Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2011, 16:42   #68
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Pokład Śmigłego


Czuła się wyciszona. Wiatr bawił się jej włosami, rozgrzana słońcem skóra pachniała solą. Na horyzoncie niebo zlewało się z morzem. Lekkie fale zakończone drobną pianą przypominały stada chmur-baranków wesoło grasujących po błękicie nad jej głową.
Odchyliła się nieco na beczce opierając na jej krawędzi stopę. Założyła zaplecione palce za kolano, a jej wzrok powędrował na pojedynkującą się parkę. Lewy kącik jej ust powędrował do góry w ironicznym uśmieszku. Który to już raz? Przestała liczyć. Przynajmniej Ace dał jej spokój z ćwiczeniami.
Usłyszała długą wiązkę przekleństw gdzieś spod pokładu, po czym wyleciała z tamtą Windy jak pocisk. Biegł za nią kuk machając ostrzegawczo tasakiem. Gdzieś z czeluści statku popłynął twardy głos Dammi ostrzegając przed pochopnymi czynami i proszący o spokój. Salwy śmiechu majtków, gonitwa po pokładzie, widać że powoli nuda dopadała nawet najstarszych żeglarzy.

Dobrze skoro wszyscy są zajęci...

Tavi chyłkiem wymknęła się do kajuty kapitana. To miłe z jego strony, że udostępnił ją czterem kobietom. Usiadła przy biurku. Nawet udało jej się znaleźć na blacie i wyciągnąć spod map, porzuconych bezwładnie instrumentów nawigacyjnych oraz najróżniejszych papierów, pióro z flaszką atramentu. Posuwistym ruchem ramienia zrobiła sobie nieco miejsca w najmniej zagraconym rejonie. Zza dekoltu wyciągnęła woreczek z kamieniem. Pogrzebała w nim chwilę, aby potem starannie rozłożyć kartkę z pytaniami. Gryzło ją wyznaczone jej zadanie. Gryzła jej poprzednia tożsamość.

Szkoda że teraz nie mogę z tym nic zrobić.

Westchnęła.

Jak ochronić moją obecną tożsamość?


Nabazgrała na końcu listy. Przygryzła koniec piórka, mrużąc nieco oczy przytrzymała zamykający się sam z siebie kawałek papieru. Nic jej nie przychodziło do głowy. Roztarła nadgarstkiem swędzące czoło.

Zawsze mogę się obwinąć szmatami jak kultystka.


Znów westchnęła. Nic nie przychodziło jej do głowy. Odłożyła pióro do kałamarza. Usłyszała "hy-hy", jakby ktoś chciał zwrócić na siebie uwagę. Podniosła oczy, aby rozejrzeć się po pokoju. W drzwiach stał kapitan.



- Mogę? - nie czekał jednak na pozwolenie i wszedł do kajuty.
- Oczywiście, przecież to pańska kajuta.
Tavi miała wrażenie, że się zaczerwieniła. Przyłapana na gorącym uczynku. Korzystania z biurka? Ale dlaczego czuła się jak złodziej? Przecież tylko pożyczyła kawałek blatu i pióro.

Pożyczyłam? Uzasadnienie rasowego kieszonkowca.


- Przepraszam, chciałam tylko... - Wstała za szybko, prawie przewróciła krzesło, a łapiąc je, zrzuciła najbliższą stertę pergaminów na ziemię.
- Spokojnie, za siedzenie przy stole się nie zabija. - Armagon schował pistolet do kabury na pasie, aby schylić się i zebrać rozsypane papiery.
- Przepraszam. - Tavi kucnęła, aby mu pomóc. - Byłam myślami gdzie indziej. Źle to wpływa na moją koordynację ruchową.
- Nic się nie stało.
- mężczyzna wzruszył ramionami. - Powinienem był przed zaokrętowaniem pań tutaj posprzątać nieco ten... - porzucił bezwładnie papiery ponownie na biurko taksując je wzrokiem. - b... - ugryzł się w język - bajzel.
Tavarti zaśmiała się, nieco łagodniej obchodząc się z podniesioną górką papierzysk.
- Proszę się nie krępować, nie jestem tak delikatna na jaką wyglądam.
Uniósł jedną brew. Potem uśmiechnął się ironicznie.
- A tak, widziałem lekcję szermierki. Całkiem nieźle sobie pani radzi z mieczem. - przysiadł na blacie.
- Cóż, taki zawód. - zaplotła ramiona, usilnie próbując się nie zarumienić.
- Tak? Podstawowe szkolenie namiestnika firmy handlowej?
- Ta przyjemność trafiła mi się nieco przez przypadek
. - zaśmiała się wesoło, kryjąc swoje zażenowanie .- Chociaż słysząc opowieści o tym, jak szybko można umrzeć na kontynencie, nieco wprawy z mieczem mi nie zaszkodzi, prawda?
- Nie we wszystkie opowieści należy wierzyć. -
otworzył szufladę, w której panował - o dziwo - porządek. Wyciągnął szmatkę, kilka drutów, buteleczkę z ciemnym płynem i zabrał się za czyszczenie pistoletu.
- Proszę się nie krępować. Nie będę pani przeszkadzał. - ton głosu wskazywał na pytanie, ale Armagon nie oczekiwał odpowiedzi tylko skupił się na swojej broni.
Cóż było robić, usiadła z powrotem na fotelu i znów rozpoczęła kontemplację wypisanych na niej pytań. Nie mogła się jednak skupić. Mężczyzna siedział blisko, robił coś ciekawego. Korciło ją żeby popatrzeć mu na ręce, ale wiedziała że ludzie tego nie lubią. Wbiła więc wzrok w swojej wywijasy. Ale te dźwięki... Szelest szmatki, chrobotanie drutu o metal, pocieranie skórzanych rękawów o kamizelkę, ciche kapanie płynu na podłogę... ?! Wdepnęła gołą stopą w coś mokrego.
- Cholera! - odsunęła się momentalnie od biurka.
Kapitan wcześniej siadając, widocznie przewrócił kałamarz. Mężczyzna też poderwał się do góry.
- Dobrze powiedziane. - westchnął, po czym przeczesał palcami włosy.
Nie zauważyli tego do tej pory, bo tworzącą się kałużę zakryły papiery.
- Nie pobrudziła się pani? - spojrzał na jej strój, taksując go spojrzeniem.
Dziewczyna podniosła ręce, obejrzała rękawy z każdej strony, napięła materiał bluzki, strzepnęła spodnie na udach.
- Nie, nie. - zamruczała. - Pan?
Przechyliła głowę.
Machnął ręką.
- Nawet jeśli... - odłożył broń, wrzucił przed chwilą wyciągnięte "przyrządy" do szuflady. - Jestem kapitanem tej łajby, nikt się nie ośmieli mi zwrócić uwagi. - wyszczerzył się radośnie.
- Nie zna pan Windy. - Tavi jęknęła widząc czarny gęsty płyn wnika w pergaminy i jej notatki.
Armagon sprawnie zamknął kałamarz. Odsunął nietknięte papiery. Resztę uniósł do góry z dala od cennych rzeczy, które mogłyby się ubrudzić. Tavi złapała za szmatę, starła resztę atramentu z blatu.
- Co za chaos. - zrobiła zwitek ze szmaty i rzuciła ją na kałużę na ziemi.
- Hm, cóż...
Spojrzała na kapitana, który zaczytywał się... w jej notatkach! kierując się w stronę kominka.
- Teraz będę musiała pana zabić, kapitanie. - powiedziała grobowym głosem. Nie drgnęła jej nawet brew.
Zaśmiał się w głos. Zupełnie się nie przejął się groźbą płynącą z jej strony. Rozdmuchał żar i wrzucił papiery w budzące się języki ognia. Oprócz tej, która należała do niej.
- Mówię poważnie. - złapała za rękojeść Wichra.
- Myślę, że możemy zawrzeć umowę. - wyciągnął z przeszklonej półki dwa kieliszki i butelkę jakiegoś brunatnego płynu. Zapewne alkoholu. Postawił to wszystko na biurku przykładając kartkę z jej notatkami, aby nie uciekła. Potem z pięknie rzeźbionej skrzyni stojącej tuż przy przeszklonym regale wyjął maskę.



Przetarł ją nieco łokciem, żeby zniknęły resztki kurzu.
- To jedna z niewielu rzeczy, które darzę sentymentem. - przysunął sobie krzesło do biurka, rozlał im alkohol do kieliszków. - Tę maskę zrobiła moja żona. - podał Tavarti jeden z nich. - Wznieśmy toast za moją sklerozę i pani udany pobyt w Vivian.
Dziewczyna poczekała, aż upił łyk po czym sama spróbowała. Słodkie, pozostawiało cierpki posmak na języku, mocne aż paliło w gardło. Skapitulowała. Możliwe, że był groźny. Że to się skrupi na jej skórze. Kolejna pozycja do listy "koniecznie zrobić" - zebrać o nim info i mieć go na oku. A na razie opadła na fotel. Upiła jeszcze łyk. Posmakowało jej.
- Cóż jest tak niezwykłego w tej masce? - wbiła w niego swoje jasne spojrzenie.
- Moja żona uwielbiała legendy.- rozsiadł się na krześle, zaplótł ręce na brzuchu - Była córką handlarza staroci. Pomagała swojemu ojcu w interesach, podróżowała z nim stale. - patrzą na łagodny uśmiech kapitana, zmarszczki wokół oczu łagodzące żartobliwe iskierki w jego oczach -

Ależ on ją kochał!


- Najbardziej zajmowały ją jednak poszukiwania starych papirusów. Zwłaszcza jeden, który odkryła podczas eksploracji starego kaeru. - podrapał się się po policzku. - Prezentował pradawne zwyczaje plemienia sprzed Pogromu. Dwa razy do roku odbywało się święto na cześć Równonocy. Wtedy to wszystkie kobiety ubierały maski. Jedyne dwa wieczory w roku, kiedy mogły spokojnie i bez obaw rozmawiać o wszystkim, o czym chciały. Jedyne noce gdy były traktowane na równi z mężczyznami. - zapatrzył się przez moment w ogień. - Uwielbiała te obrazki przedstawiające maski. Fascynacja przeszła w obsesję. Zaczęła je rzeźbić. Sprzedawały się jak świeże bułeczki. - zaśmiał się, ale Tavi wyczuła sztuczną nutę. - Ta jest ostatnia - wskazał kieliszkiem na maskę leżącą na stole. - Ostatnia, którą zrobiła tuż przed śmiercią.
- Przykro mi.
- rzuciła mu pełne współczucia spojrzenie.
- Stare dzieje. - machnął ręką, odwracając głowę w bok.

Stare ale dalej boli.


- Niech ją pani weźmie. - pochylił się w jej stronę. - Nosi cały czas, a zdejmuje tylko w gronie najbliższych. Zmienia często.
- Taki symbol ekscentryzmu?
- uniosła jedną brew do góry ironicznie.
Pokiwał głową.
- Jeśli ma pani wrogów w Vivian, tak będzie najlepiej. Ot, cała pani zgraja niech nosi maski. Po tygodniu będzie wiadomo, od kogo przynoszą wieści.
Ich śmiech poniósł się po pokoju.
- Tak, nazwisko też już mam.
- Tak?
- zmrużył oczy jak kot.
- Będę się przedstawiała jako Amberheart.
- O, tak z pewnością do pani pasuje.


+++

Tavi wstała wcześnie, jako pierwsza ze wszystkich. Znalazła sobie trochę wolnego miejsca na burcie statku tak, aby nikomu nie przeszkadzać i postanowiła się przyjrzeć astralnie masce. Kapitan ją niepokoił. Kiedy o nim myślała, pojawiał się na jej twarzy uśmiech, ale gdzieś pod skórą drążyły ją igiełki zdenerwowania. Może delikatnej irytacji. Widział jej notatki. Co prawda, niekoniecznie bez innych informacji mógł cokolwiek wywnioskować, ale gdyby odpowiednio podał - sprzedał (poprawiła się w myśli) - właściwym osobom...

Może za wiele myślę?


Ta niepewność, co do lojalności (bo czemuż miałby dotrzymać słowa?) ją zżerała od środka. Kiedy podejmowała decyzję, chciała mieć jak najwięcej danych i najmniej niewiadomych. Kapitan z wielkim znakiem zapytania utrudniał znacząco kalkulacje.

Takie błądzenie myślą nic mi nie da.


Wzięła kilka głębokich wdechów i skupiła się na masce.

Po astralnej wycieczce siedziała chwilę spokojnie. Kiedy już była pewna stabilności swoich nóg, postanowiła się trochę poruszać. Wzięła kij i przećwiczyła kilka form, których nauczyła się od Ghertona.
Nie pozwoliła złapać się jednak nostalgii, tylko dlatego że jej mistrz został w Tarvarze. Skupiła się na treningu. Musiała się spieszyć. Gdy wstanie Ace zaraz się zaczną przekomarzania z Aljaruną, szybko przejdą do wymiany ciosów i zajmą całe wolne miejsce na pokładzie.
Gdy kuk oznajmił "śniadanie", akurat skończyła. Zgrzana poszła do kajuty się przebrać. Cmoknęła Dammi w policzek na dzień dobry i zasugerowała przejęcie jakiejś żywności dla nich obu, zanim cała zniknie ze stołu. Posiłki na Śmigłym okazały się prawdziwą szkołą przetrwania, a jej kochanka lepiej odnajdywała się w takich sytuacjach.
Dziewczyna poczekała, aż Aljaruna też wyjdzie i zamknęła drzwi, blokując je plecami, zanim Windy zdążyła pójść w ślady elfki.
- Dalej węszysz po całym statku? - zapytała Tavi mrużąc oczy.
- Ja, nie...!!! - wietrzniaczka chciała zaprotestować, ale wróżbitka uciszyła ja gestem podniesionej dłoni.
- Bardzo się cieszę. - uśmiechnęła się szeroko przechodząc w szept. - Chcę wiedzieć o tej łajbie tyle, ile się da. I o kapitanie. Plotki, które powtarzają majtkowie. Opinie oficerów. Na pewno da się coś podsłuchać. Miej też oko na kapitana. - złożyła dłonie w geście prośby. - To bardzo ważne. Myszkuj ile się da, ale nie rozpytuj. Słuchaj i zapamiętuj. Czyli coś w czym jesteś najlepsza. - przytaknęła głową swoim słowom. - Martwię się, że nie możemy mu do końca ufać. Mogę na ciebie liczyć?
- Jasne!

Przybiły piątkę, przechodząc na temat kiepskich śniadań wg kuka.

+++

Oczywiście rozwój kolejnej przepychanki między Ace i Aljaruną był bardziej niż przewidywalny. Szybko stanęli do walki.
Pojawienie się kryll zaburzyło rutynę. Gdyby nie wysoka śmiertelność przy goszczeniu poczwar na pokładzie, Tavi nawet by się ucieszyła zmianą sytuacji.
Kiedy kapitan wydawał komendy swoim ludziom, Tavarti krzyknęła na swoich:
- Do broni!
Nie miała jednak zamiaru wchodzić w paradę Amargonowi. Jego statek, jego walka.
- Ace, tylko bez zgrywania trolla. - rzuciła w stronę swojego ochroniarza.
- Nie wiem o co...
- Pamiętasz DACH?
- zmrużyła oczy mówiąc konspiracyjnie głośnym szeptem, aby wszyscy dookoła usłyszeli.
- Jaki dach? - elfka zmarszczyła czoło.
Dammi parsknęła śmiechem.
- Później.
- Nieważne.

Naraz odpowiedzieli Gromlak i Ace.
- Jeśli trzeba i można pomagamy, resztę zostawiamy panu kapitanowi. - wróżbitka uważnie śledziła ruch poczwary.

Ciekawe czy już mi się zdarzyło z nią walczyć?


- Zresztą sami wiecie, co trzeba robić. Ruchy drużyno!
- ruchem rąk zaproponowała rozproszenie się po pokładzie wedle gustu.
Krylla ominęła właśnie lecące w jej stronę kule armatnie i zbliżała się coraz szybciej w stronę burty statku.
- Windy, dałoby się rzucić iluzję rozbłysku, żeby nieco oślepić potworę? - Tavi zapytała spoglądając za siebie w stronę wietrzniaczki i wyjmując Wichra.
- Pfff, ja wszystko umiem!- Windy wzięła się pod boki.
- No to do dzieła. - wróżbitka ponagliła ją ruchem głowy.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 20-07-2011 o 22:35.
Latilen jest offline