Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2011, 18:14   #10
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Na szczęście Calthaniela Roibhilin, jak na możnowładcę przystało, był śpiochem i leniem. Areastina mogła więc pozwolić sobie na godzinny wypad na miasto. Nawet gdyby, cudem jakimś boskim, jej „podopieczny” obudził się przed południem, chłopaki mieli go zagadać, by dać jej czas na powrót. Tak, czy siak, póki co wysłannik królowej nie był jej problemem.

Gospoda "U Harna" robiła z zewnątrz miłe wrażenie, zwłaszcza dzięki unoszącemu się wkoło aromatowi pieczeni i świeżego chleba. Jak się jednak okazało, apetyczne zapachy nie wystarczyły, by przyciągnąć klientelę. Karczma świeciła pustkami, w środku siedziały dosłownie dwie osoby. Mężczyźni popijali najprawdopodobniej nie pierwsze już tego dnia piwo, dyskutując o rychło zbliżającym się końcu świata.

Areastina trochę obawiała się tego wyjścia. Licho wiedziało, jak ludzie zareagują na jej wejście do karczmy. Mogli ją omieść jedynie zdawkowym spojrzeniem, choć równie dobrze mogła zostać obrzucona wyzwiskami. Ludzie byli nieprzewidywalni, zwłaszcza w kontaktach ze Starą Rasą.

Wąsaty karczmarz najwyraźniej nie zamierzał przepuścić okazji do zarobku, bowiem gdy tylko weszła, wypadł z zaplecza z witając ją uprzejmie. Bordowe piwo czereśniowe - Rivijski kriek kosztowało elfkę 1 koronę novigradzką. Było całkiem niezłe, co prawda trochę nie trafiało w jej gust, ale przecież nie dla trunków tu przyszła, przynajmniej nie tylko dla nich.

- Co tam słychać w wielkim świecie, karczmarzu? - zagadnęła starając się, by jej głos brzmiał jak najbardziej przyjaźnie.
- Nietrafione pytanie - skrzywił się wąsacz.
- Wielkiego świata żem od dawien dawna nie widział na oczy. Zupełnie inaczej ma się z Rajczewską okolicą. Z dalszych włości jeno żołnierze jakie takie plotki przynoszą. Niewielu dałbym wiarę, bo i przez niejedne usta przeszły.
- No i co na przykład żołnierze gadają? - zainteresowała się grzecznie.
- Bzdury różne, tym bardziej durne, im większa odległość. Dla przykładu Najczarniejszy Czarnuch miał sczeznąć na nocniku. Powiadali, że żyłka mu pierdykła, jak się spiął, bo i przez miesiąc się nie wy... - odchrząknął, powstrzymując się od kontynuowania fascynującej historii. – Przed zaledwie kilkoma dniami zginąć miał baron Alhen von Franzz z Kaedwen, jeden z nielicznych arystokratów mierzący się z Marszałkiem Relinvenem. Tego z kolei jaka czarodziejka miała do życia wrócić... Na pierwszy rzut oka widać zakłamanie.

„Najczarniejszy Czarnuch” – pomyślała z rozbawieniem. Wiele już słyszała w swym życiu określeń na Deithwen Addan yn Carn aep Morvudd, ale to było coś nowego. Musiała przyznać, że miało w sobie jakiś przewrotny urok. Z pewnością było warte zapamiętania.

- No tak – przyznała po chwili zamyślenia. – Kłam to być musi.
- Ano i właśnie! Jak na mnie, to jedyna prawda w tym taka, że jest taki von Franzz jest z Kaedwen, a Czarnymi dalej rządzi ten Płonący Kurhan. Ot i cały wywód. Ale co się we włościach dzieje, to wszystko dokładnie wiem. Dla przykładu, stary Prostorz nogę złamał spierd... no ryboludy go goniły. A na Kudłatej Górze wiedźmy słup ognia stawiają.
- Słup ognia? – zdziwiła się nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. – A po co im on?
- Ryboludy odstrasza z okolicy. W nocy nawet nie tkną wsi, takiego im pietra robią! - roześmiał się rubasznie mężczyzna.
- Ciekawe, dlaczego je to odstrasza - powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Po chwili dodała zwracając się do karczmarza – Ale z drugiej strony, najważniejsze, że działa.
- Działa, że hoho! Ale nie od powtórzenia jest. Wiedźmia magia, czarodziejom nieznana. Bo ludowa.
A i każdy wie, że woda z ogniem nie lubują się za bardzo. Wodne stwory z wody wyłażą, to ogniem je, ogniem skurwysynów!


Obejrzała się sprawdzając, czy wieszczący ryboludzką apokalipsę mężczyźni wciąż jeszcze są. Owszem, byli i dalej gderali na tę samą modłę. Kiwnęła na nich głową pytając: - Ty też, panie gospodarzu, myślisz, że przez ryboludy zbliża się koniec świata?
- Ano może i tak być. Jeszcze nie tak dawno tylko garstka ich z wody wylazła. Teraz to całe stada! I coraz gorzej jest.

Odruchowo przetarł ścierą szynkwas, po czym kontynuował:
- Teraz to my, na Łukomorzu to więcej wiemy o ryboludach niż takie uczone czy wiedźminy nawet!
Ale jak wspomnisz o czarnych wizjach z Rajczewa gdzie w świecie, to jeno wyśmieją. Jaja dam sobie obciąć, jeśli nie mam racji!

- A wiadomo właściwie dlaczego wychodzą? I od czego się zaczęły te ich przyjacielskie wizyty?

Karczmarz skrzywił się.
- Nooo... Tego to mu akurat nikomu nie wiadomo... Niektórzy mówią, że ich miasto jest tak rozległe jak Wielkie Morze i już miejsca nie mają.
- Rozmnożyli się jak króliki. – skomentowała z grymasem.
- Najprawdziwsza to prawda! Żeby tak łatwo zdechnąć też chciały.
- Obawiam się, że to już tak łatwo nie będzie. Tak to już jest ze złośliwością natury.
- I to prawda. Padają dziesiątkami, a i tak ich coraz więcej wyłazi. Jakby miały w dupie, że zdychają. Karaluchy chędożone - splunął na podłogę.
- A władze coś zamierzają z tym robić? Czy tylko wysyłają ludzi, by ich ubić?
- Jaśnie Nam Panujący Radowid to nie bardzo wiadomo. Chyba nic nie robi, bo i nic nie widać, a reszta władców szczy na problemy Łukomorza. Nawet Foltest Temerski, bo to i nie ich problem. Na razie. Tylko Marszałek wyprawy organizuje. Jedna już zeszła pod wodę szukać rozwiązania...
- No tak, podatki to ściągać jest komu, ale żeby bronić obywateli to już nie bardzo - mruknęła, po czym wzięła potężny łyk piwa.
- Jedyne podatki jakie płacim, idą dla Marszałka. Pewnie i coś tam królowi oddaje, ale ile? Tego nijak nie wiem.

Chyba nic więcej ciekawego nie była w stanie wyciągnąć z karczmarza. Czas było zatem kończyć pogawędkę. Dopiła piwo i pożegnała się z karczmarzem. Na odchodne zostawiła mu jeszcze orena napiwku, po czym wróciła na dwór Relinvena mając cichą nadzieję, że Roibhilin się jeszcze nie obudził. Nie, żeby się go obawiała. Po prostu nie miała ochoty słuchać jego gderania.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline