Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2011, 13:01   #7
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Nieznane miejsce, nieznany czas

Są różne rodzaje przebudzeń. Czasem jest to łagodne dryfowanie na falach snu ku brzegom jawy, jak powolne osiadanie na mieliźnie. Jak podróż na jednej z płaskodennych łodzi rybaków z klanu Modliszki. Czasem jest to wznoszenie ku rozjaśnionego porannym słońcem niebu, jak leniwe szybowanie pozostawiające za plecami ciemność nocy.

Przebudzenie Keiko jest jak ostatni oddech tonącego, gdy woda już zaczyna zalewać płuca.


* * *


Ciepło. Miękki ciężar przykrycia. Kropla potu łaskotliwym szlakiem spływająca z czoła pomiędzy włosy. Głuchy dźwięk gwałtownego bicia serca. W nieruchomym powietrzu ostry zapach ziół, ulotny aromat kwiatów, wspomnienie kadzideł. Wrażenie ucisku na udach i lewej ręce. Więzy? Przesuwa dłonią. Nie. Bandaże. Opatrunki. Nie rozumie.

Lśniące ostrze rodowej katany.
Dźwięk napinanego łuku jak pełne zadowolenia westchnienie.
Wilgotny dźwięk przeszywającej ciało strzały.
Witaj braciszku.

Siada gwałtownie na posłaniu. Zastane mięśnie nie chcą poddać się woli bez krzyku protestu i całe ciało wyje tępym bólem. Jest niewygodne. Straciwszy gibkość ze snu, straciwszy tamtą siłę, ciąży zesztywniałym ciężarem. Zawadza. Jest jak nie jej. Jest niewłaściwe. I ślepe. Sięga palcami twarzy...

Jedynie biała, blada, gładka i mięsista skóra.
Odbicie w mętniejących oczach umierającego brata.

Drżące wargi łapczywie chwytające powietrze. Zabije go. Fortuny ją przeklęły. Duchy ją przeklęły. Przodkowie ją przeklęli. Ostro zaznaczony nos. Zabije go. Zgubiła netsuke starej Yogo. Zapłaci za to zdradą. Gniewne linie prostych brwi. Zapłaci za to krwią. Nierówność blizny przecinającej czoło, niknącej pomiędzy splątanymi włosami. Piekące, szeroko rozwarte oczy. Nie ślepota, tylko ciemność. Strach. Zgroza. Przeklęli ją. Zepchnęli w ciemność. Zostawili samą.

Pod czarnym, zimnym śniegiem.

Ciało pamięta. Kierowana pierwszym odruchem ręka sama sięga w bok, gdzie powinien leżeć jej łuk i kołczan. Nie ma. Zaciska usta w wąską kreskę. Wakizashi. Nie ma. Aikuchi. Nie ma. Spokojny rytm drugiego oddechu. Trze powieki, jakby chciała wycisnąć gromadzące się pod nimi łzy.

Odratowali go. Ona płaci jego ból.
Zaleczył mu dziurę w plecach. Dziurę w krtani.
Wypalił ogniem.

Kto? Nie wie. Potrząsa głową, ściera przedramieniem szczypiący pot. To lekki oddech. Spokojny. Kobiecy. Więc nie on. Jeszcze nie Yuichi. Nie może jechać na Przełęcz. Nie może go spotkać. Nie może ICH spotkać. Musi najpierw... Michiko...

Michiko jest Akodo. Michiko walczy.
Nie! Zostaw! Sanzo! Ratuj! Proszę! Zostaw! Nieeeee...
Coś jej zrobiono. Coś jej zabrano.

W ciemnym pomieszczeniu wychwytuje kolejne kontury, kolejne kształty. Nocną szarość papierowych ścian, ascetyczną ikebanę, nakreślone ciemnym tuszem kakemono, origami przy jej futonie, niski stolik, na którym starannie poustawiane zostały medyczne utensylia. Odrzuca przykrycie.

Sanzo...

Sanzo czeka. A potem Przełęcz Beiden, na której czekają głodni mięsa przodkowie. Musi dać Michiko wiatraczek leżący w skrzyni z jej dziecinnymi rzeczami. Zanim lina się przetrze. Zanim zmarli złapią trop, rzucą na nią swój cień a one stracą twarze i głos jak córka Shi Tsuna ponad Jeziorem Godziny Wilka trzy lata temu.

Michiko płaci za jej ból. Jej błąd.
Przegrywa.
Przegrała.

Spóźniła się! Zrywa się na nogi jednym ruchem. Widzi zarys stojaków na broń, na zbroję. Ciemny zarys lakowanego pudła, w którym powinno być jej daikyu. Musi być. Jej łuk. Zaciska zęby, próbując powstrzymać mdłości. Odgania odległe, nierealne teraz wspomnienie opiekującego się nią po bitwie Hakusho. Tamtego bólu, tamtych mdłości. Widoku jabłka rozbryźniętego na podłodze.

O włos, Yanagi, o włos i byłaby to twoja głowa.
Tetsubo to przerażająca broń.

Nie tak przerażająca jak łuk.
Udowodni im. Choćby miała zdechnąć.

Stawia chwiejne kroki. Ciemny pokój wiruje, czuje smak żółci w gardle. Nie odrywa wzroku od prostokątnego kształtu, w którym śpi daikyu. Śnił jej się trakt, pamięta. Wiele dni temu. Mały ronin bez dumy, pełen wstydu. Heimin kryjący się za jego plecami. Pamięta. Strzały, juzimai w lasach na rozstaju żurawich dróg. Okrwawione ciało przyszpilone brutalnie do wozu. Na cudzym nadgarstku bransoleta z bursztynów jak małe, rozjarzone słońca. Nieznany ronin, nieznany heimin. Martwi. Nieważni. Jej własny czarny warkocz zwinięty w błocie jak truchło, jak martwy wąż. Jak jego porzucona skóra. Pokryte liścimi leśne oni. Niepodobna. A jednak pamięta. Ludzkie oczy w czarnej twarzy. Pamięta je dokładnie - ich kształt, ich wyraz. Widziała. Chciał strzelić.

Mamy dziewczynę.
Maro się ucieszy.

Pamięta, że też strzelała. Pamięta ból poszarpanego grotami mięsa. Pamięta ogień przepalający ją od środka. To było tak realne. Tamten sen, tamta agonia. Tak realne jak wszystko inne. Jak choćby ta obecna słabość przeklętego ciała. Nogi uginają się pod nią, do mdłości dołączają zawroty głowy, fale dreszczy, zimnego potu. W ostatniej chwili podpiera się zdrową ręką, łagodzi upadek. Zawsze była szybka i nawet teraz - gdy zdaje się, że pomiędzy jej pragnieniem ruchu a reakcją mięśni rozciąga się trakt liczący wiele ri - wciąż jest.

- Chikusho... - syczy przez zaciśnięte zęby, głosem tak schrypniętym, że sama go nie poznaje.

Wyciągając w ciemności rękę ku stojakowi z bronią, nie jest pewna, co jest prawdziwe. Jej sny nie są tylko snami. Nigdy nie były. Są jak inna jawa. Jak to, co istnieje poza Murem strzeżonym przez Kraby. Ten sam świat - inne ziemie. Jak ciemne zwierciadło. Jak żyjący obraz. Drugi świat równie realny jak pierwszy.

Gdzie martwi powstają.
I PATRZĄ na nią. I patrzą na NIĄ.

A ona bez mapy, bez przewodnika, bez wyznaczonego kierunku - gubi się i nie potrafi odnaleźć w nim ani innych, ani nawet samej siebie.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 31-10-2011 o 15:26. Powód: wskazany przez Abiego babol. Dzięki :)
obce jest offline