To, że byli w czwórkę zmieniło sytuację o tyle, że widma nie skupiały się tylko na nim. I to była jedyna pociecha, bowiem w walce towarzysze średnio się przydawali w starciu. Ładunki w różdżce znikały jeden za drugim, w przeciwieństwie do zjaw, które jakoś nie ubywały. Złośliwość rzeczy martwych... A może istot?
Odetchnął z ulgą, gdy deszcz wreszcie przestał padać, a wraz z nim zniknęły i widma. Mimo tego radość Rogera nie była pełna. Nie dość, że było mu dziwnie zimno, to jeszcze czuł się tak, jakby widma wyssały z niego ładny kawałek życia i energii.
- Mógłbyś mnie trochę podleczyć? - zwrócił się do Kastusa. Kapłan pokręcił głową.
- Moje czary tu nie działają - odparł. Wyraz twarzy jawnie świadczył o tym, że Kastus nie był szczęśliwy z tego powodu.
Kolejny pech. Na dodatek ni siłą, ni sposobem nie można było się dostać do środka niby-karczmy, ozdobionej prześlicznym symbolem Demogorgona. A niespodziewany nabytek w postaci skrzynki z gadającą głową jakoś nie rekompensował innych strat. On sam, podobnie jak Sabrie, wolał nie mieć nic wspólnego ze skrzynią i jej zawartością.
- Zanim polecimy - podał towarzyszce figurkę gryfa - proponowałbym nieco się ogrzać. Póki mamy jakieś źródło ciepła - wskazał na płonące drzewo. - Poza tym tam będzie bezpieczniej. Pewnie nawet tu, na tym planie, potwory nie przepadają za ogniem.
- Nie wiem czemu, ale na razie wolałbym nie eksperymentować z krwią - powiedział pod adresem Teu. |