Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2011, 21:38   #14
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
W kącie karczmy siedział mężczyzna w średnim wieku, o bystrym spojrzeniu. Pociągłą twarz ozdabiały zawinięte do góry wąsy i kozia bródka, ze szczytu natomiast głowy wyrastały długie włosy tej samej, co zarost, brązowej barwy. Człowiek ten był elegancko ubrany — przez bufiaste, ponacinane rękawy dubletu, wykonanego z przedniej jakości materiałów, prześwitywała biała koszula, na pierś nałożona została jeszcze kamizela z twardej skóry, wzmacnianej dodatkowo ćwiekami; poniżej widać było krótkie, lecz szerokie spodnie typu venetians, pochodzenia tileańskiego, i wysokie, sięgające do kolan i stykające się ze spodniami, skórzane buty podróżne. Na ławie spoczywał kapelusz z fantazyjnym piórem.

Wykwintniś nieco ostentacyjnie skubał kurczaka metalowym widelcem, najwyraźniej jego własnym, natomiast siedzący przy nim dwaj mężczyźni sączyli piwo. Zupełnie różnili się od niego wyglądem — mieli surowe twarze i sumiaste wąsy, a ubrani byli w stroje proste, obszerne i praktyczne, lniane koszule i wełniane szaty; za nimi leżały ich wielkie futrzane płaszcze i czapy. Wszyscy trzej byli uzbrojeni w szable przypięte do pasa.

Ten, który był najlepiej ubrany, powiedział coś do jednego ze swych towarzyszy, a on ruszył w stronę Heinricha. Stanąwszy ponuro przy stoliku szlachcica, sprawiał groźne wrażenie, jednak jedyne, co zrobił, to odezwał się chrapliwym głosem ze wschodnim akcentem.
Pan Newła zaprasza do swojego stolika. — Wówczas długowłosy mężczyzna skinął głową von Stadenowi przez salę. — Ma coś do powiedzenia — dodał jeszcze Kislevita.

Widząc zbliżającego się Heinricha, „Newła” odłożył sztućce, otarł usta chustką, wstał, po czym skłonił się dworsko. Mówił uprzejmym tonem, z pewnością siebie i niejaką wyczuwalną dumą.
Bonjour, to jest witam szlachetnego pana. Ma godność — Roland z Nevoix, syn Marcela Krzyża, markiz z nadania Folcarda, księcia Montfort. — Mężczyzna usiadł i gestem poprosił o to samo Imperialczyka. Przez chwilę bawił się stołowym nożem, jakby nie wiedząc, jak zacząć. — Nie uszło mej uwadze zjawienie się w tej pospolitej gospodzie tak znakomitych gości… Gości! — pan bowiem i parę innych osób obecnych w tym przybytku podróżujecie razem, jak sądzę? Dosłyszeliśmy — niechcący, rzecz jasna — ja wraz z moimi towarzyszami, jak pan i niektórzy z tych innych gości pytaliście o wieś Weiler — nie jestem pewien, czy to wypada, ale zaryzykuję nawet stwierdzenie, że — zbieraliście informacje. Nie jest moją intencją pana straszyć, ale musi pan wiedzieć, iż może się to jeszcze okazać… niesłychanie niebezpieczną czynnością. Tak niebezpieczną, że z wszelkim prawdopodobieństwem rzec mogę, iż w ciągu dzisiejszej nocy stanie się coś bardzo złego — co dokładnie, nie jest w mojej mocy przewidzieć — i słuch po panu oraz reszcie pańskiej świty — zaginie!

Roland upił łyk wina ze stojącego przed nim pucharu, rozejrzał się, trochę jakby nagle przypomniał sobie o otaczającej go rzeczywistości karczmy, po czym ponownie nachylił się do Heinricha i kontynuował swój monolog.

— Poprosiłem do rozmowy właśnie pańską osobę, gdyż pragnę zaoferować swą pomoc, a pan, z racji swego niewątpliwie szlachetnego urodzenia, jest najlepszym kandydatem do omówienia jej warunków. Nie mogę co prawda powiedzieć wiele o wiszącym nad wami zagrożeniu, gdyż i moja wiedza w tej materii jest ograniczona, i miejsce nieodpowiednie do prowadzenia takich konwersacji, lecz na początek chciałbym się podzielić taką oto uwagą… Nie ma w tej karczmie czegoś takiego jak osobny apartament przeznaczony dla najzacniejszych gości. W istocie wątpię, by często bywali tutaj goście zacni chociażby w małym stopniu. Zamiast pokoi mogę jednakowoż zaoferować nocleg w mniej wykwintnym, lecz przynajmniej bezpiecznym — jeśli oczywiście nie liczyć pewnej liczby mrówek, kleszczy i komarów — miejscu, a tam będziemy mogli w spokoju przedyskutować sprawę. Oczywiście powóz, którym pan przyjechał, trzeba będzie pozostawić tutaj, co jednak, przy odrobinie szczęścia, może nieco zmylić prześladowców. Co pan sądzi o mojej propozycji? Dodam jeszcze, iż decyzję radzę podjąć z zachowaniem pośpiechu, gdyż… Cóż, zapewne jesteśmy obserwowani właśnie nawet w tej chwili.

Skończywszy, markiz z uwagą spojrzał na swego rozmówcę i oczekując na odpowiedź, powrócił najspokojniej w świecie do przerwanego posiłku.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 19-07-2011 o 23:55.
Yzurmir jest offline