Roland przyjął przeprosiny von Stadena, po czym wziął od niego kamień szlachetny. Nachyliwszy się do ogniska, oglądał go chwilę w świetle płomieni.
— Bardzo ładny — rzekł po chwili, by zamaskować, że sprawdzał po prostu, czy szlachcic go nie oszukał. — Zaiste wspaniały klejnot. Jeśli chodzi o moich ludzi, to są oni wyśmienicie wyszkoleni w szermierce szablą i strzelaniu z łuku.
Wkrótce zarówno markiz, jak i Kislevici, byli gotowi do drogi.
— Oczywiście nie możemy tam po prostu wparować. Musimy wszystko zaplanować w ten sposób, by uzyskać przewagę zaskoczenia nad nieznanym przecież wciąż wrogiem. Jestem otwarty na sugestie, panie von Staden — pan teraz dowodzi. Ach, ale tak poza tym to dziewczyna — de Nevoix wskazał na Urlike — powinna raczej pozostać w bezpiecznym schronieniu. Nie można przecież ryzykować niewieścim życiem. |