Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2011, 22:43   #9
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Perspektywy, perspektywy.

Dopiero nadejście nowego dnia w świeżym posłaniu, zaspokoiwszy głód i na czysto uświadomił mu, że jeszcze żyje i w zasadzie nie chciałby zmieniać tego stanu.

Miał w głowie pewien plan i wiedział, że aktualnie jego zmartwieniem będzie zadbać o bezpieczeństwo elfów. Do tego potrzebował czyjejś pomocy.
W formie niezgorszej służki...

Całą rozmowę i krótki spacer przez włości Relinvena Teddevelien z zainteresowaniem przyglądał się strojnej służce, potakując i zachowując swój charakterystyczny uśmiech, dosyć niejednoznaczny w tej rozmowie.
- Jestem wybranie wdzięczny za pomoc. Samoż bym ci ich nizacz nie odnalazł. Nie mogęż panience więcej zabierać czasu... - skontastował - ale może ona sama jak swe winności wobec gospodzina wypełni, bymi go nieco darowała? Dom gospodarza zwiedzę, zbadam, ale może... - jakby zawahał się - zechciałaby późnieć pokazać mi insze okolice? - zapytał całkiem dwuznacznie.
Spojrzała na ćwierćelfa z rozbawieniem.
-Dziś u Marszałka robię do zachodu słońca. Później niedobrym pomysłem jest wychodzenie z Rajczewa, a wewnątrz stoją jedynie domy żołnierzy i karczma - mówiła, kołysząc się, z głową przechyloną na bok.
Naprzemiennie stawała na palcach i piętach.
- Waćpanna z pewnością zna jakieś ustr... bezpieczne miejsce. - z niemalejącym rozbawieniem ćwierćkrwi elf przyłożył palec do ust, jakby w namyśle. - Zróbmy tak, panienka się namyśli... a ja po zachodzie trzymał się będę mojego kwaterunku bądź będę przebywał z nimi. Nie chcę jej zabierać zbyt dużo czasu teraz...
Przestała bujać się na stopach i zwróciła oczy ku górze, lekko przekrzywiając głowę na boki z wyrazem zamyślenia.
Nagle uśmiechnęła się, stając spokojnie.
-Niech będzie.
Przez chwilę stała w miejscu, po czym obejrzała się za siebie i pospiesznie odeszła z roześmianymi ustami.
- Wielcem rad. Dziękuję raz jeszcze, i do zobaczenia, panienko...? - zawiesił ton, mrużąc brwi w oczekiwaniu na imię.
Nie zmieniało to faktu, że jedną nogą był już w szpitalu. Chciał jednak zostać sam na sam z elfami, ale nie mógł sobie pozwolić by wyglądało na to, że ją zbywa, co to to nie! Imię do czegoś jednak zobowiązywało.
Poza tym przyda mu się odrobina... relaksu.
Wstrzymała się chwilę z odpowiedzią.
-A dostanę w zamian podobną informację?

- Nie sposobna odmówić. - stwierdził dawny szpieg, opierając się o ścianę i zakładając ramię o ramię. - Ani takiej chęci nie mam. Czyżby panienka chciała, abyśmy imiona dla siebie zachowali jeno? Anonimowo, jak mówią wysoko urodzeni?
-Może tak... A może też interesują mnie imiona?-odgarnęła kosmyk włosów za ucho z lekko figlarną miną charakterystyczną dla małych dziewczynek.
- Czyli panienka kolekcjonuje imiona wszystkich jegomościów, którzy ją poproszą o spacer? Ciekawe... - stwierdził, przekrzywiając głowę.
-Nie tylko to jest we mnie ciekawe-roześmiała się cicho.
- Jestem całkiem zainteresowany... - zaczał, uśmiechając się szerzej - Ale pierwszeństwo przypada rodzajowi pięknemu, jeno dopiero prostakiem bym się okazał, pierwszy zdradzając imię.
-Wdzięczna jestem za zrobioną mi grzeczność - skłoniła się nieco teatralnie.
-Jednak to goście mają wszelkie względy - splotła przed sobą dłonie kontrastujące z czernią sukni.
- Wszelkie? - upewnił się z nadzieją w głosie Ted.
-Szczególnie ze strony podkomorzego, jeśli taka pańska... preferencja - zachichotała.
- No cóż, tutaj może innej natury... ale jeżeli słowa panienki... niezupełnie te o Podkomorzym prawdziwe, to i imię pierwszy zdradzić mogę. - nieomal się zaśmiał. Zastanawiać się zamiast tego zaczął, jak bardzo ta konwersacja niezobowiązująca była, a na ile tylko wyglądała...
- Mam rozumieć, że jeżeli o podkomorzego chodzi, osobiście sprawdzała panienka?
-Może i troszkę nie prawdziwe... - stwierdziła, oglądając się za siebie. -Wizja sprawdzanego podkomorzego jest aż tak kusząca?
- Nie do końca ta wizja jest kusząca... - sprostował.
-Mogłam się domyśleć. Celem jest pan Marszałek! - pokiwała głową z nienajlepiej udawaną powagą.
- Cóż, zwykłem mierzyć wysoko i ambitnie. Czuję się całkiem rozgryziony. - zaśmiał się Ted, całkiem spychając elfów na drugi plan. Wyglądało na to, że niekoniecznie najtrafniej wybrał sobie cel jeżeli chodzi o zaspokojenie... była bystra i niebezpiecznie, nie nadzwyczajnie ale wystarczająco by niebezpiecznie inteligentna jak na służkę, ale nie mógł nic zrobić będąc zafascynowany.
-Rozgryzanie bywa całkiem bolesne. Nie zawsze rozgryzam - roześmiała się.
Ponownie obejrzała się za siebie, po czym uśmiechnęła się jeszcze raz i pospieszyła z powrotem do holu.

Teddevelien w milczeniu odprowadził ją wzrokiem, nie będąc pewnym, co o tym sądzić, i nie mogąc się nie uśmiechać. Perspektywa popołudnia zrobiła się od razu przyjemniejsza. Niestety, do tego czasu musiał przejść przez bagno. Wszedł do "lazaretu" dworskiego, zamykając za sobą odrzwia i powoli przechadzając się między posłaniami po całym pomieszczeniu, chcąc upewnić się, że jest sam z elfami.
Usatysfakcjonowany oględzinami, wrócił do elfów, podchodząc do dwóch przytomnych, którzy nie spali.

- Jak źle jest? - zapytał z poważną miną.
-Nie aż tak bardzo. Nie powinien się wysilać, ale podróżować może. Wyruszamy jak najszybciej, jak najdalej od dh'oine - ostatnie słowo niemalże wypluł.

- Słuchajcie, nasz gospodarz to Roland Relinven. Nie wiem, ile wam to mówi, ale postaram się z nim współpracować. Wiem, że umiecie się kryć i że macie olej w głowie, ale informuję, że na gospodarstwie przebywa Vernon Roche. - tutaj Teddevelien założył ramię na ramię. Klęknął między ich łóżkami, odsuwając parawan, i zaczął szeptać, ufając ich słuchowi. - Zgodziłem się pracować dla gospodarza, bo mam nadzieję was wyciągnąć. To nie wszystko. Jakkolwiek widziałem kogoś ze Starszej Rasy oskarżonego o kradzież, widziałem też waszą rodaczkę w wojskowym mundurze, która tu gościła. Nie chcę wiedzieć, który z was jest najważniejszy, ale jeżeli macie jakieś umówione hasło, dzięki któremu dowolny sługa Enid jest zobligowany Wam pomóc, to jest moment w którym powinniście mi je przekazać, abym ja przekazał je dalej.
Dwóch przytomnych pacjentów zbladło.
-Bloedde! - zaklął najbardziej zdrowy.
-Jeśli stąd nie wyjdziemy, ani chybi czeka nas zsyłka do Temerii, a tam ten skurwysyn może robić, co mu się podoba-mruknął w połowie do siebie, w połowie do pozostałych.
- Ta elfka w mundurze... gospodarz oferował jej pracę, ale odmówiła z powodu obowiązków żołnierza. Jest chyba jakimś dowódcą, czy coś, ubrana była okazale a i przemawiała nietęgo. Wydaje mi się, że będzie mogła od tej pory bardziej wam pomóc niż ja. - wzruszył ramionami Teddevelien.
-Może i może, ale my się do niej nie dostaniemy-pokręcił głową drugi.
- Dlatego... - poirytowany mieszaniec zaczął przeciągać sylaby - Pytam... Jak... Mam... Ją... Przekonać. Ja się tym zajmę.
-Skąd mamy to wiedzieć? Jeśli to pomoże to do zatrzymania należałem do Scoiat'ael-rzekł elf ze opatrzoną ręką.
-Ja również, ale do innego komanda.

Teddevelien odwrócił nagle głowę w stronę ich nieprzytomnego towarzysza.
- Kurważ... Nic o nim nie wiecie? Nie jest kimś szczególnie ważnym? Myślę, że już się zorientowaliście, że ja i banda, którą widzieliście, nie wyciągała was ryzykując życie z szafotu dla fanaberii... a na waszym miejscu biorąc pod uwagę zaangażowanie Roche'a w jakieś lewe kwestie bym się tak nie martwił... - machnął ręką od niechcenia. - Nie obraźcie się, ale dlańście za mało ważni.
-Takich tylko ścina, gdy nadarza się sposobność... O tamtym nic nie wiemy. Spotkaliśmy się na szafocie.
- W takim razie ani słowa o nim. Mogę wam jedynie podpowiedzieć, że w Waszym interesie leży, abyście się dowiedzieli jak tylko się wybudzi i bym się dowiedział, bo ktoś ważny interesuje się waszym losem i to może być dowód dla tamtej, która może uznać narażanie się dla partyzantów za niewystarczający powód. - wzruszył ramionami. - Najpewniej byliście na szafocie jedynie zasłoną dymną dla niego, abyśmy nie wiedzieli, kogo uwolnić. Mniemam, że mój dwimerytowy sztylet został na polanie, gdzie nas zgarnęli?
Obaj skinęli głowami.
-Wypytamy, jak się obudzi. A sztylet... - poszkodowany elf nachylił się, wyciągając z buta ostrze. -Oddajemy.
- Dzięki wielkie. - Ted błyskiem schował puginał do pochwy. - Macie trochę czasu, postarajcie się wymyślić z sensem, co robiliśmy w lesie i jak się poznaliśmy. Przyjdę do was jutrzejszego ranka. - skinął im głową i wstał, ruszając do wyjścia. - Przynieść wam coś w międzyczasie?
-Niczego nam nie potrzeba. Jeśli stąd wyjdziemy, to będziemy pamiętać.
Może kiedyś uda się odwdzięczyć.
Skinął tylko głową na odchodne i zostawił elfów samych. Miał własne myśli i problemy na najbliższy czas.
Jednego był pewien - jeżeli gdziekolwiek może przeżyć, to tylko jeżeli przysługą od Stokrotki, jeżeli to ona za tym stała naprawdę, pod warunkiem dotrzymania, byłby azyl.

Wpierw jednak, rekonesans, jak mawiali Nilfgaardczycy. Dzień cały zamierzał rozejrzeć się po włościach, przespacerować, aby znać choćby okolicę i nie dać się wywieść dziewce w pole w razie gdyby jego paranoiczne usposobienie okazało się słuszne, rozeznać w sytuacji a może i napotkać szukaną elfkę. Może i przyszłych współpracowników - i z nimi słowo by zamienił.

Potem zaś, zaspokojenie bardziej szczytne i aktywne aniżeli strawa czy napitek, jak mawiali... prostacy.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline