Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2011, 21:57   #30
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Słuchając Heinricha, Roland zmrużył lekko oczy, ale nie pozwolił, aby grymas tkwił na jego twarzy przez dłużej niż sekundę. Co ten imperialny szlachcina sobie wyobraża? Oczywiście markiz rozumiał brak zaufania, ale maniery von Stadena były zaiste podłe i czuł się bardziej, jakby negocjował warunki z plebejuszem, miejskim kupczykiem, niż możnym panem. Starał się jednak nie ukazywać tych myśli w żaden sposób, zdając sobie sprawę z tego, iż taka okazja, jak ta rysująca się teraz, może się szybko nie powtórzyć.

Co robimy w okolicy? Och, cóż za pytanie… — powiedział nieco urażonym tonem. — Sądzę jednak, iż będę w stanie rzucić nieco światła na wszystkie niejasności, jakie mogły się pojawić, już za moment, tłumacząc powód mojej tu obecności — i mam nadzieję, że światła tego wystarczy, bym zyskał pańskie zaufanie. Moich towarzyszy spotkałem po raz pierwszy w Erengradzie, skąd mieliśmy wyruszyć do Kisleva, przecinając tamtejsze rozległe stepy, by w końcu dotrzeć do posiadłości na południu kraju. I w samą porę wybyliśmy, gdyż po Erengradzie pozostały obecnie, jak słyszałem, tylko zwęglone zgliszcza i kilka kamieni formujących skąpe ruiny. Dowiedziawszy się, że nie tak daleko na północy grasuje armia Chaosu, zrezygnowaliśmy z wędrówki na przełaj kraju i skierowaliśmy się bezpośrednio na południe. W ten sposób dotarliśmy aż tutaj, do Ostermarku, gdzie niespodziewanie zaginął nasz towarzysz. Ponieważ okolica jest bagnista, bez jego ekspertyzy nie mamy nawet szans, by dotrzeć do Kisleva, mimo iż cel naszej podróży znajduje się już tak niedaleko, tylko kilkaset mil stąd.

Markiz zmarszczył brwi.
Muszę panu wyznać, iż poczułem się nieco urażony pańskim pytaniem o moje "motywy". Nie rozumiem, czym zasłużyłem sobie na takie insynuacje, ja bowiem, panie von Staden, jestem li prostym człowiekiem o prostych gustach. Mógłbym spędzić całe miesiące w głuchym lesie, dopóki byłbym w stanie w spokoju podziwiać uroki natury. Sama moja obecność w takim miejscu nie będzie zatem niespodziewana dla kogoś, kto mnie zna. Jednak w tym przypadku zarówno ja, jak i Kislevici, chcemy odnaleźć naszego towarzysza i jest to jedyny… "motyw", jaki możemy mieć.

Wysłuchawszy natomiast wyjaśnień Heinricha, skinął głową.
Rzeczywiście, wątpię, by w sprawie tej chodziło tylko o chłopów zajmujących się bandytyzmem — a jeśli w istocie tak jest, to muszą to być wysoce nieortodoksyjni bandyci. Podejrzewam, że powrót do karczmy, teraz — w pełnej świadomości czekającej tam zasadzki — mógłby okazać się bardzo owocny. — Markiz skrzywił się. — Oczywiście nici z kolacji. Ech... Panowie — powiedział do Kislevitów — chwytajcie za broń, być może wkrótce odnajdziemy Dimitriego!

Podniósł się i już miał zacząć szykować się do wyprawy, lecz usłyszawszy ostatnie słowa Heinricha, stanął przed nim sztywno i spojrzał twardo.
'err von Staden — jak pan sądzi, na jakich warunkach podróżuję z grupą zaprawionych w boju kozaków, ciesząc się ich lojalnością, zadziwiająco dobrym i szczerym towarzystwem oraz ochroną? Chyba nie myśli pan, że udzielam im rad na temat modnych w tym sezonie kolorów albo, czy wypada założyć watowany kubrak, czy nie? Towarzyszę tym ludziom, gdyż jako mąż szlachetnego urodzenia jestem w stanie zapewnić im najlepsze warunki pracy. Moje stanowisko w kwestii wynagrodzenia nie zmieni się, niezależnie od uroku pańskiej osoby i użytych przez pana argumentów. Przyznaje pan przecież, że nie posiada niemalże żadnych informacji, poza tą najogólniejszą, że brakuje mieszkańców Weiler. Jedyną zatem przewagę, jaką pan ma nad nami, stanowi to, że pańska misja pochodzi bezpośrednio od władcy tych ziem — ale jeśli posiadając wsparcie hrabiego, nie jest pan w stanie nawet zapłacić małej grupce najemników — to powiedzmy sobie szczerze, wsparcie to nie jest wiele warte.

Markiz postanowił rozegrać to twardo i zdobył się nawet na niegrzeczne słowa. Zdawało mu się, iż von Staden nie traktuje go w sposób, na jaki z racji swego urodzenia zasługuje — bardziej jak zwyczajnego osiłka, Roland natomiast był łagodnym człowiekiem, ale nie mógł zdzierżyć czegoś takiego. Postanowił jednak nieco osłodzić Imperialczykowi cały układ.
— Jeśli jest pan jednak gotów zapłacić, wówczas nie widzę przeszkód, aby wydawał pan moim kompanom polecenia w boju. Proszę się zdecydować; jeśli chce pan uratować... uczonego i kogokolwiek jeszcze ma pan w swojej świcie, dobrą rzeczą byłoby się pospieszyć.
 
Yzurmir jest offline