Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2011, 18:23   #42
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Dean siedziała i jadła ciasteczka. Nie wiedziała zbyt dużo, ale czuła się pewnie. Przecież ona się tylko broniła. W końcu w drzwiach pojawił się grubszy facet, znajomy z kuchni willi oraz spotkany już wcześniej nie kto inny, jak syn Malapartego

Nie przejęła się gośćmi, po prostu dalej oddzielając galaretkę z Delicji od biszkoptów. Ciacho zjadała, a galaretkę kładła sobie na język i powoli żuła, bo była to najprzyjemniejsza część. I pal licho tych co mówili o "harmonii", dla niej smak musiał być wyraźny. Czyli albo biszkopt, albo galaretka z czekoladą.

Mężczyźni, popatrzyli na dziewczynę Istna szara mysz, podgryzająca ciasteczka. Mechanik ukłonił się i zniknął w pomieszczeniu obok. Znajomy z kuchni uśmiechnął się przyjaźnie, za to syn Malapartego uśmiechał się... dziwnie.

Syn Malapartego był dziwny. Zapewne on sam spiskował przeciw ojcu. Debilizm. Czysty debilizm, po prostu. Po cholerę pchać się na miejsce kogoś, komu dobrze idzie praca, by to zjebać, skoro i tak pewnie niedługo odda mu pałeczkę? Oczywiście, jeśli podejrzenia co do tego synka są słuszne. A jeśli nie to pewnie jest nekrofilem lub zoofilem. Taki uśmiech raczej nie mógł być rodzinny.

- Masz nam coś do powiedzenia - zapytał się syn Malapartego, Jack Foster.

Nazwisko zmienił sobie dawno, Malaparte wydawało mu się głupie i zbyt włoskie, a on mieszkał przecież w USA.

Tak, definitywnie koleś musiał być zdrajcą. Żaden prawdziwy Włoch nie zmieniłby sobie nazwiska. W końcu nazwisko oznaczało rodzinę, a rodzina była święta. Dla Włochów. A przynajmniej tak kojarzyła. Na chwilę przerwała jedzenie ciastek, w momencie jak miała włożyć sobie następną galaretkę do ust. Spojrzałą spokojnie na obu mężczyzn. Jack był głupi, a kucharz chyba przyjazny, choć pozory mogą mylić. Zamrugała jeszcze raz.

-Ochroniarz od ruskich.-

I włożyła sobie galaretkę, spokojnie ją żując. Dobra, pomarańczowa.

- Wykrztuś ze siebie coś więcej, na przykład gdzie jest, czy coś Ci zrobił... - teraz zwrócił się ten grubszy goryl.

-Z.-

Poprawiła tego grubego. Szkoła "óczy" i "wychowóje", tak? Chyba, że się szkoły nie zdało, w pierwszej podstawówki.

-Jedziemy, on sięga po broń, celuje we mnie, leję go, leję go, leję go, leję go, akumulator, kable, jądra, "dla Rosjan, dla Rosjan", strzał, dziura w głowie.-

I teraz zrobiła inaczej. Oddzieliła trzy biszkopty od trzech galaretek i każdą kupkę danej części ciacha zjadła na raz. Potrójnie przyjemne.

Na hasło akumulator i jądra, Foster zrobił taką minę, jakby to on byłe Ericiem.

- Gdzie on jest? - kontynuował ten grybszy.

Zamrugała, z zębami wbitymi w kawałek ciastka. Spokojnie przeżuła. Zamrugała.

-Za miastem, koło drogi, na trasie tutaj-dom.-

en pulchny popatrzył na syna Malapartego.

- Jakaś nieszczęśliwa, czy co?

Ten tylko wzruszył ramionami i szyderczo się uśmiechnął.

- Nie przeszło Ci przez myśl, że trupa należy wsadzić do bagażnika?

Spojrzała na niego z obrzydzeniem.

-Ja nie jestem nekrofilką, Ty się baw z trupami jak chcesz.-

Pierwsze składne zdanie, poparte dziwną miną "Kurwa-jesteś-obrzydliwy", a potem wróciła do swoich ciastek.

- Opłacanie policji to jedno, zastawianie niezbitych dowodów na środku drogi, to drugie. A to że mamy zamiar zakopać to truchło, to tylko po to aby nie zamknęli nam dobrego kierowcy. Co by się stało w najgorszym wypadku.

A niby kto wskaże komuś, że to ona? Wiedzieli, że mają jeszcze jakiś kapusiów w swoich szeregach?

-Włosi nie smażą jajek, nie sadyści. Polacy sadyści, gnoje. Na ich konto pójdzie.-

- Włosi tylko przetrącają kulasy, zrywają paznokcie na żywca lub karzą zjadać własne bebechy... Ale dosyć o rozrywkach, trup pracował dla nas, strzeliłaś mu w głowę ze swojej broni, w dodatku jechał z tobą samochodem, a mógł zadzwonić do ruskich czy polaków, a nie tylko my płacimy dolę policji.

Spojrzała na niego. Jak na idiotę, poważnego i nieuleczalnego idiotę.

-Ja miałam zawieźć wóz. To Don nie zauważył zdrady i to Don chciał by ochroniarz jechał.-

- Bo to Don jest szefem tej Mafii i tym dyryguje - gdy Foster to mówił, gestykulował jakby tłumaczył to ciężkiemu przypadkowi debilizmu.

A ona patrzyła jak na ciężki przypadek debilizmu.

-To Don jest ślepy skoro ufa komuś, kto wybitnie stara się nie trafić kogoś, kto stara się go zabić.-

- Eric pracował dla Dona od piętnastu lat, ty pracujesz od... Dwóch dni?

Wzruszyła ramionami.

-Ale to Eric był łasy na pieniądze i zdradził dla nich, nie ja.-

To była zasadnicza różnica.

- Ale skoro Eric był łasy na kasę, może być ich więcej. A ty, jako że mu przeszkodziłaś, możesz być do ostrzału. Ericowi się to nie udało, ale mogą być następni zdrajcy. Tyle zostało z tej cholernej Włoskiej solidarności

Westchnęła, ciężko. Ludzie są durni, głupi, beznadziejni. Wolała samochody.

-Idę, nudno tutaj.-

Wstała i ruszyła do drzwi. Jeśli pójdzie powolnym spacerkiem do miasta to przynajmniej się nie zmęczy.

- Ej - usłyszałaś Fostera - Musisz po sobie posprzątać. A więc wskakuj do samochodu i jedźmy po Erica, za nim nie zwęszyły go jakieś psy

Przewróciła oczyma. Irytujący ludzie. Ale już wsiadła do pierwszego lepszego samochodu jaki wpadł jej w ręce, odebrała kluczyk i zapaliła silnik. Byle jak najszybciej mieć tych idiotów z głowy.



-Ale to ja ostatnim razem musiałem pakować alfonsa! Pedała ubranego na różowo, wysmarowanego jakimś gównem! Czy ty wiesz jak mi po tym ręce śmierdziały? Dotykanie różowego pedała boli! Więc teraz ty bierz pieprzonego zdrajcę i wpychaj go do bagażnika!-

Salvadore zamrugała. Cóż… ten gruby chyba przeżył traumę skoro zwierzał się z tak intymnych sekretów jak dotykanie pedała. Ale na całe szczęście ona nie musiała go dotykać. Dotknięcie osoby, która dotykała różowego pedała chyba też nie było przyjemne.

-Dobra.-

I kilka chwil później zwłoki byłego ochroniarza Don Malapartego spoczywały bezpiecznie w samochodzie, a Oczko miała traumę. Patrząc w lusterko wsteczne, próba włożenia umarlaka do bagażniku przez Fostera wyglądała tak jakby gwałcił te zwłoki. Miała rację! Ten koleś to ewidentnie nekrofil i to jeszcze bez cienia wstydu, robić to przy młodej dziewczynie. Spojrzała w bok, gdy dwójka jej „znajomych” zajęła swoje miejsca. Zamrugała, a Ci spojrzeli na nią. Z grobową miną odwróciła się w stronę kierownicy i przeszła na pierwszy bieg. Droga do rzeki minęła w całkowitej, absolutnej ciszy. Każdy nad czymś myślał, ale dla dobra ogółu lepiej nie uzewnętrzniać ich myśli.



-I raz, i dwa, i trzy…no kurwa mać, miało być na trzy!-


Głowa Erica wpadła do rzeki, choć reszta jego ciała wisiała w powietrzu. Gruby zapomniał puścić nogi denata. Oczywiście, teraz już sam musiał się poprawić, po prostu wyciągając zwłoki i samemu rzucając. Jak w Królu Lwie, gdzie ten pawian czy inna małpa pokazuje młodego lwa. Tylko w tym przypadku ten lew, Eric, wpadł do wody. Żeby ograniczyć wszelki kontakt postanowiono rozejść się w pokoju. Oczko skończyła w centrum miasta, z rękoma w kieszeniach. W kieszeniach miała również znacznie więcej, jak kilka tysięcy dolarów. To zabawne jak życie potrafi się zmienić w kilka dni, prawda?


Spojrzała w lewo. Nikogo nie było. Spojrzała w prawo. Też nikogo nie było. Sprawdziła też calutkie pomieszczenie, sufit, półki, nawet telewizor obejrzała. I bez skrępowania, choć ze sporą tremą, wyniosła ze sklepu parę rzeczy. Oczywiście nic niezwykłego. Kilka butelek coca-coli, paczka chipsów, dwie paczka draży, kilka sztuk innych słodyczy w paczkach, a na sam deser kilka jeszcze ciepłych bułek ze słonecznikiem. Spacerem dostała się do parku, gdzie znalazła sobie zasłoniętą od wszystkich stron przestrzeń, i usiadła na ziemi, rozpoczynając jeden z pierwszych oraz miejmy nadzieję, że nie ostatnich, porządnych posiłków może nie pełnowartościowych, ale na pewno sycących. Zwłaszcza dla kogoś kto i tak nie je przesadnie dużo więc nie ma zbyt pojemnego środka.
 
Kizuna jest offline