Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2011, 20:59   #15
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Antonio Malvarez
Sam nie wiedziałeś dlaczego, miałaś dziwne przeczucie, że niebawem się coś stanie. Za dużo tego dobrego, jak na twój gust. Jak byłeś strażnikiem miejskim, zawsze po jakimś udanym dniu, przychodziły dni nieudane. Teraz, z medalionami czułeś się dziwnie lepiej, ale nic co piękne, nie trwa przecież wiecznie, jak zasłyszałeś u pewnego barda który zawitał do Gildii Najemników.
Nie inaczej było i tym razem.
Usłyszałeś huk, tak jakby spod ziemi. Następnie ziemia się zatrzęsła, a nieopodal zobaczyłeś tuman kurzu i pyłu. Ruszyłeś tam, choć miałeś podejrzenia że to z nory Łowców Niewolników. Z Gildią Najemniczą nie łączyło ich praktycznie nic, prócz nie oficjalnej umowy o nieatakowaniu siebie nawzajem. Głównie to Łowcy Niewolników o nią zabiegali.
Na miejscu zobaczyłeś opartą o skałę dziewczynę. Byłe lekko ranna, twarz miała poharataną odłamkami skalnymi. Wyglądało młodo. Za nią leżały dwa trupy i coś w rodzaju portalu, za którymi ciągnęły się kamienne schody w dół. Teraz, w połowie zawalone. To właśnie z stamtąd ciągnęła się smuga pyłu.

Nina i Alberto de Castro Neves
Nina zapach swego stada wyczuwała naprawdę słabo, lecz pamiętała znajome ścieżki. Trakt do samej Barcelony był ubity i bardzo wyraźny, nawet od tej strony miasta.
Za to Alberto szybko poznał znajome tereny swojej byłej bandy, teraz gryzącej ziemię. Choć nie cała, została jeszcze. Z tego co widziałeś, dziewczyna kierowała się w kierunku miasta, w którym jeszcze nie tak dawno, o mało nie wpadłeś w ramiona śmierci. A im bliżej miasta, tym szlaki były bardziej zaludnione i więcej na niej było straży. Twarz miałeś skrytą pod kapturem, więc nie robili Ci problemów. Za to Nina, w swoim fikuśnym ubraniu i sierścią, szybko stała się celem jakiś wymoczków, w dodatku straż nic z tym nie zrobiła.
Łachmaniarzy było pięciu. Za dużo, żebyś mogła wszystkich pokonać swoimi sztuczkami, do tego bacznie obserwowała się straż. Normalnie by jej tu nie było, nie na tym trakcie, gdyby nie dzień handlowy i dni patrona kaplicy, stojącej w Barcelonie.
- Patrzcie na tą owłosioną sukę! – zakrzyknął jeden – Sprawdzimy jaki ma kolor krwi?
Zarechotał złowieszczo. W ich rękach błysnęły sztylety, w ręku jednego nawet znalazła się ciężka buława.
- Oddawaj złoto, wilcza suko! – wrzasnął jeden.
W ich zachowaniu, zobaczyłaś znajome cechy. Cechy wilków. Wilki też tak okrążały ofiarę, też wybierały najsłabszą zwierzynę. Tylko że ty nie byłaś z pozoru tak słaba, jak oni myśleli.
Zza twoich pleców, wszystko obserwował Alberto, z twarzą skrytą pod kapturem.

Habibi "Goblin"
Zostałeś sam na sam z własnymi myślami i tajemniczym obliczem Abdula. Milczeliście obaj długo, w końcu starzec przerwał ciszę.
- Czy jesteś, że chcesz takiego życia? Ten Sylwan, choć jest szlachcicem, nie jest w stanie zagrozić tobie, kiedy jesteś pod skrzydłami Saladyna. Mimo wszystko, chciałbym Ci dać to – Abdul podszedł do drewnianej skrzyni, zamkniętej na wielką, zdobioną kłódkę, do której klucz dyskretnie wysunął mu się z rękawa – Jest to coś, co miałem oddać pierwszemu, godnemu moim zdaniem człowiekowi. I choć przez lata czekałem na godnego człowieka z kręgu rycerzy Saladyna. Widać los chce inaczej. Trzymaj – prawie na siłę wcisnął Ci do ręki średniej wielkości zawiniątko.
Pośpiesznie je odwinąłeś, twoim oczom ukazała się niewielka siekierka. Zdobiony w przedziwne wzory i Arabskie inskrypcje, trzonek napawał twoje oczy niezwykłym pięknem. Tylko ostrze było surowe, lecz w swojej surowości przedstawiało coś niezwykłego.
- To pomoże Ci zachować twoje umiejętności, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. A teraz idź, przygotuj się do drogi.
Nie wiedziałeś jakimi intencjami kierował się Abdul, ale siekierka była nadzwyczaj ładna i zapewne droga. Ucieszyłeś się tym, że Abdul nie ma nic przeciwko opuszczeniu Zakonu.

Brat Thane Blythe i Pedro A. A. la Fredle de Patrin
Wracając z obozu rycerzy Saladyna, byłeś pełny nadziej iż młodzian, którym okazały się “lepkie ręce”, zawita do twojego sklepu. Opuszczając ten pełen Arabskich zwyczajów zakątek, podziwiałeś na odchodne dwóch ćwiczących walkę rycerzy, a żeby było ciekawiej, walczyli na poważnie. To jeden z wielu powodów, dla którego nie wpuszczano obozowiczów do miasta. Walka była surowo zakazana.
Kiedy krew zaczęła zalewać ten wyglądającego na młodszego, walkę przerwał siwy już brodacz. Podszedł do ciężej rannego i wypowiedział jakąś formułkę i wykonał tajemniczy gest dłońmi nad ranami. Te w magiczny sposób zasklepiły się. Może był to straszny zwyczaj i naprawdę surowy trening, na pewno był bardzo skuteczny.
Brat Thane stojący przed bramą i wyczekujący swojego towarzysza wraz z nowym nabytkiem tej szalonej misji, zainteresował się siedzącym pod drzewem półbiesem z odciętym palcem i rozbitym na miazgę nosem. Można powiedzieć że leżał już tam jakiś czas, ale straże nie wpuszczały podejrzanych ludzi w mury miejskie, zwłaszcza kiedy w praktycznym centrum miasta, jakim był cmentarz, działy się tak nieprawdopodobne rzeczy.
Coś tchnęło zakonnika, aby podejść do podpierającego drzewo nieszczęśnika. Nawet nie starał ukryć swojego rozwidlonego języka, którym został namaszczony. Kiedy zobaczy przed sobą postać w habicie, wychrypiał tylko jedno słowo. „Pomocy…”.
W tym samym czasie, pojawił się kupiec z garściami informacji wiadomościami.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline