążyła koło stworzone z ludzkiej masy, pomiędzy głowami popatrując na źródło tego zainteresowania wieśniaków. Zaś swe własne drobne źródełko mające ją wprowadzić w tajniki tego zamieszania odnalazła w Samisu, przy której przystanęła i wraz z nią spoglądała na znajome sobie sylwetki Płomienia oraz Yasuro.
Po zostaniu przez dziewczynę uraczoną skróconą wersją zdarzeń, łowczyni w zdziwieniu ułożyła wargi w pełne niedowierzania „słucham?”. Ale jednak nie padło spomiędzy nich to pytanie, a usta tylko zastygły w bezgłośnym rozchyleniu.

Przyłożyła rękę do klatki piersiowej, jak poruszona postępowaniem dwóch młodzianów. Jednak ckliwość tego gestu została zanegowana dalszą wędrówką jej dłoni, której palcami ucisnęła i rozmasowała swą skroń. Westchnęła ciężko.
Czuła się odrobinę zażenowana przez bycie powodem do tak prymitywnej bójki i to na oczach tak wielu osób. Zjawiskowym i pięknym powodem, dla którego niewątpliwie warto było się narażać nie tylko na przyszłe siniaki, ale także i spojrzeć samej śmierci w oczy.. w końcu tak bywało w opowieściach, ne? A teraz Leiko sama miała wrażenie nagłego przeniesienia się do jednego z tych pełnych romansów i zapętleń tworów. Wierząc w słowa i prawdziwość autorów takich historii, łowczyni w tej sytuacji powinna się wpasować w jeden z dwóch kanonów zachowań wrażliwej bohaterki kobiecej.
Pierwszy z nich oznaczał pozostanie obserwatorką bójki. Ale nie tam byle jaką, pierwszą lepszą obserwatorką, co to tylko biernie wyczekuje końca. Na zewnątrz winna trząść się z niepokoju i strachu o walczących, drżącym głosem próbować doprowadzić ich do porządku, a zaś wewnątrz miotać się pomiędzy wyborem tego jedynego.
Drugi zaś wymagał rzucenia się pomiędzy walczących w celu rozdzielenia ich bądź wstrzymania pojedynku poprzez stanięcie niczym żywa tarcza przed wybrankiem swego serca, filigranowym ciałkiem chroniąc go przed przeciwnikiem.
Ale to przecież działo się naprawdę, na jej oczach, a nie pomiędzy jakimiś wyimaginowanymi postaciami. Nie było z góry ustalonego rozwiązania, ni prawideł do niego prowadzących. Także i łowczyni wiele razy pokazywała jak daleko jest jej do wszelkich szablonowych kobiet. Też i tym razem, gdyż tylko stała przypatrując się z sercem wolnym od właściciela innego niż ona sama. Pozostała neutralna w tym konflikcie, pozbawiona faworyta. Bo choć młody bushi wyraźnie ją ostatnio zawiódł, o czym nie pozwalała mu zapomnieć, to jej złość na niego zrównoważyła się z jakimś takim dziwnym, zaskakującym urokiem jaki miał w sobie rozeźlony Yasuro. Trywialne, być może spowodowane tą niecodziennością, ale jego ostre spojrzenie i możliwość dostrzeżenia w końcu charakteru pod wiecznym trzymaniem się etykiety oraz posłuszeństwem wobec klanu zrobiły na kobiecie krótkie wrażenie.

A dla obu jej gorącokrwistych w tym momencie adoratorów byłoby lepiej, gdyby Leiko nie była obecna przy całym zajściu. Honor honorem, ale już na tyle poznała Yasuro, że wątpiła w jego chęć pokazania się jej w tak gniewnym stanie. Bo czyż było godnym samuraja dać się rozdrażnić byle młodzikowi? Acz intrygowało ją niezmiernie, czym Płomień zdołał przełamać tę dość wytrzymałą zbroję spokoju i dyscypliny młodego bushi. Wszak widziała go zaledwie podenerwowanego w czasie wędrowania przez Trzęsawisko, gdy rozminęły się ze sobą poglądy jego i Kazamy. Wtedy nie doszło do rękoczynów, zaś tutaj Leiko pojawiła się zbyt późno by móc usłyszeć podjudzenia Kirisu. Ten zaś swoim obchodzeniem samuraja i wymierzaniem mu chybionych ciosów przypominał nadgorliwego szczeniaczka zaczepiającego starszego, bardziej stoickiego wilka. I o wiele bardziej doświadczonego, przynajmniej w kwestiach unikania i wyprowadzania ciosów. Z pewnością Płomień jako największe upokorzenie przyjąłby fakt, że kobieta o której względy tak zaciekle walczył, była świadkiem jego porażki w pojedynku.

Dlatego dla dobra męskiego ego tych dwóch, bo przecież była tak o nich dbającą istotką, nie wychylała się z obserwującego i zagrzewającego ich do walki tłumu mieszkańców wioski. Co więcej, gdy samuraj wykonał swój ruch i nim chude ciało łowcy uderzyło z impetem o ziemię, Leiko już oddalała się od zbiegowiska. Niepostrzeżenie, tak jak i się pojawiła.
Póki co postanowiła w tym konflikcie młodzianów zająć zaszczytne stanowisko kobiety nieświadomej tego ich zgrzytu, niby to pozostawiając tę rywalizację samej sobie. Jednakże.. czymże byłaby prawdziwa rywalizacja bez odpowiedniego podsycania ognia obu stron sporu? Leiko widziała w tym okazję dla siebie. Kolejną, przewrotną. Wszak ci dwaj byli jej potrzebni na wiele, wiele sposobów, a taka walka o zyskanie jej uśmiechu tworzyła idealne warunki do korzystania z ich ochoczej pomocy. Swój pierwszy ruch w tej grze wykonała już następnego dnia, gdy tylko wyruszyli w dalszą podróż zostawiając za sobą wioskę. Nie tylko stworzyła rysę na swym lodowym murze i skorzystała z oferty Yasuro dotyczącej spędzenia podróży na końskim grzbiecie, ale także pozwoliła mu na tak drobną poufałość jaką była pomoc jej we wskoczeniu na wysokie zwierzę. Był to z jej strony gest na tyle nieznaczny, by ciągle mocno wyczuwalny był zawód jaki jej sprawił samuraj na polowaniu, ale jednocześnie na tyle wyraźny by przywołać pochmurność na lica drugiego młodziana.

Przez całą drogę udawała, że nie dostrzega tych ich wymian nienawistnych spojrzeń. Także i rozmów zbyt wiele nie było, co niejako dla Leiko było zbawieniem, dzięki któremu mogła pomyśleć nad swymi dalszymi działaniami. Ale nie tylko. Mając ciągle w pamięci rozmowę z Ayame, z wysokości jaką jej dawało siedzenie na koniu przyglądała się dwóm łowcom towarzyszącym jej aż od Nagoi. Zwykle nie poświęcała im uwagi większej niż było potrzebne aby bez szwanku wyjść z kolejnych łowów, ale miko przecież wspomniała o czymś co najmniej zdumiewającym. Z tego też powodu kobieta szukała na ich twarzach choćby jednego, nawet najdrobniejszego szczegółu mogącego świadczyć o tym całym magicznym pokrewieństwie.. aczkolwiek drastyczne rozbieżności w każdym aspekcie poróżniające ich trójkę sprawiły, że szybko zaniechała tych niedorzecznych poszukiwań. I powróciła myślami do tego co wiadome. Do tego co znała i nad czym miała kontrolę.
Bo od niej tylko zależało jaką strategię wybierze na dalszy ciąg polowania w tych okolicach. Pozostanie w którejś z wiosek było wyjściem bezpiecznym i dość.. ospałym, jeśli Płomień wyręczałby ją w ubijaniu wodnych oni, a jej jedynym problemem byłoby odciąganie go od swych wdzięków. Zaiste, byłoby to zajęcie swą trudnością przypominające walkę z Matką Głodu. Jednakże Leiko nie potrafiła, nie chciała i nie mogła zasiąść na dłużej w jednym miejscu. Ciągle coś ją gnało do przodu, a popadnięcie w marazm równałoby się z wstrzymaniem dalszego postępu zadania. Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, ale nie mogła sobie pozwolić na taki luksus w swym fachu. Jednym i drugim. Zatem decyzja była prosta i wybór łowczyni padł na tę niebezpieczną ścieżkę w górę rzeki. Ale także bogatszą w sekrety, tym samym napędzającym ją do dalszego działania i być może do odkrycia przynajmniej części z paskudnych tajemnic klanu Hachisuka. I może..
Może po prostu w ten sposób próbowała też wytłumaczyć swoją własną, całkiem prywatną i niezwiązaną z zadaniem ciekawość wobec rodziny Sasaki. Iye, ciężko jej było to przyznać nawet przed samą sobą, ale wyjątkowo chodziło tylko o jedną osobę. O tego bezczelnego, acz fascynującego ronina. A czyż mogła sobie wymarzyć lepszy zbieg okoliczności niż splecenie się ze sobą łowów, misji oraz jej własnego zaintrygowania kierujących ją ku tamtym ziemiom?
Przepadała za takimi uśmiechami od Kami, Losu bądź Fortuny, którekolwiek z nich było odpowiedzialne za oczyszczanie jej drogi z przeszkód. Oraz podrzucanie miłych udogodnień.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 15-08-2015 o 11:29.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem