Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-07-2011, 14:10   #41
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi usiadł ciężko, biorąc telefon do ręki. Malparte oczekiwał wyjaśnień więc je dostanie.

-Kiedy wyciągaliśmy Selucciego z tego gówna, dopiero dotarło do mnie że ten polak który dowodził rozwaleniem waszego warsztatu wspominał coś o odwiedzinach u Seluccich.- odpowiedział, już serio zmęczony tym wszystkim.-Więc najprawdopodobniej bar pana Selucciego wygląda podobnie co Sokół Maltański. Nie wiem ile jest tych waszych włoskich rodzin, nie wiem o co i od jak dawna się kłócicie, ale jeśli chcecie przetrwać tą ogólną nagonkę na włochów to musicie się zjednoczyć.

Dorian przerwał, odkrywszy że gada jak jakiś nawiedzony kaznodzieja. W tym wypadku miał to jednak w dupie. Stanął po stronie włochów i nie chciał żeby byli oni stroną przegraną. W sumie to o siebie się tak strasznie nie martwił, ale nieco trapiło go jaką robotę dostała Dean. Po chwili podjął dalej.

-Za atakiem na dom Selucciego stoją rosjanie dowodzeni przez Isaka Katiuszkę z portu. Was za to męczą polacy i do tego dochodzi do tego Yakuza która zgarnęła zastępcę Selucciego... Nie wiem czy do tej pory nie prowadziliście wojny, czy też ci cholerni słowiańce zapomnieli o jakichkolwiek hamulcach, ale musicie coś ze sobą zrobić. I do jasnej cholery, nie macie opłaconego nikogo w policji żeby zrobił tym pieprzonym polaczkom wjazd na chatę?!

W takich momentach Zibi nie przejmował się pochodzeniem, płcią czy kolorem skóry. W takich chwilach dzielił ludzi na trzy grupy. Przyjazną, obojętną i wrogą. Ludzie zawora znaleźli się w tej ostatniej.

W samym szulerze zaczęły powoli zachodzić pewne zmiany. Co dziwniejsze, mężczyzna nie miał nic przeciwko. Po okresie nędzy i walki o byt odkrył że tylko w europie mógł żyć tak jak żył do tej pory. Ameryka zaś zmienia ludzi. Pochłania ich i niszczy od środka.

Mężczyzna ponuro rozłączył się, wiedząc że w razie czego Malparte oddzwoni do Louisa. Spojrzał ponuro na komórkę.

-Mi też przydałby się telefon.- mruknął i wyszedł z pomieszczenia.

Znalezienie jakiegoś lombardu gdzie kieszonkowcy spylali telefony nie było trudne. Dorian kupił jakiś w miarę przyzwoity model za pięćdziesiąt dolców i na wejściu wykasował tonę smsów oraz niepotrzebnych kontaktów. Po kwadransie wrócił do domu lekarza taksówką i podał swój nowy numer Louiemu. Nie wiedzieć czemu miał ochotę ochrzcić go Armstrongiem, ale nie wiedział czy spodobałby mu się taki pseudonim.

Gangster skinął głową.

-Dobra... Przekażę twój numer Malpartemu.- zmarszczył brwi, widząc jak mężczyzna wychodzi.-A ty dokąd?

-Trochę odpocząć... Będę wieczorem.

Zibi nie myślał o sobie nigdy w kategorii dziwkarza czy maniaka panien lekkich obyczajów. Ostatni raz kupił sobie kobietę na noc kilkanaście lat temu, jako pijany gówniarz. Nie czuł z tego powodu wstydu, ale od tego czasu odkrył że o wiele lepiej smakuje seks z uwiedzioną kobietą.

W tym wypadku nie miał czasu ani na dziwki, ani na podryw. Dlatego złapanej na szybko taksówce kazał się dowieść do najbliższego klubu ze striptizem, gdzie można było pograć w karty. Takie miejsce miało kilka zalet, a jednymi z największych były nagie panny i to że innie gracze zwykle gapili się na nie a nie na karty.

Dorian bez większych problemów dostał się do środka, rzucając bramkarzowi w biegu dwadzieścia pięć dolców. Wywinięta na drugą stronę koszula świetnie maskowała plamy. Z resztą w środku było tak ciemno że i tak nikt na nie nie zwróciłby uwagi. Zibi uśmiechnął się lekko, widząc tłumy gówniarni na parkiecie, stada napalonych facetów pod rurami tancerek oraz grupy hazardzistów, udających że gra jest ciekawsza od ponętnych lasek wirujących w nagim tańcu.

Po raz pierwszy od dawna Zibi poczuł że wraca do życia.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 21-07-2011 o 12:43.
Makotto jest offline  
Stary 22-07-2011, 18:23   #42
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Dean siedziała i jadła ciasteczka. Nie wiedziała zbyt dużo, ale czuła się pewnie. Przecież ona się tylko broniła. W końcu w drzwiach pojawił się grubszy facet, znajomy z kuchni willi oraz spotkany już wcześniej nie kto inny, jak syn Malapartego

Nie przejęła się gośćmi, po prostu dalej oddzielając galaretkę z Delicji od biszkoptów. Ciacho zjadała, a galaretkę kładła sobie na język i powoli żuła, bo była to najprzyjemniejsza część. I pal licho tych co mówili o "harmonii", dla niej smak musiał być wyraźny. Czyli albo biszkopt, albo galaretka z czekoladą.

Mężczyźni, popatrzyli na dziewczynę Istna szara mysz, podgryzająca ciasteczka. Mechanik ukłonił się i zniknął w pomieszczeniu obok. Znajomy z kuchni uśmiechnął się przyjaźnie, za to syn Malapartego uśmiechał się... dziwnie.

Syn Malapartego był dziwny. Zapewne on sam spiskował przeciw ojcu. Debilizm. Czysty debilizm, po prostu. Po cholerę pchać się na miejsce kogoś, komu dobrze idzie praca, by to zjebać, skoro i tak pewnie niedługo odda mu pałeczkę? Oczywiście, jeśli podejrzenia co do tego synka są słuszne. A jeśli nie to pewnie jest nekrofilem lub zoofilem. Taki uśmiech raczej nie mógł być rodzinny.

- Masz nam coś do powiedzenia - zapytał się syn Malapartego, Jack Foster.

Nazwisko zmienił sobie dawno, Malaparte wydawało mu się głupie i zbyt włoskie, a on mieszkał przecież w USA.

Tak, definitywnie koleś musiał być zdrajcą. Żaden prawdziwy Włoch nie zmieniłby sobie nazwiska. W końcu nazwisko oznaczało rodzinę, a rodzina była święta. Dla Włochów. A przynajmniej tak kojarzyła. Na chwilę przerwała jedzenie ciastek, w momencie jak miała włożyć sobie następną galaretkę do ust. Spojrzałą spokojnie na obu mężczyzn. Jack był głupi, a kucharz chyba przyjazny, choć pozory mogą mylić. Zamrugała jeszcze raz.

-Ochroniarz od ruskich.-

I włożyła sobie galaretkę, spokojnie ją żując. Dobra, pomarańczowa.

- Wykrztuś ze siebie coś więcej, na przykład gdzie jest, czy coś Ci zrobił... - teraz zwrócił się ten grubszy goryl.

-Z.-

Poprawiła tego grubego. Szkoła "óczy" i "wychowóje", tak? Chyba, że się szkoły nie zdało, w pierwszej podstawówki.

-Jedziemy, on sięga po broń, celuje we mnie, leję go, leję go, leję go, leję go, akumulator, kable, jądra, "dla Rosjan, dla Rosjan", strzał, dziura w głowie.-

I teraz zrobiła inaczej. Oddzieliła trzy biszkopty od trzech galaretek i każdą kupkę danej części ciacha zjadła na raz. Potrójnie przyjemne.

Na hasło akumulator i jądra, Foster zrobił taką minę, jakby to on byłe Ericiem.

- Gdzie on jest? - kontynuował ten grybszy.

Zamrugała, z zębami wbitymi w kawałek ciastka. Spokojnie przeżuła. Zamrugała.

-Za miastem, koło drogi, na trasie tutaj-dom.-

en pulchny popatrzył na syna Malapartego.

- Jakaś nieszczęśliwa, czy co?

Ten tylko wzruszył ramionami i szyderczo się uśmiechnął.

- Nie przeszło Ci przez myśl, że trupa należy wsadzić do bagażnika?

Spojrzała na niego z obrzydzeniem.

-Ja nie jestem nekrofilką, Ty się baw z trupami jak chcesz.-

Pierwsze składne zdanie, poparte dziwną miną "Kurwa-jesteś-obrzydliwy", a potem wróciła do swoich ciastek.

- Opłacanie policji to jedno, zastawianie niezbitych dowodów na środku drogi, to drugie. A to że mamy zamiar zakopać to truchło, to tylko po to aby nie zamknęli nam dobrego kierowcy. Co by się stało w najgorszym wypadku.

A niby kto wskaże komuś, że to ona? Wiedzieli, że mają jeszcze jakiś kapusiów w swoich szeregach?

-Włosi nie smażą jajek, nie sadyści. Polacy sadyści, gnoje. Na ich konto pójdzie.-

- Włosi tylko przetrącają kulasy, zrywają paznokcie na żywca lub karzą zjadać własne bebechy... Ale dosyć o rozrywkach, trup pracował dla nas, strzeliłaś mu w głowę ze swojej broni, w dodatku jechał z tobą samochodem, a mógł zadzwonić do ruskich czy polaków, a nie tylko my płacimy dolę policji.

Spojrzała na niego. Jak na idiotę, poważnego i nieuleczalnego idiotę.

-Ja miałam zawieźć wóz. To Don nie zauważył zdrady i to Don chciał by ochroniarz jechał.-

- Bo to Don jest szefem tej Mafii i tym dyryguje - gdy Foster to mówił, gestykulował jakby tłumaczył to ciężkiemu przypadkowi debilizmu.

A ona patrzyła jak na ciężki przypadek debilizmu.

-To Don jest ślepy skoro ufa komuś, kto wybitnie stara się nie trafić kogoś, kto stara się go zabić.-

- Eric pracował dla Dona od piętnastu lat, ty pracujesz od... Dwóch dni?

Wzruszyła ramionami.

-Ale to Eric był łasy na pieniądze i zdradził dla nich, nie ja.-

To była zasadnicza różnica.

- Ale skoro Eric był łasy na kasę, może być ich więcej. A ty, jako że mu przeszkodziłaś, możesz być do ostrzału. Ericowi się to nie udało, ale mogą być następni zdrajcy. Tyle zostało z tej cholernej Włoskiej solidarności

Westchnęła, ciężko. Ludzie są durni, głupi, beznadziejni. Wolała samochody.

-Idę, nudno tutaj.-

Wstała i ruszyła do drzwi. Jeśli pójdzie powolnym spacerkiem do miasta to przynajmniej się nie zmęczy.

- Ej - usłyszałaś Fostera - Musisz po sobie posprzątać. A więc wskakuj do samochodu i jedźmy po Erica, za nim nie zwęszyły go jakieś psy

Przewróciła oczyma. Irytujący ludzie. Ale już wsiadła do pierwszego lepszego samochodu jaki wpadł jej w ręce, odebrała kluczyk i zapaliła silnik. Byle jak najszybciej mieć tych idiotów z głowy.



-Ale to ja ostatnim razem musiałem pakować alfonsa! Pedała ubranego na różowo, wysmarowanego jakimś gównem! Czy ty wiesz jak mi po tym ręce śmierdziały? Dotykanie różowego pedała boli! Więc teraz ty bierz pieprzonego zdrajcę i wpychaj go do bagażnika!-

Salvadore zamrugała. Cóż… ten gruby chyba przeżył traumę skoro zwierzał się z tak intymnych sekretów jak dotykanie pedała. Ale na całe szczęście ona nie musiała go dotykać. Dotknięcie osoby, która dotykała różowego pedała chyba też nie było przyjemne.

-Dobra.-

I kilka chwil później zwłoki byłego ochroniarza Don Malapartego spoczywały bezpiecznie w samochodzie, a Oczko miała traumę. Patrząc w lusterko wsteczne, próba włożenia umarlaka do bagażniku przez Fostera wyglądała tak jakby gwałcił te zwłoki. Miała rację! Ten koleś to ewidentnie nekrofil i to jeszcze bez cienia wstydu, robić to przy młodej dziewczynie. Spojrzała w bok, gdy dwójka jej „znajomych” zajęła swoje miejsca. Zamrugała, a Ci spojrzeli na nią. Z grobową miną odwróciła się w stronę kierownicy i przeszła na pierwszy bieg. Droga do rzeki minęła w całkowitej, absolutnej ciszy. Każdy nad czymś myślał, ale dla dobra ogółu lepiej nie uzewnętrzniać ich myśli.



-I raz, i dwa, i trzy…no kurwa mać, miało być na trzy!-


Głowa Erica wpadła do rzeki, choć reszta jego ciała wisiała w powietrzu. Gruby zapomniał puścić nogi denata. Oczywiście, teraz już sam musiał się poprawić, po prostu wyciągając zwłoki i samemu rzucając. Jak w Królu Lwie, gdzie ten pawian czy inna małpa pokazuje młodego lwa. Tylko w tym przypadku ten lew, Eric, wpadł do wody. Żeby ograniczyć wszelki kontakt postanowiono rozejść się w pokoju. Oczko skończyła w centrum miasta, z rękoma w kieszeniach. W kieszeniach miała również znacznie więcej, jak kilka tysięcy dolarów. To zabawne jak życie potrafi się zmienić w kilka dni, prawda?


Spojrzała w lewo. Nikogo nie było. Spojrzała w prawo. Też nikogo nie było. Sprawdziła też calutkie pomieszczenie, sufit, półki, nawet telewizor obejrzała. I bez skrępowania, choć ze sporą tremą, wyniosła ze sklepu parę rzeczy. Oczywiście nic niezwykłego. Kilka butelek coca-coli, paczka chipsów, dwie paczka draży, kilka sztuk innych słodyczy w paczkach, a na sam deser kilka jeszcze ciepłych bułek ze słonecznikiem. Spacerem dostała się do parku, gdzie znalazła sobie zasłoniętą od wszystkich stron przestrzeń, i usiadła na ziemi, rozpoczynając jeden z pierwszych oraz miejmy nadzieję, że nie ostatnich, porządnych posiłków może nie pełnowartościowych, ale na pewno sycących. Zwłaszcza dla kogoś kto i tak nie je przesadnie dużo więc nie ma zbyt pojemnego środka.
 
Kizuna jest offline  
Stary 23-07-2011, 15:19   #43
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jerycho walnął się na łóżku. Moje... to wszytsko jesty moje. No... w każdym razie póki szpieguję Polaków, ale to i tak fajna świadomość. Pod telewizorem był nawet stary magnetowid. Zaraz skoczył to wypożyczalni kaset po Seksmisję, po drodze kupił naczosy i piwo. Tak spędził popołudnie. Spróbował się skontaktować z Aleksandrem, ale nie odbierał. Wzruszył ramionami. Może wyłączył komórkę i nawet nie zauważył. Skoro nigdy ich nie używał to całkiem możliwe. Po obejrzeniu filmu podliczył swoją kasę. Miał trzy kafle, dwa wydał na Ryuketsu, czterysta na kamizelkę i dostał dwie setki. Plus drobne wydatki. Nieco poniżej 800 dolców. Nosz ja pierdziele. Porównując z sytuacją sprzed dwóch dni to majątek. Zaraz ktoś go porwie i zarząda okupu. Hehe. Chwila. To nie śmieszne. Może to jest dzielnica Polaków, może i jest chroniona przez na... ich chłopców ale jednak lepiej nie paradować z taką forsą. Poszedł do łazienki i rozejrzał się po niej. Na półce stało kilka podstawowych kosmetyków. Pół tubki pasty do zębów, kubek, mydło, szczoteczka, którą zaraz wyrzucił i jakiś krem do twarzy. Otworzył go i powąchał. Nigdy nie korzystał. Skórę twarzy zawsze miał delikatną, co uważał za śmieszny i nieco żałosny kontrast do całokształtu, a dłonie powinny być szorstkie. Wygrzebał resztki, wywalił do kibla, umysł po czym umył dokładnie używając mydła, by nie był tłusty. Poskładał siedem studolarówek w kostki i zamknął w środku. Potem wyskoczył jeszcze na dwa piwa ze Slavkiem i Dawidem. Dzień zakończył poruszawszy się trochę. Pobiegał po mieście w stylu yamakasi. Potem zjadł coś na dzielnicy i poszedł spać.
 
Arvelus jest offline  
Stary 23-07-2011, 22:22   #44
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
"Pierdolone pseudopolaczki" - mruknął kiedy był już daleko od swojego miejsca podglądania. Skoro nie może sobie popracować to zrobi sobie przerwę. Zjechał do miłego baru. Aleks ma ostatnio świra na punkcie ładnych i zgrabnych kelnerek, barmanek i innych bo w środku dojrzał przynajmniej jedną taką osobę.

Kawa smakowała kawą, nic specjalnego. Na zewnątrz rozległ się pisk opon, Aleks w ogóle nie zwróciłby uwagi na niego jakby biały ford nie zatrzymał się przed oknem, które mieściło się obok stolika polaka i kilka sekund później nie wparowało do baru dwóch czarnuchów z klamkami drąc się jak podczas zbliżenia płciowego w wersji latexo-hardcore. Oczywiście prosili o datek. Kiedy bambus trafił do Aleksa ten zaczął konwersację:
- Don Malaparte chyba nie będzie zadowolony jak obrobicie jego człowieka.
- W dupie go mam! - powiedział murzyn, nieprzyjemnym, nosowym głosem niczym królik Bugs - Dawaj kasę! Nie wierzę Ci!
- Ciekawe czy powiesz mu to prosto w twarz jak będziesz wisieć w rzeźni na haku z poobcinanymi palcami - odgryzł się nieco drżącym głosem - Wokół baru jest pełno ludzi pana Malapartego, widzą cię w tej chwili i rozpoznają jak mnie zabijesz. Reszty się domyśl
Bambus popatrzył na swoich przyjaciół - Ci tylko wzruszyli ramionami. Czyli pozostaje czekać na niebieskich misiów, super. Aleks, aby nie zepsuć wrażenia zachowywał spokój i wziął właśnie łyk kawy jakby nigdy nic.
Murzyn zaś krzyknął: - To czemu Cie nie ma u Włochów! Kasa!
- Dlatego że trzeba się rozwijać na różne dzielnice, radziłbym pilnować waszych spelun i melin bo jak się okaże, że teraz się ładnie fajczą to nie będzie wesoło.
- Zegarek! Zdejmuj go! - wrzasnął, wskazując na niego
- Jest przecież tu na ścianie - wskazał na czerwony zegarek wskazówkowy wiszący na ścianie za barem - Jest lepszy bo może być na ścianie. A jak chcesz tego to mogę ci go kopsnąć za... 10 dolców?
- Nie denerwuj mnie! Dawaj portfel - i praktycznie wsadził rękę do Aleksowej kieszeni.
Polak zaś capnął go za piłeczki i zacisnął mocno. Murzyn pisnął niczym gwizdek, a Aleks wykorzystując przewagę drugą ręką złapał za jego ubranie i rzucił w stojącego bliżej przydupasa.
Mężczyzna upadł tuż przed swoim kolegą. Padł strzał. Ludzie zaczęli biegać, niczym przedszkolaki przeszkadzając sobie wzajemnie. Ktoś z obsługi, szamocze się z rzezimieszkiem, trzymającym strzelbę. Barmanka wyciąga zza kontuaru Colta M1911, strzela do uciekających w popłochu dwóch czarnych, ten trzeci leży przyciśnięty kolanem przez kucharza i z przyłożoną strzelbą do głowy.
Nagle grupka osób, zbiera się nad Aleksem. Z przerażeniem spostrzega ranę postrzałową w lewej łopatce.
Z daleka słychać policję. Aleks nie ma zamiaru uciekać, trudno najwyżej pójdzie siedzieć, albo umrze od tej rany.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 23-07-2011, 23:19   #45
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Dorian „Zibi” Zibowski

Runąłeś do stolika, zostałeś szybko przyjęty, pokazując gotówkę. Karty poszły w tas, pierwsze rozdania. Wszyscy, prócz jednego gracza gapili się na panienki. Sam przybytek dodatkowo był ociemniony. Idealne miejsce dla Ciebie. Nawet zapomniałeś o swoich wszystkich przygodach, o zażartych walkach pomiędzy Polakami i Włochami, Włochami i Ruskimi, Włochami i Japończykami…
To wszystko poszło gdzieś daleko, gdzieś w niwecz.
Twój rywal, bacznie się Ci przyglądał, ale i on się obracał czasami do panienek, z wyszczerzonymi zębami. Tak samo robiłeś ty sam, ale tylko do niepoznaki. Nie musiałeś patrzeć na karty, by nimi zręcznie manipulować.
Po skończonej grze i zarobieniu pół tysiące dolców, ktoś rzucił hasło że oszukiwałeś!
- Spokojnie Panowie, obserwowałem tego Pana. Grał uczciwie – powiedział twój najzapalczywszy przeciwnik – A teraz wybaczcie, chcę porozmawiać z naszym nowym graczem. Co Pan pija? Ja stawiam – odezwał się spokojnie jegomość.
Był ubrany w ciemną koszulę i czarne dżinsy. Nie był jakimś strasznie wyglancowanym lalusiem. Czekał na twoją odpowiedź.

Dean "Oczko" Salvadore

Tak, to było to. Co tam dodatkowe kilogramy, kto by je pilnował, kiedy miałaś w ustach przyzwoity posiłek. Ale oszczędność, rzadko kiedy popłaca. W końcu miałaś w kieszeniach naprawdę sporo kasy. Ale tym razem, na szczęście oszczędność ponad miarę, nie miała swojej negatywnej strony. Ruszyłaś szukać pracy, choć wiedziałaś że prędzej, czy później Polacy lub Włosi upomną się o nią.
Szłaś ulicami Empire Bay, kiedy niespodziewanie znalazłaś się pod jakimś wielkim warsztatem. Duże grafitti nad czterema wjazdami, były w języku Hiszpańskim.
"Circulo del infierno".
Miałaś dobre przeczucie, więc weszłaś do niego przez umieszczone na samym końcu drzwi.
W środku zauważyłaś ztuningowane samochody, cztery maszyny. Toyota Supra, Dodge Viper, Ford Mustang i Mitsubishi Lancer Evolution V. Wszystkie miały te same emblematy na szybach.
Przy samochodach, pracowało kilka osób. Latynosi w większości, ale byli też jasno biali ludzie. Przy biurku siedział zasłużony już Hiszpan, lub Meksykanie z licznymi tatuażami.
Nikt, nawet on, nie okazywał zainteresowania twoją osobą.

Jerycho Czarnecki

Obudziłeś się rano, śniła Ci się ojczyzna. Że Polska, była wielkością zbliżona do USA. Wszędzie były Polskie sklepy i Polacy. Na ulicy leżały dolary, z podobiznami polaków. Tym siedziałeś na szczycie Rys na złotym tronie, trzymając w ręku Ryuketsu ze szczerego złota, powlekanego mahoniem. Czułeś się królem tego świata.
Dopóki na twój kraj nie najechali Włosi, ze swoim obrzydliwym, jak Ci się wydawało we śnie językiem i potrawami, gdzie wyrzucali Polaków ze swoich restauracji, robiąc tam knajpy włoskie.
I wtedy zszedłeś ze wzgórza i chcąc ich ukarać, usłyszałeś wystrzał. W śnie upadałeś martwy, na jawie poderwałeś się łóżka.

Nie wiedziałeś co oznaczał sen, choć był cholernie dziwny. Do tego z początku nie poznawałeś miejsce, w którym się obudziłeś. Ale wiedziałeś, że niebawem będziesz musiał iść na pociąg i załatwić pewną robotę z nowymi znajomościami.

Aleksander Zduński

Policja wpadła do środka, wszyscy rzucili się na rannego Aleksa. Ponieśli go do karateki, policja naskakiwała mu. Ludzie wiwatowali, było Ci radośniej. Ktoś wrzeszczał:
- To człowiek Malapartego! Uratował nas!
Policja spojrzała na Ciebie podejrzliwie, lecz dali się cieszyć klientom i załodze obsługi tym, że uratowałeś im portfele. Nagle poczułeś ukłucie, potem widziałeś już tylko ciemność. Ocknąłeś się z bólem łopatki, kroplówką i opatrunkiem na szpitalnym łóżku. W kącie pokoju siedział znudzony policjant, czytający jakąś książkę.
Miał łysy czubek głowy i wyglądał trochę jak mnich. Ubrany był w spodnie w kant i sweterek bez rękawów.
- Witam, śpiącą królewnę – powiedział, kiedy zobaczył że na niego patrzysz – Chyba musimy coś wyjaśnić.
W kącie pokoju, cichutko grało radio:
”Nieznany do tej pory wybawca, uratował ciężko zarobione pieniądze amerykańskich podatników. Zdarzyło się to dzisiaj, w restauracji „Swojskie jadło” w Śródmieściu… – radio przestało nadawać, kiedy zezłoszczony policjant wyłączył je.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 25-07-2011, 14:07   #46
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
-Może być wszystko co nie zawiera w sobie fikuśnych owowcóW, parasolek i nienaturalnych kolorów. No, może trochę przesadziłem. Kamikaze może być.- Zibi spokojnie zebrał żetony, lustrując mężczyznę spojrzeniem.

- Jonsey! Kamikaze i białego Rosjanina podaj! - krzyknął do barmana, próbując przekrzyczeć muzykę - Dobrze Pan gra. Ma Pan talent w rękach. Nie szuka Pan pracy? - jegomość mówił z wyraźnym, niemieckim akcentem.

-A jaka dokładnie byłaby to robota?- Dorian zapytał z umiarkowanym zainteresowaniem, wypijając szybko pierwsze dwie z trzech niebieskich szklaneczek.- Bo wszystko zależy przede wszystkim od tego co miałbym robić...

- Dobrze Pan gra, pewnie też krupierstwo nie jest Panu obce.

-Swego czasu zajmowałem się tym zawodowo. Jaka stawka i gdzie?

- Mój dom, stawka... Zależy ile Pan pozwoli mi ugrać. Możemy podzielić się "fifty:fifty", chodzi o sam fakt wygranej.

-Hmmm... Kiedy? Bo ostatnio mam sporo zajęć i będę musiał się skontaktować z szefem. W ogóle, pana godność?

- Eric Hallervorden, a Pan?

-Dorian.- wyciągnął w stronę rozmówcy rękę, dopijając ostatni strzał kamikaze.- Niektórzy mówią na mnie Zibi.

- Bardzo miło poznać, Panie Dorian. Czy jest Pan zainteresowany taką pracą?

-Nie odpowiedział mi pan kiedy dokładnie miałbym robić za krupiera.

- No właśnie, tu jest problem bo termin nagli. Nie chcę nikogo z kasyna, potrzebuję wolnego strzelca. Będą tam szemrane typy, jednakże interesy przeprowadzają uczciwie, jak mi się wydaje. Dzisiaj wieczorem, o dziesiątej. Pod tym adresem - Eric pokazał wizytówkę, lecz jeszcze nie wręcza jej szulerowi.

Zibi skinął głową, biorąc wizytówkę.

-Pan chwilę poczeka. Zadzwonię do przełożonego.

Odszedł pod zacienioną ścianę sali gdzie spokojnie wystukał numer do Malpartego.

- Tak? - odezwał się rozdrażniony głos.

-Będę wam do czegoś potrzebny dzisiaj wieczorem? I co w końcu z tym barem Selucciego?

- Stało się tak jak mówiłeś, ale że zabito im prawą rękę, był zamknięty. W przeciwieństwie do nas, u nich zginęli tylko żołnierze mafii. Dzisiaj wieczorem szykujemy tylko małą akcję na Polakach, chcemy urwać im łeb. Ale bierzemy ludzi z rodzinnych, ty masz wolne.

-Świetnie. Kojarzysz Erica Hallervordena?

- Coś mi to mówi...

-Pośpiesz się, bo facet chce mnie nająć na krupiera.

- Jasna cholera... Ale to dobrze. On będzie robić interesy z kilkoma największymi przestępcami z Empire Bay. Ze mną, Zaworskim, Katiuszko, Kivralenko i Seluccim.

-Dobra... Zaraz znowu zadzwonię.

Rozłączył się spokojnie i wrócił do przyszłego pracodawcy.

-Nie widzę problemów. Załatwiłem sobie wolny wieczór. Powiedzmy że trzy setki za wieczór. Jak przeciągnie się do późnych godzin nocnych to cztery setki. Pasuje?

- Jak ulał, Panie Dorian, jak ulał. Proszę przyjść dwadzieścia minut wcześniej, co najmniej.

-Świetnie.- Zibi uściskał dłoń niemcowi i odszedł w stronę wyjścia. Za progiem zniknął w zaułku i znów zadzwonił do Malpartego.

- Kto mówi?

-No ja. Mówiłem że zaraz znów zadzwonię.

- Dobra, o Ci chodziło z tym gościem? Znasz go?

-Powiedział że dzisiaj wieczorem mam być krupierem, i ostrzegł że mogą być tam szemrane typy. Może znów załatwia jakieś interesy. Może z polakami albo yakuzą?

- Nie zrozumiałeś... Te interesy będą dzisiaj i wraz z ludźmi Selucciego chcemy utrącić wszystkie trzy głowy na raz. A więc wyposaż się w klamką i kamizelką kuloodporną.

-Wystarczy nóż? I trochę dziwnie będzie wyglądał krupier w kamizelce kuloodpornej, szefie.

- Schowasz ją pod koszulą, nie będzie za bardzo widać. A nóż też może być, ale znasz przysłowie "Pan Bóg kule nosi"? No, oni wszyscy pewnie nie będą sami. Zabiorą żony, kochanki czy damy do towarzystwa. I kilku ochroniarzy, ale niewiele. Znakiem będzie jak ja i człowiek Selucciego wyjdziemy do łazienki. Wtedy nie stój przy stole.

-Dzięki za ostrzeżenie.- Zibi skrzywił się mocno.- Do usłyszenia...

Następnie rozłączył się i już miał machnąć ręką nim zrozumiał że formalnie to nie ma gdzie iść.

Po chwili zamówił taksówkę i udał się do najbliższego sklepu z bronią. Nabycie tam kamizelki kuloodpornej nie było zbyt problematyczne, i faktycznie, nie było jej nawet za bardzo widac pod koszulą, kamizelką i marynarką. Dorian pokręcił się jeszcze po mieście i pół godziny przed czasem był już na miejscu wskazanym przez Erica.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 27-07-2011, 21:49   #47
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Z początku nie wiedział dlaczego znajduje się w szpitalu. Ale radio przypomniało mu o jego heroicznej postawie. Komunikat był co najmniej śmieszny, a fantazjował o nie wiadomo czym. Drugą sprawą był jegomość w kiczowatym sweterku. Na słowo "wyjaśnić" wnętrze Aleksa zareagowało ściśnięciem w żołądku. Czego był na tyle głupi, żeby tam zostać i czekać, zachciało mu się sławy i rozgłosu.
- A czy coś jest niejasne, proszę pana? - zapytał.
- To że nie ma Pan paszportu, był Pan widziany w restauracji Malapartego niedługo po wybuchu, potem w Polskiej dzielnicy, a teraz ludzie wykrzykują nazwisko głównego Mafiozy w Empire Bay podczas strzelaniny w barze... Co Pan na to?
- Nie mam paszportu to prawda, byłem w restauracji Malapartego niedługo po wybuchu bo znajdował się tam mój kolega i chciałem się dowiedzieć czy mu się coś stało, byłem w polskiej dzielnicy bo jestem Polakiem, a ludzie wykrzykują nazwisko głównego Mafiozy w Empire Bay podczas strzelaniny w barze ponieważ zapewne sobie pomyśleli o nim.
- Wiemy że ma Pan kontakty z Włochami. I wiemy kilka innych rzeczy.
- Czy kontakty to nie wiem, posprzątałem im raz podłogę w kuchni bo potrzebowałem pieniędzy.
Policjant zmarszczył brwi.
- A zielony Impala, rozpoznany jako skradziony i który ty, wraz z jeszcze niezidentyfikowanym kompanem otrzymaliście od mafiozów, to co?
"Pięknie, teraz zeszło na Jerycha" - pomyślał.
- Nie wiem czy był kradziony, nie pracuję w policji, a otrzymałem go tylko dlatego, aby tego dnia nie iść do domu na piechotę. Tego kompana nawet nie znam. - przewidywalne to i zbyt proste dla funkcjonariusza policji.
- Kto dostaje samochód za sprzątanie w kuchni, aby mu się nóżki nie zmęczyły! Pierdolisz Pan, możemy Pana posadzić na kilka lat i odesłać z tym wyrokiem do Polski.
- Dostaje człowiek, któremu zależy na tym, aby praca była dobrze wykonana, a że tamci pracodawcy szanowali swoich pracowników to dostałem samochód aby go potem zwrócić. Cóż, nic nie poradzę, że wsadzacie nie tych co potrzeba, efekty mogliście widzieć w tamtym barze i na moim ciele. - czuł, że coraz bardziej się pogrąża.
- To był przypadek. Pański samochód widziano też w miejscu, w którym zginęła prawa ręka Selucciego. - tutaj coś mocno dźgnęło w brzuch polaka.
- Ze śmiercią prawej ręki Selucciego nie mam nic wspólnego. Nawet tam nie przejeżdżałem.
- To doprawdy ciekawe, bo za nim Pan wsiadł do limuzyny i założył kominiarkę, uwieczniliśmy Pana na zdjęciu. Właśnie wtedy się Panem zainteresowaliśmy, to właśnie prawa ręka Selucciego była obserwowana - rzuca Ci na łóżko kilka fotek. - od tego momentu Aleks wiedział, że to jest koniec jego życia na wolności.
- Limuzyny? - spytał rozszerzając teatralnie oczy i oglądając zdjęcia.
- Cóż, nie przypominam sobie żebym woził się limuzynami, a mogę przysiąc, że przez ostatni czas nie piłem, ani nie ćpałem.
- Nie rżnij Pan głupa, zdjęcia nie kłamią - zdjęcia przedstawiają jak Aleks zmierza do samochodu, w tle widać Jerycha stojącego pod ścianą budynku i kolejne zdjęcie, jak Jerycho robi rozróbę Micro UZI.
- Cholernie dobry fotomontaż, pogratulować grafikom - powiedział robiąc głupią minę - Kiedy to było?
- Dwa dni temu, ale to Pan wie. Układ jest prosty, ale jeśli Pana nie interesuje, możemy Pana oddać do Polskiego więzienia przez Interpol.
Po chwili ciszy dodał:
- Rodzina się ucieszy.
- Jaki układ?
- Potrzebujemy dokumentów, obciążających Malapartego i Selucciego. Będzie Pan kretem.
- Ciekawe, przecież niby jestem pachołkiem Malapartego, a Selucci jest na mnie wścieknięty bo mu niby kropnąłem prawą dłoń. A pragnę przypomnieć, że nie działam na szkodę państwa, argumentem jest zdarzenie w barze.
- Może Pan wybrać. Praca dla mnie, betonowe buty przy życzliwym przesłaniu tych zdjęć obu rodzinom lub więzienie.
- Ehhh, dlaczego wy tak traktujecie imigrantów z Europy? W latach 70 i 80 traktowaliście tak samo swoich żołnierzy co wrócili z Wietnamu. Dlaczego nie zajmujecie się mordercami, gwałcicielami i pedofilami?
- Bo nie jesteście Amerykanami. I niech Pan nie próbuje opuszczać miasta, odpowiednie osoby dostaną pana zdjęcie. Próbkę DNA już zabezpieczyliśmy, kiedy Pan spał. Ale czekam na Pańską decyzją, która już chyba wszyscy znamy...
- Nie będę narażać niewinnego tyłka, w więzieniu będzie mi wygodniej. Ale poproszę o pozwolenie na wykonanie jednego telefonu.
- Zwłaszcza Pańskiemu tyłkowi - uśmiechnął się ponuro - Będzie Pan mógł zadzwonić przed rozprawą.
- Rozprawą? A nie można się obejść bez tego? Nie za bardzo uśmiecha mi się słuchanie głupot, które mnie i tak nie dotyczą.
Policjant już nie słuchał. Zbierał w milczeniu swoje rzeczy, a kiedy skończył wyszedł. Przed wejściem stało dwóch policjantów, zapewne dlatego żeby nie uciekł w tej fikuśnej koszuli niczym chory psychicznie.
Ułożył sobie wszystko w głowie. Musi zadzwonić do Jerycha, trzeba będzie jakoś dać mu kasę i udzielić instrukcji co gdzie i jak. Więzienia nie ominie, to pewne. Poprosi pielęgniarkę, aby przyniosła mu jego sałatę i komórkę no i może poprosi o nowy starter jakby niebieskie misie założyły jakiś podsłuch czy inne cholerstwo. Dobrze by było jakby dostał jeszcze kartkę papieru i długopis.
I tak zaczyna się prawdziwe życie w Ameryce.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 30-07-2011, 16:10   #48
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Dobra panowie. Mnie znacie wszyscy. Ten wielkolud o pięściach jak bochny chleba to Jerycho Czarnecki. Nie widziałem go jeszcze w akcji ale sprawia bardzo dobre wrażenia. Ten tu Szymon Pilarczyk. Dawida też wszyscy znacie. Piotr Walczak już czeka na miejscu ze skuterami. Więc... zebraliśmy się tu, w tej jakże donośnej chwili, by podzielić między siebie sprzęt. Każdy z nas dostaje po lateksowej masce i rękawicach. Oraz, jak zasugerował nasz nowy nabytek, po parze soczewek kontaktowych. Mamy też przerobione kajdanki.- Tu wycięgnął dwie pary kajdanek połączone półmetrowym łańcuchem- Za ręce, za nogi i się nie ruszy. Poza tym uśpimy ją chloroformem by siedziała cicho. Broń każdy ma. Jedziemy do Pemberton pociągiem. Potem si rozdzielamy, czekamy aż pani Cristine będzie sama w kasie. Wtedy jeden z nas tam idzie i przekonuje ją do współpracy za pomocą gnata oraz benzyny i zapalniczki zippo.
-Ja się tym zajmę- zgłosił się Jerycho.
-Dobra. Kontaktujemy się przy pomocy tych komórek- Piekarz podrzucił wszystkim po sztuce jednorazowego telefonu komórkowego. Brzydkie, ale dzwonią i nie ma możliwości wyśledzenia ich bo się kupuje za gotówkę, nic nie podpisuje a potem wyrzuca.
-No właśnie. Wpadłem wczoraj na pewien pomysł. Kupiłem tatuaże. Takie co się nalepiało kiedyś w szkołach. Nakleja się na skórę, pod gorącą wodę i masz tatuaż trzymający góra dzień lub dwa. Są takie same, nakleimy je sobie na wierzch dłoni. Policja będzie szukać ludzi z takimi tatuażami.
-Gud ajdija Jerycho. Nigdy za wiele mylenia wrogów- odezwał się Pilarczyk
-Poza tym mamy jeszcze dwie kostki C4, fachowiec oglądał sejf i mówi, że jak najbardziej wystarczy i nie rozwali nam pieniążków. Podobnie z naszym przejściem do kanałów.
-Dobra-teraz wtrącił się jerycho- Ja zajmę się kasjerką. Będę się szwędał w pobliżu puki nie będzie sama. Wy też bądźcie gdzieś blisko. Tak by dojść w minutę.


-Dzień dobry, czym mogę służyć?
-Dzień dobry. Chcielibyśmy poinformować, że to jest napad- powiedział niezwykle spokojnie Jerycho nawespół z Piekarzem wyciągając pistolety opatrzone w tłumiki. Mieli oboje pracowników na muszce
-I prosilibyśmy by ręce, miłego państwa, pozostały na widoku oraz byście się odsunęli od biurek i tych przycisków cichego alarmu
Dziewczyna posłuchała, jednak facet ukradkiem, prawie niezauważalnie kolanem nacisnął przycisk, prawie...
Jerycho wystrzelił rozbryzgując szybę na dziesiątki kawałków. Gdy te posypały się w dół zobaczył przerażonego faceta, ale miał przeczucie, że przycisk jest już wcisnięty
-Porca miseria!- zaklął półPolak po włosku - Dobra, teraz przestajemy być mili- w tym momencie do środka wpadli Dawid z Szymonem. Jerycho przesedł po stole przez dziurę w szybie i chwycił faceta za frak wgniatając mu tłumik w bok.
-Jesteś idiotą, wiesz?- warknął- Panie Dante, uśpij panią, wy pozamykajcie co się da- półkrzyknął do pozostałej dwójki rzucając im klucze wyjęte z kieszeni kasjera. Nie oglądał pracy pozostałych. Sam wyciągnął z torby kajdany i skuł faceta za plecami zahaczając o nogę stołu by nie mógł się nawet czołgać
-Umieście ładunki tak by oba wybuchły w tym samym czasie
Powiedział i zwiesił rękę tak by pracownik zobaczył wierzch jego dłoni i tatuaż
Piekarz przeszedł na zaplecze kopniakiem otwierając drzwi, za nim poszedł Dawid. Po chwili wrócili.
-Głowy w dół!
Ładunki wybuchły, sejf podskoczył a jego drzwiczki stały otworem. Nawet wiele łupy nie zostało stracone, góra dziesięć banknotów. Idealnie wymierzona porcja ładunku. Słychać dwa radiowozy, po kilku sekundach dźwięk ostrego hamowania
-Czemu to było tak cicho?- Jerycho się to nie podobało, eksplozja powinna być głośniejsza.
Wbiegł do środka i zobaczył, że ta kostka co miała utorować im drogą ucieczki jedynie wyrzuca z siebie fontannę iskier
-O kurwa...- zaklął Jerycho pod nosem powoli zaczynając panikować. Podszedł do zakutego faceta i ogłuszył go ciosem w potylicę.
- Cholerni żydzi - zasyczał Piekarz- Stając za półPolakiem. Podbiegł do rolety i przez szparę spojrzał na sytuację. Stały tam dwa radiowozy tutejszego stróża prawa, czterech ludzi w brązowych mundurach. Siedzą skuleni za samochodem i szukają megafonu
-Kryć się- warknął Jerycho idąc na zaplecze. Stanął najdalej jak się dało od kostki C4, schował się najlepiej jak umiał i strzelił do ładunków wybuchowych
Pierwszy strzał nie trafił, ale zrykoszetował i wyleciał przez okno. Dało się słyszeć krzyk spanikowanych stróżów prawa. Dopiero druga kula trafiła w ładunki, które huknęły z mocą robiąc w podłodze spory otwór.
-Dobrze. Mamy wyjście!- zakrzyknął do reszty. Łup był pakowany, Piekarz pilnował Kasjera. Podszedł do niego i zdjął mu kajdanki z nóg
-Co robisz?- zapytał Tomasz
-Wodę z mózgu glinom- zabrał pracownika jako zakładnika. Otworzył drzwi i wystawił się ze szczeliny najmniej jak mógł by mógł mówić.
-Wypuść zakładników- usłyszał w megafonie
-Bla, bla, bla... - spojrzał na zegarek tak by policja to widziała- Chcę mieć tu pancerną furgonetkę dokładnie za 54 minuty. Wtedy wypuszczę jednego zakładnika, jak się spóźnicie to zabiję
-P-proszę... mam rodzinę- żywa tarcza stęknęła otrzymując uderzenie pod żebra. Słabe, nie było aż tak bolesne.
-Odezwię się za te 53 i pół minuty, do tego czasu chcę ją mieć!- krzyknął i schował się w środku

-Co robimy sierżancie?- Zapytał młody szefa tutejszego posterunku
-A co mamy robić? Trzeba ją załatwić. Wygląda na profesjonalistę. Trzeba tylko umieścić w niej pluskwę.

-Po co nam furgonetka?- zapytał Piekarz półPolaka
-Po cholerę. Zakuj go. Jak dobrze pójdzie to minie godzina nim zauważą, że nas nie ma. Jak źle to i tak mamy duże fory. Zostało coś chloroformu?
-Resztki
-To przynajmniej go otumani. Co z łupem?!
-Już kończymy!- zakrzykną Dawid
Jerycho spojrzał do dziury w podłodze. Nieźle. Śmierdzi jak jasna cholera, ale nie w takim syfie się babrał. A raz robił to będąc postrzelonym. Ładnie się syfiło. Dwa i pół metra w dół. Szacował, że kolejne pół metra głębokości, ale planował wylądować na chodniku.
-Już skończyliście!?
-Jeeeesz.... już!
-Uwaga wszyscy, zmywamy się. Ale jeszcze się nie cieszcie!
Po zwieszeniu się na rękach Jerycho sięgał gruntu. Złapał torbę z łupem. Była miło ciężka.

-Dobra, gdzie ma czekać Walczak?
-Tam.
-Dobra, poczekajcie.- Jerycho z wielką niechęcią zamoczył nogę po pół łydki w płynącym syfie, po czym potruchtał w przeciwną stronę - Za minutę wracam!- zakrzyknął zostawiając ślady dla policji. Po chwili zaczęły maleć, każdy kolejny był coraz mniej wyraźny aż w końcu znikły. Wtedy potruchtał spowrotem uważąjąc by nie zatrzeć fałszywego tropu.
-A teraz poszli won.

Piotr czekał ze skuterami dwieście metrów dalej. Zapakowali łup do bagażnika i popłynęli. Jeden z nich tylko nie chciał z początku zapalić, jednak obyło się bez większych problemów. Pierwszy kilometr płynęli w miarę powoli, by nie zachlapać wszytkiego wokół. Potem poszerzyli znacznie odstępy, by siebie nawzajem nie zachlapać i popłynęli aż do zakładu Walczaka. Tam zakopali głeboko ubrania i przebrania oraz wszystko co mieli ze sobą na akcji. Jedynie bieliznę zachowali. Oczywiście mieli zastępstwo. Chodzenie nago po mieście nie wygląda najlepiej.
 
Arvelus jest offline  
Stary 30-07-2011, 18:54   #49
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Żaden problem, mogła spokojnie sobie popatrzeć. W zasadzie najbardziej zainteresował ją Ford Mustang. Właśnie ten samochód chciałaby mieć. Z czarną farbą, czerwonymi pasami i odrobinę zmienioną karoserią. To właśnie tym wozem się interesowała, kucając przed nim ze złączonymi nogami. Nie miała spódniczki czy sukienki, nawet ich nie nosiła, ale jakoś tak się wychowała, że jak kucać to ze złączonymi nogami. Zawsze to jakaś oszczędność miejsca.

Po jakiś pięciu minutach koło Dean pojawił się Hiszpan, lub Meksykaniec w dość młodym wieku. Wycierał ręce ze smaru w jakąś szmatę. Sam Mustang był w bardzo zaawansowanym cyklu modyfikacji silnika.

- Ładny, nie? - zagadnął, tak jakby od niechcenia - Jesteś tu nowa?

-Średnio.-

Jeśli chodzi o styl, ten samochód miał co trzeba. Ale i tak karoseria nie była w jego guście, więc urzec mogło ją jedynie wnętrze. Odpowiednia karoseria, czerń z czerwienią, sama karoseria zrobiona z czegoś mocniejszego od stali i można się rozbijać po mieście.

-Nie.-

Nie była tu nowa. Ona tu nawet nie pracowała. Może by było tutaj nawet ciekawiej niż u Włochów? Ale wyglądało, że jest tutaj komplet już.

Facet kiwnął głową na znak, że zrozumiał odpowiedzi.

- Co byś w nim zmieniła? - wskazał małym palcem na samochód.

-Karoserię, malowanie i koła.-

Taaak, koła też. 22" calowe. I podwyższone zawieszenie. Głupio byłoby rozwalić się przez jakiś durny krawężnik. Lub przechodnia.

Facet popatrzył na samochód, tak jakby z boku i pokiwał głową z uznaniem.

- Fakt, troszkę poprawek by mu się przydało, ale na ten czas inwestuję w silnik, nie w bajery. A ty czego tu szukasz?

-Nie szukam. Szwendam się po mieście. Amerykański sen.-

Wzruszyła ramionami. Każdy dobrze wie co oznaczają te słowa więc jaki sens był dalej się rozwlekać? No chyba żaden.

- Rozumiem. Praca. Musiała być pogadać z Carlosem - odparł.

Spojrzała na niego takim... sugestywnym spojrzeniem. "No dobrze, pogadam z nim. Tylko, o wielki niech będzie Twój geniusz wobec nas maluczkich, który to Carlos? Oczywiście może być to ten wielki wytatuowany, ale nie chcę walnąć gafy na start, źle by to wyglądało, prawda?".

On, tak jakby na złość wskazał palcem właśnie gościa za biurkiem.

Facet był już dość nadgryzione przez czas, w jego długich włosach widać było ich siwych braci, a tatuaże troszkę się rozjechały z biegiem lat.

Akurat czytał jakieś czasopismo motoryzacyjne.

No i co poradzić, ruszyła do niego. Mógłby pójść do tatuażysty, by poprawił te ozdóbki. I znów by wyglądały normalnie, a nie tak rozszerzone.

-Szukam pracy.-

Jakoś niespecjalnie przejęła się tym, że przerywa czytanie pisma motoryzacyjnego. Tych akurat nie uznawała za jakąś nie wiadomo wielką świętość.

Facet nie od razu oderwał wzrok od pisma.

- Woźną już mamy - dopiero teraz spojrzał na Dean - Chyba że szukasz czegoś innego?

Spoglądała na niego spokojnie, swoim normalnym, jakby lekko znudzonym wzrokiem.

-Lubię samochody. Więc jako mechanik. Logiczne?-

acet poprawił się na krześle.

- Wiesz, to nie jest taki warsztat jak myślisz. Pozwolisz że wytłumaczę Ci jak to działa, dobrze? - popatrzył na Dean, ale kiedy ona nie zaprotestowała, kontynuował - Circulo del infierno to taka jakby rodzina... Mam warsztat i udostępniam go tym ludziom - wskazał na grzebiących przy samochodach - Oni się ścigają i odpalają mi 15% wygranej. My za to próbujemy załatwiać co rzadsze części oraz udostępniamy narzędzia. A więc jeśli chcesz być w "circulo del infierno", pokaż nam swoją brykę.

Zamrugała. Czyli nie ma roboty.

-Aha. Czyli nie ma tu pracy dla mechanika. Szkoda.-

I się odwróciła. Cóż, najwyraźniej znowu pogapi się trochę na tego forda. W końcu miała pieniądze, starczą na trochę, a zawsze może zgłosić się do Włochów. Cóż, zawsze wolała majstrować przy samochodach niż je prowadzić, choć prowadzenie było równie przyjemne. Choć nie wątpiła, że znajdzie się sporo osób lepszych od niej za kółkiem.

Facet wrócił do czytania gazety. Kiedy podeszłaś do Forda, znowu podszedł do Ciebie facet, który wcześniej wycierał ręce w ścierkę.

- I jak? Nie masz samochodu, co? - uśmiechnął się nieszkodliwie.

-Nie. Jestem mechanikiem. Bawię się z samochodami, nie ścigam się nimi.-

Cóż, fajne miejsce, fajne samochody, ale nie potrzeba tutaj było mechanika. Jak tak dalej pójdzie to chyba nawet zacznie włamy do sklepików. Umiała to choć tutaj starała się nie iść specjalnie na bakier z prawem. Zabawne.

- Cóż, szkoda. Kolejny samochód by się przydał, ale w takim razie może Paul Cię weźmie do zespołu - wskazał palcem na gościa przy Mitsubishi, który przeklinał po francusku i próbował założyć poprawnie filtr - Nie zna się kompletnie na samochodach, ale jeździ jak szatan. Ostatni zginął jego mechanik, ktoś go zarżnął jak wychodził z mieszkania.-

Cóż, to może będzie dobra praca. Pomijając niebezpieczeństwo zostania zarżniętym po wyjściu z mieszkania. Ale może jej to nie spotka. Nie miała mieszkania. Podeszła do francuza. Przez chwilę patrzyła na jego działania aż w końcu wyrwała mu z rąk ten filtr i sama "raz-dwa" założyła go tak jak trzeba i jeszcze nawet się upewniła czy sam filtr nie jest uszkodzony.

- No, o coś takiego mi chodziło... Dziękuje bardzo, Paul Violin, a Pani?

-Dean.-

Przyglądała się temu, co mitshubishi miało pod maską. Cóż... sama by nie uznała tego za dzieło sztuki. Lubiła dobre samochody. A dobry samochód musi mieć mocny silnik. Ona mówiła "mocny", inni "potwór, nie silnik". I się dziwiła. Kiedyś dała silnik od hummera do fiata 126p. To było całkiem zabawne, widzieć miny ludzi, których jej mały fiacik wyprzedzał wszystko na autostradzie.

- Enchanté de vous connaître, ale chyba nie zrobiła Pani tego z dobrego serca, prawda? Jak się mogę odwdzięczyć?-

-Szukam pracy. On...-

Tutaj wskazała na tego od mustanga.

-... powiedział, że Twój mechanik nie żyje.-

A to, że ona szuka roboty jako mechanik to chyba oczywiste.

- A więc witaj. Zdradzisz mi swoje nazwisko? - zapytał i nie czekając na odpowiedź - Cały warsztat mamy do dyspozycji, a mój Evo za dwa dni startuje w wyścigu. Niestety nowe przekładnie z Europy czekają na odbiór z portu. Pojechała byś po nie?

-Salvadore.-

Jak pojechać? Nie miała samochodu.

-Nie mam samochodu. A jeśli pojechać Twoim to dlaczego sam po nie nie pojechałeś? Nie wypiłeś, nie czuć alkoholu od Ciebie.-

- Ja muszę czekać za kurierem z nowymi amortyzatorami, które jeszcze zamówił twój poprzednik, o samochód się nie bój. Carlos nam udostępnia swojego pick-upa od czasu do czasu, już z nim o tym zresztą gadałem.

Kiwnęła głową. No to właściwie może jechać, musi jedynie dostać kluczyki do pick-upa.

-Paczka już opłacona? Czy mam wziąć kasę i zapłacić przy odbiorze?-

- Jest opłacona, powołaj się na mnie. Znajdziesz tam Pana Isaka Katiuszko, lub jego prawą rękę. Oni Ci wydadzą przesyłkę.

Kiwnęła głowę i od razu poszła do Carlosa. I znów nie przejęła się tym, że czytał czasopismo.

-Kluczyki do pick-upa.-

I czekała na nie.

On tylko bez słowa kiwnął głową w kierunku leżących na biurku kluczyków, z doczepionym breloczkiem przedstawiającym "płonące koło".

Wzięła te kluczyki, spytała gdzie pick-up i nie czekając, od razu do niego wsiadła by ruszyć do portu. Oczywiście nie opierdalała się, znajdując powody by odwlekać to. Tak samo nie robiła durnych przystanków z byle jakiego powodu. Jak już coś robić to od razu i nie ma opierdalania się.


Port był portem. Bo no raczej nie MC’Donaldem, prawda? Odnalezienie miejsca gdzie miała odebrać paczkę było znacznie prostsze niż mogłoby się wydawać. Bez problemu wskazano jej… Izaka Katiuszko? Isaka. Dziwne, dziwnie zmiękczone, bez potrzeby. Jedynie utrudniało.

-Ja po paczkę od Paula, z przekładniami do Evo.-
 
Kizuna jest offline  
Stary 30-07-2011, 21:38   #50
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Dorian „Zibi” Zibowski

W drzwiach powitała Cię zatrudniona kelnerka, bardzo młoda i wesoła dziewczyna. Zaprowadziła Cię do Erica, który wszystko Ci wytłumaczył. To znaczy, wskazał stół do gry wyłożony niebieskim materiałem. Było dziewięć stołków, a sam stół był nieco dłuższy od tych widywanych w kasynach. Tutaj miało zasiąść czterech przywódców mafijnego syndykatu w Empire Bay wraz z osobami towarzyszącymi i twój pracodawca, Pan Erica Hallervorden.
Został Ci również wskazany stolik dla prywatnej ochrony „Vis-a-vis” stolik do grania.
Ostatecznie, wszystko było gotowe i zapięte na ostatni guzik. Sam Hallervorden naprawdę liczył na interesy i to dość poważne.
Pierwszy zjawił Jiro Kivrlenko. Miał ostatnio mały zatarg z Włochami, więc jego palce owinięte były plastry. Pałał zemstą i nawet ją już powoli obmyślał, za to do głowy by mu nie przyszło uderzyć przy interesach. Jego osobą do towarzystwa była żona, niejaka Misuko. Następnie zjawił się człowiek Seluccich, wybrany na szybko. W końcu ich consiglieri nie żył, a Don leżał na szpitalnym łóżku wraz z małżonką. Przyszedł z ladacznicą do wynajęcia, w końcu kto mądry zabrał by na taką robotę swoją prawdziwą małżonkę. Następnie zjawił się sam Dante, tak jak zawsze łamiąc wszelkie zasady dobrego stylu, w czapce z daszkiem do czarnego garnituru, niezwykle dobrze dopasowanego do jego sylwetki. Towarzyszką jego też z pewnością była panna do towarzystwa. Isak Katiuszko, rosyjski boss przyprowadził ze sobą narzeczoną, za to ostatni gość…
- O! Dorian, jak my się dawno nie widzieliśmy! – powiedział po polsku siadając przy stoliku – Widać moi ludzie nieźle się opieprzają. Co u Dean? Może zechcesz poznać moją córkę, Izabelę Zaworską – wskazał dłonią na nieco niepotrafiącą się zachować w towarzystwie dziewczynę w czerwonej sukience.


W dodatku wszystkim towarzyszyło dwojga ochroniarzy.
Ale kiedy zaczęła się gra, coraz bliżej do krwawej łaźni która miała się tutaj rozpętać.

Aleksander Zduński

Czas w celi mijał Ci dość szybko, równie szybko doczekałeś się pielęgniarki. Jak zauważyłeś kątem oka, była powierzchownie obszukana. Weszła do pokoju, podeszła do Ciebie. Była młoda, może nawet młodsza niż wyglądała. Uśmiechnęła się do Ciebie nieśmiało, lecz ze strachem. Nie wiedziała w końcu z kim ma do czynienia. Przestępca, to przestępca.
Jej kasztanowe włosy związane w kitkę, leniwie opadały na plecy. Ale kiedy zaczęła zmieniać basen, kroplówkę, zabrała pusty talerz z jedzeniem oraz położyła na stoliku nowe lekarstwa przeciwbólowe.
- Mocno boli? – zapytała – Nie potrzebuje Pan czegoś?


Jerycho Czarnecki

Zabraliście łup ze sobą, schowany głęboko pod podłoga furgonetki, która w dawnych czasach służyła do przemytu. Policja zgłupiała całkowicie, gubiąc tropy lub znajdując je fałszywe. Na właściwy trafili dopiero dzień później, kiedy już media siedziały im na dupie. I to było świetne w tym wszystkim. Przeliczyliście łup.
Nie było tego tak dużo, jak mogliście przypuszczać. W sejfie były tylko pieniądze na wypłaty drwali zamieszkujących Pemberton. A było ich niewielu. Łącznie buchnęliście 75 tysięcy dolarów, ale nim zaczniecie je rozprowadzać, musicie poczekać.
W końcu wróciliście do Empire Bay, do swoich mieszkań. Wszyscy skakali jak dzieci i cieszyli się ze skoku, mimo że przy równym podziale wychodziło by 10 tysięcy na łebka. Zresztą mieć dziesięć tysięcy i nie mieć dziesięciu tysięcy, to już dwadzieścia tysięcy.



Dean "Oczko" Salvadore

Poinformowano Cię że Pana Isaka nie ma, ale zajął się tobą jakiś współpracownik. Przeciętny Rosjanin, taki jak w filmach o rosyjskich mafiach. Sama ich filia, prezentowała się bogato. Statki dokujące i wielkie dźwigi je rozładowujące. Wielu biednych obywateli, uwijających się przy skrzynkach i paletach za psi grosz.
Zaprowadzono Cię po metalowych schodkach, do biura Katiuszki. Tak jak Cię zapowiedziano, nie było go. Za to był Iwan Charczenko, jego zastępca i bardzo dobry partner w interesach.
Przejrzał papiery ułożone alfabetycznie i wyciągnął jakiś druk na nazwisko Paula, niejakiego Violina. Dał to jakiemuś chłopcowi, który innymi drzwiami wyskoczył na metalowe schody prowadzące w głąb hali. Sama oczekując na swój towar, podeszłaś do wychodzącego na magazyn okna i kątem oka zobaczyłaś znajomą twarz. Nie znałaś tej osoby z imienia i nazwiska, ale widziałaś ją. W biurze Zaworskiego. Jego prywatny ochroniarz. Stał na okalającym pomieszczenia magazynu stalowym podwyższeniu i rozmawiał z jakimś facetem.
Jeszcze Cię nie zauważył, a chłopaczkowi z towarem nie śpieszyło się za bardzo.

 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 30-07-2011 o 22:20.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172