Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2011, 15:47   #116
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Po wpuszczeniu wojsk do miasta Andaras i Khaaz musieli zrobić już tylko jedno. W zasadzie nie musieli ale pragnęli tego obaj, zapewne równie mocno. Należało uwolnić Golina. Po oddaniu bramy i baszt w ręce żołnierzy. Ruszyli... Krasnolud nadziak i elfi łuk stanowił świetne uzupełnienie. Tam gdzie Khaaz mógł być flankowany lub w inny sposób zagrożony, elf wypuszczał strzałę. Krasnolud zaś dbał pieczołowicie by Dunladczycy nie dobrali się do jego osłony. Problemem był dość duży dystans do pokonania i ilość przeciwników. Ci jednak zapewne niechętnie atakowali tak nietypowy duet. Każdy człowiek słyszał o elfach i krasnoludach. O starych rasach i ich znacznie większej od ludzi umiejętnościach. Dunladczycy jednak i tak sprawiali duże problemy... Na tyle poważna że elfowi skończyły się strzały, również zapasowe. Dobył wtedy miecza i podążał za krasnoludzkim taranem. Będąc tuż za nim, mógł w razie konieczności doskoczyć do walki z dowolnej strony. Wszystko szło dobrze aż do pewnej uliczki byli już tak blisko.....

Ciało Andarasa przeniknęła energia jaką konsumował amulet z dusz umierających ciał. Było to niczym fala wznosząca go ku potędze. Poczuł się nieśmiertelny i niezwyciężony. Zasmakował mocy, która była boska. Obietnica potęgi jakie niosła moc amuletu była hipnotyzująca. Kiedy jednak zobaczył Eldariona poczuł jak obca siła przytłoczyła jego jestestwo dominującym rozkazem woli.
- Zabij króla!
Czuł pragnienie tej postaci z drugiej strony, która pragnęła właśnie w tym momencie skruszyć bohatera ludzi na oczach wszystkich. Pomyślał tylko
-Tak panie!. Nie miał siły ani możliwości się przeciwstawiać. Zresztą miał nareszcie moc o której zawsze skrycie marzył.

Nim zdążył podjąć wyzwanie rozkazu, który był nie do odparcia. Zanim elf zaczął stawiać jakikolwiek opór mentalny, jego duszę i wizję rozświetlił blask nowej energii. Dobrej, ciepłej, wspaniałej. Czystej i pięknej. Twarz bogini przysłoniła wizję ociekającej krwią ziemi i potęgi jakiej udziałem miał być Andaras.



- Dzieco moje! Bądź dzielny! Walcz!
Zrozumiał, że o jego duszę i przyszłość reszty dobrych ludzi Śródziemia stanęły siły które były udziałem jego dziedzictwa. Krew elfów odezwała się w nim jak tarcza po którą miał możliwość sięgnąć w tym decydującym konflikcie światła z ciemnością. Ważyły się nie tylko losy jego wyboru lecz i ścierały się moce ponad nim. I właśnie ten fakt starcia walki wielkich o malutkiego Andarasa przeraził go. Pojawieniu się bogini i niesamowicie ciepłych uczuć towarzyszył właśnie dominujący strach. Był pewien że zginie. Wykończy go ta ze stron, która nie będzie w stanie narzucić mu swojej woli. Czy jak w przypadku bogini sugestii. Zresztą to bogini spopieli go....
-Panie ona tu jest- pomyślał widząc przed oczami właśnie ją. Towarzyszyła temu panika i zaczął stawiać opór instynktownie. Nie było czasu do głębokich przemyśleń. Chciał jedynie przeżyć. Nie miał złudzeń był obecnie narzędziem zła. A takich boginie czy czarodziejki, o mocy przekraczającej jego wyobrażenia rozdeptują. Po chwili padł na ziemię wszystko ustało. Żył! I to jak żył. Czuł się nadal jak młody bóg. Sił miał aż nadmiar. I wtedy usłyszał Khaaza. Dostrzegł go kontem oka. Pozycja niczym do przyjęcia szarży trola. Mamrotał coś po krasnoludzku, na przemian wołając go. Kolejny kłopot widział to wszystko... Andaras nie wiedział co prawda co się działo z jego ciałem, jednak patrząc na stan alejki było to coś widowiskowego. Znów zadziałał instynkt i pierwsza myśl. Nie może od tak sobie wstać. Powiedzieć nic się nie stało idziemy dalej. Musi coś wymyślić.

-Jesteś niepoprawnym durniem. Mogłem choć nie chciałem rozerwać cię na strzępy. A teraz powiedz mi czy król żyje?- elf ostatnie zdanie wy powiedział wyciągając rękę. Udawał że był taki wyczerpany że nawet jak na elfa był na granicy omdlenia.

Słowa elfiego towarzysza, rzeczywiście wprawiły krasnoluda w niemałe zdumienie, bynajmniej nie tego się spodziewał... Choć tak na dobrą sprawę po tym co zobaczył, sam nie do końca wiedział , czego niby miał się spodziewać... Stał nadal z wysoko uniesioną tarczą i nadziakiem, jak gdyby przed nim klęczał nie znajomy druh, a nieprzyjaciel.
- O czym Ty do jasnej urwy pieprzysz?! - warknięcie krasnoluda zabrzmiało nieco bardziej wrogo niż sobie tego życzył, ale emocje które nim targały nie pozwalały mu się szybko uspokoić.
- I co do tysiąca demonów się przed chwilą stało?! - Kh’aadz nadal nie wiedząc czego się spodziewać nie opuszczał tarczy.

-To był Herumor albo ktoś równie potężny jak on. Miałem moc tak wielką moc.- tym razem oczy Elfa zaświeciły naturalnym blaskiem na wspomnienie owej siły. Nie potrafił się opanować.
-Kazał zabić króla a później pokazała się ona....-elf bełkotał trzy po trzy.
-Nieważne musimy ruszać w stronę Eldariona i Golina przydałby się jakieś konie. Nie wiem czy dam radę iść taki kawał i jeszcze się do czegoś nadawać.

- Jaka ona?! Byłeś tutaj ty i ja! Nikogo więcej! To znowu ten chędożony medalion tak? A mówiłeś, że nie ma na Ciebie wpływu! - Kh’aadz nadal nieufny i wstrząśnięty pozostawał w gotowości, jednak zrobił pierwszy mały krok w kierunku podnoszącego się z klęczek Andarasa.
Krasnolud rozglądał się za jakimś koniem. To dało elfowi chwile. Dobra spokojnie żyje wszystko jest pod kontrolą.


I wtedy Andaras zobaczył płonące słupy. Musiał się otrząsnąć.
- Dobra mniejsza o wyczerpanie. Słupy płoną! Przebijamy się. Dunldaczykom co nie chcą konfrontacji odpuścimy nie ma co tracić czasu do słupów biegiem na mnie się nie oglądaj.- ryknął elf. Starał się biec za Khaazem. Udając nadal trochę bardziej zmęczonego.

I wtedy poczuł uderzenie chwile potem przeszywający ból. Ostatnie o czym pomyślał był Perła gdzie on do licha jest....

Potem widział wiele rzeczy. Swego ojca, narzeczoną. Wizje sny majaki. Miał i lepszy dzień gdy rozmawiał przez kilka minut z przyjaciółmi.

Andaras odzyskiwał przytomność powoli. Towarzyszył temu silny ból. Przypomniał sobie słowa pewnego medyka. "Boli? Dobrze znaczy że żyjesz". Fakt tego mógł być pewien żył. Ktoś kogo elf nieznał czuwał przy nim w kajucie. Bo że znajduje się na statku usłyszał od owego kogoś. Nim ten śpiesznie oddalił się. Zapewne poinformować kogo trzeba o przebudzeniu elfa.

Niewątpliwym plusem bycia kimś obdarzonym mocą, jest to że z ran można się wyleczyć samemu. Tak też zrobi niebawem będzie jak nowy. Bardziej go martwiła przyczyna jego stanu. Tyle się wydarzyło musi to sobie poukładać. Ktoś najwyraźniej chciał elfa zabić. Znowu! Tylko że tym razem był to ktoś cholernie dobry. Niewątpliwie strzał z dachu patrząc na kont zagłębienia rany. A to była cholernie duża odległość, cel ruchomy i w dodatku w nocy. Mimo to Andaras dostałby prosto w serce. W zasadzie to nawet dostał ale osłoniła go metalowa dość gruba płytka na sercu. Z zewnątrz niewidoczna. Owoc rady ojczyma Andarasa. "Stając się moim synem i narzeczonym Xante ilość noży wymierzonych w twoje plecy gwałtwonie wzrośnie. Przyda się osłonić przed nimi to i owo" Rada była dosłowna. I uratowała pół-elfa. Pozostało wciąż pytanie kto? I nawet istotniejsze dlaczego? A może demonstracja mocy elfa wystraszyła jego cichych opiekunów. I postanowili nie ryzykować. Zabić go dopóki jeszcze zdołają? Tak czy owak Animista będzie musiał się za to wziąć. Zacznie od rozmowy z Valamirem. W końcu miał go chronić. Ale zaraz on ponoć zniknął. Elf przypomniał sobie rozmowę z towarzyszami jeszcze w zamku. Ciekawe czy żyje. Jeśli żyje prawie na pewno elfa wystawił. Zatem będzie trzeba go przesłuchać, no i oczywiście zabić. Zatem lepiej dla niego samego, by już był na tamtym świecie. Jeśli nie żyje będzie to dowód na przerost ambicji owego człeka nad możliwościami.

W ciągu kolejnych dni miał sporo czasu, by zapoznać się z księgą. Którą zdobył w zamku. Ponoć miał ją jego rodzony ojciec... Ciekawe kim był? Czy wiedział o Andarasie? A jeśli tak czemu się nim nie zajmował. Elfa miał standardowe pytania, w takich sytuacjach. Ale tak naprawdę była to raczej ciekawość, nic go nie dręczyło. Miał swoją rodzinę ojca,brata, narzeczoną... Co go obchodzi ktoś kogo całkowicie nie znał. I ktoś kto nie zadbał o własnego syna. Jedyny z tego pożytek że wpadła w jego ręce księga. Niezwykła i potężna. Cześć tesktu była dla Andarasa obca nie był w stanie jej odczytać. To mowa Czarnych Numernoryjczyków. Tyle wiedział. Odszyfrować ją i poduczyć zdoła tylko z równie starych ksiąg. A te zapewne znajdują się w stolicy. Do której właśnie zmierzali.

Mimo rany czuł się nad wyraz dobrze. W dodatku zyskał moc. Co prawda Andaras nie miał pojęcia do końca jak to się stało. Nie mniej jednak stało się. Kto wie czy amulet, nie jest kluczem do pozyskiwania siły. Ale do rzeczy. Elf postanowił odtworzyć całe wydarzenie, krok po kroku. Do momentu wbiegnięcia do uliczki szło łatwo. Przebijał się z Khaazem przez Dunldaczyków w drodze do Golina. W uliczce zaś zalała go moc. Moc z amuletu to chyba była siła, która normalnie wędrowała do jego wnętrza. Tylko tym razem ułatwiła nawiązanie kontaktu, z kimś po drugiej stronie. Nie wizji nie przekazu w jedną stronę. Czuł go jakby był tuż obok. Ktoś potężny. Numenoryjczyk z wizji... Moc zaś pamiętał świetnie, była obezwładniająca. Rozkaz był prosty, zabić Eldariona! Elf był niczym kukiełka, nie mógł się owemu polecaniu oprzeć. Zresztą król nie był mu jakoś specjalnie drogi. Lubił go to fakt ale skoro tak musiało być... Pamiętał jednak że się bał. Moc wylewająca się z amuletu co prawda gwarantowała mu potęgę. Jednak zabić króla na środku miasta? W obecności setek jego żołnierzy! Kto wie na ile owa moc by starczyła. Wtedy takich dylematów nie miał. Bał się ale wiedział co musi zrobi,ć a wyboru i tak nie miał. Wtedy pokazał się ona:

Walcz dziecko! Walcz!

Kim była? Andaras nie miał pojęcia. Elfka zapewne może bogini? Nie to nie możliwe. Czarodziejka z pewnością czarodziejka. Potężniejsza z pewnością od twórcy medalionu. Bowiem to właśnie jej wola i przekaz stały się wtedy dominujące. A nie były wcale negatywne. Tylko jakoś wtedy nie pocieszało to elfa. Będzie jeszcze czas by to wszystko przemyśleć. Na razie chyba nie było źle. Przeżył... Władca amuletu wie gdzie jadą. A do Andarasa nie można mieć pretensji że nie zabił króla. Zatrzymano by go. Zresztą Eldarion był sprawą drugoplanową. Liczył się wszak artefakt. To on jest tu języczkiem uwagi. Do tej pory przecież wszystko szło bez zarzutu. Bierze udział w wyprawie. Tajnej wyprawie. Wykazał że można mu ufać, że można na nim polegać. Jednocześnie odsłonięto tyle niewygodnych dla niego faktów. Ich nagły przypływ w żaden sposób nie może go pogrążyć. A w dodatku jest potrzebny włada wszak jako jedyny magią. A to może się okazać ważne.. Odzyska artefakt co będzie potem nie wiadomo. Do tego czasu on i jego rodzina będą bezpieczni, ze strony Herumora czy tego czegoś. W pojmowaniu elfa zawsze jednak była pewna luka.. Uważał bowiem że to on, jeden samotny człowiek, musi ratować chronić i wspomagać najbliższych. I to od niego wszystko zależy. Mimo że z talentem wszak był jeden... Jakoś zawsze umykał mu fakt że jego ojczym od wielu lat jest wodzem klanu. W dodatku sprawnym politykiem i manipulantem. Zarządza sprawnie ziemią miastami i tysiącami ludzi... I jeśli brać to na zdrowy rozsądek to on może ratować tyłek elfa z różnych opresji. A już z pewnością potrafi o siebie zadbać. Inaczej od dawna by nie żył...

Nadszedł dzień na rozmowę z królem. Andaras wciąż był słaby jeszcze prawie nie wstawał a rozmowa nie mogła czekać. Eldarion przyszedł zatem do rannego elfa osobiście. Co jakby nie patrzeć było zaszczytem.

-Wasza wysokość wybacz że nie wstanę.- rozpoczął elf. Choć wciąż w łóżku w jego głosie nie słychać było już słabości.
- To zrozumiałe. - uśmiechnął się król. - Na końcu chciałem podziękować i tobie za wykonanie planu. Mało nie przypłaciłeś tego życiem... Jestem ci wdzięczny. Już pewnie wiesz, że brakuje Valamira. Nie znaleziono jego ciała... Więc... Wiesz coś o nim? - zapytał.

-Nic panie. Uratował mnie z wcześniejszego zamachu, z tego nim przyjechaliśmy po raz pierwszy na zamek.

Król zamyślił się, lecz nic na to nie odpowiedział. Elf zaś postanowił nic nie dodawać. Bo i niewiele więcej mógł powiedzieć. Wszak znał Valamira bardzo słabo. Słabiej być może niż sądził. Sam odważnie zadał zaczął mówić o tym co cały czas chodziło mu po głowie...

- Mam kilka pytań, które mogą mi pomóc wyjaśnić sprawę amuletu. Na poprzedniej audiencji, wspominałeś panie że księga może być groźniejsza nawet od owego amuletu. Czy wiesz coś o nim panie? O twórcy, o poprzednim właścicielu może?
- Podejrzewam, że skoro była w ruinach Badard-dur, to mogła należeć do Saurona. Wszak to jego twierdza była... Najpotężniejsza od czasu upadku Angbandu... Teraz, choć Saurona nie ma, w niej drzemie zło. Z wielką wiedzą, i wielką mocą, idzie jeszcze większa odpowiedzialność. Młody jesteś Andarasie. Czy już wiesz jaki wybierzesz los dla siebie? Moja matka. Arewn... Czekała z wyborem długo... Bardzo długo.

Ten temat porywczy elf miał już dawno za sobą.
- Cóż śmiertelność była i jest kusząca. Kres początek i koniec jak każdy bez patrzenia na mijanie czasu, przyjaciół... Z drugiej strony nieśmiertelność. Można zrobić tyle dobrego w tym czasie. Zwłaszcza że w Haradzie jest dużo do zrobienia. Tak panie, podjąłem decyzje skorzystam z daru krwi. Lecz nie dla siebie dla ludzi...

- Medytuj nad tym. Niech światło Ilúvatara będzie z tobą.-odrzekł Eldarion

Elf postanowił zaryzykować i odsłonić więcej niż ktoś rozsądniejszy by się zdecydował.
- Kim panie był ktoś nazywany "głosem saurona" wiem jedynie że był Czarnym Numenoryjczykiem. Ale czy to Herumor a może ktoś jeszcze inny?
- Tak. Był Czarnym Numenorejczykiem. I nie, to nie Herumor. Ktoś o wiele bardziej niebezpieczny. Najwierniejszy sługa i uczeń Saurona z żywych ludzi... Obiecano mu potęgę i władzę. Miał być po wygranej wojnie panem na Gondorze... Czarny Lord korumpował jego duszę przez wiele lat, aż ten człowiek zapomniał jak się nazywa. Był komendantem Barad-dur. Dowódcą Legionu Terroru. I posłem Saurona. Stąd jego imię. Dlaczego pytasz?

Elfa zlał zimny pot. No to wdepnąłem.
-Jeszcze groźniejszy od Herumora panie? On chyba nie zapomniał jak się nazywa.- wymsknęło mu się instynktownie. A może sobie przypomniał po tylu stuleciach.
-Nawiedził mnie poprzez amulet. Pozwolił wykorzystać w czasie bitwy moc dziwną moc... I kazał cie zabić i wtedy pokazała się ona. Nie wiem skąd ani jak, może to bogini może potężna czarodziejka. Pomogła mi stawić mu opór, miałem wybór zabić lub nie. Podjąłem oczywistą decyzje.... - choć elfem kierowało wtedy zupełnie co innego.
-Panie czy będzie możliwość pchnięcia gońca do Umbaru? Kogoś zaufanego a jednocześnie anonimowego... Muszę ostrzec swoich bliskich, tak na wszelki wypadek. Choć po śmierci Nizara pilnuje się pewnie bardziej niż dobrze. Zresztą chyba nic im nie zagraża... Ale muszę dla spokoju ducha.- kolejny napad paniki.
Elf po chwili gdy się opanował.
- Dwaj potężni czarnoksiężnicy... Żaden nie będzie sługą drugiego. Skoczą sobie do gardeł wcześniej czy później mam racje?

Na pytanie o posłańcu Eldarion jedynie pokiwał głową. Pozostałe słowa poruszyły króla.

- To niemożliwe... Wyszeptał... A jednak. Jesteś w większym niebezpieczeństwie niż myślałem... Przez tę księgę lub kamień amuletu mają do ciebie dostęp czarnych mocy... - mówił chodząc po kajucie od czasu kiedy Andaras wyjawił mu przeżyte doświadczenie. - Zło w tych przedmiotach jest jednak aktywne. Jeśli amulet lub księga żyją własnym życiem jak Simaril lub ma właściwości Palantri, to koniecznie trzeba zostawić te artefakty w Minas Tirith. Tam będą bezpieczne i niegroźne. Nie możemy pozwolić aby wróg znał nasz każdy ruch... Narażać twojego życia, członków wyprawy i jej powodzenie na tak wielkie ryzyko. - powiedział patrząc elfowi w oczy ze smutkiem.

O nie, nie. To póki co moje jedyne atuty. Może trochę obusieczne. Ale lepsze niż żadne...- pomyślał Andaras. Po czym powiedział z należytą powagą.
- Wróg wie ile wiedział wcześniej. Panie ona kimkolwiek była ochroniła mnie. Pomogła! Artefakty zaś dały nam wiedzę o nim. Wiemy że jest. Istnieje. I gdyby miał do mnie dostęp taki jakiego się obawiamy już byś nie żył. Wróg owszem zaatakował ale udało się go odeprzeć. Światło zawsze jest i będzie silniejsze niż ciemność. Przeglądałem księgę są tam również dobre zaklęcia białej magi choćby leczące. Dałem radę do tej pory dam radę i później. Wszystko to robię w imię niewinnych istot które można, które trzeba uratować. Zaufaj mi panie. Do tej pory nie zawiodłem ani razu. To nie zadziała na mnie jak na ludzi. Chroni mnie krew elfów. Wszak pierścieni Saurona elfy używały bez szkody. Ja również czuje że wiedza z księgi i moc z amuletu mogą być bezcenne. Kto wie czy to właśnie nie ochroni członków wyprawy?! Nic nigdy nie dzieje się bez przyczyny.

Eldarion zatrzymał gonitwę po sali, w którą się wdał podczas wywodu Andarasa. Ta druga, myśl, również chyba ustała, bo król przemówił już spokojnym głosem.

- Mądrze mówisz Andarasie i tak już kiedyś powiedziałem i tak teraz to również podtrzymuję, że również i wiele dobra z tej wiedzy można wyciągnąć. Dla pożytku ludzi, którzy odchodzą od magii i przy których, być może za kilka pokoleń, jej zupełnie nie będzie... Przemyśle tę sprawę. Rozeznam się również w Białym Mieście u mędrców. Tymczasem uważaj na te przedmioty, które są w twojej pieczy.

Elf postanowił na zakończenie zadać jeszcze jedno pytanie. Może było coś o czym do tej pory król nie rzekł. A co w obecnej sytuacji może być nad wyraz ważne...
- Co tak naprawdę szczerze wiadomo o owym artefakcie?
- Mam nadzieję, że tego dowiemy się w Minas Tirith Andarasie... Czymkolwiek jest Hunmaicon, to Herumor za wszelką cenę chce go mieć. Nie możemy mu na to pozwolić. Nic dobrego z tego nie wyjdzie... Musimy zdobyć go pierwsi.
- Panie czy w obliczu tych nagłych ubytków w naszej wyprawie mamy kontynuować sami?
- Mamy jeszcze miesiąc na odkrycie tajemnicy Tol Morwen. Teraz odpoczywaj. Jeszcze przyjdzie czas na szczegóły wyprawy.

Po słowach tych król pożegnał się i wyszedł. Zostawiając Andarasa z nową wiedzą i jeszcze większą liczbą nowych pytań... Jedno było jasne, wielki konflikt do którego dojdzie, może mieć więcej niż dwie strony.

Mijały dni, elf zbierał siły. Zaczął też powoli leczyć się magią. Z przyjaciółmi się nie widywał. Medyk kazał odpoczywać a Andras korzystał z niego niczym z tarczy. Dawał mu gwarancje świętego spokoju, zwłaszcza od niewygodnych pytań. Ze strony Khaaza oczywiście, reszta członków wyprawy nie wiedziała o całym wydarzeniu... Elf postanowił nie rozmawiać na ten temat, chyba że nie będzie miał wyjścia. Andarasowi z czasem udało się wyjść nawet raz na ląd. Powoli, chwiejnie ale uważał że należy się pokazać w towarzystwie króla. Kolejnym ważnym postaciom. Kto wie kiedy to się przyda. Zaczął też powoli trenować nowo nabyte moce.... Książka był nad wyraz pomocna w ukierunkowaniu jego potencjału.
 
Icarius jest offline