Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2011, 19:05   #21
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Gdy Heinrich, Brunn i służka wychodzili z karczmy postanowił uświadomić jej ogrom błędu, jaki dzisiaj popełniła:
-Jak cię zwą służko? Aaa, tak przypominam sobie. Jesteś Urlike. Choć w kuchni dobrze się spisujesz, to jednak brak ci taktu i dobrego wychowania. Jak mogłaś popełnić tak wielki błąd i nie zapowiedzieć przybycia szlachty? To oburzające i karygodne.

Przerwał, po czym jego wyraz twarzy nieco złagodniał i kontynuował:
-Powinienem cię teraz ukarać za to zaniechanie, ale szkoda krzywdzić taką ładną dziewkę.- tu urwał na chwilę, lustrując jej ciało od stóp do głów, zatrzymując się na chwilę na poziomie twarzy i piersi- Poza tym, pewnie nie miałaś zbyt często do czynienia z ludźmi mego pokroju i mogłaś o tym nie wiedzieć. Wiedz więc, że ci wybaczam i puszczam ten incydent w niepamięć.Znaj moją dobroć.

Po chwili już miał iść z towarzyszami na zewnątrz, gdy zobaczył Swanna zbliżającego się do nich.
Von Staden uznał, że nie ma sensu zatajać przed nim rozmowy i powiedział do niego:
-Renaldzie, tu w karczmie zaczepił mnie jakiś szlachcic. Twierdzi, że wie coś na temat naszej wioski. Mówi też, że niebezpiecznie jest tutaj nocować i że wszyscy zaciekawieni tą wsią znikają. Nie ufam mu do końca, więc nie chciałem cię w to angażować. Teraz idę z nim porozmawiać. Jak chcesz to chodź ze mną.

Po chwili wahania spytał się jego i Brunna, czy dowiedzieli się czegoś ciekawego oraz dodał, że mu nie udało się zdobyć żadnych informacji.
 

Ostatnio edytowane przez pawelps100 : 21-07-2011 o 20:20.
pawelps100 jest offline  
Stary 21-07-2011, 20:16   #22
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Zagadnięta przez Swana posłusznie zaczęła mówić:
-Tak Panie… Widziałam jak trzech mężczyzn w dziwnych długich szatach poddusza karczmarza grożąc spaleniem karczmy, jeśli nie spełni ich żądania. Nie mam niestety pojęcia, czego ono dotyczyło. Karczmarz twierdził, że to sprawy rodzinne i zależało mu by tego nie rozgłaszać-zrelacjonowała szybko i dodała-Dziękuję za ostrzeżenie, będę się pilnować.
To, co usłyszała tylko potwierdzało jej złe przeczucia i jak widać nie była w nich osamotniona.

Ulrike nie miała bladego pojęcia, że powinna zapowiedzieć szlachetnie urodzonych. „A może jeszcze fanfarą obwieścić?” Gdyby wiedziała co powinna zrobić, zrobiłaby to z pewnością.
-Przepraszam szlachetny panie- odparła ze spuszczoną głową, a kiedy szlachcic łaskawie darował jej karę dodała.- Dziękuję panie za twą łaskę. Jak szanowny pan mądrze spostrzegł nie nawykłam do kontaktów z tak znamienitymi osobami. Zapewniam Pana, że takie zaniedbanie z mojej strony już się nie powtórzy.- po tych słowach ukłoniła się i uznała że sprawa popełnionego przez nią nietaktu została zamknięta i nikt już wracać do niej nie będzie. Stanęła teraz lekko z Heinrichem tam gdzie było jej miejsce i przysłuchiwała się w milczeniu rozmowie gotowa by natychmiast zareagować na każdy rozkaz.
 
Agape jest offline  
Stary 21-07-2011, 22:37   #23
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
W karczmie, trzy godziny po zachodzie słońca.

Markiz de Nevoix

Byłeś z siebie zadowolony. Rozmowa z Heinrichem potoczyła się po twojej myśli. Miałeś nadzieję, że jak najszybciej będziecie mogli opuścić karczmę i udać się do obozu ukrytego w niedalekiej okolicy. Sam nie zamierzałeś zostawać w karczmie ani chwili dłużej. Zdobyłeś to, po co przyszedłeś, czyli prowiant i posiłek. Nie spodziewałeś się jednak, że będziesz miał na tyle szczęścia, aby spotkać ludzi, których celem podróży interesowałeś się także. Być może dzięki nim szanse powodzenia twojego przedsięwzięcia znacząco wzrosną. Nie mogłeś przegapić takiej okazji.

Heinrich

Początkowo traktowałeś Markiza podejrzliwie. Nic dziwnego, nie był tutejszy. Nie wiedziałeś, jaki interes może mieć w tym, żeby was ostrzec, a znając życie jakiś interes zapewne miał. Postanowiłeś jednak wysłuchać tego, co ma wam do powiedzenia. Z czystej ciekawości. Chociaż opowiastka nowo poznanego wydała Ci się lekko podkolorowana, to nie mogłeś oprzeć się wrażeniu, że jednak może mieć rację. „A co jeśli faktycznie grozi nam niebezpieczeństwo?”- Pomyślałeś. Wiedziony instynktem, ciekawością i przeczuciem, że ta osoba faktycznie może chcieć wam pomóc, postanowiłeś wyruszyć razem z Markizem. Jednak nie sam. Poleciałeś Brunnowi oraz Urlike, aby także podążyli z tobą. Swanna ominąłeś. Basillius zniknął w tłumie gości.

Martin

Udało Ci się zdobyć informację. Byłeś z siebie zadowolony. Jednak reakcja chłopów zasiała w tobie ziarno niepokoju. Czułeś, że coś wisiało w powietrzu. Opowiedziałeś Swannowi, czego się dowiedziałeś. Zapewne będziesz mógł liczyć na to, że zapamięta twoją zasługę. Następnie udałeś się w pobliże gości, którzy oddawali się wesołym tańcom. Od razu spostrzegłeś typów, którzy wskazywali na Basilliusa i zrozumiałeś, co ma się wydarzyć. Nie raz byłeś świadkiem takiego obrotu sprawy. Przebywałeś w różnych szemranych karczmach i znałeś stary numer z najładniejszą dziewczyna w obejściu. Chciałeś coś na to zaradzić, ale wezwał Ciebie Heinrich. W zasadzie to nie twoja sprawa, co stanie się z chłopakiem. „Będzie miał nauczkę i lekcję na przyszłość”- pomyślałeś i udałeś się za szlachcicem.

Urlike

Scena z karczmarzem wydała Ci się podejrzana. Odtwarzałaś ją raz za razem w pamięci i coraz bardziej dochodziłaś do przekonania, że gospodarz po prostu Cię okłamał. Do tego nie mogłaś się pozbyć nieprzyjemnego uczucia, jakie pozostało po tym, gdy chłopi wygonili Ciebie od swojego stołu. Wszystko przez wypytywanie o Weiler. „Co to za miejsce? Czemu ludzie tak na nie reagują?”- w duchu czułaś, że u celu wyprawy może spotkać was coś niedobrego. Nagle natknęłaś się na von Stadena, który nakazał abyś podążyła za nim, co też uczyniłaś.

Renald Swann

Wszystko w tym miejscu było podejrzane i budziło twój niepokój. Nerwowi chłopi i zmowa milczenia na temat Weiler, dziwnie ubrani jegomoście- ewidentnie typy spod ciemnej gwiazdy, niespokojny karczmarz, darmowe apartamenty, które odnalazły się niczym spod ziemi. Coś tu śmierdziało i dobrze o tym wiedziałeś. Później doszły cię słuchy o tym jak ci sami mroczni jegomoście grozili karczmarzowi zmuszając go do posłuchu. To wszystko było bardzo dziwne. Dostrzegłeś jak Heinrich organizuje towarzyszy podróży w grupę. Do tego jest z nim mężczyzna wyglądający na egzotycznego obcokrajowca i dwóch Kislevitów. „Co on knuje?” – Pomyślałeś. Postanowiłeś dołączyć się do nich i dowiedzieć się, co zamierzają. Przy okazji ostrzegłeś gryzipiórka, który jednak Ciebie nie posłuchał. Był także trochę kąśliwy, choć dla pozoru silił się na uprzejmość. Zapamiętasz to.

***

Przed karczmą, trzy godziny i kwadrans po zachodzie słońca

Wszyscy

Zebraliście się przed zajazdem niemal wszyscy. Był tu Markiz wraz z dwoma Kislevitami, Heinrich, Martin, Urlike oraz Renald, który trzymał się nieco z boku, dla wybadania sytuacji. Brakowało tylko Basilliusa, który zniknął gdzieś w tłumie wraz z rudowłosa pięknością. Wszyscy domyślali się co zapewne teraz z nią robi. Nikt więc nie zainteresował się jego nieobecnością, gdyż harce z dziewką były tematem tabu, jeżeli chodzi o etykietę.

Pierwszy odezwał się Heinrich. Skarcił Urlike za to, że nie zapowiedziała jego przyjazdu, a następnie… publicznie jej przebaczył. Był to niesłychany akt łaski, ponieważ dokonał go przy wszystkich. Dziewczyna powinna czuć się wyróżniona, zwłaszcza, że usłyszała także pochwałę dotyczącą jej urody. Wymieniliście wymowne spojrzenia zerkając ukradkiem na Heinricha i Urlike. Coś tutaj iskrzy.

Heinrich postanowił także podzielić się ze Swannem informacjami otrzymanymi od Markiza

Swann

Nareszcie wiesz o co chodzi z tym obcokrajowcem. Słowa von Stadena brzmiały rozważnie. Możliwe, że faktycznie niebezpiecznie jest zostawać w karczmie. Potwierdzałoby to twoje wcześniejsze obserwacje. Lepiej wysłuchać tego, co ma do powiedzenia Cudzoziemiec. Jednak to oznacza, że trzeba oddalić się od karczmy. Bądź co bądź byłeś ciekaw. Przecież zawsze można wrócić.

Urlike

Byłaś mile zaskoczona postawą szlachcica. Komplement wywołał u ciebie uśmiech i rumieńce. Heinrich wydał Ci się całkiem miły.

Wszyscy

Wyruszyliście za Markizem de Nevoix. Szliście kawałek drogą prowadzącą na Zachód. Kiedy oddaliliście się od karczmy na tyle, żeby ciemność zasłaniała wasze ruchy, Markiz dał znak, że tu należy zejść z ubitej drogi. Poprowadził was wąską ścieżką wśród wrzosowisk. Dostrzegliście jednego z Kislevitów, który grubą wiązką traw zaciera ślady zejścia z traktu. Zacierał je, przez co najmniej dwadzieścia metrów. Następnie dogonił was. –To na wszelki wypadek- rzekł Markiz.
Szliście w całkowitej ciemności, żeby nie zdradzać położenia światłem, które widoczne byłoby z oddali. Po kwadransie dotarliście do małego skrzyżowania ścieżek. Roślinność w tym miejscu była wyższa i całkowicie osłaniała wasze sylwetki, tak, że nie można was już było dostrzec z drogi. Na wszelki wypadek na skrzyżowaniu zostawiono fałszywy trop prowadzący na jedną z bocznych dróżek, a wasze ślady ponownie zatarli Kislevici. Ruszyliście dalej.

Ponownie minął kwadrans. W pewnej chwili Markiz dął znak ręką, że należy się zatrzymać. –Przed nami jest pułapka. Uważajcie na sznurek biegnący w poprzek ścieżki. Najlepiej obejdźmy go dookoła.- Ostrzegł. Kiedy minęliście pułapkę szliście jeszcze chwilę. Nagle dało się słyszeć dźwięk przypominający świergot leśnego ptaka. Na ten sygnał jeden z towarzyszących wam wojaków zahukał niczym sowa. Wtedy z krzaków wyszedł jakiś człowiek. Kiedy się zbliżył dostrzegliście, że to trzeci już mieszkaniec Kislevu. –Warta- de Nevoix ubiegł wasze pytanie.

Jesteśmy na miejscu- poinformował kiedy weszliście na spora polanę otoczoną zewsząd krzewami i wysoką trawą. Na środku polany paliło się nieduże ognisko ustawione w wykopanym dołku. Nieopodal dostrzegliście także dwa namioty i konie uwiązane do niedużego drzewka. Dookoła ogniska rozścielone były koce. –Zapraszam, wskazał gestem Markiz. Przepraszam za warunki.- Kiedy wszyscy się rozsiedli w przyjemnym blasku płomieni zaczęła się rozmowa. Dochodziła czwarta godzina po zachodzie słońca.

Tymczasem w karczmie… około czwartej godziny po zachodzie słońca

Basillius

Uroda tej dziewczyny działała na Ciebie odurzająco. Zapomniałeś o bożym świecie. Nie spostrzegłeś nawet jak twoi towarzysze opuścili karczmę zostawiając Cię samego. Pewnie niedługo wrócą, w końcu nie wyruszyli by bez Ciebie. Jeśli nawet chcieli spędzić nocleg poza budynkiem, to ty i tak wolałeś wygodne łóżko dzielone z Tą ślicznotką. Towarzyszy poszukasz rano. Tym czasem krew i alkohol buzowały w twoim młodym ciele.

Dziewczyna była chętna i mogła przejść do rzeczy od razu, co ci sugerowała. Ty jednak postanowiłeś jeszcze się z tym wstrzymać. Zaprosiłeś ją na posiłek i rozmowę. Zgodziła się. Spędziliście miło czas. Dziewczyna w rozmowie wyjawiła, że pochodzi ze wsi Buckow i zatrzymała się tu na noc. Pytanie o męża zignorowała, zamiast odpowiedzi otrzymałeś namiętny pocałunek. Pogawędziłeś z nią trochę o jej stronach i wtedy rozmowę przerwał Swann. W grzeczny i dobitny sposób odmówiłeś Renaldowi. Wolałeś towarzystwo rudowłosej ślicznotki, która tylko zachichotała.
Udałeś się z dziewczyną ponownie na parkiet, szepcząc jej do ucha wiersze. Kobieta była rozpalona i przycisnęła swoje ciało do twojego. Powoli wsunęła ci rękę za koszule łaskocząc się figlarnie po plecach. –Zabierz mnie do swego pokoju- szepnęła. Uległeś.
Po chwili znaleźliście się na górze, w apartamencie. Jak tylko zamknęliście za sobą drzwi poczęliście się rozbierać. Ściskałeś dziewczynę w mocnym objęciu a ona całowała twoją szyję. Ściągnąłeś z niej suknię i położyliście się na łóżku. Czułeś jej przyspieszony oddech, krew uderzyła Ci do głowy. Byliście już nadzy i nagle usłyszałeś skrzypniecie drzwi…

…W pokoju pojawiło się kilku typów czyniąc straszny raban. Dziewczyna zaczął piszczeć. Szukałeś swojej broni, ale odłożyłeś ją na bok w miłosnych harcach. Ktoś chwycił się za rękę. Poczułeś uderzenie w głowę i głos – Z moją Liz ci się zachciało?! Z moją kobietą?!- typ o topornej budowie ciała podniósł Cię z łóżka niemal bez wysiłku. Byłeś nagi, zawstydzony i skołowany.

Dostrzegłeś trzech mężczyzn. Jeden podszedł do okna, drugi trzymał twoje ręce, a trzeci okładał Cię pięściami. Wtedy też dostrzegłeś Liz, która chwyciwszy twoją sakiewkę wybiegła z pokoju. A więc to było ukartowane.

Nagle stojący przy oknie mężczyzna zaczął się jąkać próbując coś powiedzieć. Pozostali na chwilę przerwali bicie i przyjrzeli się towarzyszowi. Zrobiłeś to samo. Facet cały się trząsł. Wytrzeszczył oczy i wskazywał palcem na coś za oknem. –P..p..p – jąkał się . –P..p..p…plugawce- wyrzucił z siebie. Kolana ugięły się pod nim. Dwóch, którzy zajmowali się tobą cofnęło się. Obaj się trzęśli niczym osiki. Stali tak chwilę a ty zastanawiałeś się o co chodzi. Nagle cała trójka rzuciła się do ucieczki. Zaskoczony chwyciłeś portki i ubrałeś je. Podszedłeś do okna, z którego rozpościerał się widok na tyły zajazdu. Niecałe dziesięć metrów od wejścia dostrzegłeś zarysy pięciu sylwetek. Były one nienaturalnie duże i grube, na pewno nie ludzkie. Ręce zwisały im wzdłuż tułowia dotykając niemal ziemi. Na plecach dostrzegłeś rząd kolców niczym u jeża. Szczęka mimowolnie opadła Ci w zdziwieniu. Nagle dostrzegłeś jak jedna z postaci wskazała na okno w którym stałeś. Usłyszałeś kroki na schodach. Byli już w środku i szli do Ciebie.

"Uciekać"-pomyślałeś. Rozejrzałeś się nerwowo i dostrzegłeś w drzwiach zasuwę, która mogłaby dać Ci kilka dodatkowych chwil. Miałeś nadzieję, że do apartamentu z korytarza, prowadziły tylko jedne drzwi. W pomieszczeniu znajdowały się jednak kolejne prowadzące najwidoczniej do pokoju obok.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 22-07-2011 o 16:00.
Mortarel jest offline  
Stary 22-07-2011, 16:45   #24
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Basillius

Upojne chwile z Liz zostały przerwane przez obcesowe pojawienie się mężczyzn. Bas był bity, kopany lecz to nie bolało to go tak bardzo, jak to że został przez kobietę oszukany. Mógł się tego spodziewać. Krew popłynęła z ust skryby. Nagie ciało przyjmowało kolejne razy, gdy nagle pojawiło się coś innego. Coś co sprawiło że jego prześladowcy zaczęli uciekać. Bas przyglądał się temu czemuś z wielkim zdziwieniem i szokiem. Wyjąkał tylko:

- Łooo kurwaa

Chwila minęła. Cenna sekunda upłynęła nim mózg Basilliusa Alterhofera zaczął pracować na nowo.

- Pieprzona dziwka – mruknął i rzucił się od razu po ubranie.
Bas założył spodnie w pośpiechu chwycił miecz, ówcześnie zamykając drzwi na rygiel. Tak cenne sekundy były mu teraz potrzebne. Bardzo potrzebne.

„Koszula. A chuj z nią. Pies garbatego ją jebał”
.

Mężczyzna zabrał miecz i rzucił się pędem do drugiego pokoju. Otworzył drzwi i zobaczył że, za drzwiami znajdował się kolejny pokój. Drzwi znów zamknął na zasuwę. Tak kolejne cenne sekundy zyskać. Prawie tak samo duży jak ten, w którym baraszkował z dziewczyną. Dostrzegł w nim kilka szaf na ubrania i pościel oraz biurko, na którym znajdowały się przybory do pisania.
Nie było stamtąd żadnego wyjścia, jedynie dwa okna na wschodnią stronę karczmy.

Bas oddychał coraz szybciej i szybciej. W myślach już widział swoją śmierć. Przeklinał siebie. Swoją głupotę ale obiecał sobie że dorwie tą rudą kurwę. Kurwą została od kiedy wzięła jego pieniądze nic w zamian nie dając.

Bas zarzucił na siebie koc i uderzył w okno krzesłem, które poderwał z ziemi. Adrenalina szaleńczo pulsowała w jego żyłach.

„Trzask”

Okno poszło. Bas za pomocą miecza oczyścił szybko framugę ze szkła i przeskoczył na niewielki daszek. Nawet gdyby jakieś kawałki szkła zostały koc, którym się owinął powinien uchronić go przed poranieniem ciała.

„Kurwa pewnie mnie już usłyszeli”
„Północ. Południe. Wschód”


Bas rzucił się znów pędem ku stajni z mieczem w dłoni. Odwrócił się za siebie. Spojrzał dookoła. Serce waliło mu jak oszalałe.
Gdyby zobaczył zbliżające się do niego maszkary zaczął on krzyczeć:

- Pożar!!! Ludzie!!! Kurwa pożar!!! Dom się pali!!!! Pali się. Ludzie ratujcie dobytek

Miał nadzieję że to pomoże. Wątpił. Musiał dostać się do stajni. Koń!! Potrzebował pieprzonego konia.

„ Ja pierdolę. Sigmarze za co??? Za co??”
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 23-07-2011 o 08:05.
valtharys jest offline  
Stary 22-07-2011, 17:43   #25
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Panie von Staden. — Markiz kiwnął głową w stronę szlachcica, stojąc na zewnątrz gospody, gdzie spotkał się z podróżnymi. Mężczyzna wydawał mu się zbyt wypacykowany, jakby bardziej dbał o to, by sprawić nobliwe wrażenie, niż o faktyczny tytuł. "Von", nie "von", mogło w istocie być tak, że żadnego tytułu nie miał. "Nawet jeśli się pospieszyłem z oceną, to tylko na lepsze wyjdzie. Może w ten właśnie go sposób zdobyłem?", pomyślał de Nevoix.

Do towarzyszy Heinricha Roland nie odezwał się, tylko niedbale skinął w ich stronę. Nie pogardzał pospólstwem jako takim, ale uważał, iż jest ono tak liczne, że szkoda czasu na wdawanie się w bliższe kontakty z każdym napotkanym plebejuszem. Przeleciał tylko wzrokiem grupkę, zatrzymując się na stojącej skromnie z tyłu Urlike. Przemknął pomiędzy Swannem i Brunnem, zupełnie nie zwracając na nich uwagi, i podszedł do dziewczyny.

Sacrebleu! Ciężko mi uwierzyć, że nie przedstawiono mnie takiej urodziwej młodej damie — mruknął szarmancko, chwytając ją za rękę i składając na niej pocałunek. — Me miano Roland de Nevoix — m a r k i z Roland de Nevoix — przedstawił się, spoglądając służce w oczy i akcentując odpowiednio swój tytuł; następnie wyprostował się i pogładził po wąsie. Czując, że musi się wytłumaczyć, dodał: — My, Bretoni, szanujemy niewiasty niezależnie od pochodzenia. W końcu białogłowa to białogłowa — zawsze zasługuje na więcej honorów niźli szlachetni nawet mężowie.

To stwierdziwszy poprowadził dziewczę na środek ich zgromadzenia, wciąż trzymając ją za chwyconą w dworskim geście rękę. Rozejrzał się swobodnie, jakby po prostu czegoś szukał, choć w rzeczywistości zrobił to z obawy przed tajemniczymi prześladowcami.

A teraz proszę wszystkich o podążanie za mną oraz mymi mężnymi kompanami, którzy upewnią się, że nikt nas nie będzie ścigał. W istocie powzięliśmy pewne daleko idące środki bezpieczeństwa, o czym przekonacie się w czasie drogi. Sprawa jest bardzo groźna i nie należy lekceważyć szczegółów!

Droga była dość długa i całkiem męcząca, lecz Roland umilał sobie czas cichą rozmową z Urlike. Po miesiącach spędzonych wyłącznie w towarzystwie brudnych Kislevitów stanowiło to bardzo przyjemną odmianę. Oczywiście mógłby poflirtować z którąś z chłopek, chociażby w karczmie albo w pobliskich wsiach, ale wolał, by miejscowi nie dowiedzieli się o nim więcej niż potrzeba. Ostrożności w końcu — zwłaszcza w obliczu tych nagłych zniknięć — nigdy za wiele. Ta dziewczyna natomiast nie pochodziła stąd, a zatem była bezpieczna.

Jak znajdujesz życie w Imperium? — gaił do niej. — Ach, to smutna kraina, jeśli byś pytała mnie. Żebyś tylko mogła zobaczyć pola i winnice Bretonii — klify Bordeleaux i zamki Brionne, liczne i tchnące przepychem! Onieśmielające piękno Pani Jeziora i jej służek — oto wspomnienia, które przechowywane są w mym sercu, lecz wywołują w nim żal i ból straty. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będzie mi dane ujrzeć równiny mego rodzinnego kraju… Oczywiście i inne ziemie także mają swój urok. Jak tutejsze głębokie lasy i majestatyczne góry… Albo rozległe stepy Kisleva, pokryte połyskującym śniegiem… Jednak za każdym razem, gdy podziwiam te wspaniałe widoki, mała część mnie wciąż tęskni za polami i strumykami krainy, w której się wychowałem.

Wreszcie dotarli do obozu. Roland usiadł i poprosił gości, aby zrobili to samo.
To bardzo niemądrze ufać nieznajomym… — powiedział, a grupkę otoczyli Kislevici, którzy jednak po chwili także usiedli przy ognisku. — W tej sytuacji jednakże było to właściwe działanie i cieszę się, że posłuchał pan mych słów, ‘err von Staden — zwrócił się bezpośrednio do Heinricha. — Podejrzewam, że nasza motywacja może się wydać tajemnicza, może nawet podejrzana — czemu zupełnie obcy ludzie mieliby udzielać podróżnikom rad i ratować ich od pewnej śmierci? Otóż sprawa zniknięć dotyczy mnie i moich kompanów osobiście.
Da, to już dwa miesiące jak Dimitriego ni ma! — rzucił jeden z Kislevitów, wyraźnie ośmielony tym, że znajdował się na swoim terenie.
Dokładnie — potwierdził markiz. — Dlatego zależy nam na rozwikłaniu zagadki tych zniknięć i odzyskaniu naszego towarzysza — miejmy nadzieję, że całego i zdrowego. Od pewnego czasu obserwujemy okolicę, zbierając informacje, lecz nie byliśmy gotowi na wykonanie żadnego ruchu. Teraz, wraz z waszym przybyciem, nadarzyła się okazja, na którą długo czekaliśmy. A zatem…? Panie von Staden, jest pan zainteresowany współpracą? — De Nevoix spojrzał krytycznie na siedzących przed nim ludzi. — W sytuacji zagrożenia z pewnością przyda wam się zbrojna pomoc, jaką mogą zapewnić moi kompani.

Markiz strategicznie zwlekał z poruszeniem kwestii zapłaty. Chciał poczekać na moment, w którym ci ludzie będą się już czuli w pewnym sensie zależni od jego grupy, i dopiero wtedy dać do zrozumienia, iż oczekują pieniędzy, subtelnie i tak, aby nie wyszło na to, że jego samego w jakimkolwiek stopniu obchodzą takie banały.

Możemy zacząć od wymiany informacji. Z tego, co nam wiadomo, fala zaginięć zaczęła się już dość dawno temu, najwyraźniej jeszcze zanim przybyliśmy do Ostermarku. Zniknięcia dotyczą przede wszystkim samych mieszkańców wsi, jedynie od czasu do czasu porwany zostaje podróżny. Mówię „porwany”, jednak w rzeczywistości nie wiem, co dokładnie dzieje się z ofiarami. Jest jednak w mojej wiedzy fakt, iż bezpośredni związek z tymi wydarzeniami ma grupa dziwnie ubierających się ludzi. I, niestety! nie wiem, kim oni są. Być może to kultyści, których u was w Imperium tak wiele, a być może po prostu des fous ordinaires. Wiem jednak, że od nich należy zacząć, gdyż zawsze zjawiają się tuż przed zniknięciami i właśnie dlatego ich widok w gospodzie mnie zaalarmował… To wszystko, co mam do powiedzenia. Teraz, panie von Staden, może pan wyjawić cel swojej wizyty oraz podzielić się informacjami posiadanymi przez pana.

Dopiero usłyszawszy wyjaśnienia szlachcica, markiz powiedział:
A zatem teraz wszystko już wiemy. Pozostaje tylko drobna kwestia — kwestia nieco nieprzyzwoita do omawiania w tak zacnym towarzystwie, ale cóż! życie nie jest łatwe w tych czasach. Moi kislevscy towarzysze chcą, aby im zapłacić. Nie będzie to wiele, sądzę, iż dziesięć złotych koron tygodniowo powinno w zupełności ich zadowolić.
Przyjaciel przyjacielem, ale jeść trzeba — dorzucił jeden z kozaków pod spojrzeniem markiza.
A jeśli już mamy za sobą różnorakie błahostki — de Nevoix wstał, wyciągając rękę do swego rozmówcy — to pragnę wyrazić mą najszczerszą i gorącą wiarę, że nasza współpraca daleko nas zawiedzie. A teraz może coś zjemy!

Roland usiadł, a jego towarzysze wyciągnęli mięso oraz kończące się już zapasy prawdziwej kislevskiej wódki.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 22-07-2011 o 19:01.
Yzurmir jest offline  
Stary 22-07-2011, 21:18   #26
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Martin był wściekły, wściekły jak jasna cholera. Gdyby te dwa pyszałki nie byli szlachcicami to w ogóle olałby sprawę, wyśmiał ich i wrócił do karczmy, a tak włóczy się po nocy w lesie z bandą nieznajomych, czort wie czy przyjaciółmi czy wrogami. Teraz wiedział czemu von Staden popadł w niełaskę, zdziwił go też Swann, ale widocznie głupota nie była tylko przywilejem pospólstwa.
Martin był spięty niczym struna gotów w każdej chwili zaatakować nieznajomych lub zwiać, szczęściem nie była to zasadzka i gdy padły wyjaśnienia ze strony markiza, łowca nieco się rozluźnił, nie na tyle jednak by stracić czujność czy zdrowy rozsądek, a zwłaszcza nie zamierzał niczego jeść czy pić.
Brunn przysłuchiwał się uważnie co mówił markiz i coś nie bardzo wierzył w tych niby kultystów, gdyby był zbójem z pewnością postąpiłby podobnie, czyli zadbałby by ludzie myśleli, że napady to sprawka sił nieczystych. Z drugiej strony zastanawiał się jak zareaguje Swann, bo wyglądało to tak jakby von Staden przejmował dowództwo nad grupą, a z dwojga złego wolał już tego pierwszego, przynajmniej nie wydawał się tak zarozumiały jak von Staden.
 
Komtur jest offline  
Stary 23-07-2011, 14:03   #27
 
More Power's Avatar
 
Reputacja: 1 More Power nie jest za bardzo znany
Basilius dał się zwieść na cycki i rude włosy, a Heinrich na bogaty strój markiza. Swann nie poszedł z nimi do lasu. To on jest odpowiedzialny za misję i nie może tak po prostu zostawić skryby w karczmie, wiedząc że grozi mu niebezpieczeństwo. Skryba sam nie ma żadnych szans poradzić sobie z przygotowaną na nas zasadzką. Druga sprawa to pójście do lasu za markizem. To równie dobrze być pułapka. Nie wiemy NIC o tym domniemanym markizie. To że ma dobry strój i ładnie sie wysławia nic nie znaczy. Mógłbym ubrać w moje najlepsze ciuchy Basiliusa i kazać mu udawać księcia, wyszłoby na to samo. A nawet jeśli jest prawdziwym markizem to wciąż jest obcokrajowcem. Podstawową misją Swanna jest obrona Imperium, nie Kislevu czy Bretonii.

Zastanawiał sie też nad zachowaniem Heinricha. O co mu chodzi z tym "łaskawym wybaczeniem" służącej? Chciał ją karać za to że nie obwieściła wszystkim dookoła (a bandytom w szczególności) że 2 możnych panów bez obstawy przybyło właśnie z tajną misją i żądają informacji? I czemu chce pomagać temu markizowi? został czymś przekupiony, czy ma inne powody?


Na odchodne powiedział cicho do Heinricha:
Nie ufam zbytnio temu markizowi. I jak dla mnie jest to skrajnie niebezpieczne iść z nimi w nocy do lasu. Nie będę cię jednak powstrzymywał. Mam nadzieję że wiesz co robisz i wyciągniesz jak najwięcej informacji i wynegocjujesz dobre warunki ewentualnej współpracy. W końcu jesteś starszy i masz w tym więcej doświadczenia. Ja zostanę i przypilnuję naszych bagaży. Powodzenia!

Swann nie lubił negocjacji, etykiety, uprzejmych wymian zdań i innych tego typu rzeczy. Dlatego był zadowolony że Heinrich zrobi to za niego.

Poszedł do stajni i usiadł na wozie. Wyciągnął z plecaka malutką świeczkę, przybory do pisania oraz arkusz pergaminu. Zaczął pisać:
"Gdyby coś mi się stało, tutaj jest zapisane wszystko czego się dowiedzieliśmy i co odkryliśmy, aby inni mogli kontynuować nasze śledztwo...". Zaczął opisywać dziwne zachowanie wieśniaków, tajemniczego markiza, pobicie karczmarza itp...

Gdy już prawie kończył, do stajni wbiegł zdyszany Basilius. Był naprawdę przerażony.
-Co się stało?
Basilius wykrzyczał coś nieskładnie, Swann zdołał tylko zrozumieć słowo "mutanci"
Wziął więc pióro i szybko wybazgrał na pergaminie dużymi literami MUTANCI i przybił kartkę sztyletem do wozu. Wstał, podniósł swoją broń, plecak i te oszczepy które załadował wcześniej. A jeszcze jedno - rozrzucając wszystko przeszukał ekwipunek i zabrał róg sygnałowy. Rzucił połowę oszczepów skrybie.
"Weź mojego konia. Ja pożyczę sobie tego od Heinricha" - najwyżej będę musiał mu zapłacić 10 koron za kradzież - zażartował w duchu.
Wsiedli na konie i z oszczepami w dłoniach próbowali wyjechać ze stajni, mając nadzieję że mutanci nie zagrodzą im drogi. A jak któryś spróbuje to dostanie oszczepem, może zatrzyma ich to na chwilę. Jeśli już uda im się wyjechać to zadmie w róg, mając nadzieje że dobrze zapamiętał jak się nadaje sygnał "pomocy".
 

Ostatnio edytowane przez More Power : 24-07-2011 o 14:04.
More Power jest offline  
Stary 23-07-2011, 14:39   #28
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Dziwne to było wszystko i te typy w gospodzie i apartament, a także nagła chęć von Stadena by gospodę opuścić wraz z jego nowymi znajomymi. Zerkała ukradkiem na Kislevitów którzy zbyt przyjaznego wrażenia na niej nie wywarli. O nowym szlachcicu pomyślała tylko „jeszcze jeden Pan, jeszcze jeden problem”. Toteż kompletnie ją zaskoczył nagły potok słów ze strony markiza (chyba bardzo mu zależało, by zapamiętała jego tytuł) Rolanda de Nevoix. Zupełnie zbita z tropu stała czerwieniąc się i nie wiedząc czy powinna spuścić wzrok czy wręcz przeciwnie odpowiedzieć śmiałym spojrzeniem. „Dziwna to musi być kraina ta Bretonia gdzie zwykła chłopka większym się cieszy szacunkiem od szlachcica.” Pozwoliła wyciągnąć się na środek, bo i cóż mogła poradzić przecież nie wyrwie dłoni z uścisku ni nie ucieknie jak spłoszona kuropatwa. Z jednej strony mile ją połechtało takie wyróżnienie, przestała się czuć jak element bagażu, z drugiej jednak strony niebezpiecznie było zwracać na siebie uwagę możnych, kto wie czegóż ktoś taki może od niej chcieć.

Myślała, a może miała nadzieję, że m a r k i z straci nią zainteresowanie równie szybko jak je okazał, ale zdziwiła się wielce, gdy to z nią postanowił rozmawiać. Z nią! Zwykłą służącą i to mimo że inni szlachetnie urodzeni byli w pobliżu. Zerknęła dyskretnie w stronę von Stadena, ale ciemności nie pozwoliły rozpoznać jego nastroju. Miała tylko nadzieję, że nie będzie miał jej za złe, że śmie odwracać uwagę de Nevoixa od jego wielce szacownej osoby. Po kimś takim wszystkiego się można było spodziewać.

Szła więc u boku markiza nie mówiąc zbyt wiele, przytakując jedynie i od czasu wtrącając jakieś „Ach naprawdę?”, „I co było dalej?”, czy inne podobne wyrażenia mające pokazać jej zainteresowanie i zachwyt, ale przede wszystkim skłonić rozmówcę by nie przerywał. Jak mawiała matka nie ma lepszego sposobu by rozmawiać z mężczyzną niż pozwolić mu bez przeszkód opowiadać o jego wspaniałości i udawać, że żywotnie nas to interesuje. Naprawdę zaś uwagę Ulrike pochłaniały myśli o tym jak daleko już są od gospody, czy ktoś by ich usłyszał gdyby wzywali pomocy (Ci Kislevici naprawdę nie sprawiali dobrego wrażenia) i dlaczegóż to bezpieczniej jest pałętać się nocą poza traktem niż spać w pełnej ludzi gospodzie.

Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, miejsce (była tego pewna) bardzo dobrze ukryte i odosobnione, ”Tu na pewno nikt nie usłyszy naszych krzyków” – skonstatowała i usiadła posłusznie na kocu. Przysłuchiwała się uważnie słowom Rolanda coraz bardziej przekonana, że jedna złota korona na tydzień wcale nie jest wygórowaną zapłatą za to, na co się narażała. „A może tak właśnie zaplanował to Sigmar w swojej mądrości? Może tu leży prawdziwy początek?”
 
Agape jest offline  
Stary 23-07-2011, 20:29   #29
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Gdy Staden i reszta wychodziła z karczmy, Swann go zatrzymał. Chciał, by wszyscy zostali,co wyraźnie wzburzyło rycerza. Wiedział dobrze, że sam z nieznajomym nigdzie nie powinien się wybierać, ale nie chciał stracić okazji dowiedzenia się czegoś o tej tajemniczej wiosce. Był świadom, że to może być ryzykowne, ale miał przeczucie, że markiz może być pomocny. Inna sprawa, że już raz to przeczucie go zawiodło.

Przez jakiś czas cała trójka szła przez okolicę, aż w końcu dotarli do obozu markiza. Tam trochę się od niego dowiedział, ale szczerze mówiąc nic konkretnego, oprócz zaginięć.
Dlatego więc szlachcic zwrócił się do markiza tymi oto słowami:
-Spokojnie,markizie nie tak prędko. Co ty i twoi towarzysze naprawdę robicie w tej okolicy? Nie wierzę, że chodzi panu tylko o zaginięcie najemnika.Przed jego zaginięciem musieliście coś tutaj robić. Jakie są twoje prawdziwe motywy? Bez tego nie ma mowy o żadnej współpracy.

Uspokoił się, po czym kontynuował:
-Aby dać dobry przykład zacznę od siebie. My wszyscy z polecenia hrabiego mamy dotrzeć do wioski Weiler i sprawdzić, co się tam dzieje. Wiemy o niej tylko tyle, że jak tam dotrzemy, to mamy być szczególnie ostrożni, gdyż część mieszkańców uciekła do lasu i para się banicją. Jeśli jednak to co mówisz, markizie, jest prawdą, to sytuacja jest bardziej niebezpieczna niżby się wydawało.Swann i uczony mogą być w niebezpieczeństwie, więc powinniśmy się wrócić i ich ostrzec lub w razie potrzeby wspomóc.

Po czym powiedział do Brunna i Urlike:
-Nie rozgaszczajcie się tutaj. Najprawdopodobniej zaraz będziemy musieli wracać do gospody.

Gdy Bretończyk poruszył kwestię zapłaty, von Staden się lekko uśmiechnął. Spodziewał się tego, węc odpowiedział:
-Najpierw uczciwie nawiążemy współpracę, potem porozmawiamy o złocie.A nawet jakbym się zgodził, to i tak jeszcze pozostaje otwartą kwestia dowództwa.Gdybym się dołożył, kto miałby dowodzić?Dodam tylko, że dawniej dowodziłem różnymi oddziałami, mam w tym doświadczenie.

Po tym stwierdzeniu szlachcic usiadł. Wiedział, że potraktował Bretończyka dość nieprzyjaźnie, ale tamten ewidentnie coś przed nim ukrywał." Nie można mu ufać," dodał w myślach.
 
pawelps100 jest offline  
Stary 23-07-2011, 21:57   #30
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Słuchając Heinricha, Roland zmrużył lekko oczy, ale nie pozwolił, aby grymas tkwił na jego twarzy przez dłużej niż sekundę. Co ten imperialny szlachcina sobie wyobraża? Oczywiście markiz rozumiał brak zaufania, ale maniery von Stadena były zaiste podłe i czuł się bardziej, jakby negocjował warunki z plebejuszem, miejskim kupczykiem, niż możnym panem. Starał się jednak nie ukazywać tych myśli w żaden sposób, zdając sobie sprawę z tego, iż taka okazja, jak ta rysująca się teraz, może się szybko nie powtórzyć.

Co robimy w okolicy? Och, cóż za pytanie… — powiedział nieco urażonym tonem. — Sądzę jednak, iż będę w stanie rzucić nieco światła na wszystkie niejasności, jakie mogły się pojawić, już za moment, tłumacząc powód mojej tu obecności — i mam nadzieję, że światła tego wystarczy, bym zyskał pańskie zaufanie. Moich towarzyszy spotkałem po raz pierwszy w Erengradzie, skąd mieliśmy wyruszyć do Kisleva, przecinając tamtejsze rozległe stepy, by w końcu dotrzeć do posiadłości na południu kraju. I w samą porę wybyliśmy, gdyż po Erengradzie pozostały obecnie, jak słyszałem, tylko zwęglone zgliszcza i kilka kamieni formujących skąpe ruiny. Dowiedziawszy się, że nie tak daleko na północy grasuje armia Chaosu, zrezygnowaliśmy z wędrówki na przełaj kraju i skierowaliśmy się bezpośrednio na południe. W ten sposób dotarliśmy aż tutaj, do Ostermarku, gdzie niespodziewanie zaginął nasz towarzysz. Ponieważ okolica jest bagnista, bez jego ekspertyzy nie mamy nawet szans, by dotrzeć do Kisleva, mimo iż cel naszej podróży znajduje się już tak niedaleko, tylko kilkaset mil stąd.

Markiz zmarszczył brwi.
Muszę panu wyznać, iż poczułem się nieco urażony pańskim pytaniem o moje "motywy". Nie rozumiem, czym zasłużyłem sobie na takie insynuacje, ja bowiem, panie von Staden, jestem li prostym człowiekiem o prostych gustach. Mógłbym spędzić całe miesiące w głuchym lesie, dopóki byłbym w stanie w spokoju podziwiać uroki natury. Sama moja obecność w takim miejscu nie będzie zatem niespodziewana dla kogoś, kto mnie zna. Jednak w tym przypadku zarówno ja, jak i Kislevici, chcemy odnaleźć naszego towarzysza i jest to jedyny… "motyw", jaki możemy mieć.

Wysłuchawszy natomiast wyjaśnień Heinricha, skinął głową.
Rzeczywiście, wątpię, by w sprawie tej chodziło tylko o chłopów zajmujących się bandytyzmem — a jeśli w istocie tak jest, to muszą to być wysoce nieortodoksyjni bandyci. Podejrzewam, że powrót do karczmy, teraz — w pełnej świadomości czekającej tam zasadzki — mógłby okazać się bardzo owocny. — Markiz skrzywił się. — Oczywiście nici z kolacji. Ech... Panowie — powiedział do Kislevitów — chwytajcie za broń, być może wkrótce odnajdziemy Dimitriego!

Podniósł się i już miał zacząć szykować się do wyprawy, lecz usłyszawszy ostatnie słowa Heinricha, stanął przed nim sztywno i spojrzał twardo.
'err von Staden — jak pan sądzi, na jakich warunkach podróżuję z grupą zaprawionych w boju kozaków, ciesząc się ich lojalnością, zadziwiająco dobrym i szczerym towarzystwem oraz ochroną? Chyba nie myśli pan, że udzielam im rad na temat modnych w tym sezonie kolorów albo, czy wypada założyć watowany kubrak, czy nie? Towarzyszę tym ludziom, gdyż jako mąż szlachetnego urodzenia jestem w stanie zapewnić im najlepsze warunki pracy. Moje stanowisko w kwestii wynagrodzenia nie zmieni się, niezależnie od uroku pańskiej osoby i użytych przez pana argumentów. Przyznaje pan przecież, że nie posiada niemalże żadnych informacji, poza tą najogólniejszą, że brakuje mieszkańców Weiler. Jedyną zatem przewagę, jaką pan ma nad nami, stanowi to, że pańska misja pochodzi bezpośrednio od władcy tych ziem — ale jeśli posiadając wsparcie hrabiego, nie jest pan w stanie nawet zapłacić małej grupce najemników — to powiedzmy sobie szczerze, wsparcie to nie jest wiele warte.

Markiz postanowił rozegrać to twardo i zdobył się nawet na niegrzeczne słowa. Zdawało mu się, iż von Staden nie traktuje go w sposób, na jaki z racji swego urodzenia zasługuje — bardziej jak zwyczajnego osiłka, Roland natomiast był łagodnym człowiekiem, ale nie mógł zdzierżyć czegoś takiego. Postanowił jednak nieco osłodzić Imperialczykowi cały układ.
— Jeśli jest pan jednak gotów zapłacić, wówczas nie widzę przeszkód, aby wydawał pan moim kompanom polecenia w boju. Proszę się zdecydować; jeśli chce pan uratować... uczonego i kogokolwiek jeszcze ma pan w swojej świcie, dobrą rzeczą byłoby się pospieszyć.
 
Yzurmir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172