Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2011, 17:21   #117
ThRIAU
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Promyki jutrzenki oznajmiały nastanie nowego dnia. Pierwsze promienie słońca nieśmiało odbijały się od wody jeziora. Poranek był rześki, tak jak to w maju zazwyczaj bywa. Chłodne powietrze pobudzało i orzeźwiało ciało i umysł, będąc miłą odmianą dla swądu spalenizny. Dla Endymiona chodzącego po pobojowisku pozostawionym po nocnym starciu był to niezmiernie ciężki i nieprzyjemny czas. Oto bowiem ostatniej nocy życie straciła jedna z najbliższych osób dla niego. Śmierć Golina była straszna, a fakt iż Endymion był u stóp konającego i nie dał rady nic zrobić była dla niego najgorsza. Na pobojowisku wśród trupów i resztek oręża było wielu rannych, jęczeli, krzyczeli, wołali o pomoc, próbowali się poruszać, błagali o litość. Strażnik niczym śmierć cicho, bez słowa poruszał się między nimi co i rusz wyszukując rannych Dunlandczyków aby nakarmić swą żądzę zemsty. Zbryzgany krwią brudny i zmęczony ciągle sycił swój miecz świeżą krwią synów Dunlandu próżno szukając ukojenia.

Było południe Endymion opatrzył rany i liczne siniaki po czym zmieniwszy zakrwawione odzienie i oczyściwszy broń zaczął się zastanawiać co się dzieje z Perłą. Zapomnienie o wydarzeniach z ubiegłej nocy było najlepszym sposobem odegnania smutku i żalu i dlatego Perła był teraz wdzięcznym tematem rozważań. Wiedział, że Andaras jest ranny, Kh`aadz jest przy elfie a Dearbhail gdzieś przed chwilą maszerowała korytarzem. Może zajrzeć do Andarasa może do swojego konia, tego strażnik nie wiedział i prawdę powiedziawszy niewiele go to obchodziło. Perła ciągle się nie pokazywał, gdyby był ranny lub zabity na placu przed mostem to na pewno by go znalazł rano. Endymion udał się ponownie na miejsce bitwy. Opisując wygląd Perły pytał porządkujących martwe ciała i udzielających pomocy rannym czy ktoś go nie widział. Ale Perła zapadł się jak kamień w wodę. Po dwu godzinach szukania stwierdził, że widocznie Perła gdzieś się ulotnił załatwiać kolejny ze swoich ciemnych interesów. Zapewne wieczorem ni stąd ni zowąd się zjawi. Dał spokój szukaniu Valamira bowiem jak najszybciej należało poinformować króla o wydarzeniach na północy. Bo jeśli nie rozmawiał z konnymi to nie ma jeszcze pojęcia o wydarzeniach na północy. W tym celu strażnik wrócił na zamek i udał się do króla. Przed dziwami komnaty królewskiej od strażników dowiedział się, że król rozmawiał z grupą konnych spod Bree i zaraz po ich odprawieniu zabronił sobie przeszkadzać.

- Tak właśnie jest. Podobno wielotysięczna armia. Tak mówili. A opisując ich wygląd i w ogóle to miny mieli nietęgie – pokiwał głową trzymający długą ozdobną włócznię strażnik – mówili, że takich orków świat jeszcze nie widział.

- Tak nam mówili zanim weszli na spotkanie z królem – dodał ściszonym głosem drugi ze zbrojnych stojący na straży.

- Ja to jeszcze takiego czegoś na oczy nie widziałem – rzekł pierwszy strażnik poprawiając chwyt włóczni - ale jak się pokarzą to zaraz posmakują- tu wymownie zamachnął włócznią co wywołało obfity uśmiech na twarzy jego towarzysza.

- Módlcie się do bogów abyście nie musieli stawać do walki z nimi. Ja tej nocy z jednym walczyłem – odrzekł Endymion.

- I co ? – niemal jednogłośnie zapytali obydwaj – są tak duże jak mówili i silne? – wyraźnie ich ta informacja zaciekawiła.

- Poważnie ranny bez żadnego problemu powalił mnie na ziemię…. a żyję wyłącznie dlatego, że łucznicy wpakowali mu trzy strzały.
- Uuuu…aż trzy… nie do uwierzenia…aż tyle trzeba było…a gdzie on był …tu w Tharbadzie? – dopytywał zaciekawiony zbrojny z włócznią.

- Przed bramą miasta. Zwiadowca. Zapewne niedługo zjawi się ich tu więcej – odparł Endymion – dobra, jakbyście mieli sposobność to zameldujcie królowi, że byłem i donoszę o zwiadowcach orków przed bramą miasta. Dwóch ich było jeden uruk-hai. I jeśli konni spod Bree mówili o ich sile fizycznej i możliwościach bojowych to nie przesadzali.

- Dwóch !!! mówiłeś o jednym orku – odchodząc Endymion usłyszał pytanie na które już nie miał zamiaru odpowiadać bo co za różnica jeden, czy dwóch. Miał teraz zamiar zajrzeć do Andarasa i zorientować się co u niego. Było późne południe, zatem powinien już pomału nabierać sił. Z taką nadzieją zapukał do komnaty w której przebywał ranny i powoli wszedł do środka.

- Witaj Andarasie ja tylko na moment wpadłem zobaczyć co u ciebie – zapytał wykonując jednocześnie skinienie głowy w stronę Kh`aadza na znak powitania

Widząc że elf jest nieprzytomny strażnik podszedł cicho do krasnoluda i ściszonym głosem zapytał.

- Co z nim?
- Wyżyje, ale blisko było... Nadal słaby, trochę bredził przez sen, ale odzyskał przytomność, wyczerpany jakiś, śpi co chwila...- odparł Kh`aadz.

- Silny jest to poradzi sobie i wyliże się. Może to i dobrze, że śpi bo inaczej pewnie gotów już z łóżka wyłazić. Dobrze, że byłeś w pobliżu bo inaczej nie wiadomo jakby się to skończyło – rzekł na pocieszenie krasnoluda Endymion.

- Nie dość blisko jednak... O piczy włos...Ehhh szkoda gadać - Kh’aadz westchnął, nadal lekko przygarbiony na taborecie.

-Ciekawe co z Perłą, nie pokazał się jeszcze – zagadnął Endymion wyczuwając przygnębienie w głosie krasnoluda.

- Pewnie wyniuchał interes do zrobienia gdzieś indziej... Albo koniunktura mu nie spasowała. No... Albo po prostu miał pecha... - krasnolud dokończył wzruszając ramionami.

- Albo leży gdzieś w rynsztoku... bo interes nie wyszedł jak należy – skwitował rozmowę strażnik szykując się do wyjścia.

Po tych słowach Endymion wyszedł z pomieszczenia najciszej jak umiał żaby nie obudzić śpiącego. Po opuszczeniu komnaty Andarasa udał się do swojej, gdzie spakował swoje rzeczy by być gotowemu wyruszyć w drogę. Nie chciał już dłużej przebywać w tym mieście, jedyne co pozostało mu tutaj do zrobienia to pożegnanie przyjaciela. Gdy płomienie trawiły ciało nielicznie zgromadzeni w milczeniu ze spuszczonymi głowami wpatrywali się w płonący stos. Zachodzące słońce pogrążało świat w ciemnościach i tak samo działo się z umysłem Endymiona. Nawet gdy wszyscy się rozeszli długo jeszcze stał samotnie wpatrując się w dogasający żar, nie mógł tak po prostu odwrócić się i odejść. Po prostu nie mógł.

Późną nocą wszedł razem z przyjaciółmi i królem wraz z obstawą na pokład okrętu królewskiego. Gdy wszyscy byli już na pokładzie, podniesiono trap, odwiązano cumy, rozwinięto żagle i okręt zaczął powoli sunąć po wodzie. Następny przystanek Lond Daer. Spływ trwał cztery dni i jedyne co było godne uwagi to zmieniające się krajobrazy za burtą. Po dotarciu do Lond Daer okręt się zatrzymał na kilka godzin. Uzupełniono zapasy prowiantu wnosząc liczne beczki i owinięte grubym sznurem pakunki na pokład. Całą operację nadzorował dość chaotycznie bosman pokrzykując i wymachując rękami, czemu przyglądał się uważnie Endymion bawiąc się nożem. Już po chwili tragarze portowi i pomagający im marynarze najchętniej wyrzucili by bosmana za burtę mając już dość przestawiania i przenoszenia ładunków z konta w kąt według nie zawsze jego słusznego uznania. W dodatku ku radości niemego obserwatora bosman wdał się w sprzeczkę z kucharzem, chcącym aby część pakunków zaniesiono bezpośrednio do kuchni.
Król z obstawą zszedł na ląd, jak się później dowiedział Endymion zostawić wieść o śmierci Lorda Derufina dla jego brata i żony oraz przeuroczej córki otrutego Lorda, która była narzeczoną zaginionego syna Lorda Adrahilasa z Dol Amroth. Endymion również zszedł na ląd ale tylko po to aby rozprostować nogi przed długim rejsem do Dol Amroth.

Przez cały okres rejsu morze było nad wyraz spokojne, toteż ta część podróży przebiegała gładko i bez problemów. Już wkrótce powinni dotrzeć do zatoki Belfalasu i ujrzeć Dol Amroth. Podczas tego czasu Endymion niewiele miał do roboty, toteż miał dużo czasu na przemyślenie ostatnich wydarzeń. A było się nad czym zastanawiać bo od momentu kiedy pewnego mroźnego zimowego wieczora pojawił się w karczmie Pod Mostem wiele się zmieniło. I były to zmiany zdecydowanie niekorzystne, nie licząc słodziutkiej Amei, która gotowa była wyruszyć z nim w świat. Ale to tylko jeden powód do radości w morzu cierpienia i rozpaczy w którym pogrążył się świat toczony plugawą zarazą. A i ten promyczek z pewnością zgasł. Endymion wolał nie myśleć jaki los spotkał rodzinę karczmarza jeśli w porę nie uciekli. Co do Amei sam nie wiedział czego od niej chciał, przecież całe życie nie może być psem króla, spuszczanym ze smyczy gdy trzeba będzie odwalić brudną robotę. Tak jak Golin, po śmierci którego Endymion zdał sobie sprawę z tego, że nie chce tak skończyć. Myśl o miejscu do którego zawsze chciało by się wracać już jakiś czas temu zakiełkowała w umyśle strażnika, toteż podczas ostatniej rozmowy z córką karczmarza prosił ją o zaczekanie do następnej zimy kiedy to znowu się zjawi. Wiedział , że jest to mało prawdopodobne, a może nawet niemożliwe, ale chciał zostawić za sobą nie spalony most, z którego będzie mógł skorzystać w razie gdy taka potrzeba zajdzie. Ale niebezpieczeństwo, które zawisło na wszystkimi mieszkańcami świata obróciło te plany o wygodnym życiu w niwecz. Dodatkowo umysł podtruwał lęk o rodzinne strony, które na pewno znajdą lub znalazły się na drodze któregoś z orczych oddziałów.

Kolejna bezsenna noc na morzu podczas której strażnik wpatrując się nocne niebo walczył sam ze sobą. Po śmierci Golina takich nocy było wiele, dużo za wiele.
 
ThRIAU jest offline