Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2011, 11:54   #330
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Stojący w oknie Melchior ze smutkiem spoglądał na kłębiący się w strażnicy tłumek. Ci, którzy pochodzili ze wsi szukali ukojenia w oporządzaniu koni, których teraz mieli aż nadto. Niektórzy zbili się z grupki, pokrywając zdenerwowanie butnymi przechwałkami. Kilku elfów medytowało w zaciszu świątyni lub w milczeniu stało na murach, wpatrując się w górzysty horyzont. Mężczyzna zacisnął zęby w bezsilnym gniewie. Nienawidził zimowych Prób. Wiedział, że włączanie młodych magów do walk w tym sezonie było więcej niż potrzebne dla przetrwania Królestwa, lecz mimo to zawsze wybierał ich z ciężkim sercem. Gdy był dzieckiem to właśnie adepci uratowali jego sioło przed oddziałem hobgoblińskich maruderów. Ile to już lat...? Potrząsnął głową. Teraz przybyli tylko ochotnicy, dodatkowo przebrani przez niego; każdy ze ściśle wyznaczonym zestawem zaklęć. Widział jednak, że wielu już żałuje swego wyboru. Gdy wczoraj pod osłoną czarów podeszli pod miasto dwóch czy trzech musiano siłą powstrzymać przed ucieczką. On sam nigdy nie zapomniał swej pierwszej wizyty w Levelionie i owo wspomnienie zawsze napawało go takim samym lękiem.

Wołanie stojących na murach uczniów wyrwało go z rozmyślań. Do strażnicy zbliżał się człowiek.




Helfdan pozornie niedbałym krokiem podszedł do wrót i zwodzonego mostu, który natychmiast zaczął opadać ze zgrzytem. Słyszał, że jego przybycie wywarło niemałe wrażenie na nieproszonych gościach fortu, lecz gdy wmaszerował z Torem na dziedziniec, a bez mała dwadzieścia par oczu wgapiło się w niego z uwagą, pierwszą myślą która zakołatała mu się w kudłatej łepetynie było: Kurwa, dzieci!

I zaiste, na placu stała piętnastka młodych adeptów sztuk tajemnych - jak tropiciel ocenił po braku kompletnego rynsztunku. Kilku starszych miało pod płaszczami przeszywanice, większość u pasa krótkie miecze lub sztylety, ale ogólnie wyglądali jakby szli na piknik, nie do Pyłów. Co prawda Helf kiedyś słyszał, że zbroja przeszkadza w czarowaniu, lecz uważał to za bzdury. Jemu przecież nie przeszkadzała, a mag był z niego jak z koziej dupy trąba.

Większość dzieciaków była w wieku Tui i Maeve; na pewno żaden nie przekroczył trzydziestej wiosny. Rozrzuceni po obszernym dziedzińcu wyglądali jeszcze bardziej niepozornie. Większość stanowili ludzie, choć znalazły się wśród nich dwa srebrne elfy, jeden złoty i jedna dzika elfka, która ze stoickim spokojem (ostro kontrastującym ze zdenerwowaniem reszty), przypatrywała się przybyszowi.





Na ramionach kilku siedziały ptaki, łasice i szczury, większość jednak nie posiadała lub nie zabrała ze sobą chowańców. Bystre spojrzenie tropiciela zarejestrowało również siedzącego pod stajnią starego kapłana Helma (jak ocenił po symbolu na zbroi), kilku stajennych oraz stojących w drzwiach dwóch mężczyzn w pełnych kolczugach. Ci ostatni rozstąpili się z szacunkiem, gdy z budynku wyszedł półelf jakieś dwie dekady starczy od Helfdana. Wyraźna ulga, jaka odmalowała się na twarzach niektórych, oraz nagła zmiana w atmosferze panującej na dziedzińcu jasno wskazywały, że on tu dowodzi.




Nim jednak czarodziej zdążył się odezwać, ze stajni dobiegł znajomy, podniesiony, gderliwy głos i na zewnątrz wypadł purpurowy z wściekłości Kerstan. Na widok Helfdana zaklął tak szpetnie, że kilka dziewcząt zaczerwieniło się po same uszy, zawinął się i zniknął spowrotem w stajni. W półmroku mignął cień Herso.

Mag zignorował kłótnię najemników oraz ostrzegawcze warczenie Tora i zbliżył się do Helfdana.
- Helfdan Elten’vel jak mniemam? - bardziej stwierdził niż zapytał. - Jestem Melchior Asten, Trzeci Nauczyciel Biblioteki, członek Gildii Magów. Zapraszam do środka. Aido, powiadom mnie gdy wrócą zwiadowcy - zwrócił się jeszcze do leśnej elfki. Mężczyzna był najwyraźniej przyzwyczajony, iż jego polecenia są wykonywane, gdyż nie czekając na odpowiedź obojga skierował się do wnętrza dworu, a potem na piętro. Tropiciel chcąc nie chcąc ruszył za nim. Rycerze mieli wyraźną ochotę zatrzymać psa na zewnątrz, ale widząc wyszczerzone kły Tora odpuścili. Mabari wyraźnie nie miał ochoty opuszczać kolejnego pana, a Asten nie wydawał się przejmować towarzystwem psa. Mag rozgościł się w pierwszej z brzegu komnacie; prócz ognia płonącego na kominku, wąskiego kuferka w kącie i leżącej na stole mapy nic się w niej nie zmieniło. Na parapecie siedział spory kruk, szarpiąc kawał suszonego mięsa.

Melchior nie wyglądał na nadętego, cherlawego magusa, choć pozory mogły mylić. Przenikliwe niebieskie oczy wpatrywały się w rozmówcę z uwagą i szacunkiem; a spokojna, surowa twarz była naznaczona trudami życia osoby, której decyzje stanowią o losie innych ludzi. W jego spojrzeniu Helfdan poznał, że czarodziej wie na co się porywa i jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić. I że kiedyś był już w Pyłach.

Na złotym medalionie, który zwisał z szyi półelfa Helfdan dostrzegł maleńki, przemyślnie ukryty w zdobieniach symbol czaszki.





Rozmowa nie była długa, choć i tak zbyt długa jak na gust Helfdana. Przerwała ją Aida, która powiadomiła o powrocie zwiadowców kilka minut wcześniej nim głośny szum skrzydeł wypełnił dziedziniec. Jej tatuaże w mroku wydawały się niemal czarne, a twarz zachowywała typowo elfi spokój i obojętność nawet wtedy, gdy dwóch zwiadowców i blady z przerażenia mag relacjonowało wyprawę. W drodze do miasta spostrzegli pięć patroli (których forpocztę widział Helfdan), oraz mężczyznę latającego wzdłuż traktu na płaszczowcu - najwyraźniej kontrolował szkielety. W centrum miasta był tłum nieumarłych, kręcący się chaotycznie po placu. Reszta miasta wydawała się opustoszała.

Kilka godzin później wszyscy byli gotowi do drogi i kilkunastoosobowa grupa zebrała się na dziedzińcu. Wierzchowce parskały niespokojnie, wyczuwając napięcie. Gryfy - zbyt młode jak na gust tropiciela - siedziały na blankach, nerwowo gryząc pokryte runami wędzidła. Helfdan zobaczył wśród wyruszających Herso. Najemnik siedział na swym wierzchowcu, a jego egzotyczna twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tropiciel nie miał nic do najemnika - zawsze zdyscyplinowany, skrupulatnie wykonywał swoje obowiązki, nie marnował zapasów i strzał, nie sprzeciwiał się rozkazom, wypić z półelfem też lubił, a przede wszystkim świetnie strzelał i walczył. Jak się tak dobrze zastanowić to był zbyt dobry jak na portowego rzezimieszka. A teraz wracał do Pyłów z magami. Kerstan stał pod stajnią wraz ze stajennymi. najwyraźniej ani myślał ruszać do przeklętego miasta.

Szepty ucichły gdy Melchior wynurzył się z budynku i dosiadł swego wierzchowca - podobnego Persifalowi bojowego kasztana. Odwrócił się do swych uczniów i rzekł:
- Wczoraj widzieliście martwe miasto. Widzieliście Levelion. Dziś zwiadowcy przynieśli wieści, które wszyscy już znacie. Znacie plan - szaleńczy, ryzykowny, lecz jedyny jaki mamy. Idziemy w bój. Idziemy walczyć ze śmiercią. Dla wielu z was Pyły były miejscem-legendą, gdzie można okryć się chwałą i sprawdzić swoje umiejętności. Teraz widzicie jak tu jest na prawdę.
Powtarzam: to nie jest zwykła Próba! To nie jest nawet wojenna Próba. Pyły to coś więcej. Każdy kto chce może się teraz wycofać bez konsekwencji dla dalszej nauki i członkostwa w Gildii. Nikt, powtarzam, nikt nie będzie miał wam tego za złe, gdyż strach przed Pyłami nie jest objawem tchórzostwa, a rozsądku. Wszystkie lęki, wątpliwości, wzajemne animozje zostaną tu wykorzystane przeciwko wam. Ten, kto w potrzebie nie będzie w stanie wyskandować żadnego zaklęcia zagrozi życiu nas wszystkich. Gdy przekroczymy bramy strażnicy każdy z was będzie odpowiedzialny nie za swoje życie ale za życie swych towarzyszy. Jesteście zobowiązani do zachowania w tajemnicy wszystkiego co zobaczycie po przekroczeniu granic Levelionu pod karą śmierci. CZY TO JEST JASNE?
- TAK! - huknęło z dwudziestu gardeł. Helfdan zauważył jednak, że cztery osoby oddały wodze stajennym i chyłkiem zniknęły w budynku, dołączając do osób, które zrezygnowały już wcześniej.
- Feliksie - czarodziej zwrócił się do kapłana, który głośno zaintonował ochronną modlitwę do Helma, a tropiciel uczuł znajomy spokój rozlewający się po jego duszy. Po chwili most zwodzony opadł z hukiem, a brama rozwarła się.
- Ruszamy!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-07-2011 o 10:25. Powód: zguba
Sayane jest offline