Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2011, 21:15   #382
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wampiry dokończyły swe plugawe dzieło, wysysając z Zoe krew do ostatka. Perwersyjny Xavorin z kolei nie przestawał plugawić ciała Elfki nawet, gdy ta już odeszła do krainy wiecznych łowów... jednak nie tak do końca. Nieumarły bowiem oszukał Kapłankę. Nie zabili jej od tak po prostu, zabili ją pozbawiając życiodajnego płynu, a dzięki temu stworzyli z nieświadomej w tej chwili kobiety podobną sobie.

Zoe umarła, choć część jej jaźni nadal pozostawała jeszcze świadoma. Nie miała już żadnej władzy nad swym ciałem, nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, otworzyć oczu, czy choćby drgnąć najmniejszym palcem, odbierała jednak bodźce otaczającego ją świata.

Słyszała więc, jak wampir wraz ze swoją towarzyszką chichoczą nad jej ciałem, jak cieszą się z używania jej sobie w przyszłości jako swej osobistej niewolnicy...

- Będzie piękną wampirzycą - Zachwycał się Xavorin, a Zoe wprost szalała wewnętrznie.
- O tak, zostanie naszą kochanką, jedną z nas, będziemy dzielić ze sobą wszystko i każdego - Przytaknęła jego towarzyszka.
- Głupiutka jak gąska była, ale się jeszcze nauczy co i jak...

Po trudnym do określenia czasie zabrano ją z łoża. Niesiono gdzieś bardzo długo, następnie w coś owijano. Później ponownie gdzieś ją transportowano, na końcu zaś położono. Poczuła zapach świeżej ziemi i wilgoci. Po chwili coś zgrzytnęło i posypało się na jej twarz, następnie drugi raz, trzeci, dziesiąty, i tuzin, i dwa. Coś coraz cięższego przygniatało szczelnie jej całe ciało i w końcu nastała cisza.

Cisza i błogie wybawienie.

A gdzieś w oddali majaczyło jakieś jasne, ciepłe światło. Elfka czuła, iż owe światło zapewni jej bezpieczeństwo, że wszystko będzie już dobrze, że nigdy już nie zazna krzywdy. Jasne światło zalała jednak rosnąca fala czerwieni niosąca ze sobą ból, ciemność i... głód.




Tak, głód.



~



Yon skradał się samotnie po cytadeli... i słyszał pojedyncze kroki. Ukrył się i obserwował, zauważając po chwili kulejącą Zorę, która gdzieś podążała i pochlipywała pod nosem, podtrzymując również sobie lewą, najwyraźniej ranną rękę...

Z gotową do strzału kuszą Yon wyszedł zza zasłonki.
- Co się stało? - spytał. W jego postawie widać było wyraźną ostrożność.

Dziewoja stanęła jak wryta, spoglądając zaskoczona na Yona. Po jej policzkach spływały łzy, rozmazując jej makijaż. Z bliska z kolei Yon widział już wyraźnie, że... z ręki Zory wystaje jej kość. Młoda wampirzyca musiała dostać niezły wycisk.
- Oni wszyscy nie żyją, nie żyją... - Szepnęła do niego, zalewając się łzami.
- Kto nie żyje? - spytał Yon. - Pomóc ci? - Dodał, zgoła odruchowo.
- Acaleem... Sever pewnie też... - Wydukała dziwnie spuszczając głowę.
- Ale są jeszcze inni - odparł Yon. - Wszak jeszcze ich nie złapali. A skąd wiesz o Acaleemie i Severze? - Spytał, po czym chciał obejrzeć, i nastawić Zorzę rękę, ta jednak o dziwo od niego odskoczyła.
- ON... ON zabił Acaleema, sama... sama to widziałam... - Zora upadła na kolana. - A Severa zabrała gdzieś Yalcyn, żeby go złożyć w ofierze... nie mogłam im pomóc, nie mogłam...
- On? - powtórzył odruchowo. - Ten on? - upewnił się. - Dokąd zabrali Severa?
- Władca tego miejsca. - Chlipnęła, po czym zaczęła gmerać w sukni i rzuciła coś Yonowi pod nogi. Koścista końcówka ogona od pamiętnego Demona, który na czele wampirów zaatakował posiadłość Bruilla. Trofeum które znajdowało się od tamtego momentu w posiadaniu Mnicha.
- Nie wiem gdzie Sever, naprawdę nie wiem...
- Gdzie są inni pewnie też nie wiesz... - Bardziej do siebie niż do Zory powiedział Yon. - A jak stąd wyjść? - Podniósł i schował ogon księcia wampirów, czy jak tam należało zwać tego wampiro-demona.
Potrząsnęła przecząco głową, ocierając zdrową ręką łzy.
- Nie wiem gdzie reszta... ale wysłali do nich oddział wampirów z Wyjcami, to takie kolczaste stwory, większe niż wilki... mają wszystkich zabić. - Wyciągnęła ku Yonowi dłoń. - Nie zdążymy, gdziekolwiek by byli... ale wiem jak stąd uciec. Uciekniemy razem! - Spojrzała na niego z wyraźną nadzieją w oczach.
- Oni gdzieś tu niedaleko powinni być - powiedział powoli Yon. Wyciągnął dłoń do Zory, by pomóc jej wstać. - Masz lepsze uszy, niż ja... Nie słyszysz ich gdzieś? Może jeszcze walczą?
- Którędy do tego wyjścia? - spytał, gdy Zora nie udzieliła mu żadnej pozytywnej odpowiedzi. - Chociaż moglibyśmy znaleźć naszych i pomóc im uciec z tego pięknego miejsca...
- Oni już pewnie nie żyją... wampiry dostały rozkaz nie brać jeńców, a to było ze dwa kwadranse temu - Znowu przetarła oczy, rozmazując sobie jeszcze bardziej makijaż... - Jest portal, wygląda jak zwyczajowe lustro, uciekniemy razem, tylko ty i ja!.
- Gdzie jest ten portal? To lustro? - spytał. Idea ucieczki mu odpowiadała, pomysł pozostawienia pozostałych znacznie mniej. - Dokąd prowadzi? I czy da się to lustro wziąć pod pachę i przenieść?
- To duże lustro, może i je przeniesiemy, ale wystarczy upuścić... albo kogoś spotkamy i jednym ciosem je rozbije... Jest w pewnej komnacie, prowadzi do Faerunu, uciekniemy od tego wszystkiego - Powiedziała spoglądając Yonowi głęboko w oczy.
- Upuszczenie lustra nie bardzo mi odpowiada - stwierdził Yon. - Chodźmy do tej komnaty. Po drodze rozejrzymy się w poszukiwaniu naszych przyjaciół. Daleko to stąd?
Pamiętał pewne lustro-portal, tudzież panienkę, która z niego korzystała i miał nadzieję, że to nie to samo zwierciadło.

....

Do portalu-lustra Zora go zaprowadziła, nigdy jednak oboje przez niego nie przeszli. Mężczyzna bowiem chciał za wszelką cenę odszukać znajdujących się gdzieś w twierdzy towarzyszy, młoda wampirzyca z kolei chciała tylko i wyłącznie spędzić resztę wieczności w towarzystwie Earlyego.

Pojawił się więc osobisty konflikt interesów, a co za tym idzie i spory, wręcz śmiertelnie poważny problem...



~



Sever spoglądał na skąpo odzianą Lunę szczerząc zęby.

W owym dziwacznym uśmiechu było wiele niepokojącego, Kronikarka jednak zdawała się niczego dziwnego nie zauważać. Aasimar nie był bowiem już sobą, podobnie zresztą jak ona. Oboje odurzeni narkotykami, pod wpływem licznych zaklęć, i zwyczajowego, staromodnego "prania mózgu", cieszyli się miejscem, chwilą, i sobą.

Sever nie odstępował Luny na krok, będąc jednocześnie i jej pomocnikiem w metamagicznych badaniach, ochroniarzem, i co najważniejsze, kochankiem. Wspólnie podjęli się niemal niemożliwego do realizacji zadania zleconego przez Yalcyn, by umożliwić wampirom swobodne poruszanie się w promieniach słońca, oraz uporać się z głodem.




Parę miesięcy później udało się dokonać "chwalebnego" zadania, choć po przełomowym odkryciu nie dane im się było sobą nacieszyć.

Zresztą czego się było spodziewać będąc umysłowym niewolnikiem wampirów. Życie obojga zostało w całej swej perfidii planu, w jakim brali udział, odebrane ręką byłego Paladyna...



~



Grupka dowodzona przez Ronira stawiała dzielnie czoła nieskończonym rzeszom nieumarłych. Walczyli w komnacie ze sporą liczbą wrogów, co chwilę zaś pojawiali się nowi, wbiegając przez drzwi i rzucając się w kierunku broniących śmiałków. W końcu jednak to Ronir wraz z pozostałymi byli tu "agresorami", to oni napadli na cytadelę, starając się uwolnić zaginioną osobę, chcąc wybić wszystkich nieumarłych i poskromić wszelkie, panoszące się tu zło. To oni byli intruzami, nieproszonymi gośćmi, to oni starali się obrócić te domostwo w ruinę, chcąc zabić wszystkich jego mieszkańców i gospodarza.

I tym razem, nie było chyba dane im tego dokonać.

Niemal już tuzin wampirów, trzy dziwaczne, kolczaste stwory... wszędzie pełno krwi i flaków, utrudniających już znacznie poruszanie się po śliskiej podłodze. Głuche uderzenia o pancerze, zgrzyt stali, świst strzał i bełtów. Krzyki, nawoływania, warczenie, klnięcie...

Do komnaty, niczym zwiastun nadchodzącej śmierci, wkroczył ciężkim krokiem pamiętny olbrzym z wielgachnym toporem, a Ronir był niemal absolutnie pewny, że był to ten sam osobnik którego już raz pokonali. Wtedy jednak mięśniak leżał martwy przed Paladynem, pokonany po zaciętej walce.

....

Gween utraciła już wiele sił i mocy oraz swej zwinności. Po pierwszym bełcie w torsie jeszcze jakoś się trzymała, kolejny jednak już doprowadził ją do stanu, gdzie ledwie stała na nogach. Poobijany Ronir, ciężko ranny w głowę, zataczający się Tharven, umierający Kever. Wrzeszczący na całe gardło, ubabrany w krwi i wnętrznościach wrogów Jamber, tnący w trakcie niepohamowanej furii już praktycznie na oślep.

Rozrywany na strzępy Milo, ginący z ręki... Smyrga.

Krzyk(!) niemej "Błazenki" ogłuszył wszystkich. Drobna kobietka z płonącymi w szaleństwie oczami, pękającym strojem, ostrymi rysami twarzy i pazurami, była ostatnią rzeczą jaką ujrzeli wszyscy przebywający w komnacie. Potężna eksplozja wstrząsnęła bowiem całą cytadelą, doprowadzając do zawalenia całe, ośmiopoziomowe skrzydło wampirzej siedziby.






~




Nie tak miały się potoczyć losy bohaterów szturmujących cytadelę nieumarłych.

Nie tak to wszystko miało wyglądać.

Ale to już całkiem inna historia...



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4uUURoIAmVE[/MEDIA]

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline