Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2011, 12:26   #7
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Wyjazd do Redanii nie podobał się Areastinie od samego początku, od kiedy tylko kazano jej opuścić Tor Feainneanna. Jej zdaniem cała ta wyprawa była pomysłem tak głupim, że to aż bolało. No ale nikt jej jakoś o zdanie nie pytał, a sama z siebie też nie zamierzała się narzucać ze swoimi radami. Wszak nie za udzielanie rad jej płacono, lecz za wykonywaniem rozkazów. Więc wypełniła rozkaz, pojechała do tej cholernej Redanii i od tego wszystko się zaczęło.

Pomijała samą podróż, bo przecież już nie takie warunki przychodziło jej znosić. Armia trzymała swoich ludzi twardą ręką nie pozwalając im się zbytnio rozleniwić. Na wojnie nie ma przecież miejsca dla wygodnickich.

Pomijała również wkurzając charakter Calthaniela Roibhilin, który uważał, że na wszystkim zna się najlepiej i zwyczajnie wpieprzał jej się w kompetencje. Może i był ważnym urzędnikiem na dworze Enid an Gleanna, ale w przeciwieństwie do niej – prostej pani oficer – na wojskowych procedurach nie znał się ani trochę, choć usiłował jej wmówić, że jest odwrotnie. Nie dyskutowała, kiwała pokornie głową, a potem i tak kazała chłopakom robić po swojemu. Zanim się stary zorientował, było już najczęściej po sprawie.

Pomijała nawet to, że jak już wreszcie dojechali na miejsce, okazało się, że gospodarz wyprawia bal i to nie byle jaki, bo maskowy. Bal maskowy! Goszcząc największe szychy na Kontynencie! Lepszej okazji do zamachu to naprawdę ze świecą szukać! No ale nie ona decydowała, jej zadaniem było dopilnować, by podczas tego balu Roibhilinowi włos z głowy nie spadł.

Właśnie dlatego ona i chłopaki musieli cały wieczór siedzieć w rogu dusznej sali obserwując swego „podopiecznego”. Choć sala była spora, to jednak brak okien, w połączeniu z całą masą gości, serwowanymi gorącymi daniami i wysoką temperaturą powietrza sprawiały, że nie dało się tam wytrzymać. Goście na okrągło kręcili się koło wejścia. Jedni wychodzili zaczerpnąć świeżego powietrza, inni wracali już przewietrzeni. Gwar był niesamowity.

Nawet elfka i jej podwładni musieli czasem wychodzić, by odetchnąć. Zawsze wychodziło jedno z nich, podczas gdy reszta pilnowała ich drogocennej przesyłki. Nie mogli przecież przez zaduch umniejszać swej skuteczności. Gdyby ,nie dajcie bogowie , podczas takiego wietrzenia coś się Roibhilinowi stało, słono by za to zapłacili.

Tak więc pani kapral siedziała na kamiennej ławeczce na dziedzińcu okazałej posiadłości pana na Rajczewie delektując się chłodnymi podmuchami wiatru. Miała przy okazji wątpliwą przyjemność obserwować jak jakiś mało atrakcyjny szlachcic dobiera się do służki. Mogła też do woli popodziwiać podejrzliwe spojrzenia, jakimi raczyli ją przechodzący ludzie. Żyć nie umierać. Niestety, już za kilka chwil musiała wracać do środka, by zmienić któregoś z chłopaków.

Pech, Fatum, Los, a może zwykły przypadek sprawił, że wciąż jeszcze była na dziedzińcu, gdy zjawiła się grupa zbrojnych eskortująca sześciu więźniów. Przy przekazywaniu aresztantów oddziałowi pełniącemu wartę na zamku zrobiło się zamieszanie i trójka z nich – elfów zresztą – ulotniła się.

Tak samo z pewnością przypadek sprawił, że w chwili, gdy żołnierze zorientowali się, że mają już tylko trójkę zatrzymanych, Areastina akurat kierowała się z powrotem do sali balowej. Gwardziści uznali ją za jednego z uciekinierów i zgarnęli nie wnikając za bardzo w szczegóły, nie dając też sobie wytłumaczyć, że jest z eskorty. Zakneblowali jej też usta i związali ręce, żeby przypadkiem czarów na nich nie rzuciła. Matoły cholerne!

No ale poszła z nimi, nie stawiała oporu. Doszła do wniosku, że spróbuje przemówić do rozsądku ich bardziej rozgarniętemu przełożonemu, który dostrzeże takie niuanse jak na przykład to, że ma na sobie mundur.

Sytuacja nie specjalnie jej się podobała, ale zniosła to spokojnie, wszak nie była z niej pierwsza lepsza siksa, żeby miała od razu popadać w panikę. Zaciągnięcie do piwnicy był normalnym objawem zaaresztowania, no bo gdzie można wsadzić więźniów, jak nie do lochu, czy piwnicy?

Przestało jej się podobać dopiero, gdy dostrzegła suto zastawiony stół i siedzącą przy nim dwójkę. Vernona Roche rozpoznała od razu, trudno nie zapamiętać tej gęby. To przecież nie kto inny, lecz on odpowiadał za śmierć wielu elfów, nie tylko tych walczących jako Scoia'tael, ale również bezbronnych kobiet i dzieci. To przez jemu podobnych Żelazny Wilk musiał uciekać. Szefowa Redańskich Służb Specjalnych pewnie też niejedno elfie istnienie miała na sumieniu. Poza tym zwłaszcza jej obecność w tym miejscu niczego dobrego nie wróżyła.

Gospodarz owego małego alternatywnego przyjęcia zjawił się niebawem i złożył im swoją propozycję, dobrze płatną propozycję. Pozostali więźniowie zgodzili się od razu. Ale ona nie była już do tego taka skłonna. No bo niby z jakiej racji ona – zawodowy oficer – miałaby się bawić w najemnika i polować na jakieś ryboludy. Co prawda wynagrodzenie, jakie obiecywał Roland Relinven znacząco przewyższało jej miesięczny żołd, ale i tak jakoś nie widziała się w tej kompanii.

- W moim przypadku to raczej pomyłka - mruknęła kobieta, gdy wszyscy inni się już zgodzili. – Nie jestem najemnikiem.
- Właśnie, dziecinko. Co się stało? Opowiedz co te moje skurwysyny ci zrobiły i za co - nachylił się w kierunku elfki.
- Nic mi nie zrobili, a to że się tu znalazłam to wynik nadgorliwości pańskich ludzi. Ewentualnie uznali, że skoro mają już elfa i półelfa, to elfka do kompletu nie zawadzi.
- No dobrze, już ja sobie ich poszukam... Oni też nie są najemnikami. Ci dwaj są wiedźminami – odparł mężczyzna wskazując na siedzących obok siebie dwóch właścicieli zakazanych mord. – No, może ich można podciągnąć pod najemników. Ten jest zwykłym, złodziejskim ścierwem – dodał wskazując na elfa - a ten... no cóż... z pewnością nie najemnik, znam się.
- Oferta wydaje się kusząca, ale w przeciwieństwie do pozostałych ja mam stałą pracę i nie mogę jej zostawić od tak – rzuciła odgarniając z czoła kosmki ognistych włosów. – Mogłabym beknąć za dezercję – mówiąc to uśmiechnęła się, jakby było całkiem niezły żart.
- Naturalnie sytuacja w twoim wypadku, dziecinko, wygląda zupełnie inaczej. Siedzisz tu z błędu jednego z moich imbecyli, ale nie oznacza to, że oferta nie jest dla ciebie – powiedział magnat spokojnie, jakby mówił do dziecka. – Sumka nie jest mała i nie można jej znaleźć w krzakach, gdzie jakiś wsiur wychędożył dziewkę i jeśli chcesz, żeby wylądowała wprost przed tobą, to mogę porozmawiać z mistrzem Roibhilinem - uśmiechnął się pod wąsem.

Tak… porozmawiać z Roibhilinem. I ciekawe co by sam zainteresowany powiedział? Z jednej strony mógł chcieć się jej pozbyć, wszak podważała jego kompetencje. A to, że ich w pewnych kwestiach nie miał, było tylko tyciutkim szczególikiem. Z drugiej zaś, nie wysyłali by jej w tę podróż, gdyby nie była potrzebna. Szczerze wątpiła, by pan urzędas zgodził się pomniejszyć swoją obstawę. Ona by się na jego miejscu nie zgodziła.

- Nie sądzę, żeby Roibhilin się zgodził uszczuplić chroniącą go załogę o dowódcę – wypowiedziała na głos swoje wątpliwości. – A nawet gdyby się zgodził, moi przełożeni nie byliby zadowoleni, gdybym porzuciła powierzone mi ważne zadanie dla kilkuset dodatkowych orenów.

Na twarzy elfki gościł ledwo dostrzegalny uśmiech. Rzuciła okiem na ewentualnym towarzyszy w kompani i dodała:
- Jak już mówiłam, nie jestem najemnikiem, lecz żołnierzem. Ci drudzy od tych pierwszych różnią się na przykład tym, że mają poczucie obowiązku, które jest ważniejsze niż honorarium.

Magnat zadrżał od tłumionego śmiechu.
- Większość żołnierzy ma w rzyci poczucie obowiązku, ale zostają, bo im kat może zaświecić.
Póki wojen nie ma, armia jest najłatwiejszym zyskiem. Siedzenie i pierdzenie w zydelek, w tym czy innym miejscu. Ale jak przychodzi czas bitwy, to nie wszyscy są tacy wyrywni, jak w czasie pokoju
- jego sumiaste wąsy poruszyły się w kolejnym napadzie. – Poza tym, dla mnie ludzie lubią robić wyjątki. Dzięki urokowi osobistemu mistrz Roibhilin i królowa Findabair zrobią wyjątek. Specjalnie dla mnie - rzekł, a jego oczy lekko zabłysły.
- Ludzie może i robią wyjątki specjalnie dla pana. Z elfami nie byłabym już taka pewna – powiedziała z naciskiem. Nie podobały jej się tory, na które zbaczała ta rozmowa. – Ale jeśli uzyska pan od Roibhilin zgodę na mój udział, będę się mogła nad tym zastanowić. Póki co obowiązuje mnie kontrakt z armią.

Relinven roześmiał się.
-Tak, tak, dziecinko, z elfami nie jest tak łatwo - z wyraźnym trudem próbował zachować powagę. – U mnie słowo droższe od pieniędzy. Propozycja padła, klamka zapadła. Nie będę wykorzystywał mojego uroku, by usłyszeć, że chcesz wracać, dziecinko. Jeśli nie masz zamiaru iść razem z nimi... - wskazał podbródkiem pozostałych. - ... prościej będzie powiedzieć to teraz. Nikt nikogo nie naciska, droga i wola są wolne.

A zatem problem sam się rozwiązał. Grubas nie zamierzał prosić o oddelegowanie jej do tego, póki ona sama nie wyrazi chęci. Ona nie miała zamiaru się deklarować, póki nie uzyska pozwolenia od przełożonego, którym w obecnej chwili – z bólem serca musiała to uznać – był Roibhilin.

- Skoro tak pan stawia sprawę... - zawiesiła głos, jakby się nad czymś zastanawiając. – z różnych względów zmuszona będę odmówić udziału w tym przedsięwzięciu. Wolę dokończyć już powierzone mi zadanie.

Magnat skinął głową.
-Jak już mówiłem, słowo droższe od pieniędzy. Jeszcze raz przepraszam za moich imbecyli - uśmiechnął się.

No i to było na tyle radosnej pogadanki o niebezpiecznej misji. Kobieta odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia, musiała przecież wrócić do swoich obowiązków, do pilnowania urzędasa.

Gdy bal się skończył wreszcie mogła trochę odpocząć, ale też nie za długo, bo rano znów ją czekały obowiązki: pilnowanie Roibhilina, towarzyszenie mu, gdziekolwiek by sobie nie zażyczył iść. Po cichu liczyła na to, że uda jej się na jakąś godzinę lub dwie wymknąć na jakieś targowisko, posłuchać co też ludzie gadają po karczmach. Ale to były tylko plany, bo wszystko się jeszcze mogło zdarzyć.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 15-07-2011 o 23:53.
echidna jest offline