Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2011, 16:58   #14
louis
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Louis & Cao Cao

Pedro zapytał pierwszego lepszego "wolnego" żołnierza - Witajcie Żołnierzu. Szukam nie jakiego... Jak mu było...Taki lepkie ręce ?
Rycerz popatrzył na Ciebie:
- A kim ty jesteś?
Członkiem europejskiej arystokracji. Dobry Panie - Dodał przyjemnie, pochylając głowę
- Zapytaj się dobry człowieku, Brata Abdula, urzęduje, o, w tamtym namiocie - wskazał dłonią największy.
- Niech Ci się wiedzie Panie ! - Pedro nie czekał długo, po prostu udał się dalej w stronę namiotu. Niemal natychmiast zajrzał do środka
- Witajcie szukam Brata Abdula. Zastałem go tutaj ?
- Proszę wejść, dobry człowieku - widziałeś starzejącego się już mężczyzną siedzącego na perskich poduchach, zapewne drogich - To ja, kto Cię sprowadza w me skromne progi Panie... Nie dosłyszałem imienia.
- Nie przedstawiłem się Panie... - dodał z poważną miną
- Jestem Pedro bracie. Poszukuje pewnego osobnika... Niestety nie jestem w stanie powiedzieć jego mienia, jednak może wiesz o kogo chodzi bracie... Lepkie ręce... - Zamyślił się
- Lepkie ręce? - powtórzył z niedowierzaniem
- Uwierz Panie, dla mnie to też kłopotliwe... Jednak jestem szlachcicem, nie uwierzysz szlachcicowi Panie ? - Przemówił z wielką powagą
- Wierzę... Co ukradł i jakiej wartości? Dopilnuję, aby Panu to wynagrodzono.
- Daruje mu wszelkie przewinienia, ale muszę z nim pomówić... To jest niezwykle ważne... - jego słowom zaczęła towarzyszyć pewna doza ciekawości
- Wysłałem go do miasta, aby zaniósł list zacnym rycerzom z Zakonu Templariuszy. Do tej pory nie wrócił, ale niebawem powinien się tu zjawić.
Po chwili milczenia dodał:
- Proszę wejść i poczekać. Mam wspaniała kawę prosto z Dalekiej Azji.
- Kawę ? Z przyjemnością... - Uśmiechnął się
- Jaka jest godność tego, jegomościa ?
- Jeżeli to ten, o które Panu chodzi, to mu mówimy na niego "Goblin", poczwary naprawdę za nim nie przepadają - zaśmiał się - Nazywa się Habibi.
- Panie, chciałbym go przyjąć do siebie na służbę. Po pierwsze, naprawiło by to kontakty między arystokracją chrześcijańską a Państwem Islamskim, na dodatek, zyskalibyście Panie, pewną pomoc od Hrabiego La Coruna... - Rozprostował ręce - Przemyślcie to Panie. W ten oto sposób, możemy wejść w coś niesamowitego...
- Pan jest rycerzem ze szlacheckimi przywilejami, dobry człowieku?
- Zgadza się. Jestem synem szlachcica, dziedzica rycerskich obyczajów z herbem własnym. A Matką moją jest Księżna Brest. Posiadam dzięki temu dwa herby rodowe.
- I chcesz naszego Habibiego przyjąć jako giermka, czy też potrzebny czy do czegoś innego? - tu popatrzył na Ciebie badawczo
- Chcę przyjąć go na służbę do Siebie. Cenie ludzi z różnymi talentami. - Spojrzał na niego szczerze
- A więc wie Pan o jego niecodziennych zdolnościach. Muszę ostrzec, chłopak mimo przymusów nie chce zostać rycerzem Saladyna, wątpię też że by się zgodził na bycie Europejskim rycerzem. Ale jego wolę, zostawię mu, czy może tak być?
- Przyszedłem Panie do Ciebie, nie po pytanie. A jeno o odpowiedź. Jeśli dasz mi odpowiedź Bracie, opowiem Ci pewną historie, oraz moje motywacje, szczegółowo i jaką role ma odegrać w nim młody Wyznawca Islamu. W końcu w naszym mieście znajduje się bardzo dużo złodziej. Ale Na nim szczególnie mi zależy, gdyż jesteście Ludem honorowym i prawym, a taki podrzutek społeczny może sprawić że jeszcze na tym zyskacie...
- A więc raz jeszcze, jakie to pytanie, na które odpowiedź chcesz szlachcicu?
- Czy wydasz mi Go Jako Mego wasala. Pytam Się Ciebie, jako osoba poważana jak i ważna, religijnie i społecznie. Proszę jeno o odpowiedź dobry Bracie.
- Jeżeli on sam się zgodzi, tak jak mówiłem, nie widzę przeciwwskazań. To dla chłopaka z pewnością wielka szansa.
- Z całym szacunkiem, ale Jako szlachcic, jestem też reprezentantem prawa. A One jest surowe. Robię też to dla tego, by go ratować... I wierze że pomożesz mi Panie. Co się zaś tyczy, jest zbyt ambitny by zawisnąć, prawda ? - tutaj uśmiechnął się przyjaźnie
- Mam wrażenie że to jego najważniejsza decyzja w życiu...
- A więc niech ją sam podejmie, już go do nas zmierza - wskazuje na sylwana stojącego we drzwiach namiotu
- Niechaj i tak będzie...
Młody Arab zerknął podejrzliwie na Europejczyka. Przez myśl mu przeszło, że to może jakaś jego ofiara z tego miasta, ale nie uczepił się tego podejrzenia na długo.
- Niech Allah będzie z wami. - ukłonił się nieznacznie.
- Witaj... - schylił głowę , po czym przyjrzał mu się chwilę.
- Tak.. To naprawdę Ciekawe, za pozwoleniem brata, wejdź musimy pilnie pomówić... A kwestia jest dość “lekka” i a zarazem bardzo niebezpieczna... Więc siadaj i słuchaj, albowiem nie mam czasu Panie. - Dodał z uśmiechem
Habibi usiadł niedaleko wejścia, ze skrzyżowanymi nogami. Czuł nieznośny ciężar mieszka ze złotem i miksturki, które ukradł.
Pedro wzrokiem przeniósł się wzrokiem na brata, po czym skrzywił usta. Ponownie skierował swe spojrzenie ku przybyłemu
- Cóż... Nie musisz nic ukrywać, kwestia nie jest dla Ciebie przyjemna... Dla mnie może troszkę lepiej, tak więc słuchaj, albowiem teraz, od tych chwil, zależy wszystko... Twoje życie, twój byt, oraz pieniądze...
- Życie mam jeszcze przed sobą, byt zapewniony, pieniądze mogę zdobyć. - odpowiedział złodziej, przyglądając się z ciekawością przybyszowi. Po chwili dodał - Ale to nie ma nic wspólnego z tym, co niedawno..popełniłem?
To był wspaniały moment, na nacisk
- Jak wspominałem, Nic nie musisz ukrywać... Wiesz jak Ciebie zwą ? Lepie ręce, a wiesz jaka kara dla obcego to jest ? Będziesz miał możliwość podziwiać panoramę Barcelony z pewnej wysokości - Mówił złośliwie
- Mogę jednak, sprawić iż wszelkie winny... zostaną Ci przebaczone, ale cóż... Kwestia jest dość sporna, nie nakazuje Ci zmienić wiary, ale... Służbę. Którą Ci nagrodzę... - Zapewnił
Habibi zesztywniał, słysząc początkowe słowa kupca trochę go przeraziły. Szybko jednak ochłonął i wysłuchał go do końca.
- Kary obowiązują tylko tych słabych, którzy dadzą się złapać. Dlaczego nagle miałbym porzucić służbę u czcigodnego Abdula i zająć pozycję służącego niewiernego?
- Ale TY już dałeś się złapać. Abdul, niema prawa Cie chronić, gdyż popełniłeś czyn karalny na przeciw Panom z Barcelony. Tak więc, teraz, skoro siedzę przed Tobą to już dowód na to że zostałeś pokonany.... Ale Pytanie, czy jesteś słaby ? Swoją siłę będziesz mógł udowodnić... Jeśli udasz się ze mną... - zapewnił zachęcająco
Wzrok Araba był zimny jak lód, gdy wpatrywał się w Pedro.
- Jeśli mi powiesz, co ukradłem i gdzie, służbę przyjmuję od razu. Oczywiście, o ile czcigodny Abdul nie ma nic przeciwko, i jeśli moje umiejętności wydadzą Ci się przydatne.
- Ooo. Nie ukrywasz więc że jesteś złodziejem... Widzisz Panie Abdul, ile to przydatnych rzeczy, jest człowiek w stanie udowodnić. Panie Złodzieju, a cóż mona kraść poza złotem ? Pierścieniami ? Jeno cenne przedmioty. W końcu wywodzi się Pan z ludu, który nie pójdzie na tandetę. A Na dodatek, jedyna dzielnica gdzie mogłeś kraść to przy bramach oraz slumsy, w porcie, ale w porcie się nie obłowiłeś, prawda ? - Dodał wyraźnie uradowny - W końcu nie wpuścili By cię do świątynnej...
Złodziej był rozbawiony wywodem kupca, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Bycie złodziejem nie jest hańbą - hańbą jest bycie okradzionym. I mylisz się, szlachetny chrześcijanie. Nie mam przy sobie nic cennego, oprócz mieszka z moim złotem, abym mógł ulżyć swoim mniej palącym potrzebom gdy byłem w mieście. I ktoś z moimi zdolnościami potrafiłby się dostać do siedziby samej..jak nazywacie to miejsce, gdzie męczy się wyznawców waszej i naszej wiary? - uśmiechnął się złośliwie.
- Dlatego jeszcze żyjesz... Mnie nie okradłeś... - Powiedział uśmiechnięty, po czym szybko podszedł do mężczyzny. - A teraz się zastanów. Uświadom sobie, jedną ważną rzecz... Komu zaufa wojsko ? Tobie ? Arabowi, złodziejowi, niewiernemu, czy Też mi ? Szlachetnemu Panu, o wspaniałym wywodzie, oraz powiązaniach godnych największych Panów tych ziem. Uświadom też sobie, że twój Pan, będzię zmuszony Cie wydać. A Ja oferuje Ci prace... Mimo wszystko, albowiem na Tym możemy zyskać. Złoto, sławe, kobiety... Pomyśl o Tym. - Wydusił z Siebie.
Wzrok Araba nie podnosił się wyżej kolan Europejczyka. Nie chciał mu patrzeć w oczy.
- Mój Bóg jest moją opoką i mnie ochroni przed kłamliwymi niewiernymi. Szczególnie takimi, którzy chcą mnie usadzić w lochu bez dowodów, tylko z powodu słów Pana z wielkimi koneksjami. Sławy nie chcę, ludzie będą mnie rozpoznawali na kilometr i nie będę miał z czego żyć. Kobiety na Wschodzie są o wiele piękniejsze. Złoto..to jedyny powód, dla którego podążyłbym za Tobą, Panie.
Szlachcic roześmiał się głośno
- Ha, czyli obroni Cię od sznura ? Być może zapewni Ci byt lepszy po śmierci ? I na to dojdzie czas... Jednak świadomość godnego bytu podczas materialnej formy, nie jest nader interesująca ? Co się zaś tyczy prawa... Takie już niestety mamy czasy. A Dowodów znalazło by się na pęki. Jednak nie jestem Tu po to, by Ci grozić, ponieważ zależy mi na twojej pracy. Proponuję Ci układ. Na którym to zarobisz, jak i będziesz chroniony przed prawem... O ile nie zabijesz nikogo. Czyż to nie jest wygodne ? - Pedro sam zastanowił się nad tym chwilę - Każde twoje przewinienie, będzie szło na moje konto, ale pamiętaj że wówczas Ja bym miał władze na twoim żywotem... Ale nie potrzebuje martwego złodzieja.
Złodziej nareszcie uznał, że szlachcic zaczyna mówić ciekawe rzeczy.
- Po co Ci żywy złodziej? Chociaż..wasi przestępcy wykazują godny pożałowania poziom zaawansowania w swoim fachu.. - młody mężczyzna uśmiechnął się do swoich myśli. - W walce się za bardzo nie przydam, o ile będzie trzeba kogoś zabić. Musisz także wziąć pod uwagę to, że kraść będę ciągle. Opłaca się najmować..kogoś takiego? - Arab nagle przeszedł z ‘per pan’ na ‘ty’.
- Cóż, złodziej przyda się wszędzie, a mam zamiar podróżować po świecie, chodzi o jakiegoś potomka, lwiego serca, dlatego nagrodził bym Cię za trud. Jak widzisz, układ jest uczciwy, o ile o uczciwości możemy mówić. - Podrapał się po policzku - Kwestią jest jedynie fakt, że musisz wyrazić zgodę, albowiem Nie chce naciskać... CO Ty na to ?
- Dlaczego miałbym pomagać chrześcijaninowi w znalezieniu potomka przeklętego Lwie Serce? - oczy złodzieja zwęziły się niebezpiecznie, w końcu król Ryszard był częściowo odpowiedzialny za sprowadzenie na ten świat jego prześladowców - goblinów.
- I dlaczego miałbym wybrać nie ciepły, przytulny namiot bądź mój dom w dalekiej Azji, tylko ciężką podróż? - Habibi kłamał mówiąc o domu, nie miał go od dawna. A że kłamać nie umiał, nawet dziecko zorientowałoby się w tym małym fałszerstwie.
- Ponieważ ten potomek, może przyczynić się do pozbycia się tego całego gówna z naszej ziemi. Po raz pierwszy będziesz mógł spokojnie, opuścić swój “namiot” by udać się do oazy po wode, bez zmartwień że zaatakuje Cie jakieś cholerstwo ! - Powiedział stanowczo - Dlatego też, do tej misji, potrzebni są najlepsi, a to że jesteś arabem, przyniesie zaszczyt twemu ludowi, nie będziecie mieli opinii, wykorzystujących innych...
-..przestań mnie tak przekonywać, panie, mimo swojego wieku przyzwyczaiłem się do niebezpieczeństw. Wybicie tego tatałajstwa jest niemożliwe za mojego, lub Twojego, życia. Co jesteś mi w stanie zaoferować? Mówię o rzeczach materialnych, nie o chwale, którą z pewnością przyniósłbym swojemu narodowi. - Arab przeszedł do rzeczy.
- To jest tak oczywiste, jak wszystko... Złoto, złoto, złoto oraz jeszcze... Pomyślmy... Złoto ! CZy jest coś lepszego, aniżeli złoto ? Oczywiście - Złoto ! - Powiedział ironicznie
- Będziesz miał tyle złota, że nawet możnowładzy będą o twoje względy się zabijać. I to europejskie jak i arabskie złoto, chociaż każde śmierdzi tak samo... Co TY na to ?
- Jest jedna rzecz, której pragnę bardziej od złota. Spokój. Gdziekolwiek się nie udam, widzę gobliny. I muszę przed nimi uciekać. Jeśli jesteś w stanie umieścić mnie w jakimś miejscu, najlepiej oddalonym od Europy i Azji, gdzie będę bezpieczny - oddam Ci nawet swoją duszę.
- Dobrze... Opłace Ci podróż chociażby w szczeliny piekieł, albo na tereny najdalej położone w całym znanym nam świecie. Ale musimy wykonać te misje, Nie jesteśmy poprawnymi ludźmi, Tobie i mnie, chodzi o Pieniądze. TY je kradniesz, JA zdobywam handlem, ale nie różnimy się tak bardzo. Musisz wreszcie zdecydować co chcesz zrobić ze swoim życiem.
- W życiu nie trzeba decydować. Tak mi mówi młodość. Jeśli przeżyję i pomogę, pomożesz mi się dostać tam, gdzie nigdy nie było goblinów. Jak dasz mi słowo - złodziej zawahał się - i trochę złota, uznaj mnie za Twojego sługę. Ale jakąś wolność muszę mieć, dzień bez kradzieży jest dniem straconym.
- Mogę zaoferować Ci mój pierścień, jako twój status względem mnie. Jest troche warty, a da Tobie On gwarancje i status... Co Ty na to ?
- Allah wybaczy mi noszenie pierścienia niewiernego.
- Tak więc, oto zostajesz moim Wasalem, będziesz walczył z mymi wrogami, będziesz bronił bliskie mi osoby, będziesz wielbił to Co I Ja wielbię... czyli obaj wiemy co. I reszte z wiarą damy sobie spokój... Przysięgasz ?
- Przysięgam na moje lepkie ręce, na moją matkę, na mojego dziadka, na cokolwiek co dla mnie coś znaczy. - odpowiedział powoli Arab.
- Tak oto jesteś teraz członkiem mojego rodu... I odwiedze Cię jeszcze, jak czegoś potrzebujesz... Mój sklep znajduje się niedaleko bramy, jest duży ze wszystkim czego dusza zapragnie... Zapraszam Jak czegoś potrzeba... Ale niema NIC za darmo, rozumie się ?
- Wszystko ma jakąś cenę. - padła lakoniczna odpowiedź. - Chociaż, zdrowy rozsądek radzi, abyś spisał swoje rzeczy..kilka z nich może niedługo zabraknąć. - usta Araba wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu. Złodziej dodał też po arabsku “Spróbuj mnie oszukać, giaurze, a poświęcę resztę życia żeby rozkraść Twoje dobra i wymordować Twoją rodzinę..”
Pedro po prostu ruszył w stronę wyjścia, podnosząc jedynie dłoń w geście pożegnania.
- Pamiętaj, jeśli coś zniknie, będzie miało to swoją cene... - uśmiechnął się po cichu, po czym opuścił namiot arabów
Habibi wsunął otrzymany pierścień na najmniejszy palec lewej ręki i pogrążył się w medytacji. Rozmowa zmęczyła go, był niemal pewny że wyląduje w lochach tego miasta i szybko nie wyjdzie. Ale Allah najwidoczniej chciał inaczej..
 
louis jest offline