Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2011, 17:06   #20
necron1501
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
MG, Ari & necron




- Cholera! - Arivald nie krył swojego przerażenia. Nieraz był w trudnych sytuacjach ale pierwszy raz widział coś tak szpetnego. Był bardzo czujny a mimo to dwóch ożywieńców zaskoczyło go całkowicie. Bez chwili wahania wyciągnął miecz z pochwy i stanął w pozycji obronnej.
Anne już od momentu wejścia do budynku czuła, że coś jest nie tak. Cicho, mroczno, do tego ten garbaty typek. Nie wyglądało to na miejsce do hodowania dzieci. No i miała racja. Dwa ożywieńce stojące przed nią nijak nie wyglądały jak opiekunki do dzieci. Do tego dwa wysczerbione miecze w garści nie wyglądały jak zabawki. Wiewiór zareagował dość rozsądnie wyszarpując ostrze. Ann uśmiechnęła się lekko po czym spojrzała na strażnika:

- Czy to normalne że u was w sierocińcach opiekunkami są chodzące trupy? Do tego, czysto zakładając, raczej nie przyszli się przywitać, wyciągnij broń kotku - powiedziała, patrząc na dziewczynkę - Wy, jako prawdziwi mężczyźni zajmijcie się tą dwójką, ja wezmę dzieciaka - dodała po chwili zastanowienia. Trupy stały w bezruchu, ale miała wrażenie, że długo nie minie zanim ruszą. Ciekawe czy jest ich więcej...

Wiewiór wpatrywał się czujnie w przygasłe, nieludzkie ślepia, gotów do wyprowadzenia paru kombinacji ciosów w zależności od akcji jaką podejmą przeciwnicy. Strażnik stał już koło niego z wyciągniętym mieczem. Myśliwy zerknął na towarzysza. Blada twarz, czoło zroszone potem i wytrzeszczone oczy nie mogły świadczyć o dobrym morale miejskiego wojskowego. Ehhh... trzeba będzie liczyć na siebie.

Jak na zawołanie, trupy ruszyły. Ich ruchy były nieskoordynowane, ale powolutku maszerowały naprzód. Cała trójka zastanawiała się, czy za chwilę ożywieńce nie rozpadną się, zapach zgnilizny był dojmujący, rozkład był widoczny na ich skórze. Dziecko zamilkło jak zaklęte, prawdopodobnie zdarło już do końca głos, lub strach odebrał jej mowę. Strażnik poczuwając swą szansę w powolnych ruchach przeciwników, ruszył do ataku. Prosty cios wyprowadzony z nad głowy był szczytem jego zdolności szermierczych w takiej chwili. Niestety strach przeplatany z niepewnością był fatalny w skutkach. Trup stojący z lewej niczym marionetka podniósł miecz i z łatwością odbił chyboczący się cios. Jego “kolega”, nie bacząc na wymianę ciosów żołnierza, ruszył powolnym krokiem w kierunku Arivalda i Anne.

Anne klnęła na głupotę strażnika. Jego bezsensowny wypad jedyne co przyniósł to chwilowe zatrzymanie jednego z umarłych. Do tego z powodu zaistniałeś sytuacji więcej było z niego pożytku niż szkody. Jeśli zginie, nikt nie uwierzy w ich zeznania.
- Ari, postaraj się bronić tego łamagę, wyciągnę dziecko i ci pomogę - krzyknęła w stronę towarzysza, samej rzucając się kierunku łóżka i siedzącego tam dziecka. Omijając cięcie od trupka numer jeden, ładnym piruetem dotarła do dziewczynki.
- Dobra mała, jako kobiety, w pięknym stylu musimy się stąd wycofać, ze mną nic ci nie grozi - powiedziała łagodnie, jednocześnie wyciągając do niej rękę.

W międzyszasie Arivald bez problemu odparował uderzenie pierwszego z napastników i wykorzystując głupotę ożywieńca przemknął tuż pod jego ramieniem by pomóc strażnikowi. Dwa kroki dzieliły go od walczącego mężczyzny, doskoczył do niego mając już założony na lewej dłoni kolczasty kastet. Odepchnął strażnika osłaniając go przed kolejnym ciosem ożywieńca i przyjmując ciężar zardzewiałej klingi na swój miecz. Musiał wykorzystać tą sytuację, zacisnął lewą dłoń na kastecie i z całą siłą uderzył żywego trupa w twarz.

Twarz trupa okazała się doskonałym podłożem pod wszelkiem obrażenia. Kastet wniknął w tkankę z cichym mlaśnięciem, powodując rozbryzg gnijącego ciała.Umarły poleciał do tyłu lądując na plecach z głośnym hukiem. Widać było że szybko się nie pozbiera z uwagi na dość kiepską koordynację ruchów. Jego twarz też nie wyglądała najlepiej. Nos został wciśnięty w czaszkę, pozostałości wargi zwisały na tkance mięśniowej, rownież poharatana reszta ciała nie wyglądała najlepiej, do tego wyglądało na to że miał złamaną szczękę, która zwisała bezwładnie.
Drugi trup wykorzystując szansę, wykonał proste cięcie celując w mężczyzn.
Dziecko w tym czasie przyglądało się nieufnie kucającej naprzeciwko niej kobiecie. Ognisto rude włosy również nie nadawały jej łagodnego wyglądu. Jednak w dziecięcej główce człowiek stał wyżej w hierarchii zaufania niż ożywieniec. Wyciągnęła drobną rączkę w kierunku kobiety i pozwoliła się wyciągnąć.

Anne chwyciła dziecięcą rękę nie pozwalając na jej cofnięcie. Co prawda ufała w zdolności Wiewióra, ale walka samemu przeciw dwóm i głupota strażnika potrafiła być mordercza. Porywając dziecko w powietrze, obróciła się na pięcie i oceniła sytuację. Jeden z trupków leżał na ziemi, drugi natomiast....

- Ari, uważaj! - jedynie zdołała krzyknąć. Nawet ona nie zdoła pokonać trzech metrów dzielących ją od wyprowadzonego ciosu...
Myśliwy zareagował natychmiast na ostrzeżenie od Anee. Bez chwili namysłu padł na ziemie a poziome cięcie ożywieńca niemal skróciło go o głowę. Arivald obrócił się na plecy tylko po to żeby zobaczyć klingę miecza zawieszoną wysoko nad jego głową. Gdy tylko miecz zaczął na niego opadać, szarpnął się szybko i znów przewrócił na plecy.

- Zróbże coś! - zakrzyknął do przerażonego strażnika leżącego tuż obok.
Ruda zareagowała czysto odruchowo. Bogom powinna dziękować, że dziecko trzymała prawą ręką. Druga pomknęła do wiszącego u boku miecza po czym z jeszcze większą szybkością wyprostowała ją w kierunku trupa.

Ostrze zadrgało wbite w pierś trupa, sam cel odrzucając do tyłu.
- Upss wymknął mi się - powiedziała z uśmiechem pełnym zakłopotania.

Arivald wykorzystał moment zaskoczenie ożywieńca, o ile trupa w ogóle da się czymś zaskoczyć i obejmując swoimi nogami jego stopę, wykręcił ją tak że przeciwnik stracił równowagę po czym przewrócił się wprost na oniemiałego strażnika, nabijając się na bezwiednie trzymany przez niego miecz. Myśliwy oddychał ciężko, lecz po chwili podniósł się na nogi. W pokoju nie było już nikogo oprócz Anne, strażnika i dziewczynki.

- Brawo! Zabiłeś ożywieńca! - odezwał się myśliwy do siedzącego pod ścianą strażnika - Daj, pomogę ci - mówiąc to, zrzucił z niego truchło zmarłej po raz drugi istoty.
- No panowie, piękna robota. Teraz Ari, bądź tak dobry i dobij to drugie truchło - Anne zwróciła się do dziewczynki - Jak się trzymasz mała? Jak się nazywasz? - zapytała trzymane przez nią dziecko, które wciąż patrzyło z niedowierzaniem na grupkę “śmiałków”.
- Mina.... nazywam się Mina - dziecko szepnęło, jednak jej głos był mocny. Najwyraźniej najświeższe wydarzenia nie całkiem odebrały jej mowę. - A tam - powiedziała wskazując na ścianę i przypuszczalnie znajdujący się w niej szyb wentylacyjny - są jeszcze Armin i Cleo...- oczy dziecka skierowały się błagalnie w waszą stronę - Zabierzecie nas stąd, tak?
Anne spojrzała w skazanym kierunku. Rzeczywiście można było dostrzec jakiś ruch, pewnie dwójka dzieci wyczuły że zagrożenie minęło i chciały zobaczyć co się dzieje.
- Zabierzemy, najpierw zawołaj swoich przyjaciół żeby wyszli, nie chce mi się nurkować w szybie - odpowiedziała Ann.
-Chłopaki wychodźcie, oni się nami zaopiekują... - po słowach dziewczynki z niewielkiego otworu po kratce wysunęły się dwa małe, chude lecz krępe ciałka na oko trzyletnich brzdąców. Brudne, ale sympatyczne twarze bliźniaków z nieufnością skierowały się do góry, a bystre oczy mierzyły każdego z osobna. Oględziny musiały wypaść pozytywnie, bo po krótkiej chwili jeden z maluchów odezwał się:
- Mina... jeść! - oświadczył jeden z chłopców, a w jego oczach zaszkliły się łzy.
Ann patrzyła nieufnie na kolejne dwie osoby do pilnowania. Co jak co, ale akcji ratunkowych nienawidziła całym sercem. Cóż, może chociaż jakaś nagroda się trafi.
- To wszystkie dzieciaki? Nie ma nikogo więcej w środku? - zagadnęła dziewczynkę która wyglądała na bardziej rezolutną.
Dziecko pokręciło główką na znak przeczenia
- Nie... on po kolei zabierał wszystkie... do piwnicy... - a po chwili wahania dodała - i nikt nie wracał.... tylko krzyczeli...czasem...
Tak jak się spodziewała, dzieciaki wcale nie miały tu szukać schronienia, raczej być królikami doświadczalnymi. Cóż, świat nie należy do uczciwych.
- Dobrze, w takim razie wyprowadzimy was na zewnątrz i tam się wami zajmie strażnik. Chodźcie - powiedziała do malców.
Dziewczynkę wzięła na ręce, chłopcy dreptali posłusznie za nimi.
 
necron1501 jest offline