Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2011, 03:06   #13
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany

W milczeniu sączył swój gorący napój, wyglądając za okno i rozmyślając. Biała porcelana naczynia pokryta była drobnym, wschodnim pismem – zasługa faktu, że zestaw został kupiony u Chińskiego sprzedawcy, który miał stoisko nieopodal. Thane nigdy nie przykładał uwagi do jakości swojego dobytku, ani do ilości posiadanych pieniędzy, ale niewiele rzeczy, które posiadał rzeczywiście kupił. Tak jak i to misternej roboty naczynie, znaczną część po prostu dostał, w ramach wdzięczności za medyczną pomoc, której udzielał.
Przemarsz rycerzy wywołał w nim mieszane wspomnienia i odczucia. Z jednej strony mężczyźni walczyli o swoje przekonania, ale z drugiej… czy w ogóle zdawali sobie sprawę, że idą na pewną śmierć? Thane szczerze wątpił, żeby ich przełożeni poinformowali wszystkich o tym z czym przyjdzie się im mierzyć. Cokolwiek by nie czekało na nich w ciemnościach cmentarnych krypt, nie mogło to być ani naturalne, ani bezpieczne. Może niektórzy nawet daliby sobie z tym radę, ale sądząc ze słów Inkwizytora, w obecnych warunkach było to niemożliwe.
Wojna, wojna pod nosem mieszkańców. I dopóki on nie odnajdzie Potomka, prawdopodobnie dziesiątki rycerzy, Templariuszy i Inkwizytorów zginą w cieniu starych grobów…
„Mógłbyś po prostu odejść, prawda?”
Filiżanka drgnęła w połowie drogi do jego ust, ale zaraz podjęła na powrót swój marsz. Rzeczywiście, mógłby odejść, gdyby stawka nie była tak wysoka. Wymagałoby to od niego porzucenia swoich ideałów, ale poniekąd osiągnąłby swój cel. Jednak tylko poniekąd.
”Święte Oficjum i Templariusze toczą bój na cmentarzu, bój który jest przegrany skoro sięgnęli po pomoc wieszczki i niezorganizowanej bandy z pozoru losowo dobranych ludzi. Wśród których jest banita. Muszą być zdesperowani, a to oznacza, że jest naprawdę źle. Mógłbyś po prostu odejść, porzucić poszukiwania i miałbyś pewność, że bez Potomka to miasto prędzej lub później spotka swój zasłużony los.”
Pierwszy raz musiał zgodzić się ze swoim Duchem. Nie była to taka zła wizja, ale wciąż było jedno „ale”: stawka była dużo większa niż jedno miasto. Stawka przerastała Barcelonę, przerastała kilka zabitych oddziałów. Pozostawienie tego miejsca swojemu własnemu przeznaczeniu byłoby tylko pozornym zwycięstwem, które tylko odrobinę wpłynęłoby na szerszą perspektywę.
Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Z cichym westchnięciem dopił herbatę i odstawił ostrożnie filiżankę na blat stołu, podnosząc się z fotela. Na drzwiach wisiała wywieszka, że sklep jest zamknięty, ale najwyraźniej nie powstrzymywało to klientów od dobijania się do środka. Narzucił kaptur na głowę i poprawił włosy. Dopiero wtedy skierował się do drzwi i uchylił je odrobinę, otwierając na oścież gdy rozpoznał w gościu kupca, z którym ostatnio rozmawiał. Uśmiechnął się oszczędnie na ten widok, przenosząc spojrzenie na jego towarzyszkę. Nie spodziewał się, że Pedro przyprowadzi kogoś ze sobą, chociaż wystarczył mu jeden rzut oka na ubiór i manierę kobiety, by zagadka jej tożsamości sama się rozwiązała.
- Pan la Fredle de Patrin – przywitał się lakonicznie, otwierając szerzej drzwi i zapraszając gestem do środka. – Ze swoją piękną narzeczoną, jak mniemam. Proszę, wejdźcie.
A więc nie pomylił się co do szlachcica.

***

Gdy Pedro wraz z córką La Coruny opuścili jego progi, Thane ponownie zapadł w fotel, sięgając po swoją filiżankę i kończąc niespiesznie herbatę. Zastanawiał się czy dobrze zrobił wybierając mężczyznę do tego zadania, czy przypadkiem nie popełnił błędu ufając mu zbyt wcześnie. Jednak z reguły rzadko kiedy mylił się co do swoich wyborów, a szlachcic sprawiał wrażenie rozsądnego i stąpającego trzeźwo po ziemi. Poza tym odrobina okazanego zaufania powinna odpowiednio zaowocować, gdy przyjdzie co do czego… A on w międzyczasie będzie mógł się wziąć za wytropienie pozostałych.
Wstał z fotela i wypłukał filiżanki w beczułce z wodą, odstawiając je następnie na swoje miejsce. Butelkę-podarek wstawił za ladę, zostawiając ją tam na lepsze czasy. Być może jeszcze mu się do czegoś przyda… Zebrał swoje rzeczy, poprawił kaptur i ruszył do drzwi, wychodząc na zewnątrz. Zamknął sklep i skierował się w stronę Dzielnicy Świątynnej.

Strażnicy przy bramach przepuścili go bez oporów, gdy się przedstawił. Dwa pomniki rycerzy powitały go tuz po wejściu, pochylone ku drodze i przyglądające się przechodniom, jakby wyszukiwały wśród nich wszelkich niegodziwców i heretyków. Dzielnica Świątynna już na samym wstępie sprawiała monumentalne wrażenie. To miejsce należało do Inkwizytorów i Templariuszy, i wśród niżej kasty Barcelony chodziły o nim niemal mityczne pogłoski, a przynajmniej Thane odniósł takie wrażenie.
Skierował się drogą, którą szedł nie tak dawno z parą przewodników, mijając zamknięte obserwatorium Galileusza. Nie bez zaskoczenia stwierdził, że myśli o wielkim uczonym, który został pojmany, przesłania wewnętrza irytacja, zarówno na to miejsce, jak i na ciemnotę Inkwizytorską, która z pewnością była tego przyczyną. Bo czy to pierwszy raz zdarzyło się, żeby obiecujący wynalazca lub wybitny człowiek, został zabrany do lochów w celu „przesłuchania względem trwającego śledztwa”? Zgnilizna, ubrana w białe płaszcze i rycerskie zbroje, sięgała coraz dalej, zapuszczając swe korzenie na wszystkie sfery życia. A Thane właśnie wracał do jej serca.

Przy wejściu do Lochów stało dwóch Inkwizytorów, którzy wpuścili go po krótkich przepytankach i w towarzystwie innego rycerza. Tu już nie mógł wykpić się współpracą ze Świętym Oficjum i krzątać się po okolicy samodzielnie – nawet jego obowiązywały przepisy. Towarzyszący mu mężczyzna nie odzywał się przez całą drogą, prawdopodobnie zastanawiając się czego brat zakonny może szukać w takim miejscu. I słusznie. Bo brat zakonny szukał informacji.
- Potrzebuję dostępu do spisu przesłuchań – przywitał się przed starszym Inkwizytorem, który zawiadywał w tutejszym archiwum, do którego w końcu dotarł. Pomieszczenie było rozległe i przypominało nieco bibliotekę; trzy czwarte ogromnej sali znikało w mroku, pogrążone w ciemnościach spowodowanych ograniczonym oświetleniem. Ogromne szafy pełne listów i dokumentów, górowały nad wąskimi korytarzami, a każda z nich trzymała dowody zbrodni większości sądzonych przez Inkwizytorów i osadzonych w lochach, bądź skazanych. A było ich wyjątkowo dużo.
- Godność? – Starszy rycerz obrzucił go długim spojrzeniem zmęczonego wiarusa, który jednak wciąż tkwi na posterunku i nie zamierza niczego przeoczyć. Gdy Thane się przedstawił, pokiwał głową.
- Mówili, że możesz się zjawić – mruknął, odwracając się do szafy stojącej za nim i przechowującej najświeższe lub najpilniejsze sprawy. Chwilę szukał czegoś pomiędzy zwojami, by w końcu wyciągnąć zwinięty i zapieczętowany dokument. – Alberto de Castro Naves. Prawdziwy gagatek.
- Niewątpliwie. – Zakonnik nie chciał komentować opinii Inkwizytora, zanim sam się w niej nie upewni. Nie zdziwiłby się, gdyby oskarżony był Bogu ducha winną osobą, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. To także byłoby typowe dla tej instytucji.
Podziękował oszczędnie za pomoc i rozwinął dokument, przysiadając na pobliskiej ławie.

Imię i nazwisko: Alberto de Castro Neves, przeklęty półbies
Wiek: około 30 lat
Narodowość: prawdopodobnie Portugalczyk
Przebieg przesłuchania: Przesłuchanie prowadził brat Felix, Templariusz. Więzień był przetrzymywany i torturowany dwa tygodnie, co tego diabła nie skłoniło do wyznznia, iż w pakcie piekielnym swą duszę zaprzedał. Jak zeznał przesłuchiwany, urodził się na wybrzeżu. Syn rybaka. Troje rodzeństwa plus matka. Od młodości, jak mówił, przejawiał swoje paskudne usposobienie. W wieku 16 lat uciekł, uprzednio okradając rodzinę i mieszkańców wioski. Znalazł przytułek u jakiegoś starego rycerza, która za pomoc w prowadzeniu domu wyuczył go posługiwania się mieczem. Modlitwy które zalecał rycerz, nie pomagały. W 18 urodziny rycerza zatłukli bandyci, więzień uciekł. W lesie spotkał ducha, które w zamian za zamieszkanie w ciele więźnia, obiecał mu moc władania ogniem, prawdopodobnie heretyckie czary umysłu. Dalej więźniem opowiada o swoich zmianach i tym, jak zabijał. Przyłączył się do wędrownych bandytów zwanych "Szczurami". Zostali wybici przez portugalską armię, on uciekł paląc za sobą most. Był przez dwa lata najemnikiem z czego zrezygnował. Następnie pojmaliśmy go w Barcelonie.
Wyrok: Śmierć przez powieszenie

Podpisano: Brat Felix Gorrero



Spis przesłuchania był zadziwiająco krótki i lakoniczny, chociaż autor dokumentu i przesłuchujący, brat Felix Gorrero, niejako potwierdził oskarżenie starszego Inkwizytora. Thane przebiegał wzrokiem raz po raz po dokumencie, zapamiętując jego treść i szukając czegoś co by mu pomogło, by po ponad kwadransie zwinąć dokument i zwrócić go do archiwum. Podziękował obydwu Inkwizytorom i skierował się do wyjścia.
Niewątpliwie będzie potrzebował pomocy, dla własnego bezpieczeństwa. Szczęśliwie jednak ta już została niemal załatwiona, o ile tylko Pedro spełni się w roli złotoustego werbownika.
Skierował się w stronę bram wychodzących na tereny poza miastem od strony obozu Saladyna, zamierzając poczekać na szlachcica i – miał taką nadzieję – ich nowy nabytek.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline