| - No patrzajta, jak to małe się boczy! A jakie to pyskate się zrobiło! - odparł z rechotem, rozmasowując ugodzony bok. - I jeszcze po tym wszystkim opowiastek żąda! Ha! Gdyby nie to żem już stary i schorowany, to bym ci ten wytrzęsiony zadek pasem złoił!
Ponownie wybuchnął gromkim śmiechem. - Ach, brakowało mi was, wy pomylone człeczyny!
W końcu klasnął w dłonie, sadowiąc swój obszerny zadek na pobliskim murku. - W gruncie rzeczy nie dziwie wam się jednak, że palicie się do poznania mych dziejów. Wszak nie obce wam są i opowiastki z wcześniejszych chwalebnych wojażów! Niech mi broda wypadnie, jeśli tym razem było gorzej! Wszystko zaczęło się od... -... i wtedy żem ruszył w pościg za tym całym Wanderpipem, czy jak mu tam! A powiem wam, że lekko nie było! Nikczemnik poznał się od razu na mej cielesnej obszerności i począł kluczyć, jak szalony między straganami! Prawo i lewo, lewo i prawo! A moje brzuszysko rozhuśtane już nie na żarty poszło w tany, przelewając się na coraz to przeciwległe boki, do nadanego rytmu! W końcu na trzecim zakręcie żem już się nie wyrobił. Zarzuciło mną i poooleciałem jako ta gęś, abo inny nielot, prosto w stoisko ze śledziami! A on mi zniknął, kiep parszywy. Ale to jeszcze nie koniec był bo... -... kule armatnie świszczały nam wszędzie nad łbami, ogień, dym i drzazgi haratały i smoliły nasze przyodziewki! Ale żeśmy walczyli! Znaczy się.... oni się bili! Straż z piratami jakiemiś na rzece!
- A ja na tej całej chybotliwie łajbie Strzyganów, co mnie po dobroci ze sobą zabrali. Ale i tam się toporzyskiem narobiłem! Łotry wlazły bowiem na nasz pokład skraść wątpliwą cnotę strzygańskich bab! A że wątpliwa, to wiem, co mówię, bo mnie młódki nocami bodły tymi swoimi wychudłymi kulasami, coby do chędożek nakłonić. Tak po prawdzie, to dopiero później wydumałem, że tylko po to mnie zabrali... zapewne słyszeli, co się gada o khazadach i ich masywnym orężu...
- No ale gadam wam co dalej na tej rzece... Coraz więcej ich się wlewało i po chwili cała bitka przeniosła się do nas! Między Strzygan! Cóż to za widowisko było! Jucha tryskała wszędzie! Sam żem w oko zresztą dostał obfitym jej strumieniem, tak żem zupełnie oślepiony wystąpił z pluskiem za pokład, prosto w zabójcze głębiny! Myślałem już, że to mój koniec, gdy... -... drugi dzień broniliśmy już murów przed atakami plugawców! Ach cóż to był za piękny bój! Do dzisiaj od huku armat brzęczy mi w lewym uchu, gdy raczę się trunkiem! Mało brakowało a i prawe jajco bym stracił, gdy nieopatrznie wystąpiłem za róg podczas wrażego ostrzału! Ale Przodkowie czuwali nad rodowym dziedzictwem! Tedy żeśmy w końcu wyparli ich za mury i przeszli do ataku! Jak jeden mąż, masywną, bohaterską szarżą z bojowym okrzykiem na ustach! Prosto w rozstawione przez nich wilcze doły... I znowum zachował cudem jajca, dziurawiąc ino stopę i prawię ramię! Ale dobrze nas tam poskładali. Przy okazji żem poznał w lazarecie takiego dziwaka... Hupfelnudel... pudel... czy jakoś tak. Spodobałbym wam się! Człeczyna był zupełnie szalony! Udziergał sobie wielki pęcherz ze skór, napompował go gorącym powietrzem i twierdził, że na takim pierdzie w worku gdziekolwiek poleci! Założyłem się z nim, bo i kto by się nie założył? Przerżnąłem dwadzieścia karli, ale przemierzyłem tydzień drogi w zaledwie dwa dni! Jako ten ptak, abo inny smok, wśród chmurnych bałwanów! Rzeknę wam, że takiego przeżycia się nie zapomina! W te dwa dni wyrzygałem tyle, ile bym nigdy w tydzień nie zdołał...
-... i tym sposobem dogoniłem kogo trza i przybyłem w porę, by ocalić wasze wychudzone człecze zadki...
Ostatnio edytowane przez Tadeus : 18-07-2011 o 00:16.
|