Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2011, 20:03   #481
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz karczmy sytuacja była cóż... ciężka.
Umierający Hralm, poranieni obrońcy przesyłki. Zaginięcie Dru, o wierzchowcach i chowańcu nie wspominając.
Jak się okazało krasnolud nie miał otwartych ran. Zapewne zaciekle walczył z widmami, a potem legł po ich naporem. A gdy burza minęła dwa drapieżniki postanowiły skorzystać z darmowej wyżerki.
I pokłóciły się nad talerzem... Typowe.
Uzdrowienie Hralma i uleczenie rannych spowodowało uszczuplenie zapasów leczniczych drużyny. Tym większy to był problem, że Kastus nie mógł korzystać z łaski Gonda i uzdrawiać. Nie pomógł też fakt, że drużyna miała trochę objawionych zwojów z zaklęciami leczniczymi. Te były równie zablokowane co Kastus. I Teu... odcięty od wzmacniającego go Planu Cienia był równie pozbawiony swej potęgi co kapłan Gonda.

Za to wiedział wiele... I ta wiedzą była jego bronią. Jedyną jaka mu się ostała.
Wkrótce zaczęto planować działania, także w kwestii głowy w skrzyni.
Która zresztą wszystko podsłuchiwała i z typową złośliwością rzeczy martwych (choć nie do końca) skomentowała ofiarę krwi.- Co wy jesteście czterolatki? Myślicie, że jak zatniecie się w paluszek to wielki Demogorgon wam pomoże? Bądźcie poważni. Potrzebna jest krwawa ofiara z jednego z was, rozprucie brzucha żywej istoty i wyjęcie z niej jeszcze bijącego serca. Jeśli ją dokonacie... cóż.... przynajmniej niektórzy z was dostąpią zaszczytu odrodzenia się jako pomniejszy demon, a nie jako pojękująca dusza więziona przez dwugłowego lorda chaosu.
Inną sprawę poruszył Hralm domagając się podziału przedmiotów znalezionych przy czterech nieboszczykach. Choć głównie mu chodziło o eliksiry, uznając resztę przedmiotów, za sprawy drugorzędne.
-Skoro drużyna się rozdziela, to i eliksiry powinny być porozdzielane, co by... w razie kłopotów każdy sam mógł się poratować.-argumentował.

Po załatwieniu spraw na miejscu Rogerowi i Sabrie pozostało wyruszyć. Niemniej, ponieważ Teu nie ruszał z nimi, postanowił się podzielić podstawową wiedzą na temat planu eterycznego.
Wedle tego co się nauczył plan eteryczny współistniał z Faerunem na tyle ściśle, że można było z niego zerkać na plan materialny, choć... szczegóły zwykły się rozmywać. Nie powinno na nim być grawitacji i pozwala przenikać przez obiekty materialne, aczkolwiek... Teu przez chwilę się stropił. Coś było nie tak z tym miejscem. Dopiero spojrzenie na karczmę, uświadomiło mu, że ten budynek może generować anomalie w planie eterycznym, tak jak mały głaz w potoku zakłóca przepływ wody. Niemniej takie anomalie są zapewne ograniczone w przestrzeni.
Co do drapieżników, najpospolitszymi z nich z nich są eteryczni drapieżcy i fazowe pająki. Ale te nie powinny atakować o ile nie poczują się bardzo głodne lub zagrożone.
Co innego zjawy. Ci nieumarli będą atakować zawsze i wszędzie. I nie ma chyba sposobu by ich odstraszyć choć woda święcona może pomóc, albo woda aksjomatyczna choć... tej już Teu nie był aż tak pewny.
Kolejną sprawą którą poruszył czarodziej cienia, były zasłony koloru, zwane też eterycznymi kurtynami. W niektórych miejscach planu eterycznego mgiełka przybiera intensywniejszy kolor. Są to naturalne przejścia od innych światów. Ale należało być ostrożnym, tylko doświadczeni znawcy planów mogą odróżnić do jakiego planu prowadzi dana mgiełka, a przejścia są zwykle jednokierunkowe.
Teu przykazał wypatrywać poszczególnych takich kurtyn, zapamiętać ich położenie. Ale pod żadnym pozorem nie przekraczać ich.
Wedle słów elfa plan eteryczny jest jeszcze miłym i przyjaznym miejscem w porównaniu do planów żywiołów czy niektórych planów zewnętrznych.
Teu wspomniał też o cyklonach eteru, olbrzymich tornadach przetaczających się po Planie Eterycznym i równie równie groźnych co na Planie Materialnym, ale łatwiejszych do wypatrzenia.
-Unikajcie więc gigantycznych cylindrów wirującej mgły.- przestrzegł.

Sabrie z Rogerem więc wyruszyli na gryfie oddalając się od karczmy i... im dalej byli tym widoczność była gorsza.
Mgły.


Cały ten obszar otulała gęsta mgiełka kryjąca szczegóły w swych oparach.
Im wyżej Roger z Sabrie wznosili się na gryfie, tym mniej widzieli. Więc paradoksalnie najwygodniej było blisko ziemi.
Wtedy bowiem można było dostrzec cokolwiek. Oboje widzieli wszystko jak przez zaparowane szkło, wąwozy... wzgórza.
Konie.
Zauważyli sylwetki koni, te większe pewnie były lantanami. Ta szczuplejsza mogła być Miie’le. Trójka koni skryła się wśród wzgórz. Niestety Sabrie nie mogła się z nią skontaktować choć była na wyciągnięcie.
Dłoń wojowniczki zanurzyła się w ciele konia, przechodząc przez nie bez problemu.
Tak blisko, a tak daleko jednocześnie.
Nieco dalej od tej grupki wierzchowców, znajdowały się kolejne... oraz czarny wilk i rosły pies. Zapewne Vraidem i Lilawanderowa Sara. Inteligentne czworonogi, zadbały zapewne by zebrać spłoszone konie w jedną grupkę i oczekiwały na powrót reszty grupy.
Dobrze wiedzieć...
Obok koni znajdował się półokrągły obszar zielonkawej mgiełki. Zapewne jeden z owych przejść o których wspominał Teuivae.
Ruszyli dalej na gryfie, mimo że nie musieli. Elf miał rację... grawitacja przestawała działać kilometr od karczmy. Dwunogie bestie przestawały chodzić, a zaczynały pływać unosząc się w mglistej przestrzeni, przenikając przez materię niczym duchy.
I zjawy, których zwiadowcy starali się unikać, docierając lotem kolejnej zasłony koloru, tym razem małego mglistego wiru czerni, wsysającej pobliską mgiełkę.
Oraz do Kamiennego Mostu.
Roger i Sabrie mogli wreszcie ujrzeć słynny most spinający brzegi rzeki Surbrin był imponującą konstrukcją, spinającą dwa brzegi rzeki Dessarin. Zbudowany bez żadnych filarów granitowy łuk miał nieco ponad 3 kilometry długości i wznosił się na wysokość 122 metrów w najwyższym punkcie łuku. Szeroka na sześć kroków konstrukcja była dowodem solidności i geniuszu architektonicznego starożytnych krasnoludów.
I była zajęta...
Na moście rozbili obóz najemnicy Zentchów. Około dziesiątka żołnierzy i mniej więcej podobna liczba szkieletów. Dowodzący nimi elfi wojownik do tego kapłan zapewne Bane’a i kręcący się pomiędzy nimi dwa niziołki. To były jedynie dobre kłopoty w porównaniu z magiem i łaszącą się do niego czworonożną skrzydlatą bestią i najstraszniejszym z nich wszystkich wrogiem.


Dorosłym beholderem. Mgła nie pozwalała dostrzec szczegółów, ale sylwetka była zbyt charakterystyczna by ją pomylić z czymkolwiek.
Niestety... Na przesyłkę, na Kamiennym Moście czekał beholder.
A tymczasem przy karczmie...

Rozmowa z głową w skrzyni okazała się... kiepsko przebiegać. Zajęty rozmyślaniami i poszukiwaniami wokół karczmy Teu póki co zostawił sprawę dyskusji w rękach mało elokwentnego Kaktusika i elokwentnego inaczej Hralma.
Nic więc dziwnego, że Kastus niewiele informacji wyciągnął z trupiej gęby, a Hralm rzucił się na nią z toporem i okrzykiem bojowym “Na plasterki ją !”.
Od głowy udało się jedynie dowiedzieć tyle, że wieki temu odbył się tu wspaniałe rytuały na cześć Demogorgona, które powtarzają się same z siebie co pięćdziesiąt lat przez trzy dni, mimo że... No właśnie.
Poza tym głowa z rechotem powtarzała, że drużyna jest już zgubiona i skończy jako niewolnicze duszyczki, pod władzą dwugłowego lorda Otchłani... chyba, że się któryś ukorzy i uczyni coś co zadowoli Demogorgona. Przez owo coś główka miała na myśli bardzo brutalny mord na współtowarzyszu podróży.
Teu korzystając z okazji postanowił się rozejrzeć po okolicy, nie oddalając się jednak za bardzo od karczmy i wozu.
Na szczęście zjawy jakoś nie zbliżały się do tego miejsca, więc było w miarę bezpiecznie.
I kilkanaście metrów dalej znalazł czerwony niczym krew “staw”, otulony mgiełką...


Portal do Otchłani, jak zdołał wydedukować po zbadaniu go.
Tymczasem Hralm i Kastus zamknęli skrzynię i zajęli się przywiązywaniem wozu do karczmy za pomocą liny.
A potem Hralm wpadł na genialny pomysł...Cóż... na drugi po odkryciu tajemnych zapasów alkoholu Dru i opróżnieniu ich pospołu z Kastusikiem.
-Rozwalimy tę karczmę w drobny mak. Przecież mamy cudowną broń, czyż nie? - spytał retorycznie kapłana krasnolud.
-Cóż... mamy, ale...-protestował kapłan.
-Co ale, co ale... wiesz chociaż czy ta cudowna broń działa?- spytał Hralm zerkając na Kastusa, który się stropił pod tym spojrzeniem.-No... nie. -
-A widzisz... niewątpliwie trzeba wykorzystać okazję. Umiesz obsługiwać to ustrojstwo?-kontynuował przekonywanie Hralm.
-Teo...retorycznie.- mruknął Kastus drapiąc się po głowie i patrząc na armatę. Teoretycznie wiedział co robić. W praktyce nigdy nie było okazji.
Więc po chwili obaj zaczęli ściągać armatę z wozu, by przyszykować ją do boju... to jest ostrzału drzwi karczmy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline