Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2011, 18:40   #14
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Kaesh Olderra, cholera-wie-gdzie, „Bogini Mórz”

Zwiedzenia statku z jednej strony zadowoliło Kaesha, ale z drugiej wprawiło go w nieco mieszany nastrój. Z pewnością cała załoga Bogini Mórz składała się z wyjątkowych osobowości, które były… specyficzne. Delikatnie mówiąc. Szczęśliwie jednak poza Arielem, którego Riv ominął szerokim łukiem, nie przytrafiło mu się nic gorszego, bo chyba by wtedy zwątpił w sens istnienia.

Po tym jak pirat zwany Dudusiem przedstawił mu swój specyfik, Kaesh nie wahał się zbyt długo. Przystanął tuż za grupką mężczyzn okupujących kociołek i spoglądał im nad ramieniem z ciekawością przez kilka minut, przyglądając się jak „cudowne lekarstwo” bulgoce w żelaznym garze.
- I mówicie, że to działa? – zapytał z mieszanymi uczuciami. Zapach nie był zbyt zachęcający. – Polejcie mi trochę. Sam się przekonam.
Piraci spoglądali na Olderrę podejrzliwie, żaden się jednak nie odzywał.
- Oczywiście, że działa! Oczywiście! - naburmuszył się ten, co to akurat wywar pichcił, po chwili jednak twarz mu pojaśniała, gdy dowiedział się, że ‘Nowy Kapitan’ sam chce napoju spróbować. Obwiesie polali więc lekarstwo obwicie, zadowoleni najwyraźniej z tej formy bratania się z ludem, i podali kubek Kaeshowi. Trzeba jednak przyznać, że przełknięcie tegoż cholerstwa, wymagało nie lada siły woli. Specyfik przypominał trochę glony w galarecie, zapachem zaś przywodził na myśl ser zawinięty w znoszone skarpety. Całość okraszona była delikatną nutą ziołowego smaku. Patrząc więc w czeluść naczynia, człowieka musiała przejść wątpliwość, czy aby ten wywar nie pogorszy tylko skacowanego stanu.
- Chyba nie chcę wiedzieć z czego to robicie, mam rację? – zapytał niemrawo Kaesh, gdy dostał kubeczek. Powąchał ostrożnie napar i wzdrygnął się wyraźnie; wszystkie nudności, które ominęły go do tej pory, właśnie postanowiły wrócić i ujawnić swoją obecność.
Pies to jebał, piłem gorsze rzeczy – mruknął w końcu i wychylił naczynie do dna. Odkrył przy tym, że całe to paskudztwo robione jest chyba na bazie alkoholu, bo smak miało mocny i ognisty. Naraz przeszło mu przez myśl, że było to posunięcie samobójcze, mdłości bowiem jeszcze się umocniły, w głowie zakręciło a w oczach zajaśniało. Aż dziw, że nogi się pod nim nie ugięły, a szemrzące w brzuchu konwulsje nie ekslodowały cuchnącymi wnętrznościami. Czyżby to był środek przeczyszczający? Otóż nie. Po krótkiej chwili dolegliwości wszystkie poczęły bowiem zanikać, aż w końcu wyparowały, zabierając z sobą nieprzyjemnego kaca. Teraz Kaesh mógł czuć się co najwyżej zmęczony.
Przymknął oczy, pozwalając sobie na chwilę odsapnięcia i koncentracji, na wypadek gdyby nudności zaczęły powracać. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, więc mężczyzna spojrzał na puste naczynie, które trzymał w dłoni, po czym przeniósł wzrok na piratów.
- Gdyby to ode mnie zależało to kazałbym to produkować masowo… – powiedział w końcu, nie kryjąc zaskoczenia i konsternacji. – Smakuje jak trzytygodniowa ryba, ale niech mnie szlag, jeżeli nie działa…
- A, mówiłem, mówiłem! - odezwał się pichcik z dumą - No tak, możnaby na tym i nieźle zarobić, ale po pierwsze, to nie każdy wierzy na słowo, że to paskudztwo działa, a po drugie... - i tutaj ściszył głos do szeptu - Kapitan zabrania produkowania i spożywania tego!
- No tak. Piracka reputacja mogłaby ucierpieć, gdyby ktoś z lądu usłyszał, że zamiast leczyć kaca rumem, korzysta się z ziołowych specyfików – Riv parsknął krótko, po czym oddał kubek. – To lepiej, żeby was z tym nie namierzył. Morze mi świadkiem, że będę z tego w przyszłości korzystał. Z chęcią.
- Uch, z tego, co wiem, to pańska przyszłość już nie taka długa, kapitanie. - odpowiedział kuchta, z miną kogoś, kto niebardzo wie, czy powinien ośmielać się na takie uwagi - A w tajemnicy kapitanowi powiem, że przepis na to ustrojstwo dostałem z innego statku pirackiego. Mało kto się przyznaje, ale większość piratów zna ten specyfik. Hehe.
- Jaka jest szansa, że też go poznam? Czy to tajemnica pirackich kucharzy, Duduś?Kaesh wyszczerzył zęby. – Bo coś w tym jest co mówisz, że moja przyszłość niedaleka stoi pod znakiem zapytania. Ale jeżeli bym przeżył to z pewnością będę potrzebował tego specyfiku w przyszłości. Wielokrotnie.
- Haha. Jak kapitan przeżyje, to wtedy pogadamy. Myśli kapitan, że ja tanio ten przepis wykupiłem?
Kaesh machnął ręką.
- Co racja to racja. Ale liczę, że chociaż dostanę coś odrobinę w butelce na drogę.
- To kapitan się dokądś wybiera?
- O ile Rumochłon nie każe mnie utopić – odparł, wzruszając ramionami. Machnął ręką, dając znać piratom, że mogą wrócić do swoich zajęć, a samemu kontynuował swoją przechadzkę po okręcie.
Słowa Dudusia jednak sprawiły, że zaczął się nad nimi dokładniej zastanawiać. Tak naprawdę nie miał żadnej gwarancji, że Brodd go zwyczajnie nie pośle do rekinów, gdy cały ten dzień dobiegnie do końca. Tak naprawdę to nie miał żadnej gwarancji na nic.
Może pora zapytać o to samego kapitana?


Poszukiwania dziewczyny z wczorajszego wieczoru doprowadziły go aż na najniższy pokład.
Kaesh zdecydowanie nie miał serca z kamienia, chociaż chciał być za takiego uważany. W życiu by nie przyznał przed nikim, że zrobiło mu się żal dziewczyny, gdy dostrzegł w jakich warunkach jest trzymana, czy że wręcz poczuł niesmak do brodatego kapitana „Bogini Morz”, ale jego ręka zamarła w połowie drogi do kłódki klatki, gdy usłyszał ciężkie kroki na schodach. Cofnął się o krok od krat i wsadził dłonie do kieszeni, wyczekując aż piraci zejdą do niego i starając się nie oddychać przez nos. Bogowie, jak tu capiło…
Gdy usłyszał nowe wieści zamilkł na kilka sekund. W myślach zrobił szybki rachunek sumienia, ten jednak nie wypadł zbyt pozytywnie na korzyść dawnego żołnierskiego obowiązku, którym się kierował pływając po przeciwnej stronie barykady.
Teraz był przecież piratem! Prawda…?
- To zależy od tego jaki statek – odparł przezornie, odwracając się do Rumochłona i zwracając się do towarzyszącego mu mężczyzny, próbując przypomnieć sobie jego imię. – Wypatrzyliście jakąś flagę, albo oznaczenia?
Dziewczyna nie poruszyła się, nawet nie drgnęła, gdy Kaesh wyciągnął rękę w stronę jej klatki. No, może odrobinę głośniej wciągnęła powietrze, jeśli ktoś miał świetny słuch. Brodd popatrzył na Olderra, następnie na klatkę, zmarszczył czoło, ale nie odezwał się. Z kolei towarzyszący mu mężczyzna, któremu na imię było Nigel Bloodgut, odpowiedział natychmiast na zadane pytanie:
- A tak, jest flaga, ale bo ja wiem, co to za jedni. Na pewno nikt z Thedas, to chyba jakiś statek handlowy z południa.
- Dopóki to nie jest żadna z wojskowych kryp to… grabimy – odparł Kaesh, podejmując decyzję. W końcu miał pokazać jakim to jest świetnym kapitanem, psia jego mać. – Przekaż załodze, żeby ładowali armaty i cały sprzęt jaki posiada „Bogini”, oraz żeby przyszykowali swoją broń i liny z hakami. Zaraz do nich dołączę, chcę jeszcze zamienić z tobą słowo, Rumochłonie.
- Tak jest! - wykrzyknął zadowolony Nigel i ruszył pędem w górę, wykrzykując rozkazy z miną kogoś, kto cieszy się, że przynieść może dobre wieści - Grabimy! Ładować armaty, szykować sprzęt, objąć kurs, dobyć broni, aj-waj! Szykować się do ataku!... - wykrzykiwał. Rumochłon zmierzył tymczasem Kaesha badawczym spojrzeniem i odezwał się wolno.
- Tak? O co chodzi?
Kaesh odczekał aż pirat niższy rangą pójdzie przekazać rozkazy i wsadził ręce z powrotem do kieszeni, wzruszając ramionami na pytanie Brodd’ego.
Nic groźnego – zapewnił uspokajająco i odchrząknął cicho. – Po prostu zastanawiałem się... Widzisz, kapitanie, trochę już otrzeźwiałem i tak mi przyszło do głowy… Co zamierzasz ze mną zrobić, gdy ten dzień dobiegnie końca?
- No... - chrząknął Brodd - To zależy, jak dobrze się spiszesz...
- Przypuśćmy – czysto teoretycznie naturalnie – że spisałem się dobrze. I wtedy… – Riv zachęcił kapitana gestem, żeby sam dokończył.
- Wtedy, zgodnie z umową, pozwolę wam opuścić statek w nienaruszonym stanie.
- Wam? – podchwycił pytająco, przez chwilę zastanawiając się czy kapitan nie ma przypadkiem na myśli także kobiety w klatce obok.
- No wam, wam. Tobie i tej chędożonej dziewce. - Tu podbródkiem wskazał na rzeczoną klatkę.
- O – skwitował mądrze Kaesh, milknąc. Kilka sekund upłynęło mu na ponownym poukładaniu sobie planów, którymi planował się podzielić z Rumochłonem. W końcu dziewczyna niczego nie zmieniała, ale…
Zerknął przelotnie w jej kierunku, po czym pokazał kapitanowi, żeby ruszył z nim na pokład.
- Bo widzisz, wpadłem na taki pomysł… Jakbyśmy mieli drugi statek – taki handlowy na przykład, na początek – i zwerbowali drugą załogę… Bogini mogła by mieć towarzyszkę. Pomyśl tylko, Rumochłonie. Kapitan Brodd… Nie, *admirał* Brodd, na czele swojej własnej, pirackiej floty. Jak to brzmi?
- Cała flota? - jęknął Brodd jak ktoś, kogo akurat tak wielkie przedsięwzięcia nie obchodzą. - No nie wiem, kupa z tym roboty...
- Ano, pewno takKaesh kiwnął głową, ruszając po schodach niespiesznie. – Ale jakbyś miał na drugim okręcie zaufanego kapitana… Co dwa okręty to nie jeden, a z pewnością rozeszłoby się to szerokim echem po morzach i okolicznych portach. Może nawet wojskowe okręty by uciekały przed Flotą Rumochłona.
- A tak, tak, tylko widzisz, he-he. Tak się składa, że nie znam żadnego zaufanego kapitana, a poza tym... - tu przystanął i popatrzył na rozmówcę dobitnie - Im więcej ludzi, tym trudniej stłumić bunt - po czym ruszył dalej, pomiędzy ludźmi biegającymi w te i we wte, szykując statek do ataku. Kaesh zrobił buzię w niezadowolone ciup, po czym ruszył za nim, zamierzając wyczekać na abordaż na górnym pokładzie.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."

Ostatnio edytowane przez Delta : 21-07-2011 o 18:41. Powód: Nie powiem.
Delta jest offline