Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2011, 18:51   #297
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Droga na Wolfenburg była tą samą główną drogą, którą podążali do wsi, w której się znajdowali. Tego przynajmniej pewny był Angus, najbardziej z nich wszystkich zaznajomiony z mapami. Wyruszyli jeszcze tego samego dnia, nie chcąc ani chwili więcej spędzisz w tym paskudnym, zniszczonym miejscu. Las, przez który mieli podróżować wyglądał przy tym niemal przyjaźnie, nawet jeśli miał im towarzyszyć także przez następny tydzień, który zająć miała droga.
Droga, którą nie wszyscy mieli ochotę już kontynuować. Już pierwszej nocy zarówno Angus jak i Bruno odeszli, wracając tą samą drogą, którą przyszli. Być może wizja pogoni za mrzonkami, mutantem i marnymi trzystoma koronami zupełnie przestała im się podobać. Być może...
Prawda była taka, że rankiem ich już nie było. Nie zostawili nawet słowa pożegnania, wybierając swoją drogę. I pozostała ich tylko trójka, połowa z tych, którzy rozpoczynali całą tę pogoń za Karlem jeszcze w Marienburgu.

Dni mijały powoli. Las się nie kończył, choć coraz częściej mijali wypalone jego fragmenty. Spotkali też kilka zrównanych z ziemią wsi, a nawet kilka, które próbowały powoli podnosić się z popiołów, ale widok wychudzonych, brudnych i często chorych ludzi nie zachęcał do bratania się z nimi. To co mieli ze sobą było całkiem pokaźnym majątkiem, wliczając w to Soe w całości. Młoda, ładna, zdrowa i w miarę czysta dziewczyna widziała spojrzenia. Tylko trochę inne od tych wygłodniałych, spoglądających na konie.
W końcu po sześciu dniach las się niemal skończył, a zaczynały się spalone i splądrowane pola, a także pojawiła się rzeka. Kamienny most prowadzący przez nią został zburzony, a nurt, choć powolny, nie zachęcał. Płynęły nim zwłoki i brud, a kolor wody był zdecydowanie zbyt zielony. Stracili kilka godzin na poszukiwaniu bezpiecznej przeprawy, nie odważyli się także uzupełnić wody nigdzie w pobliżu.

A ósmego dnia podróży, po wypytaniu kilku nielicznych spotkanych ludzi, dotarli do willi rodziny Hahn. Dużego, ogrodzonego kompleksu kilku budynków i całkiem sporych terenów wokół.
Kiedyś musiało tu być pięknie.
Kiedyś...


Rezydencja, nawet zapewne najlepiej ukryta, nie miała szans uniknąć Burzy Chaosu, która przetoczyła się niemalże po wszystkim w tej okolicy. Najpierw musieli przejść dobre dwieście metrów przez gęsty zagajnik, aż dotarli do bramy. Zarówno ona, jak i mur wokół rezydencji, sprawiały bardzo marne wrażenie. Jedno skrzydło żelaznych wrót leżało na ziemi, drugie było na wpół otwarte. Mur był pokruszony w wielu miejscach, a także obrośnięty jakimś paskudztwem, które rozprzestrzeniało się wszędzie. W wielu miejscach zamiast ziemi było połyskujące i mieniące się błoto, a rośliny przybierały zupełnie nienaturalny, seledynowy kolor, wykazując jawne oznaki spaczenia. Musieli bardzo uważać, aby nic nie wpaść, ale za to już w pobliżu bramy znaleźli wyraźne ślady wozu i konia. Ten którego ścigali musiał tam być.
Na metalowej tabliczce wciąż znajdował się zdatny do odczytania napis, który odcyfrowała Soe, popisując się podstawami czytania. "Willa Hahn".

Dalej było już tylko gorzej, choć - o dziwo - zabudowania wciąż stały i najwyraźniej miały się całkiem dobrze. Oni jednak najpierw doszli do czegoś, co wcześniej musiało być otoczonym zielenią i arkadami basenem, a teraz było jednym śmierdzącym plugastwem, które obeszli bokiem. Wszystko wokół pokrywał fosforyzujący mech, większość łuków była skruszona, a po naturalnej zieleni i kwiatach nie pozostał nawet ślad. Ale nie to było najgorsze. W basenie nie było już wody, a tylko bulgocząca, jasnobrązowa maź, wydzielająca okropny zapach rozkładu.
Po prawej stronie mieli olbrzymią stajnię. Jej wrota i kilka okiennic zostały wyrwane i teraz światło padało także do jej środka, ale nie było tam zbyt wiele. Sporo odchodów w kącie i puste boksy, w których kiedyś stały konie. Trochę zniszczonych narzędzi. Tylko w jednym z boksów, podpisanym nawet tabliczką z imieniem klaczy: "Piękna" znajdował się oczyszczony do czysta koński szkielet. Trochę dalej znajdował się wóz, wciąż z dziecięcą trumną, w której Tobias porwał Karla. Nie było ich oczywiście tutaj a szkielet konia sugerował, że nie było ich tu od kilku przynajmniej dni - mięso było bowiem zjedzone przez większe zwierzęta, które na kościach pozostawiły ślady kłów - to mogli stwierdzić bez problemu, nawet jeśli żadne z nich się na takich rzeczach nie znało.

Przed nimi była już tylko wielka, piękna, przytłaczająca wręcz, trzypiętrowa rezydencja. Mimo, że pokrywał ją miejscami dziwaczny mech, a ona sama wyglądała na zaniedbaną, poważnych szkód nie dostrzegali żadnych. Może prócz posągów i zdobień, wcześniej najpewniej religijnych, a teraz przedstawiających plugawe symbole Potęg Chaosu. Okna były zasłonięte mocnymi okiennicami, lub zwyczajnie zabite deskami, a frontowe drzwi - lekko uchylone - wpuszczały tam niewiele światła. Mogli jednakże dostrzec, że wnętrze wyglądało na zupełnie nienaruszone.Wydobywał się z niego tylko nieprzyjemny zapach i zaduch, a wszystko najwyraźniej pokryte było dość grubą warstwą pleśni, która najwyraźniej wydzielała też ten zapach.
W obie strony odchodziły tu brukowane drogi, a raczej - kiedyś brukowane, teraz będące co najwyżej błotnistym żwirowiskiem. Okrążały one willę, a jedna prowadziła dalej, za tereny należące go Hahnów. Na tyłach rezydencji znajdował się kiedyś też ogród i szklarnia - w tym pierwszym o dziwo wciąż coś rosło, natomiast szklarnia była już tylko metalową ramą bez szyb. A jeszcze dalej straszył olbrzymi żywopłot, w jednym miejscu wycięty tak, aby można było wejść w jego obręb.
 
Sekal jest offline