Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2011, 14:41   #8
Kagonesti ZW
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Hilda i Fatma:

Martha von Glaumer najwidoczniej zmęczona całym dniem, z wciąż szumiącą od alkoholu głową, niezbyt okazywała chęć do współpracy. Na szczęście impuls który wywoływało w niej każde słowo o Beniaminie skutecznie pobudzał ją do działania. Była trochę jak zepsuty termostat, który reagował tylko wtedy gdy się stuknęło w centralny punkt. W zasadzie nie było to zbyt etyczne by matkę której zaginął syn "aktywować" w tenże sposób, ale jak to się mówi: "cel uświęca środki". Tym sposobem we trójkę doszłyście na oddział komisariatu.

Kod:
12.05:1985 22:32 Sektor zachodni, sekcja czternasta. Posterunek sekcji 12-15.
Dla Fatmy i Marthy to miejsce było tym, czym dla Helgi było gdy pierwszy raz tutaj przyszła.


Brudne, trochę puste (optymista względnie nazwałby to wystrojem minimalistycznym), z niezbędnymi tu biurkami, szafkami na akta i gablotami. Na szczęście jako urzędowa instytucja miała tu nieograniczony praktycznie dostęp do energii, stąd oświetlenie wnętrza mogło nawet wskazywać, iż nie znajdujecie się w jakimś zapyziałym bunkrze pod ziemią. Nie tylko wystrój sprawiał wrażenie oszczędnego, ale też i obsługa. Raptem kilka osób, z czego prawdziwych funkcjonariuszy naliczyłyście może z trzech, a reszta personelu to typowe urzędasy będące tu raczej dla świętego spokoju, a z wyrazu twarzy wypalone rutyną i monotonią do cna. Fakt, akurat sekcja w której mieszkała Martha von Glaumer była dosyć spokojna, i Hilda doskonale wiedziała że siły porządkowe w tej chwili raczej skupiały się w mniej bezpiecznych sekcjach. I nie dało się ukryć, że drastycznie spadająca liczba rekrutów wymuszała zostawianie niektórych posterunków tylko z konieczności. Niemniej był to posterunek policji, a więc ludzie tu pracujący musieli spełniać jakieś niezbędne minimum kompetencji, więc nie pozostało nic innego jak zgłosić fakt zaginięcia dziecka odpowiedniej osobie. Po kilkunastu minutach oczekiwania do Marthy poszedł niepozorny, wychudzony mężczyzna w spranym i wypłowiałym mundurze, który beznamiętnie zaczął zadawać wszystkim pytania. Gdy uznał, że nie macie zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie, zasugerował że jesteście wolne, ale Martha musi zostać na trochę dłużej. W tej krótkiej rozmowie udało wam się jednak uzyskać cenną informację. Zanim posterunkowy zaczął wypytywać szczegółowo panią von Glaumer, to co prawda trochę od niechcenia, i mamrocząc pod nosem, ale napomknął że to nie pierwsze zgłoszenie zaginięcia dziecka w tym miesiącu. Jednak zapytany czy to może mieć coś wspólnego z tą sprawą, wzruszył ramionami i odparł że porwania w schronie są tak naprawdę czymś codziennym, i często nie są ze sobą powiązane. Tak czy siak, zgodnie z sugestią posterunkowego opuściłyście posterunek, by ratować Gunthera von Glaumer z opresji, nim zrobi coś głupiego i skończy jako poszkodowany pacjent u Fatmy. A mogło być nawet i gorzej...

[MEDIA]http://www.doom2.net/~doomdepot/music/doom%2064/level%2010%20(the%20bleeding).mp3[/MEDIA]

Kod:
12.05:1985 23:08 Sektor zachodni, sekcja dwudziesta czwarta. Obrzeża slumsów.

Zgodnie z wszelkimi stereotypami i przypuszczeniami, to naprawdę nie było miejsce które chciałoby się odwiedzać w innych okolicznościach, niż z musu.


Długie, wąskie korytarze prowadziły do serii małych placów, lub bloków niedużych mieszkań, bądź lokali. Nikt tu nie sprzątał, a za oświetlenie służyły głównie rozpalone w prowizorycznych koksownikach śmieci. Wokół pełno było ludności o potencjalnie chytrych zamiarach (tak jakby mieli je wyryte na twarzy, a przynajmniej takie odniosłyście wrażenie). Smród palonych śmieci, fekaliów, zgnilizny, brudu, pieczonej dziczyzny niewiadomego pochodzenia, i czego tam jeszcze, skutecznie posłużył jako bariera, której przekroczenie wymagało sporego wysiłku i trwałego przytykania co jakiś czas nosa do rękawa. Jednak miejscowej ludności zupełnie to nie przeszkadzało. Im dalej w głąb, tym częściej dzieci plątały się wam pod nogami (a niektóre nieporadnie lub wręcz instynktownie ocierały się o wasze kieszenie), a przestrzeń zapełniała się jedno, lub dwu-pokojowymi komórkami w których najczęściej mieszkały kilkuosobowe rodziny. Tych których nie było stać na lokum, mieszkali w namiotach lub spali na matach przy ulicy. Obie zauważyłyście, że faktycznie nie było tu elektryczności, gdyż wszelkie sprzęty które z niej korzystały były wyłączone. Mimo późnej pory, dużo ludzi wciąż piętrzyło się przy chaotycznie postawionych tu i ówdzie straganach. Większość z nich była tzw. "veltzweckstandami", czyli stoiskami "ze wszystkim". I oczywiście przy nich było głośniej, gdyż sprzedawcy i potencjalni nabywcy w zwyczaju mieli się targować. Dominował tu też handel wymienny, romowie niechętnie bowiem przyjmowali marki niemieckie. Zresztą już nie tylko oni. Wszelka waluta pod ziemią straciła na wartości, wszak nie dało się nią posmarować chleba. W tym całym harmidrze zastanawiałyście się tylko jedno: jak do cholery znaleźć Gunthera?!


Gunther von Glaumer

Pierwsza myśl, to oczywisty fakt różnicy w ubiorze i wyglądzie. Romowie mieli ciemniejszą karnację, kiedy Gunther miał cerę bladą jak rasowy german. Po drugie dałoby się go poznać po głosie, a raczej szlachetnym niemieckim akcencie, którego próżno szukać wśród cyganerii. Po trzecie wyróżniała go postura - był postawny, miał długą głowę i nieco kwadratową szczękę. Z pozoru więc rozpoznanie go było niczym dojrzenie kota w sforze psów, ale tych psów tu było tyle że nawet kot zacząłby szczekać i merdać ogonem. W dodatku dzielnica dawno przestała przypominać tej z planu wywieszonego na początku sekcji. Często tam gdzie miało być przejście, były graty lub zabite deski. A tam gdzie miała być prosta alejka, napotykałyście na ciemne labirynty (które najlepiej było jak najszybciej opuścić). A żeby tego było mało, wasza obecność zwracała uwagę niektórych, podejrzanie wyglądających mieszkańców. Może nie wyglądałyście jak arystokratki, ale i tak lepiej od niejednego tutaj odzianego. Postawność Hildy nieco wstrzymywała ich zapędy, ale zapewne tylko do czasu. Do czasu, aż ktoś z romów być może przypadkiem rozpozna w niej służbę sektorową, i zostanie przez miejscową ludność potraktowana jak szpieg. Skoro jednak te osoby zajmowały się wypatrywaniem potencjalnych ofiar, mogły też widzieć Gunthera. Pytanie, czy zaczepienie kogoś takiego, nie sprowokuje go do czegoś odważnego? A może istniał jeszcze jakiś inny, bezpieczniejszy sposób znalezienia Gunthera. Upływający czas wymagał decyzji.

Eugene:

Kod:
12.05:1985 23:12 Sektor zachodni, sekcja dwudziesta czwarta. Wnętrza slumsów.
Dzień był wyjątkowo parszywy. W tych slumsach od miesięcy było tak samo - brudno, szaro i ponuro. Co raz więcej za to namiotów i ludzi bezdomnych spiących byle gdzie. Śmieci stały się tu powszechne jak nieświeże powietrze. W rodzinie ciągłe kłótnie, w domu brakuje od paru dni światła, za granie i śpiewanie nikt już nie płaci, a cennych rzeczy mało kto nosi przy sobie. Do tego po ostatnich zamieszkach, nie jest łatwo coś wywinąć poza sekcją, gdyż władze patrzą na was jak na pomioty. A rabowanie własnych braci? Nie do końca cię kręciło, ale chyba tylko to pozostawało. Sięgnąłeś po kolejnego papierosa do paczki, ale licząc że zostały tylko trzy sztuki, powstrzymałeś się. Papierosy poza karmieniem nałogu, służyły ci do uspokojenia przed rozbojem, czy też kradzieżą. Po jednym takim wypalonym szlugu ręce nie trzęsły się tak bardzo, a serce biło w naturalnym rytmie. Byłeś wtedy jak sprawnie działająca maszyna, niczym zwierzę które z instynktownym spokojem dopada celu, po czym ślad po nim ginie. Tak, byłeś w tym naprawdę dobry. Rozmyślając o swej naturze (którą ludzie z zewnątrz nazwali by "przestępczą"), przypomniał ci się jeden goguś, który wyglądał jakby go wyciągnęli żywcem z gestapo. Miałeś mu załatwić lewą przepustkę do waszej sekcji, i eskortować go w tej dzielnicy by nic mu się nie stało. Mówił, że możesz z tego mieć spory zysk, roztaczał wizję o racjach żywnościowych załatwianych na boku, i że wróci tu za dwa dni. Jednak w pewnym momencie po prostu urwał się z widoku i tyle go widziałeś. Pół biedy, że w ramach zaliczki podarował ci stalową manierkę ze sznapsem i talon na olej napędowy. Cwaniaczek obiecał ci znacznie więcej, a ty obiecałeś że jak go znowu spotkasz, to wyprujesz to wszystko z niego, i jeśli będzie trzeba to dosłownie. Z głębokiego zamyślenia wyrwały cię krzyki kobiety dobiegające gdzieś z prawej strony. Do tego dochodził też inny krzyk, tym razem męski. Należeć musiał do jakiegoś niemiaszka, bo brzmiał zbyt czysto. Właśnie! Szybko zlokalizowałeś źródło kłótni, i twym oczom ukazał się zbawienny widok. Była nim sylwetka człowieka z zewnątrz, osoby po ubiorze ewidentnie nie narzekającej na biedę, raczej nieuzbrojony. a w dodatku był sam. Trochę jak ofiara w klatce z lwem. Nawet przez chwilę wydawało ci się, że to wyobraźnia płata ci figla. Kto bogaty bowiem miałby ochotę tu kiedykolwiek zaglądać? Ale wszystko to działo się naprawdę. Przed tobą (plecami do ciebie!) stał wykłócający się o nie wiadomo co, z wyglądu bogaty mężczyzna spoza sekcji 24. To już nawet nie żywa okazja czyniąca złodzieja, lecz rzecz tak oczywista jak to że trawa jest zielona... a przynajmniej była, jak się mieszkało na górze.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 22-07-2011 o 18:21.
Kagonesti ZW jest offline