Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2011, 16:31   #2
Garzzakhz
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Ciąg dalszy...

Athlen Rayra:
Historia:
- Jest on niesamowitym szermierzem, podobno uratował z opresji wiele kobiet i dzieci. Chodzi plotka, że to on stoi za wymordowaniem wszystkich umarlaków w katakumbach, położonych na południe od Sapry. Nagrodę za zabicie stworów oddał na sierociniec. Powiadam wam panowie, o bardziej mężnym i uczciwym człowieku w życiu nie sły...
- To kłamstwo! – mężczyźnie przerwał głośno krasnolud, który siedział razem z nim i innymi ludźmi w karczmie, położonej niedaleko głównego rynku, w samym sercu Cruar's Cove.
- Co ty gadasz? Ja słyszałem zupełnie co innego. Ten facet, o którym opowiadasz w samych superlatywach, tak na prawdę jest nic wart. Oszust!!! – powoli twarz krasnoluda stawała się co raz bardziej czerwona. – Ile to już razy widziałem płatnych zabójców szukających tego śmiecia. Mówię wam panowie, wszystko co przed chwilą usłyszeliście o tych cudownych uczynkach to stek kłamstw.
- Ja słyszałem, że słynie on z niezwykłej brutalności, podobno raz ze złości zabił karczmarza, a później zgwałcił i zabił wszystkie pracownice karczmy w jakiejś wiosce na południe stąd. Wszystko przez to, że zupa była za słona. Zabijaka jest z niego straszny. Jakbym go dorwał w swoje ręce to... – wtrącił swoje trzy grosze, siedzący razem z nimi młody chłystek.
- To co? – przerwał mu krasnolud i popatrzył . - Co ty młody gadasz? Co tym możesz wiedzieć? Jeszcze ci pryszcze z twarzy nie zeszły, a już myślisz, że dałbyś radę tej cholernej gadzinie, która chodzi po tym świecie i zanieczyszcza powietrze każdym swoim wydechem. Wszystko to nieprawda. Powiem ci co jest prawdą! Ten gnój jest ...
- Powiedzieć wam kim naprawdę jest Athlen Rayra? – nawet nie zauważyli, gdy podszedł do nich mężczyzna ubrany na czarno. Nie widzieli jego twarzy, gdyż miał nałożony kaptur, a w karczmie nie było dobrego światła. Zauważyli tylko długie, brązowe włosy, opadające na pierś człowieka.
- Opowiem wam, moi mili, prawdziwą historię, jednego z największych kanciarzy jacy chodzili po tej ziemi.

*************************

W księgach napisane jest, że życie obieżyświata jest trudne i niebezpieczne. Jak zwykle wiadomo od takich reguł zawsze są wyjątki. Życie Athlena nigdy nie było ani trudne, ani tym bardziej niebezpieczne. Oczywiście bywały różne trudne sytuacje, ale zawsze wychodził z nich obronną ręką. Swoją gadaniną i sprytem potrafił wyjść bez szwanku z każdej sytuacji. Czasami uciekał się do użycia szlachetnej tradycji wszystkich złodziei , czyli ucieczki. W każdym mieście na kontynencie jest osoba, która chce go zabić. Powody tego są różne, zaczynając od podrywania zamężnych kobiet a kończąc na oszustwach( w których w grę wchodziły naprawdę duże sumy).

Jest wiele czynników, które wpłynęły na kształtowanie się takiego charakteru. Zacznijmy jednak od jego narodzin.

W jednym z najlepszych zamtuzów w Mariborgu, jak zawsze o tak później porze, ruch był całkiem spory. Z każdego pokoju dało się słyszeć jęki rozkoszy kobiet, a z niektórych pokoi, nawet głośne okrzyki radości mężczyzn.
Wśród pracownic domu rozkoszy była również młoda dziewczyna imieniem Aleksandra. Z racji tego, że znajdowała się w 9 miesiącu ciąży nie mogła wykonywać swojej pracy. Jednak właścicielka zamtuza bardzo lubiła dziewczynę i pozwoliła jej zostać jako sprzątaczka.
Dziewczyna nie miała domu, więc całe dnie spędzała w pracy. Gdy nadszedł dzień rozwiązania, szefowa była tak podenerwowana całą sytuacją, że wyrzuciła z jednego z pokoi, mężczyznę w trakcie kopulowania z jedną z kurtyzan. Na nic zdały się wrzaski i krzyki. Kobieta zagroziła, że jeżeli mężczyzna się nie uspokoi, nie będzie mógł już tutaj nigdy wrócić. Ten argument zawsze działał.
Żadna z pracownic zamtuza nie znała się w nawet najmniejszym stopniu na medycynie, więc istniało duże ryzyko, że matce i dziecku coś się może stać. Na szczęście nie stało się nic złego. Aleksandra dała swemu synowi na imię Athlen.
Po kilku tygodniach szczęśliwa jak nigdy, matka mogła już wrócić do swojej prawdziwej pracy.
Jednak pewnego dnia, gdy Aleksandra obsługiwała jednego ze swych klientów, zza parawanu mężczyzna zaczął słyszeć dziwny dźwięk. Na początku nie wiedział co to jest, ale szybko zorientował się, że słyszy płacz dziecka. Zrobiła się z tego awantura na cały dom. Aleksandra cudem uniknęła pobicia, ze strony zdenerwowanego mężczyzny. Musiała interweniować sama szefowa, która zawołała swoich umięśnionych znajomych, którzy akurat „przypadkowo” przechodzili obok zamtuza.
Klient został uspokojony w trybie natychmiastowym, gdy tylko owi ochroniarze pojawili się w drzwiach pokoju.
Pomimo pewnych przywilejów jakie posiadała Aleksandra, dziewczyna musiała wybierać. Albo odejdzie razem z dzieckiem, albo pozbędzie się w jakiś sposób dziecka i zatrzyma pracę.
Młoda mama wiedziała, że bez pracy nie uda jej się wychować syna. Postanowiła zapewnić synowi właściwy dom i wychowanie. Z ciężkim sercem, oddała małego Kylliona do sierocińca w Saprie, żegnając go słowami: „ Zawsze będę cię kochała. Jeszcze kiedyś się zobaczymy.”

***************

- Łżesz pan jak pies. Ten gnojek został znaleziony na cmentarzu, owinięty w jakieś czarne szmaty. Mówią, że to czarci bękart – przerwał opowieść młody człowiek.
- Głupiś jak but. Młody, mówiłem ci już, nie odzywaj się na tematy, o których nie masz pojęcia. Jedyną prawdziwą wersją jest ta, w której matka tego oszusta, kapłanka , zostaje zgwałcona przez chorego psychicznie wariata. Sami bogowie rzucili klątwę na te dziecko – powiedział krasnolud i napił się z kufla stojącego tuż przed nim na stole. Nawet na podwórku dało się słyszeć beknięcie, które nastąpiło zaraz po tym.
- Może dacie mi w końcu dalej opowiadać?- zapytał zniecierpliwiony nieznajomy.

****************

- Athlenie, wszyscy w sierocińcu chcą tylko twojego szczęścia. Powiedz mi co cię trapi – rzekł łagodnie do niego opiekun sierocińca. Chłopak nie lubił rozmawiać z innymi o swoich problemach, ale ten człowiek zawsze miał na niego dobry wpływ.
– Inne dzieci mówią, że moi rodzice byli idiotami i dlatego teraz ja taki jestem – powiedział prawie ze łzami w oczach chłopak.
– To nieprawda mój drogi – opiekun wstał od stołu przy którym siedzieli, podszedł do niego i położył swoją dłoń na jego ramieniu.
– Oni tylko tak mówią, tak naprawdę jesteś mądrym chłopcem i bardzo inteligentnym. A jeżeli chodzi o inne dzieci to nie przejmuj się nimi. Pamiętaj aby zawsze być sobą – Athlen poczuł jak robi mu się dobrze na duszy. Te słowa były czymś co zawsze podnosiło go na duchu i pozwalało przezwyciężyć wszelkie codzienne problemy.

Po kilku minutach Athlen wyszedł z gabinetu i ruszył w stronę dziedzińca. Dzień był piękny, słońce świeciło, wiał leciutki wietrzyk. Wszystkie dzieci bawiły się na podwórku. Athlen nieśmiało zaczął iść w ich kierunku. Grupka chłopców zauważyło to i szybko podbiegli do niego blokując drogę do bawiących się dzieci. Zaczęli się z niego naśmiewać. Jeden z nich popchnął go, a ten upadł na ziemię. Nie wytrzymał tego. Nie obchodziło go to co przed chwilą powiedział mu opiekun. Chłopak szybko wrócił do swojego pokoju, zamknął drzwi i położył się na łóżku.
– Nie jestem idiotą, nie jestem idiotą… - powtarzał cały czas Athlen. Leżał tak przez wiele godzin.
„ Zaraz zaraz” – pomyślał nagle - „ Nie mogę się cały czas użalać nad sobą. Pokaże im, że nie jestem durniem! Pokaże im wszystkim. Opiekun będzie ze mnie dumny.” Z uśmiechem na twarzy młody Athlen zasnął.

Nazajutrz, od razu po śniadaniu, pobiegł do biblioteki. Chciał wiedzieć jak najwięcej o świecie. Chciał zdobywać wiedzę jakiej być może nie mieli jego rodzice. Siedział tam bardzo długo. Był tak pochłonięty czytaniem opasłych tomów, że zapomniał zejść na obiad. Z każdą książką chciał wiedzieć więcej i więcej. Cieszył się, że wreszcie coś zainteresowało go w tak dużym stopniu. Nagle jego spokój został przerwany pojawieniem się złej bandy chłopaków.
– Hej gamoniu! Szukaliśmy cię cały dzień – krzyknął jeden z nich. Podeszli do stolika przy którym siedział.
– Co tam czytasz?– krzyknął jeden i zrzucił książkę, którą akurat czytał Athlen, na podłogę.
„Dlaczego oni zawsze muszą mi przeszkadzać? Nie daruje im tego”. Chłopak wstał od stołu i powoli podszedł do jednego z wyrośniętych gówniarzy. Nagle Athlen zrobił minę jakby się czegoś ogromnie przestraszył.
– Szybko uciekajmy. Opiekun idzie!!!- wskazał na korytarz za nimi. Chłopcy odwrócili się by zobaczyć nadchodzącego opiekuna. Niestety korytarz okazał się pusty. Gdy odwrócili się z powrotem , Athlen już tam nie było. Miał szczęście, że biblioteka znajduje się na parterze, więc mógł spokojnie wyskoczyć przez okno.

Po osiągnięciu pewnego wieku Rayra stał się jednym z najbardziej uprzykrzających życie pracownikom sierocińca, urwisem.


- Ath chyba nie powinniśmy tu być – powiedział lekko podenerwowanym głosem kolega Athlena, Daniel
– Spokojnie nic nam nie będzie. Nikt tu teraz nie przyjdzie, wszyscy są na kolacji - odpowiedział spokojnie Rayra grzebiąc w głównej szufladzie biurka, jednego z pomocników opiekuna.
– To na prawdę zły pomysł, chodźmy stąd - głos stawał się co raz bardziej nerwowy, Athlen zaczął się lekko denerwować.
– Słuchaj, co ty się tak boisz? Wiesz co i tak cię nie potrzebuję, sam to zrobię. Jak się boisz jak baba to możesz sobie już iść!– krzyknął w jego stronę.
– Dobra, dobra już zostanę. Pójdę popilnować drzwi – powiedział Daniel i poszedł pilnować drzwi. Athlen odwrócił szafkę do góry nogami, powkładał do niej wszystkie rzeczy i ostrożnie zasunął ją. Nagle usłyszeli kroki na korytarzu.
– Idzie! Wiejemy! – krzyknął chłopak przy drzwiach i po chwili on i Athlen wybiegli z pokoju. Schowali się za ścianą tak aby nikt ich nie zauważył. Po chwili usłyszeli tylko jak rzeczy z szafki wypadają na podłogę i głośne krzyki właściciela tych rzeczy. Chłopcy ryknęli śmiechem i zaczęli iść w stronę swoich pokoi.
– Dlaczego ty go tak nie lubisz? – zapytał z ciekawości chłopak.
– Mam swoje powody – odpowiedział z uśmiechem na twarzy Athlen. Kiedy wrócili do swojego pokoju Daniel nie przestawał wypytywać go o to.
– No powiedz. Proszę- błagał co raz bardziej, Rayre zaczęło to już powoli denerwować.
– Dobra –stanął i odwrócił się w jego stronę. – Chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem? Dlaczego tak nie lubię tego faceta? Pamiętasz może Melisse?? Jest w naszym wieku i często przesiaduje w bibliotece. My… Trochę … - Athlen zaczął się troszkę jąkać. – Zaczęliśmy się przyjaźnić. A teraz chciałem jej tylko pomóc. On się ciągle jej czepia, nie daje spokoju. Raz widziałem jak wyszła z jego gabinetu cała zapłakana. Musiałem to zrobić zrozum – Daniel odwrócił się w stronę drzwi, na korytarzu wciąż było jeszcze słychać wrzaski pomocnika wychowawcy.
– W sumie to dobrze zrobiłeś– powiedział z uśmiechem na twarzy. Oboje wybuchnęli śmiechem.


**********************

- Ja bym gówniarzowi tak skórę przetrzepał, że by przez rok na tyłku nie usiadł – powiedział głośno krasnolud.
- Proszę, daj mi skończyć – powiedział nieznajomy.

************************


Athlen od początku wiedział, że w życiu należy działać samolubnie. Tak samo jak jego rodzice, gdy go zostawili. Nie wierzył w żadne bóstwa, wierzył tylko w siebie i swoje umiejętności. Wiedział, że prędzej zostanie oszukany przez kogoś niż uzyska od niego szczerą pomoc. Jest wiele czynników, które wpłynęły na kształtowanie się takiego charakteru. Kiedy miał 12 lat został wyrzucony z sierocińca za próbę podpalenia biblioteki. Na nic zdały się tłumaczenia, został stamtąd usunięty w trybie natychmiastowym. Najmocniej naciskał na opiekuna jeden z jego asystentów. Ten któremu chłopak wielokrotnie uprzykrzał życie. Athlen trafił na ulicę.

Uczył się jak przeżyć w tak trudnym środowisku. Niebezpieczne ulice Sapry nie były miejscem dla takiego dzieciaka jak on. Na początku było mu bardzo ciężko. Często szedł spać głodny, a nocował zawsze na dworze. Czuł się bardzo zagubiony. Później po wielu próbach podkradania różnych rzeczy doszedł do całkiem niezłej wprawy. Kradł jedzenie sam, ale kiedy już trochę podrósł, uznał, iż jest to zbyt duże ryzyko. Wykorzystywał więc inne młodsze dzieci, płacąc im grosze za pracę. Poznał wtedy pewnego chłopaka imieniem Kyllion, który znajdował się w podobnej sytuacji co on. Chłopcy szybko zaprzyjaźnili się, a Athlen zaczął uważać go za prawdziwego przyjaciela. Było tak, aż do pewnego dnia, kiedy to chcieli okraść razem bardzo bogatego, w ich mniemaniu, szlachcica.


Była noc, kiedy jegomość wracał z karczmy do swojego domu. Kyllion i Athlen czekali na niego w ciemnej uliczce. Zauważyli, że bogacz ma uczepioną do pasa całkiem sporą sakiewkę ze złotymi monetami. Szybko podbiegli do niego i spróbowali zabrać mu sakiewkę. Niestety mężczyzna okazał się szybszy i udało mu się zrobić unik. Popchnął z całej siły Athlena, a ten upadł z na ziemię. Nie zauważył nawet kiedy szlachcic wyciągnął miecz i skierował go w stronę leżącego chłopaka.

****

- Moment! Mili panowie, natura wzywa! Za chwilę wracam! – rzekł z pełną powagą krasnolud. Nieznajomy przykrył twarz dłonią. Krasnolud chwiejącym się krokiem wyszedł z karczmy. Ta chwila trwała trochę dłużej niż wszyscy przewidywali. Po kilkunastu minutach, wierny słuchacz powrócił.
- Najmocniej przepraszam, ale mus to mus. Opowiadaj dalej, mości nieznajomy!

****

– No to teraz cię chłystku mam – powiedział zimnym głosem szlachcic. – Nie! Zostaw mnie! – Athlena ogarnęła nagle ogromna panika. Zaczął cofać się do tyłu. – Kyllion pomóż mi! – krzyknął w stronę swojego kolegi. Ten stał jak wryty i patrzył na ostrze. Po chwili skierował wzrok na leżącego chłopaka. – Przepraszam – powiedział cicho tak, że Athlen ledwo go usłyszał po czym odwrócił się i uciekł w ciemność ogarniającą miasto. Szlachcic ryknął śmiechem.
– Twój kolega okazał się tchórzem. A więc to ty będzie musiał zostać ukarany za próbę obrabowania mnie – uśmiechnął się, uniósł miecz i już miał wykonać cięcie, gdy nagle usłyszeli czyjś głos.
– Co tu się dzieje? – był to mężczyzna, krótko ścięty z diaboliczną czarną bródką.
– Odejdź, to nie twoja sprawa! – krzyknął szlachcic.
– Myślę, że jednak moja – rzekł spokojnie mężczyzna i podszedł do niego.
– Co uczynił ten młody chłopak, że chcesz go ukarać w tak okrutny sposób? – zapytał.
– Próbował mnie okraść, ale w ostatniej chwili udało mi się go powstrzymać – odpowiedział jegomość.
– Zostaw go w spokoju, proszę. Mogę ci nawet zapłacić, bylebyś zostawił chłopaka w spokoju – powiedział nadal spokojnym głosem nieznajomy.
– Nie, sam wymierzę sprawiedliwość! –
Nieznajomy był już za plecami mężczyzny i trzymał przy jego gardle sztylet. Chłopak nawet nie zauważył, kiedy jego wybawiciel to zrobił. Przestraszony szlachcic uciekł szybko, nie patrząc nawet gdzie biegnie.
- Dzie.. dziękuję panu – wyjąkał nadal przestraszony Athlen.
– Jesteś sam?? Nie masz rodziców??
– Jestem sam i mieszkam na ulicy. Ale co to cię obchodzi – powiedział już trochę bardziej pewny siebie Athlen. Wstał i otrzepał spodnie z piasku.
– Mogę ci pomóc. Pokaże ci parę sztuczek, które przydają się na ulicy. Mam na imię Marcus – powiedział łagodnie. Athlen popatrzył na niego z lekkim niedowierzaniem.
– Nie wiem czy mogę panu zaufać – rzekł, po chwili zastanowienia uznał, że to może się mu przydać. – Dobra, niech ci będzie, chodźmy.
Zdobył nowego znajomego, który po kilku miesiącach stał sie jego mentorem.
Po tej historii nigdy nie zapomniał o Kyllionie i jego zdradzie.

Marcus był typem twardego, ale jednocześnie wyrozumiałego nauczyciela. Wiedział, że jeżeli nie będzie twardy dla chłopaka, ten nie poradzi sobie na ulicy. Athlen cały czas przypominał mu jego samego, gdy był w tym wieku. Opuszczony przez wszystkich, przerażony otaczającym go światem.
On nie miał nikogo do pomocy, był sam, musiał nauczyć się żyć na ulicy, nikt nie podzielił się z nim pomocną radą. Dlatego tak bardzo chciał pomóc chłopakowi.
Po mieście chodzili zawsze razem. Marcus w starym, podartym, brązowym płaszczu, a tuż obok niego starający się dotrzymać kroku młody Athlen. Czasami trzeba było mocno zganić chłopaka za zbytnią brawurę, można kraść i oszukiwać, ale bez przesady. Mężczyzna po kilku latach zaczął traktować go jak syna. Natomiast Rayra poczuł po raz pierwszy w życiu, że w końcu może komuś zaufać.
Zawsze po udanym rabunku, szli razem do karczmy, gdzie Marcus popijał piwo, a Athlen mógł najeść się do syta. Nie zdarzało to się zbyt często. Nauczył się wytrzymywać duży okres czasu bez jedzenia, stąd jego późniejszy, dosyć mizerny, na pierwszy rzut oka, wygląd.
Najgorszym wspomnieniem chłopaka z tego okresu było, zatrzymanie przez służby porządkowe i osadzenie w areszcie na kilka tygodni Marcusa. Przez pierwszych kilka dni Rayra poczuł się znów bezsilny, jednak bardzo szybko przypomniał sobie wszystko to, co nauczył go jego mentor. Odzyskał pewność siebie. Starał się codziennie wrzucać coś do jedzenia, przez kraty więzienne. Były one położone tuż przy chodniku, więc wystarczyło upewnić się, że nie nadchodzi żaden strażnik i po prostu, w małym zawiniątku wrzucić co nie co.
Po wyjściu z więzienia Athlen za własne pieniądze, postawił mu porządny obiad w miejskiej karczmie.

Kiedy Athlen miał 19 lat, umiał już bardzo wiele. Pewnego dnia, gdy uciekał od handlarza warzywami, wpadł na bogacza, który akurat wychodził z karczmy. Z kieszeni wypadła mu talia kart. Chłopak zabrał ją jako fant, nie za bardzo wiedząc do czego służy. Później dopiero dowiedział się od Marcusa, że dzięki kartom można wygrać sporo pieniędzy. Nauczył go również podstawowych zasad gry w pokera. Z teorii Athlen szybko przeszedł do praktyki:

Drzwi karczmy otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Kiedy młodzieniec z kozią bródką i długimi, brązowymi włosami wszedł do środka, wszystkie oczy skierowały się ku niemu. Starzy gracze siedzący przy stoliku niechętnie witali „świeżą krew”. Pomieszczenie było bardzo zadymione. Kiedy podszedł do karczmarza i oparł się o blat, wszyscy wrócili do gry.
-Poproszę coś mocnego- powiedział Athlen. Musiał się na początku napić aby chociaż troszeczkę się zrelaksować i uspokoić. Z alkoholem w dłoni przebiegł wzrokiem po całej sali.
„ Im więcej osób, tym więcej pieniędzy można wygrać” . Kiedy zwolniło się miejsce przy jednym ze stolików, chłopak pewnie skierował tam swoje kroki. Taki był jego plan, udawać pewnego siebie aby zmylić przeciwnika.
– Witam panów- rzekł Athlen, kiedy usiadł do stolika. Pozostali gracze tylko uśmiechali się do siebie szyderczo. Pierwsza runda przegrana, druga również. Nie miał zbyt dużo pieniędzy ponieważ myślał, że zarobi więcej i będzie miał czym grać. Athlen miał pecha, inny doświadczeni gracze oszukiwali na różne sposoby, wygrywając każdą partię. Nowicjusz taki jak on, nie mógł sobie z tym poradzić. Powoli zaczęło mu brakować gotówki.
Po kilkunastu minutach, zaczął panikować , szybko i gwałtownie wstał i wybiegł z baru. Całe to wydarzenie bardzo rozbawiło osoby, które zostały w środku. Na zewnątrz było już ciemno.

Gwiazdy jasno migotały na niebie, na ziemie padało światło księżyca. Podenerwowany młodzieniec usiadł na werandzie. Starała się uspokoić oddech. Nie może doprowadzać więcej do takich zdarzeń. Musi nauczyć się jeszcze większej pewności siebie. Musi… nauczyć się jak skutecznie oszukiwać innych. Wiedział, że Marcus, po za podstawową wiedzą na temat tej gry, nie wie za wiele o niej. Nie miał do kogo się zwrócić o pomoc.

I tak właśnie młody Athlen rozpoczął „naukę” oszustw na własną rękę, a ćwiczyć wszystko w praktyce. Wreszcie doszedł do perfekcji, kosztem czasu i dużej ilości pieniędzy jaką stracił. Metodą prób i błędów, udało mu się osiągnąć cel. Przez długi okres czasu wszystko układało się bardzo dobrze, aż do pewnej nocy.

-No cóż panowie, czasami bywa tak, że przegrywamy i to się tyczy niestety was, a czasami wygrywamy, to znaczy ja wygrywam - po raz kolejny wygrał a to dodawało mu dużo pewności siebie. Niestety właśnie przez to, nie zauważył jak jeden z mężczyzn siedzących naprzeciwko niego robi się co raz bardziej czerwony ze złości.
–Może zagramy jeszcze jedną…-
- Nie!!- przerwał mu wściekły gracz. Wstał szybko i podszedł do Athlena, który również wstał.
– Ty cholerny skurczybyku! Cały czas oszukiwałeś! Nie dam z siebie robić debila!- krzyczał tak, że pluł na twarz chłopaka.
– Proszę wybaczyć – rzekł Athlen i wytarł ze śliny oko – ale czy nie sądzi pan, iż po prostu nie jest w stanie znieść smaku porażki i oskarża mnie o oszustwo?- zdenerwowany gracz złapał go za koszulę
– Zabije cię! – krzyknął.
– Ależ spokojnie, drogi panie, wszystko da się jakoś załatwić - powiedział spokojnym głosem chłopak. Przeciwnik zamachnął się i próbował uderzyć Athlena, lecz ten zrobił unik, chwycił szklankę pełną alkoholu i chlusnął mu w twarz. Tamten złapał się za twarz, a młodzieniec skorzystał z okazji i wybiegł szybko z karczmy. Już był przy drzwiach, kiedy usłyszał świst w powietrzu. Sztylet wbity we framugę drzwi drżał bardzo mocno. Na szczęście nie trafił w niego. Chłopak nie namyślając się za dużo otworzył szybko drzwi i wybiegł na podwórko. Przemknął szybko przez kilka uliczek i dobiegł do swojej kryjówki.
– Co za palant!- krzyknął na głos. To był pierwszy raz kiedy coś takiego mu się przydarzyło i jeszcze na dokładkę chcieli go zabić. To wydarzenie przynajmniej dodało mu jeszcze pewności siebie, że nawet w tak trudnej sytuacji jest w stanie znaleźć rozwiązanie.

Po kilku miesiącach Athlenowi zaczęło się nudzić w Saprze. Zapragnął czegoś innego, a poza tym zaczęło robić się dla niego niebezpiecznie w tym mieście. Postanowił ruszyć w podróż.

- Chcę wyjechać z Sapry, zwiedzić świat, a po za tym sam widzisz, że zalazłem za skórę wielu wpływowym ludziom w mieście – oświadczenie tego Marcusowi kosztowało go wiele wysiłku. Żeby to był ktoś inny, nawet by się nie zawahał, a tak odczuwał, chyba po raz pierwszy w życiu, ogromne wyrzuty sumienia.
- Rozumiem to w pełni. Jakbym był w twoim wieku, też bym się stąd wyrwał – odpowiedź nieco zszokowała chłopaka. Spodziewał się czegoś innego, może jakiejś próby zatrzymania go lub udowodnienia jakim głupim pomysłem był wyjazd.
- Chciałbym wyjechać jak najszybciej i najlepiej pod osłoną nocy.
- Oczywiście. Przygotujemy cię porządnie do tej wyprawy.
- Mam nadzieję, że się o mnie nie martwisz? Przecież wiesz, że sobie spokojnie poradzę.
- Wiem.

Po kilku dniach nastąpił w końcu moment pożegnania. Athlen podziękował za wszystko i złożył przysięgę, że jeszcze na pewno kiedyś się spotkają.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 19-07-2011 o 16:35.
Garzzakhz jest offline