Iga kontynuowała sztuczne oddychania, aż do momentu, kiedy zakręciło się jej w głowie i zaczęły jej łatać mroczki przed oczami. Wyprostowała się i przez chwile głęboko oddychała, potem przypomniała sobie, że nie powinna oddychać wcale i spojrzała na Ronona, czy przypadkiem jemu nie zaszkodziła zbyt nasiloną wentylacją.
Jedno spojrzenie na twarz Hawajczyka powiedziało jej wszystko – mężczyźnie nic już nie mogło zaszkodzić. I to od dłuższego czasu. Wściekła na siebie, że zmarnowała tyle czasu i na Rona, ze nie pozwolił się uratować, oraz na Toma, że wcześniej jej nie pomógł, podniosła się na nogi. Mając do wyboru – popaść w rozpacz, albo wściekłość wybrała to drugie. A raczej jej podświadomość wybrała za nią.
Trzęsąc się z hamowanego gniewu i zmęczenia rozejrzała się po korytarzu. I wtedy jej wzrok padł na naukowca. Siedział pod ścianą łkając jak dziecko. I mimo wieku takie dziecko przypominał. Iga podeszła do niego, usiadła obok.
Objęła go. - Możesz płakać - powiedziała – płacz, ja się tobą zaopiekuję.
Zaczęła lekko kołysać ciałem, ruchem, jakim matki od lat uspakajają niemowlęta i dzieci. Ta cząstka naukowca, która była przerażonym dzieckiem potrzebowała tego. Naukowiec poddał się jej, poddał ruchowi jej ciała. Żadne słowa nie były teraz potrzebne i nie mogły pomóc. Naukowiec musiał pożegnać się z utracona kończyna, opłakać ją. Dopiero potem będzie mógł spróbować nauczyć się żyć na nowo, przyjąć sytuacje i sprostać jej.
Iga kołysała mężczyznę zastanawiając się z tyłu głowy, komu bardziej ten kontakt fizyczny jest w tej chwili potrzebny – jemu czy jej.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |