Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2011, 15:57   #212
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
-A dokąd dokładnie? - taksówkarz wyraźnie żądał dokładnego adresu.
-Jedź pan na róg Ivy Drive South i Quartz Street.
-Dobra, ale to będize słono kosztowac, na drugi koniec miasta...
-Gdybym nie mał kasy nie wsiadlbym do tego pojazdu. - Ray już tracił humor.

Taksówkarz nie odpowiedział, tylko włączył się do ruchu, żeby po chwili żółty pojazd stanął w korku.

"świetnie"

Ale po chwili samochody ruszyły, gdzieś był wypadek, policja kierowała ruchem.

"Całe szczęćcie że nie wiedzą co jest w torbie kilka metrów od nich" - na myśł od karabinie i pistoletach. "Jak tak dalej pójdzie to zacznę handlować bronią"

*
Zajechali po prawie godzinie jazdy, przebijanie isę przez centrum o tej porze to mordęga, która dużo kosztuje. I forsy, i nerwów.
-Należy się 32 dolary i 75 centów.
Ray szybko zapłacił należność, przeszukując porfel w poszukiwaniu drobnych.

Taksówka po chwili odjechała, A Ray stał na chodniku. Powiedział Rosjaninowi, że będzie się kręcił w okolicy. Ale z jakim celem? Bez celu, trzeba było się od razy skontaktować z Miszą. Wyciągnął telefon. Nie wiedział dokładnie, gdzie on może być teraz. Przed prawie dwoma godzinami był w Linen Rounge, North Holland. A teraz? Najpewniej był gdzieś tutaj. Raczej. Nie został zaproszony, więc nie miał zamiary nachodizć Borysa. Jeszcze wejdzie w złym momencie i będzie miał kłopot. Bezpieczniej jest zadzwonić.

Sygnał łączenia, troche długo.
-Słucham?
-Cześć Misza, tu Ray, masz może wolną chwilę? Chciałbym poromawiać.
-CześćTawariszcz, jasne, jestem na nabrzeżu.
-Na którym? - Ray kochał ludzi, któzy udzielali takich niesprecyzowanych odpowiedzi.
-Przy pierwszym pirsie w Middle Park West. Abo w Pugatory. Nieważne. Wpadaj.
-Dzięki, njapierw muszę tam dojść.
-Spoko, mam trochę wolnego czasy. Do zobaczenia.
-Cześć.. - Ray rozłączył się.

"Świetnie, to po co jechałem na tą cholerną ulicę?"

Ray poszedł. Na piechotę. Do następnej dzielnicy. Szedł szybko, nie rozważająć zbyt wielu spraw. Po prostu szedł.

"Jeżeli w najbliższym czasie nie wyjadę z Liberty, to muszę chociaż wynając samochód"
**

Misza siedział na tym czymś, do czego cumuje się statki. Ray nie kojarzył nazwy. Nabrzeże było puste, żadnego ruchu.
- Zdrastwuj towarisz - Misza uważnie rozglądał się na boki. - Chciałeś pogadać to chodź.
Poprowadził do zaparkowanej furgonetki. O dziwo była pusta.
- Jak to mawiają amerykanie: nawijaj.
-Dobra, interesuje mnie dokładnie to, co dizało się w tym klubie z Japiszonami. Co mówili, a szczególnie co o mnie mówili. Nie widziałeś może takiego jednego, co nazywa się Arato? Nie ma małego palca w jednej z dłoni. Jest tam najważniejszy. Jeżeli dobrze się domyślam, to chcą mojej śmierci, albo coś, co miałem w zasięgu ręki, a tego nie mam.
Misza zapalił fajka nie częstując nawet Raya.
- Był tam Arato. Znam kolesia. Dostał od kogoś kulkę podobno, łapę miał na tym... no... ciort wazmi... o tak miał - pokazał "kulawą rękę" szukał znajomych Jakiejś laski, Iskra się nazywała i kolesia nie pamiętam jak się nazywał. Rozpytywał sie ludzi. Pokazywał zdjęcie zrobione w kubie. No i poznałem twoja gębę, ale że równy z ciebie gość to trzymałem gębę na kłódkę. Ale... Arato mówił, że ukradliście mu koks. Dopuść mnie do interesu, mam znajomości mogę pomóc. Nie musimy w to wciągać reszty chłopaków.
-Tylko że żadnego interesu już nie ma - odparł Ray - Irma, której zdjęcie pokazywał, oraz pewnie zdjęcie Jacka Walkera, to oni wiedzą, a właściwie wiedzieli, gdzie są prochy. Mówię wiedzieli, ponieważ już nie żyją - zwiesił głowę - dzisiaj mówili o tym rano w telwizji, trupy w magazynie. Oni mieli połowę prochów, druga połowa została skradziona podczas napadu na Bank of Liberty. Tak przynajmniej mówili. Napad na bank jest faktem, to, że w banku były prochy, 10 kilo, też. Ale gdzie teraz jest ta druga połowa to ja nie wiem. A pierwsza połówka, ostatni raz widziałem tą torbę w mieszkaniu, gdize rozegrała się masakra włoskiej mafii, w North Holland. Mieszkanie na parterze, Huk dym, ciasne pomieszczenie... Z tego co pamiętam, na koniec Irma z Jackiem, oraz z prochami, uciekli z budynku, prosto w nadjeżdzające radiowozy. A tu nagle drogę zajeżdza im furgonetka, do której wskakują. I wtedy ich ostatni raz widziałem - dokończył - najpewniej tam byli ci japońce, nie widziałem wszystkiego dokładnie. Z tym wszystkim związana jest jeszcze jedna sprawa. Fabio Limbeviani, Włoch, używa imienia Marco. Ogólnie jest teraz ścigany, a to on był sprawcą tego zamieszania w North Holland. Masakra. I powtarzam, nie wiem gdzie są te prochy, możliwe że połowa jest już u Japończyków, ale za nic nie ręczę. A tak w ogóle to przez tego jebanego Włocha mnie teraz ścigają, bo wziął samochód od kumpla, w którego bagażniku były te prochy. I pomyśłeć, że wtedy w Hotelu, ratowałem mu dupę przed glinami.
-Chujowo - mruknął Misza - Mogę za darmo pomóc ci stuknąć tego makaroniarza. Humor ci się poprawi. Ty... - szturchnął Raya łokciem w żebra - a może znajdziemy tego kumpla makaroniarza? Tego od samochodu?
-Nie, ten makaroniarz ma obecnie dużo problemów na głowie. Po co je rozwiązywać za niego? - uśmiechnął się - ściga go Policja, Yakuza, bo był też w klubie, najpewniej dodatkowo dochodzi do tego jego włoska rodzinka, w końcu paru ich zginęło, a nic nie zyskali. Mało tego, policja ściga go za dwie rzeczy. Za strzelaninę w mieszkaniu, której był powodem i autorem, oraz za napad na Bank of Liberty, z czym najpewniej nie ma nic wspólnego.
-To jak wpadł?
-Nie wiem czy wpadł, bynajmniej bawiąc sie telefonem w budce telefonicznej zadzwoniłem na policję i go trochę głębiej utopiłem w tym jego gównie. A co do jego kumpla, to podobno zapadł się jak kamień w wodę.
-To co chszesz zrobić? Zrobić rzeź u Włochów?
-Prawie. U Yakuzy, w tych ich zasranym klubie. I nawet wiem jak mógłbym to zrobić, choć nie wiem, czy dotrę do odpowiednich materiałów.
- Towarisz, chcesz ugryźć więcej niż łykniesz. Chcesz zadrzeć z Yakuzą. Sam, jeden, bez powodu. Bo ja do tego ręki nie przyłożę, nie jestem samobójcą, ani cię aż tak nie lubię.
Ray się uśmiechnął:
-Misza, ja też nie jestem samobójcą. Dlatego sie zastanawiam. Nie zamierzam wparować tam jak jakiś Rambo, siejąc spustoszenie po całej sali. Nie, nie jestem wariatem. Myślałem na puszczeniu ich klubu z dymem w bardziej wystrzałowy sposób. Ale muszę nad tym pomyśleć. To nie jest wypad do kina. A tak poza tym Yakuza do końca nie będzie wiedziała, kto to zrobił. Jeżeli sie uda, to Arato zginie, a według mnie to jemu najbardziej zależało na tym interesie. Musiałbym się przejechać w okolice tego klubu i zlustorwać otoczenie. Czy plan, do którego dążę, da się zrealizować.
- Jak kropniesz młodego Arato to jego wuj dobierze ci się do dupy. Może i nie kocha siostrzeńca, ale bedzie bronił honoru rodu. Żółtki są na to uczulone.
-Misza, nie zamierzam do nikogo strzelać. No, może przy okazji, jeżeli sam taki Jakipszon podejdzie pod lufę. Myślę nad czymś bardziej wybuchowych, wysłanie ich klubu na księżyc a przynajmniej na drugą stronę ulicy będzie w niektórych sferach bezpieczniejsze. Dlatego się tak zastanawiam. Według mnie wystarczyło by kilka ładunków umieszczonych w krytycznych miejscach budynku. Albo przynajmniej w ich okolicy. Do tego potrzeba czasu, dokładnego zaplanowania. Chyba że znasz kogoś, kto ma zdalnie sterowanego Flatbeta. I zbyteczne kilogramy środków wybuchowych. Wystarczy nawet trotyl, albo chodźby dynamit. Nie, dynamit lepiej, jest zbyt niebezpieczny. A do tego trochę kilogramów Termitu - Ray się rozmarzył.
- Towarisz, to ty nie rozumiesz. Czy strzelisz, czy przejedziesz bryką, czy wysadzisz wiorawno. Stary Arato wyśle swoich siepaczy żeby znaleźli kogo trzeba. Mam kontakty, ale nie wystawię znajomków. Bo jak wysadzisz im budę, japońce przejdą się po sprzedawcach. A oni nie będą mieli powodu by im nie powiedzieć. Stary, zanim zrobisz choć krok w tą stronę, pomyśl co zyskujesz a co tracisz.
-Misza, to może zaproponujesz coś, co rozwiąze ten japoński problem? Bo to oni mnie chcą przy okazji dorwać. A ja mam siedzieć bezczynnie? Uciekać? Z chęcią bym to zrobił, a nawet chcę wyjechać, ale najpierw chciałbym rozwiązać ten problem, który chce mnie dorwać.
-A co ja mogę. Ja ci po prostu mówię, jak sprawy stoją. Pijesz jak swój, to szkoda żeby cię zabili. Jakbyś miał ten towar to mógłbyś się spiknąć z kimś mocnym, wtedy Arato mógłby ci skoczyć. Jakby fikał prywatnie i dostał kopa to stary by się nie ciskał może.
-Ja już naprawdę nie wiem, co do cholery mam robić. Wiem tylko jedno. Nie zamierzam uciekać jak szczur z tonącego okrętu. Poza tym dawno nie byłem w mieście i nie wiem, kto z kim i jak. - spuścił głowę - Wiem! Ale to jest cholernie ryzykowne. A jakby tak sprzątnąć i młodego i starego Arato? Obu.
-To by się posrało na całego. Yakuza w LC by była skończona, ale by kurwa wysłali za tobą swoich ninja. Byłbyś bohaterem w mieście, ale nikt by nie podszedł do ciebie bliżej niż na 100m.Możesz tez iść na współpracę z fedziami, ale musiał bys im sprzedać supernewsa żeby ci dali ochronę i nowe papiery.
-A czy ja powiedziałem, że będę się tym chwalił? Nie. Po prostu, zlikwidować i zapomniec, nikomu o tym nie wspominać. Nie zamierzam ich okradac ani nic z tych rzeczy. Swoich ninja za mną nie wyślą, kiedy giną szefowie, bedą bardziej potrzebni tutaj, ponieważ miasto nie lubi pustki, i pewnie zaraz ktoś, Rosjanie, Włosi i inne organizacje zapełnią tą pustkę. Jednym słowem bedą mieli tu bagno. A co do programu ochrony, to nie, dzięki, po pierwszym roku popełniłbym samobójstwo.
-Ale zabiłby się we własnym stylu - zaśmiał się Misza. - Potrzebujesz coś mniej samobójczego ode mnie?
-Tak, wciągle to samo, skuteczny sposób na rozwiązanie problemu. A jak takiego nie ma, to trudno, sam coś wymyślę, ale to może byc niebezpieczne. Tak się jeszcze zastanawiam, jak daleko zaszli ci Japońce za mną. Co o mnie dokładnie wiedzą? I najwaźniejsze, jak szybko do mnie dotrą? Jak myslisz jak szybko? Bo od tego zależy moja przyszłość. A tak to wszystko, zaraz pójdę w swoją stronę, i byc może nigdy się juz nie zobaczymy, chyba że Borys znowu bedzie mnie potrzebował.
- Ja im nic nie gadałem, więc z mojej strony możesz byc spokojny.
-Dobra, dzięki za rozmowę. Możę przez noc wymyślę jakiś dobry sposób.
-Tawariszcz, nie ma za co, czasem dobrze jest powymieniać poglądy na niektóre sprawy. I dzięki temy dowiedziałem się, ile wariatów chodzi po ulicach - puścił oko do Raya, Ray to zignorował - podwieźć cię gdzieś?
-Pewnie, niech będzie pod domem Borysa.
-Tawariszcz, masz u niego jakąś sprawę?
-Nie, ale to jest dore miejsce.
-Choroszo.

***

Kilkanaście minut pózniej Ray szedł już ulicą w stronę najbliższego hotelu.
Prześpi się, pomyśli i pojedzie do nowego mieszkania, które raczej wynajmie.








 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline