Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2011, 20:04   #353
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Strażnica Wschodu, trzecie piętro, kwatery shugenja, godzina Hidy


Niesmak związany z wydarzeniami przy posiłku, zepsuł całkiem humor Smokowi. Mirumoto uznał, że im szybciej pożegna się z Manjim, tym lepiej dla nich obu. Kolejna jego niezręczna wypowiedź, mogłaby doprowadzić do rozlewu krwi. A Fukuro nie chciał był zmuszany do okazywania niewdzięczności.
Obmyty Fukurou odłożył no dachi w pokoju i udał się z daisho do komnat shugenja. Po drodze dochodziły do niego odgłosy zabaw niegodnych bushi. Odgłosy te jednak wzbudzały nic więc poza pobłażliwym uśmieszkiem Smoka. W końcu to Strażnica Wschodu, należało się czegoś takiego spodziewać.
Co innego spotkanie z shugenja. To było miłym zaskoczeniem. A sama gra w Go, przyjemnością. Towarzysze Mirumoto nie przejawiali entuzjazmu do tej gry, a po drodze Fukurou nie napotkał nikogo nią zainteresowanego. Więc była to okazja nie do przecenienia.
I miła niespodzianka dla zmęczonego podróżą i wydarzeniami w twierdzy młodego bushi.
Oczywiście, taka rozgrywka nie mogła się obejść bez rozmowy i pytań. I pierwszym z nich było pytanie o powód, dla którego się tu znalazł. Rozsądne pytanie.
I takie, jakie się Mirumoto spodziewał. I na jakie miał przygotowaną dyplomatyczną, acz ogólnikową odpowiedź.

-Iye. Tak naprawdę to właśnie o walkę chodzi. Wracam z Muru do mych ziem. Wracam towarzysząc Hida-san który odwozi daisho naszych poległych towarzyszy.- odparł obojętnym tonem Fukurou. Wspomnienia walki już zatarły się w jego pamięci. A wzburzenie wypadkami dzisiejszego dnia, wyczerpały jego zapas gniewu i wściekłości. Jedynie znużenie pozostało.
Sam zresztą kilka chwil później sam spytał Kuni o intrygującą go sprawę.

-Przez kogo więc jeszcze zostałem zapamiętany Kuni Haze Noboru - san?-
Fukurou jakoś dziwiło to zainteresowanie. Zapomniał na murze o swej pozycji i jak dotąd w twierdzy natykał się na ukrytą drwinę, bądź jawną pogardę. Nie sądził, by ktokolwiek przywiązał uwagę do jednego zagniewanego Smoka, tym bardziej że Fukurou starał się nie rozgłaszać kim jest.

- Chyba każdego, panie, kto Cię widział. Ja bym na pewno zapamiętał taki widok. Pozostali pewnie też, choć oni bardziej z ciekawości - zatem wkrótce, kiedy ciekawość przeminie, zostanie to zapomniane. Ja nie zapomnę, bo pamiętam obrażenia chłopca. I Twoją troskę panie.

Fukurou odpowiedział skinięciem głowy i podjął temat, nadając jednak nowy kierunek rozmowie.

-Ten dzieciak był ofiarą gry. Ofiarą zabaw inicjowanych przez bushi. Wiesz coś może o takich rozrywkach?- ostatnie słowo Fukurou wymówił twardo, niemal z gniewem. Rozumiał znudzenie, rozumiał rozluźnienie dyscypliny. Ba, nawet pobłażliwie podchodził do rozluźnienia obyczajów, nadużywania alkoholu czy rozpusty. Ale bezmyślnego okrucieństwa, nie mógł ścierpieć. „Gdzie są teraz szlachetne Skorpiony, Manji-san?”- pomyślał Mirumoto z ironią. Czemu on... mieniący się Strażnikiem Niebiańskiego Porządku, nic takiego nie uczynił, poza głoszeniem pustych frazesów i obrażaniem honoru innych?
Kilka głębszych oddechów pozwoliło uspokoić myśli i oddalić niesmak wieczornej kolacji.

- Zabaw inicjowanych przez bushi? - Kuni zmarszczył brwi - Sumimasen, nie rozumiem. Jakich zabaw, Mirumoto-sama? Kto je inicjował?

Fukurou przymknął oczy i pocierając podbródek zamyślił. Gdyby widział go w tej chwili ojciec, mógłby stwierdzić, że niemal skóra zdarta z dziadka. –Kto wie?
Bushi Smoka zastanawiał się, co dalej. Miał słowo dzieciaka. Ale słowo przestraszonego dzieciaka, wierzącego że za chwilę umrze. W takich chwilach się nie kłamie.
Fukurou spojrzał na shugenja otwierając oczy i mówiąc powoli.-Kto wie? Może to nie byli bushi, ale uczestnik „zabawy” zeznał, że panowie samurajowie mu kazali. A monetami nagradzali tych, którzy brali w niej udział.
Obserwował reakcję shugenja zastanawiając się jak przyjmie jego słowa. „Mówienie przykrych spraw jest jak sztuka Kaze-do. Najpierw wpraw przeciwnika w ruch, a potem pozwól, by ciężar zrobił swoje.”
Natychmiast dostrzegł, że Kuni źle zrozumiał jego łagodność, odebrał ją jako niepewność. A ta, podczas rzucania oskarżenia, nigdy nie była dobra. Jednocześnie jednak z dalszymi słowy twarz Kuni zmieniła się. Skrzywiła się gniewem i obrzydzeniem.

A Fukurou dodał szybko spokojnym tonem głosu .-Ale cóż ja mogę wiedzieć?. Jestem obcy w tym miejscu. Przybyłem ledwie parę godzin temu. Jakie mam prawo wyciągać wnioski? I co też mogę wiedzieć, ne?
Wzruszył ramionami.- Na pewno jest jakieś inne wytłumaczenie. Wszak wiele osób może szastać monetami. A okrucieństwo nie przystoi wszak samurajowi.
Twarz Kuni rozpogodziła się zrozumieniem. Kiwnął energicznie głową, pytając:
- Czy zatem chcesz panie, by rozpoczęto śledztwo? Możemy przepytać jutro chłopaka i ująć to w raporcie. Co prawda nie istnieje tu nikt taki, kogo chui wybrałby na swego hatamoto czy karo, zatem o ile nie znamy bushi, o tyle nie możemy pójść do ich gunso - co oznacza, że należy iść bezpośrednio do samego chui z tą sprawą.
-Hai, chciałbym.- stwierdził krótko Fukurou, by po chwili to rozwinąć.- Jestem tu od niedawna, więc nie wiedziałem do kogo iść z tą sprawą mając tylko niesprawdzone podejrzenia i słowa heimina. – Mirumoto uśmiechnął się lekko ciesząc się z takiego obrotu sprawy. W sumie na to liczył. Że albo zainteresuje sprawą shugenja, albo dowie się co nieco o sytuacji w Strażnicy.- I oczywiście, gotów jestem służyć ci pomocą przy tym śledztwie Kuni Haze Noboru-san.

Smok nie chciał samemu wywoływać afery w Strażnicy Wschodu, wzbudzając w ten sposób niewątpliwie gniew chui zarządzającego tą twierdzą, oraz sprowadzając na Akito niechęć tutejszych Krabów. W końcu to Hida ich tu sprowadził i w ostatecznym rachunku to na Akito spadną konsekwencje ich wybryków. Propozycja shugenja pozwalała na dyskretne i skuteczne rozwiązanie sprawy, bez wywoływania rozgłosu, który tak naprawdę nie był w niczyim interesie. W końcu, co innego jeśli niewygodny fakt zauważa gość z innego klanu, a co innego jeśli o tym fakcie informuje miejscowy shugenja, mający niejako poparcie u wpływowego gościa Krabów.
Kuni skinął energicznie głową.
- W takim razie rano, o pasującej Ci porze, odwiedź lazaret. Jeśli nawet mnie tam nie zastaniesz od razu, Mirumoto-sama, wystarczy, byś chwilę poczekał, a powrócę. Poczekam z pytaniami chłopaka na Ciebie.
Fukurou zaś w odpowiedzi skinął głową, mówiąc.- Będę na czas Kuni Haze Noboru- san.

Rozmowa toczyła się dalej tym torem, koncentrując na owym incydencie, bowiem shugenja był ciekawy pobudek Fukurou. - Dlaczego przyniosłeś go panie do mnie? to jedynie heimin. Nie próbuję umniejszyć jego wagi, czy kwestionować Twoje czyny - shugenja podobnie jak Smok, dokładał starań do uprzejmości - Po prostu próbuję zrozumieć. Pytałem o Ciebie Panie. Jesteś Mirumoto Fukurou, syn Szmaragdowego Namiestnika. Masz panie, większy od mojego status. Masz pewnie status większy od znakomitej większości ludzi w tym ponurym miejscu. A jednak bierzesz na ręce tego heimina i niesiesz go do shugenja, bo medyk nie może mu pomóc. Czy to kaprys kuge, Mirumoto-sama?
-Z tego samego powodu, dla którego bushi Kraba wychodzą za Mur by walczyć z pomiotem Nienazwanego. –stwierdził Fukurou spokojnym tonem głosu.-Bo tak należało uczynić. Nie było innego powodu. Nie było też kaprysu. Daisho nie jest tylko przywilejem, nakłada też obowiązki na noszącą je osobę. Obowiązki ujęte w bushido.
Kuni wyprostował się. Błysnęły jego oczy. Shugenja nabrał powietrza w płuca i bardzo stanowczo powiedział:- Iye, Mirumoto-sama. To nie może być ten powód. Nie ma takiego heimina, którego śmierć powoduje, że Cesarstwo stanie w ogniu, że spłynie krwią. Przed TYM, chroni Mur, chronimy my. TO, jest obowiązek Kraba. TO, jest powód, dla którego przodkowie naszych przodków krwawili i umierali. Dla którego umierać będziemy my i nasi potomkowie. Cesarstwo jest w stanie wojny. I obrona CESARSTWA nie powinna być przyrównywana do ratowania zagłodzonego, bezużytecznego dziecka półludzkiego. Nawet przez Ciebie, Mirumoto-sama. Iye. Zwłaszcza przez Ciebie. Bo Ty panie byłeś na Murze.

Brwi Smoka uniosły się na moment w geście zaskoczenia. Fukoru się zdziwił temu wybuchowi, choć rozumiał czemu nastąpił. Westchnął w duchu i pochylił głowę w geście przeprosin.- Gomen nasai Kuni-san. Nie było moim zamiarem umniejszania zasług twego Klanu. Dobrze zdaję sobie sprawę, jak ważnym zadaniem jest obrona Rokuganu przed siłami Fu Lenga. To wielki czyn, za który klan Kraba należy się szacunek. Wybacz niefortunne porównanie.
Po czym rzekł.- Chciałem rzec przez me słowa, że i wielkie czyny jak i małe czyny mają swe źródło w tym samym. W honorze samuraja. W bushido. Mój uczynek jest mały i zapewne bez znaczenia. Jak już wspomniałeś to tylko jedno małe życie. Ale postąpiłem tak z jednego powodu. Bo tak należało postąpić. Nie było innych motywów w mym działaniu.

- Soka! Wybacz me prędkie słowa czcigodny - rzekł szybko Kuni, wyraźnie rozpogodzony i nieco zakłopotany swym wcześniejszym napomnieniem. Shugenja przez moment zastanawiał się, czy nie sprostować mimo wszystko. Czy nie rzec, że Krabem nie kieruje po prostu bushido. Że przez millenium, ta wojna stała się nie tylko honorowym obowiązkiem Klanu, nie tylko powinnością. Że stała się przysięgą, powinnością wobec ojców, dziadków, przodków odległych, ale wciąż obecnych, że wrosła w nich i kształtuje ich od dziecka, że jest nierozerwalną częścią żywota każdego Kraba.
Ale jak? Powiedzieć to niezręcznie byłoby wprost straszne. Mogłoby obrazić tego wpływowego Smoka i być może ujawniło pewną myśl, która nasunęła się teraz Kuni.
Że przy całej swojej niewątpliwej szlachetności i dzielności, czcigodny Mirumoto-sama był na Murze zbyt krótko, by to zrozumieć.
Kuni Haze Noboru nie był osobą uprawnioną do takich słów i obawa, że to, co powie mogłoby to chociaż delikatnie zasugerować natychmiast przepędziła jakąkolwiek ochotę na mówienie czegokolwiek.
Miast tego Kuni skupił się na mniejszym temacie:
- Iye, Mirumoto-san. Nie ma uczynków całkiem bez znaczenia. Uczynkami właśnie takimi, które nie dają korzyści i w świetle wielkich spraw są bez znaczenia, świadczymy o sobie samych. Ja pamiętam. Inni pamiętają. Twoja karma również. A na pewno pamięta ten chłopiec.
-Hai.-
zgodził się z tym Smok, choć nie był pewien pamięci owych „innych”.

I zmienił temat na tutejszych bushi.Niestety... Pytanie o Amoro okazało się porażką. Bowiem ten Krab zdołał już zniechęcić Noboru do siebie.
-Iye. Jedynie moja niewiedza dotycząca tego smutnego wydarzenia mnie usprawiedliwia.-stwierdził Smok pochylając głowę w geście przeproszenia.
To była kompletna porażka. Mirumoto miał nadzieję, że shugenja będzie znał Amoro na tyle by wskazać dobre i szlachetne strony natury tego Hidy. Strony na których mógłby Akito zagrać w celu zmienienia postępowania Amoro. Ale... ów krewny Hisady, albo nie miał dobrej strony swej natury, albo starannie ją ukrywał.

Kolejne pytanie podczas, gdy było bardziej osobiste. Dotyczyło Taro. Może shugencja będzie mógł coś więcej o nim powiedzieć?
- Jak ma się noga Hida Heisuke-san, Kuni-san? - znienacka zapytał Fukurou, przerywając ciszę.
- Noga Heisuke-san? Wybacz, Mirumoto-sama, ale zupełnie nie mam pojęcia o kim mowa. - Przez moment Fukurou zaskoczony spoglądał na Kraba, ale ten zdecydowanie nie udawał, był zdumiony, próbował skojarzyć imię, niestety - bezskutecznie. Jego oczy patrzyły na Mirumoto czekając na ewentualne rozwinięcie tematu lub podpowiedź.
-Hida Heisuke... Taro. Nie zgłosił się do lazaretu?- Fukurou lekko się zdziwił. Potarł podbródek pytając. - Ale imię... nie jest ci obce, ne?

- Cóż... Jest ktoś taki, mam wrażenie, bo imię nie jest nieznajome... ale chyba zwykle stróżuje na wyższych poziomach i nie pamiętam, by miał okazję go poznać. Sumimasen. Czy to ktoś Ci znajomy? Czy ranił się? Czy to coś, czym powinienem się zająć?
-Iye. To nie jest konieczne.- Fukurou nie zamierzał wtajemniczać kolejnej osoby w kwestię Taro. Przykład Manjiego nie zachęcał do tego.

Jednakże inne pytanie wprawiło lekkie zaskoczenie Smoka.

"- Co będziesz mówić o tym miejscu, jak stąd odjedziesz, Mirumoto-sama? I... komu?"

Fukurou milczał, choć na usta cisnęło się mu pytanie.” Kto ci kazał o to zapytać Haze Kuni-san? Komu będziesz opowiadał o tej rozmowie?”
Nie zapytał jednak o to. Zamiast tego rzekł.- Nie widzę powodu, by w ogóle poruszać kwestię Strażnicy Wschodu. Każda rodzina ma przecież krewnych, którymi się nie chlubi, ne?
Nie widział powodu, by zwracać uwagę na to miejsce u innych. Czuł się przyjacielem Akito. Lubił swego szwagra Kaiu. Fukurou nie widział powodu, by słowami ranić swych przyjaciół i krewnych, nawet pośrednio, poprzez cudze uszy.
Kuni spuścił głowę, z ulgą przemieszaną z wstydem. Przez moment jego ramiona drgały, Fukurou zgadywał, że chyba silne wzruszenie wstrząsnęło jego rozmówcą. Mirumoto poczuł lekkie zakłopotanie wobec tak silnej i emocjonalnej reakcji, choć Kuni nie wydał z siebie żadnego dźwięku i spuścił głowę, tak, by nie dać poznać co przechodzi. Choć nie trzeba było wiele, by poznać, jak sam przed sobą przyznawał Smok. Shugenja nie był aktorem. Lub - przez głowę przemknęły napomnienia Skorpiona - był świetnym.

- Arigato gozaimashita - rzekł wreszcie tamten ochryple, odsunął się od planszy i nisko, czołobitnie się skłonił - Domo arigato gozaimashita, Mirumoto-sama.

Kolejny raz Smok był zaskoczony i trochę speszony. Na Murze odwykł od takiej czołobitności.- Iye. Nie ma powodu, by dziękować. Naprawdę.
Po czym dodał filozoficznie.- Poza tym. Każde miejsce ma swoje uroki, ne Kuni-san? Przyznaję, że raduje mnie możliwość gry w Go z wymagającym przeciwnikiem. Dawno nie miałem okazji.
- Hai! -
odrzekł tamten służbiście, choć wciąż targany wstydem, przez łzy wzruszenia i ulgi zarazem. Mirumoto miał pewność, że dłuższą chwilę zajmie Kuni Noboru uspokojenie się.

To było owocne i udane zakończenie niezbyt udanego dnia. Niestety Fukurou nie mógł już bardziej pomóc Akito. Ostentacyjne wtrącenie się w sprawy Krabów, byłoby nieuprzejmie, a jakich rad Mirumoto mógł udzielić, udzielił. Reszta pozostała w rękach Akito.
Jutrzejszy dzień nie zapowiadał się optymistycznie, jeśli chodzi o dalszą podróż trójki bushi.
Hida Akito zaangażował się w rozwiązywanie tutejszego problemu, co z pewnością zajmie trochę czasu. A już na pewno jutrzejszy dzień. Fukurou jednakże postąpił podobnie asystując przy śledztwie i być może nawet dyskretnie kierując jego przebiegiem.
Praktycyzm Mirumoto podpowiadał jednak Fukurou, że przy okazji tego śledztwa pozna zasady funkcjonowania tej twierdzy, a to może się potem przydać przy szukaniu przewodnika. Zresztą, dzięki śledztwu unikał wroga któremu ulegli tutejsi bushi, nudzie.
A i zakończenie tego haniebnego procederu jakim były owe „gry” uważał za coś ,co warto dopilnować.
Chwila medytacji i przygotowania do spoczynku. Fukurou sprawdził, czy sowa nadal znajduje się na jego szyi, po czym... usnął mocnym snem. Wszak to był wyjątkowo ciężki dzień.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-08-2011 o 11:56.
abishai jest offline