Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2011, 09:15   #2
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Las nieopodal Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 2 dzień miesiąca Hantei, rok 1114


Biegli.

Biegli przez las, szeleszcząc, trąc o gałęzie, gubiąc coraz to nowe kawałki przebrania. Myśliwy biegł ostatni, bo coraz to stawał i nasłuchiwał, do tego trochę kulał, bo prawie kopnął go ten rozszalały wałach, kopyto na szczęście jedynie go musnęło. I wspominał.

Baba strzeliła. Przodkowie chyba naprawdę prowadzili jej ramię, choć dotąd powiedzonko pasowało bardziej na samurajski frazes, którym można było sobie bezkarnie gębę wycierać. Myśliwy był świadkiem wielu ostatnich chwil samurajów i wiedział, że ci krwawią, srają i umierają jak każdy heimin. A czasem nawet podlej. Łasice nie wywodziły się tylko z kasty szlachetnych, ale tych ostatnich częściej miały za przeciwników. Coś takiego jednak, jak pokazała ta baba było... niepokojące. Wciąż pamiętał jej oczy i bijący z nich spokój. Krwawiła, mocno krwawiła, sama przyspieszała swoją śmierć tym szaleństwem i - wiedział to - miała to gdzieś. Dlaczego? Bo strzelała.

Wspominając lot tej strzały, jej spojrzenie, beznamiętnie przesuwające się po nim i spoczywające na młodym Yugo, poczuł dreszcz. Miał silne wrażenie, że rozważała go za cel.

Nie dlatego, że był bliżej, dlatego, że był groźniejszy.
Budziło to w nim liczne uczucia. Przede wszystkim ciekawość. Ekscytację. Miał wrażenie, jakby się... wzajemnie rozpoznali.

Wspomnienia przerwały odgłosy. Machinalnie stanął, przyklejając się do pnia sporego klonu.

Przygotował łuk i czekał, uspokajając oddech.

Myśliwy nie zwykł się chwalić. W juzimai nie miał wysokiej pozycji, niewielu wiedziało, jak dobrym jest łucznikiem. Nawet ci nie wiedzieli, jak skutecznie poluje. Dlatego, że polował sam, dlatego, że jego zwierzyna była martwa na koniec polowania, wreszcie dlatego, że on nie interesował się niczym więcej. Nie mówił nic, czego nie musiał powiedzieć, odkąd samurajski kaprys pozbawił go rodziny, nakazując przekazać parę bu "jego panu, za zniszczenie własności". Kiedy inni wyolbrzymiali swoje dokonania, on - wręcz odwrotnie. Nie interesował go posłuch, poklask, nie interesowali go inni.

Odgonił wspomnienia. Zaczął oddychać brzuchem, jak uczył go dziadek, myśliwy, i jak dziadka uczył jego dziadek.

Nadciągało trzech samurajów Żurawia. Uzbrojeni, opancerzeni, biegnąc... Byli głośni, truchtając niespiesznie w stronę uciekających.

Łasice dotąd uważały ten teren za zaskakujący. Z jednej strony, niepokoił nieznanym. Nie wiadomo było czasem, czego i kogo się tu spodziewać, kto może trafić się na szlaku, jak tutejszy urzędnik zareaguje i co zrobi na wieść o bandytach, co zrobią tutejsi samuraje. Z drugiej strony, wielu tutejszych było... głupcami. Najprostsze numery, na które przy Shinomen nikt by się nie nabrał, tutaj działały.

Jak choćby i ten. Łasice wszystkie uciekały w jednym kierunku. Jeden z nich zostawał z tyłu i kładł paru wrogów. Pogoń traciła entuzjazm, Łasice skręcały - zacierając ślady. Efektem było, że kiedy szlachetni i czcigodni panowie decydowali się znowu gonić "rzezimieszków" - tym razem, licznie, a najchętniej rękoma ashigaru - to pozostawali przekonani, że 'przycisnęli' łotrów tak, że Ci musieli się ostrzeliwać. I nawet nie zakładali, że ktoś uciekający "w takim popłochu" mógłby skręcić albo - co gorsza - uciekać od razu w złym kierunku.

Zanim ktoś w pogoni na to wpadł, "rzezimieszki" były już daleko.

Dobrał trzy strzały togari. Zbroja nie liczyła się dla takich jak on. Nie liczyła się, odkąd dziadek pokazał mu, jak wyrabiać strzały. Odkąd zabił pierwszego pana Hida, czarnego niczym sztolnia kopalni, w której pracował jego ojciec i wielkiego niczym góra, wznosząca się nad nią. Jeśli nie liczyła się zbroja i siła Kraba wobec cichej strzały, to co mogły uczynić Żurawie?

Umierać.

Pierwszy strzał przeszył mempo, twarz i głowę samuraja z prawej. Ten był nieco z tyłu od pozostałych - myśliwy wybrał go właśnie z tej racji - liczył na to, że zaniepokojeni jego upadkiem towarzysze się obrócą, stając się przez to jeszcze łatwiejszym celem.

Częściowo się udało. Z dwu pozostałych bushi, jeden obrócił się do padającego towarzysza i rzucił ku niemu z okrzykiem. Drugi zareagował lepiej: dobył broni i runął do przodu.

Nie miało to jednak znaczenia: ten co się obrócił padł od drugiej strzały - wbiła się w kark, wyszła przez gardło.
Trzeciemu myśliwy pozwolił pobiec chwilę, zorientować się, że nie widzi wroga, zwątpić, zwolnić...

Puścił trzecią strzałę, kiedy tamten był dziesięć kroków od niego. Zaskoczenie nie zdążyło zejść z twarzy pana samuraja, nim uszło zeń życie. Myśliwy nie patrzył. Truchtał już cicho za swoimi, zacierając ślady.

I wspominał. Znowu.

* * *

Strzeliła raz. Podrzut łuku, struga jej krwi, niesamowity, nadludzki wyraz skupienia na twarzy, puszczona cięciwa. Ciarki przeszły go na samo wspomnienie.

Yugo charknął tylko, biorąc strzałę w brzuch. Myśliwy skrzywił się odruchowo, na myśl o olbrzymim bólu, jaki ten nieszczęsny głupiec musiał wtedy poczuć.

Szczęśliwie niedługo - Łasice nie pozostawiały towarzyszy. Stróż wpierw dał sygnał o nadciągających, potem wykończył pechowca. Maro lubiła mawiać, że nikt z Łasic nie zdradzi. I była to prawda - trupy nigdy nie zdradzały.

On sam jak tylko skoczył za konia, to pobiegł dalej. Za wóz. Tak, by koń przedzielał go od niej. Po drodze zgarniając głupca, którego imię było nieważne, nie po tym, jak sfuszerował tutaj strzelając przedwcześnie. Myśliwy typował go na następnego, co weźmie na siebie gniew Maro. To nigdy nie kończyło się dobrze dla ofiary.

Zastanawiał się tylko, dlaczego zrobił jedną rzecz. Dlaczego, kiedy dostrzegł jej kołczan, zabrał go, co sprowokowało rozeźlonego już wałacha. Działał wtedy instynktownie, ale zwykle rozumiał takie rzeczy. Zwykle pamiętał, co takiego kazało mu postąpić, jak postąpił.

Nie tym razem. Nie wiedział ani dlaczego zabrał jej zapasowy kołczan, ani dlaczego wystrzelił jedną strzałę zeń, w jej stronę. Wichrując jej lotki, ba, niektóre wręcz wyrywając.

Co by to miało przecież być? Wyzwanie?
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline