Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2011, 23:24   #82
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Sądząc po słowach jakie się jej wyrwały po niewinnym pytaniu, kuzynka Lucy nie była w najlepszej kondycji nie tylko fizycznej, ale i psychicznej. Samantha popatrzyła na nią z niepokojem. Może leki doktora okazały się zbyt silne i teraz wywoływały w niej jakieś omamy? Może dlatego myślała że jest kimś innym? A może to był wynik tego co działo się ostatnio? Może zaczęła się... zmieniać, albo strach zaciemnił jej umysł?
Te myśli przebiegły przez mózg Sam niczym błyskawica. Potem jednak przyjrzała się jasnowłosej kuzynce. Nie miała raczej objawów... inności bo szarpało nią wiele uczuć, a “tamci”, jeśli brać pod uwagę zachowanie Brusa, byli raczej nadmiernie opanowani. Także mimo zaniepokojenia nie wyglądała na... szaloną:
- Więc kim jesteś? - Zapytała więc spokojnie patrząc jej prosto w oczy i starając się przyjaznym uśmiechem dodać trochę otuchy.
Sądząc po kolejnych odpowiedziach musiała być jednak odurzona lekami. To wyglądało jakby nie potrafiła się skupić na konkretnej myśli, a jej umysł wędrował dziwnymi I niezbadanymi torami. Samantha miała nadzieję, że to problem przejściowy, a Lucy była po prostu nadal w stanie szoku.

W ostateczności spakowała rzeczy dziewczyny do walizki, a wszystkie kartki, które walały się po całym pokoju pozbierała i wsunęła na wierzch.
Nie było czasu by się im dokładnie przyglądać, ale niektóre były dziwne...
Potem spakowała także swoje rzeczy I zniosła wszystko na dół. Starannie omijała wzrokiem zawiniątko przyniesione przez Jamesa z mieszkania Virgilów. Nie miała zamiaru go dotykać. Może zrobi to Solomon, a jeśli nie niech się tym zajmie James skoro tak mu na tym zależy.

Droga na plebanie, choć niezbyt długa okazała się koszmarem. Niesienie walizki, jednoczesne praktycznie wleczenie rannej Lucy i zmaganie się z beznadziejną pogodą, wykończyło Sam do tego stopnia, ze po przybyciu na plebanię potrzebowała przynajmniej kilku minut by dojść do siebie. Na szczęście Solomon wziął na siebie problem wstępnej konwersacji.

Dopiero kiedy rozmowa zeszła na tutejszego konstabla, a kuzynka spojrzała na nią nieco bezradnie, Panna Halliwell włączyła się do rozmowy. Zaciskając dłonie w piąstki by opanować ich drżenie powiedziała wolno nie spuszczając oczu z kapłana:
- Zostaliśmy zaatakowanie w nocy. Jednym z napastników był John, kuzyn tutejszego przewoźnika, a drugim właśnie konstabli - na razie pominęła kwestię ich mało człowieczego stanu.
- Boże - powiedział ksiądz siadając na krześle. - Ale… dlaczego?
- Niech nam ksiądz wierzy, też byśmy chcieli to wiedzieć
- dziewczyna wzruszyła ramionami - niestety nikt miejscowy nie chce z nami rozmawiać. Choć wyraźnie czegoś się boją. Teraz chcielibyśmy po prostu stąd wyjechać, ale podobno do momentu ustania burzy to niemożliwe.
-Nie przy tak silnym wietrze. Ale taka pogoda nie trwa dłużej niż dzień, dwa góra trzy.
- Nie wiem czy przetrwamy tyle, sami w tawernie.
- Mówiąc to Samantha obserwowała uważnie kapłana. Tak naprawdę nie była przekonana czy w jego pobliżu będą bezpieczni. Od początku ją w jakiś sposób niepokoił.
- Więc nie wiem, jak mógłbym inaczej pomoc. To raczej sprawa dla policji, a nie dla duchownego. Tak sądzę. Ale… - zawahał się.- Mam jeden mały, wolny pokoik. Dwie osoby mogą w nim przeczekać najgorsze chwile. Zresztą. z tego co wiem, państwo przyjechaliście po rzeczy profesora. Może porozmawiajcie z panią Winterspoon? Niech pozwoli wam przeczekać sztorm w tym samym domu, który wynajmował świętej pamięci zmarły?
- W życiu!
- Wyrwało się Sam zanim zdążyła pomyśleć. Myśl o nocowaniu tak blisko lasu, w tym strasznym domu wydała jej się koszmarem.
Ksiądz spojrzał na nią ze zdziwieniem. Wzruszył ramionami, bo chyba nie wiedział co ma odpowiedzieć na ten wybuch emocji.
- Państwa herbaty - postawił trzy kubki na stole, sam zajął przy nim miejsce i sięgnął po jeszcze jeden - Mam nadzieję, że będą smakowały. To głownie rumianek, ale dodałem też pokrzywę i melisę oraz miętę. Dziwna mieszanka ale, zaręczam, smak ma wyśmienity.

Panna Halliwell przez chwilę grzała dłonie o ciepły kubek, potem uniosła go do ust I przełknęła łyk zielonkawo-żółtego płynu. Zapytała:
- Może można nocować w kościele?
James mówił coś o poświęconej ziemi, więc Sam pomyślała że może to byłoby najbezpieczniejsze miejsce. Oczywiście przy założeniu, że to działa. Osobiście była osobą niezbyt przejmująca się praktyką religią, a na ostatnim nabożeństwie, nie licząc tego z pogrzebu wuja, nie była od czasu kiedy przestała mieszkać w jego domu. Może ochrona świętej ziemi nie dotyczyła tych, którzy nie byli zbyt wierzący?
- Kościół o tej porze roku i przy takiej pogodzie nie jest najlepszym miejscem na nocleg. Nawet latem jest tam zimno a dach przecieka.
- To weźmiemy pokój – Powiedziała Sam szybko słysząc te słowa, by przypadkiem duchowny nie wycofał się ze swojej pierwszej propozycji. - Jakoś się w nim upchniemy.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline