Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2011, 22:17   #31
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
"Kurwa taki kawał drogi przez chaszcze, żeby szlachetni panowie wymienili się grzecznościami, toż to kurwa jakaś niedorzeczność." - Martin przeklinał w myślach i zaciskał zęby. Był zmęczony i cholernie wkurzony. Postanowił sobie że odegra się na tych pyszałkach, a szczególnie na von Stadenie.
 
Komtur jest offline  
Stary 23-07-2011, 22:57   #32
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Wyjaśnienia markiza nieco uspokoiły von Stadena. Uznał, że przynajmniej na razie dobrze będzie, jak połączą siły. Dlatego odparł:
-Teraz jest pan bardziej przekonujący, markizie Rolandzie. Myślę, że póki co rozsądnie będzie połączyć siły.

Po chwili wahania zaś dodał:
-I chciałbym pana prosić o wybaczenie. Moje zachowanie było niegodne mego urodzenia i wysoce niestosowne. Mam nadzieję, że nie będzie pan żywił do mnie urazy w przyszłości.Jeszcze raz składam głębokie przeprosiny.

Na koniec zaś spytał tylko:
-Jakie umiejętności posiadają pańscy ludzie? Jakimi typami broni władają?

Mimo to Heinrich uznał, że w takim wypadku będzie mu potrzebna siła zbrojna. Po chwili grzebania w małej sakiewce wyciągnął z niej mały kamień ze słowami:
-Oto agat, kamień szlachetny. Jest on wart dziesięć złotych koron- dokładnie tyle ile pan potrzebuje, markizie.

Po tej rozmowie von Staden uznał, że stracili już tutaj wystarczająco wiele czasu, więc powiedział do markiza:
- Tak, ma pan rację,panie Rolandzie. Musimy się pospieszyć.

Teraz von Staden zamierzał razem z markizem i resztą dotrzeć do gospody, by uprzedzić Swanna i uczonego o niebezpieczeństwie, a w razie kłopotów ich wspomóc.
 
pawelps100 jest offline  
Stary 24-07-2011, 13:57   #33
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Nie zostali obrabowani ani zamordowani, więc było lepiej niż się spodziewała. Z wymiany grzeczności i niegrzeczności między obydwoma szlachetnymi panami zrozumiała tylko tyle, że cały ten cyrk był zupełnie niepotrzebny. „Jeśli chcieli sobie pogadać mogli to zrobić w karczmie! Po jakiego grzyba włóczyliśmy się po lesie?” Jej prosty chłopski umysł nie potrafił pojąć, co nimi kierowało. Była zła że znowu muszą pokonywać tę samą drogę, a jeszcze bardziej dlatego że nie wiedziała co zastaną po powrocie. „Może wozu już nie będzie?” Z łatwością potrafiła sobie wyobrazić trzech dziwnych typów, którzy grozili karczmarzowi jak przetrząsają ich bagaż i wyszczerzeni w uśmiechach odjeżdżają w sina dal. „Ależ by było larum.” Nagle naszła ją wizja buraczkowego z emocji Heinricha, pomstującego na bandytów, którzy śmieli pozbawić go jego lusterka i grzebyka, co spowoduje niewybaczalny uszczerbek w jego szlachetnym wizerunku. O mało nie wybuchnęła śmiechem.
 
Agape jest offline  
Stary 25-07-2011, 13:42   #34
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Roland przyjął przeprosiny von Stadena, po czym wziął od niego kamień szlachetny. Nachyliwszy się do ogniska, oglądał go chwilę w świetle płomieni.
Bardzo ładny — rzekł po chwili, by zamaskować, że sprawdzał po prostu, czy szlachcic go nie oszukał. — Zaiste wspaniały klejnot. Jeśli chodzi o moich ludzi, to są oni wyśmienicie wyszkoleni w szermierce szablą i strzelaniu z łuku.

Wkrótce zarówno markiz, jak i Kislevici, byli gotowi do drogi.
Oczywiście nie możemy tam po prostu wparować. Musimy wszystko zaplanować w ten sposób, by uzyskać przewagę zaskoczenia nad nieznanym przecież wciąż wrogiem. Jestem otwarty na sugestie, panie von Staden — pan teraz dowodzi. Ach, ale tak poza tym to dziewczyna — de Nevoix wskazał na Urlike — powinna raczej pozostać w bezpiecznym schronieniu. Nie można przecież ryzykować niewieścim życiem.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 25-07-2011, 21:22   #35
 
pawelps100's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Na słowa markiza von Staden odparł:

-A co pan proponuje markizie? Ja niestety nie znam okolicy karczmy, ale wnioskując z twych słów, to pan i pańscy towarzysze od jakiegoś czasu przepatrujecie tę okolicę. Czy w pobliżu karczmy jest jakiś lasek, albo inna osłona, dzięki której moglibyśmy podejść niezauważenie do karczmy? Jak tak, to proponuję byśmy tamtędy zbliżyli się do karczmy.Potem w miarę możliwości lepiej by było wejść do karczmy od tyłu.Nic więcej teraz nie wymyślę, mam za mało informacji... chyba że wie pan na temat okolicy coś więcej, coś, co może się nam teraz przydać.

Po chwili zaś dodał:
-Jeśli chodzi o dziewczynę, to muszę się z tobą zgodzić markizie.

I zwrócił się do służącej:
-Markiz ma rację, powinnaś zostać w obozie i go pilnować.
 

Ostatnio edytowane przez pawelps100 : 25-07-2011 o 21:34.
pawelps100 jest offline  
Stary 26-07-2011, 10:54   #36
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
A więc wszystko zaczynało się układać. Ulrike była gotowa by wracać do karczmy, aż tu nagle markiz znowu sobie o niej przypomniał i na dodatek von Staden go poparł. Rozejrzała się nerwowo wokół siebie. Zupełnie nieznana ciemna okolica. Miała tu zostać? Sama? Czy to miało jakiś sens? Jakim cudem miałaby przypilnować obozu? Przed kim? Przed myszami żeby nie wyżarły prowiantu? Przeszkadzała im i to było oczywiste, musieli się jej jakoś pozbyć żeby nie plątała się pod nogami, więc postanowili ją tu porzucić. Gdyby ktoś ją pytał o zdanie o wiele bezpieczniej czułaby się wśród zbrojnych, może nawet udałoby się wygrzebać z wozu, gdyby do niego dotarli, jej miecz. Nie najlepszej jakości, trochę tępy i nieco pordzewiały, ale zawsze miecz. Oczywiście nikt o zdanie jej nie pytał.
-Tak panie.- odpowiedziała tylko, psychicznie przygotowując się na to, że najpewniej zjedzą ją wilki.
 
Agape jest offline  
Stary 30-07-2011, 19:18   #37
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Basillius

Nie było czasu do stracenia. Przygoda z dziewczyną i łotrami była nieprzyjemna, ale to, co zbliżało się do Ciebie teraz zdawało się być jeszcze gorsze. Szare sylwetki korpulentnych istot w niczym nie przypominały ludzi. Zdawały się do tego sunąć nad ziemią i co gorsza wyglądało na to, że zmierzają do twojego pokoju. W kilka chwil ubrałeś się i podjąłeś decyzję o ucieczce z budynku karczmy.

Najlepszą drogą ucieczki było okno w pokoju obok. Wybiegało ono na wschodnią stronę karczmy i można było z niego łatwo skoczyć na niewielki daszek. Z daszku do ziemi nie było już daleko, tak więc po chwili wyładowałeś bezpiecznie na rosnącej tu trawie. Podniosłeś głowę i zamarłeś. Dokładnie przed tobą, w odległości kilku metrów wyłoniła się szara postać. Jedna z tych, które widziałeś przez okno apartamentu. Istota ta była co najmniej o głowę wyższa od Ciebie i przynajmniej dwa razy szersza niż ty, poruszała się niezgrabnie, lekko się garbiąc. Jej ręce sięgały niemal do samej ziemi, a pazury, tak długie jak twoje przedramię, szurały o ziemię. Postać była owinięta czymś, co przypominało szmaty szarego koloru. Jej głowa dziwnego kształtu nie przypominała żadnego znanego tobie zwierzęcia. Oczy świeciły się żółtym blaskiem. Istota ruszyła w twoją stronę wyciągając swe łapska, aby Cię pochwycić. Nie zamierzałeś do tego dopuścić i ruszyłeś, czym prędzej do stajni. Postanowiłeś przy tym krzyczeć na alarm, jakoby wybuchł pożar. Jednak znikąd nie dotarł do Ciebie żaden odzew. Nie dostrzegłeś żadnych ludzi, a światła we wszystkich pomieszczeniach karczmy zostały zgaszone, tak jakby w środku nie było nikogo.

Musiałeś zdobyć konia.

Renald Swann

Drużyna, z którą przyszło Ci podróżować zdawała się być jednym wielkim chaosem. Nikt nie zważał na nic innego, jak na swoją sprawę. Ta grupa potrzebuje kogoś, kto nauczy ich dyscypliny. Basillius oddalił się w amorach wraz z rudowłosą pięknością, z kolei Heinrich zebrał pozostałych i nakazał im wyruszyć do lasu za nowo poznanym Markizem. Chyba ktoś odebrał tobie palmę pierwszeństwa w przewodzeniu wyprawą. Znałeś plotki na temat Heinricha i domyśliłeś się, że na pewno chce się ponownie wykazać i tym samym wrócić do łask hrabiego. Jednak wiedziałeś, że historia lubi się powtarzać. Znowu oddalił się w las, znowu z niewielkim oddziałem i znowu trudno wskazać jego motywy. Jeżeli coś im się stanie, to narażą i twoją misję na niepowodzenie. Hrabia nie będzie wtedy zadowolony z twoich poczynań.

Postanowiłeś jednak, że nie dołączysz do Heinricha, zamiast tego udałeś się do stajni, aby uporządkować ekwipunek. Dotarłszy na miejsce dostrzegłeś, że wóz jak i jego zawartość wygląda tak, jak w momencie, kiedy go tu zostawialiście. Niczego nie brakowało. Obejrzałeś także sam pojazd i nie znalazłeś żadnych śladów, jakoby ktoś przy nim majstrował. Uspokoiłeś się więc i postanowiłeś opisać przebieg wyprawy. Było to mądre posunięcie, zwłaszcza, że zdawałeś sobie sprawę z ryzyka, jakie niesie ze sobą wyprawa. Jeżeli i wy zaginiecie, to trzeba zostawić ślady dla innych.

Nagle usłyszałeś brzęk tłuczonego szkła. Po chwili ktoś zaczął krzyczeć, że się pali. „Pożar?”- Pomyślałeś zaskoczony. Już miałeś wybiec ze stajni, kiedy o mały włos nie wpadłeś w drzwiach na zdyszanego Basilliusa. Padło słowo o mutantach. Zapisałeś to szybko na papierze i przybiłeś kartkę do wozu. Nie tracąc ani jednej chwili chwyciłeś najpotrzebniejszy sprzęt i dosiadłeś konia.

Basillius i Renald

Usiedliście w siodłach szykując się do ucieczki. Byliście gotowi. Nie zajęło wam to nawet chwili. Chwyciliście mocno lejce zapierając się w siedzisku. Spojrzeliście na siebie, widocznie myśląc o tym samym. To wtedy ogarnęła was ta cisza. Zdaliście sobie sprawę, że już wcześniej ucichła muzyka, śpiewy. Nawet świerszcze grające w trawie zdały się nieobecne, to był znak. Kompletna cisza przerwana tylko waszym oddechem. I nagle powietrze rozdarł mrożący w żyłach dźwięk, brzmiący jak pisak i skrzek zarazem. Konie wierzgnęły nerwowo. Staraliście się je uspokoić.

Drzwi od stajni uchyliły się, na ich brzegu dostrzegliście długie pazury i wielka łapę, która starała się je rozewrzeć szerzej. Teraz! Wiedzeni tym samym impulsem krzyknęliście popędzając konie wprost do wyjścia. Akurat w momencie, kiedy ta sama istota, którą widział Basillius po skoku z okna, otworzyła drzwi. Pęd koni przewrócił „to coś” na ziemię. Pędząc przed siebie dostrzegliście inne postacie przyglądające się wam. Otoczyły one stajnię i teraz stały w miejscu. Patrzyły się jak popędzacie konie w szaleńczym biegu. Nie goniły was. Tylko stały. Tak długo aż straciliście je z oczu.

Nagle Renald jęknął chwytając się za udo. Nad kolanem miał wbity pazur. Widocznie, kiedy stratowaliście stworzenie, to musiało ono zawadzić o jeźdźca swoją łapą. Pazur był długi i cienki, patykowaty, niczym strzała.

Markiz de Novoix


Z nowo poznanymi ludźmi, którzy ewidentnie mogliby się przysłużyć twojej sprawie, ruszyłeś w stronę obozu. Nie miałeś wobec nich złych zamiarów, jednak, co niektórzy, wydali się być nerwowi. Na miejscu zasiedliście przy ognisku i rozpoczęliście rozmowy. Napięcie co niektórych minęło a ty mogłeś w spokoju wyjaśnić to, co zmusiło Cię do szukania pomocy wśród zaproszonych podróżnych.

Wyjaśniłeś wszystkim, że sam szukasz zaginionego kompana. Twoje słowa potwierdzili także towarzyszący tobie Kislevici. Przekazałeś także informacje, które udało Ci się zdobyć w trakcie pobytu w okolicy. Być może okażą się one przydatne. Poruszyłeś także kwestię zapłaty. Von Staden okazał się trochę nieufny. Wypytywał Cię jeszcze przez parę minut, widocznie, aby nabrać pewności. Chyba go przekonałeś, ponieważ zgodził się przyjąć twoją ofertę. Wyjaśniłeś jego wątpliwości, chociaż ton Von Stadena był lekko obraźliwy. Postawiłeś przed nim sprawę uczciwie, do tego poprosiłeś o symboliczną zapłatę dla swoich ludzi, a potraktowano twoje intencje jak podstęp.

Ostatecznie stanęło na tym, że Heinrich przystał na propozycję wręczając Ci kamień szlachetny o wartości, co najmniej dziesięciu złotych koron. Zadowolony z obrotu sprawy przygotowałeś dla wszystkich poczęstunek. Umowę przybiliście łykiem tradycyjnej kislevskiej wódki. Był to bardzo mocny trunek.

Heinrich von Staden

Kiedy dotarłeś do obozu pomyślałeś, że twoje przeczucie nie zawiodło Cię. Faktycznie Markiz chciał wspomóc wasze przedsięwzięcie. Z jego słów wynikało jednak, że sam oczekuje także pomocy z waszej strony. Wasze cele nie są wzajemnie sprzeczne, więc być może uda się osiągnąć oba jednocześnie. Po dalszych naradach wyszła na wierzch także kwestia zapłaty. Twoje dalsze pytania zdawały się urazić nieco rozmówcę. Jednak nie wyczułeś u niego kłamstwa. Zdawało się, że sprawa postawiona została jasno. Nie widziałeś powodów, dla których miałbyś się nie zgodzić. Zwłaszcza, że wsparcie zbrojnej grupy zdawało się niezbędne w tego typu wyprawie.
Przystałeś na propozycję wręczając sporej wielkości agat jako tygodniową zapłatę grupie najemników. Dzięki ich wsparciu zyskasz także przewagę, nad Swannem, w końcu to ty im płacisz, więc to twoich poleceń będą słuchać.

Markiz de Novoix i Heinrich von Staden

Kiedy doszliście do porozumienia postanowiliście, że należy wrócić do karczmy i ostrzec znajdujących się tam członków wyprawy. Potrzebowaliście planu. Na samym wstępie uzgodniliście, że dziewczyna zostaje w obozie. Najlepszą drogą, jaka mogliście udać się do karczmy, to ta, którą tu przybyliście. Wyjdziecie z lasu na zachód od karczmy. Droga ta jest najbardziej osłonięta ze wszystkich dróg prowadzących do zajazdu. Na jej poboczach rosną sporych rozmiarów kępy wrzosu oraz całkiem wysokie krzaki. Idąc od zachodu łatwo będzie także zajść do karczmy od tyłu, który znajdował się od północnej strony.

Martin

Zachowanie szlachetnych panów denerwowało Cię. Było zupełnie pozbawione racjonalnego sensu, który ustępował miejsce dobrym manierom i wychowaniu. Miałeś wrażenie, że ładne zaproszenie wystarczy żeby zwabić garść szlachetnie urodzonych mężów wprost do paszczy lwa. Bo przecież nie można odmówić ze względu na maniery. Postanowiłeś zachować czujność.

Kiedy znaleźliście się w obozie przysłuchiwałeś się rozmowom. Wynikało z nich, że Heinrich von Staden zaopatrzył się w grupę najemnych zbrojnych, co tylko potwierdziło twoje przypuszczenia o chęci przejęcia przez niego lauru pierwszeństwa w grupie. Po zakończonych rozmowach szlachetni panowie uznali, że mogą wrócić do karczmy. Denerwował Cię fakt, że tylko po to musieliście szwendać się po bezdrożach. No cóż, nic nie mogłeś na to poradzić. W drodze powrotnej mierzyłeś Kislevitów wzrokiem. Wyglądali na silnych. Twarz jednego z nich wydala Ci się znajoma. Czyżbyś już gdzieś go widział? Z reguły nie miałeś styczności z wieloma mieszkańcami Kislevu, a większość z nich widziałeś na listach gończych. Może tylko ci się wydaje znajomy.

Urlike

Postawa markiza wobec twojej osoby mile Cię zaskoczyła. Był dla Ciebie uprzejmy i nad wyraz grzeczny. Nie to, co twoi panowie. Próbował umilić Ci drogę do leśnego obozu rozmową. Byłaś trochę onieśmielona, więc nie wyrywałaś się zbytnio do rozmów. Miałaś nadzieje, że twoja nieśmiałość nie zostanie odebrana, jako zła maniera. Postanowiłaś uśmiechać się i potakiwać, co najwidoczniej zdało egzamin. Kiedy dotarłaś na miejsce usiadłaś na kocu i przysłuchiwałaś się rozmowie. Postanowiłaś nie odzywać się niepytana.

Po rozmowach okazało się, że teraz będziecie wracać. Nie widziałaś sensu w pokonywaniu takiego odcinka drogi tylko po to żeby odbyć rozmowę. No cóż, nie ty tu dowodzisz. Na szczęście już niedługo wyjdziesz z tego lasu, który przyprawiał cię o ciarki.

Niestety. Dziwnym trafem obaj panowie wpadli na genialny pomysł pozostawienia Ciebie samej w lesie. W głębi ducha przeraziła Cię ta myśl. Tylko ty, sama jedna w tej gęstwinie. A więc jadą teraz do karczmy, żeby później po Ciebie wrócić. To zbyt bezsensowne, żeby próbować to zrozumieć. Wyjdzie na to, że będą musieli pokonać ta samą drogę jeszcze trzeci, a może i czwarty raz kiedy będą z tobą wracać. Trudno.
Odprowadziłaś wzrokiem znikające wśród gęstwin lasu postacie. Zostałaś kompletnie sama.

Basillius i Renald

Pędziliście drogą nie bardzo wiedząc, w jakim kierunku udajecie się faktycznie. Sytuacja pod stajnią była trochę chaotyczna, tak, więc ruszyliście do przodu niemal na oślep. Nie widzieliście za sobą pogoni. W grę wchodziły tylko dwie drogi. Mogliście być albo na południowym, albo na zachodnim trakcie. Postanowiliście zatrzymać się na chwilę, aby przyjrzeć się ranie Swanna. Kiedy zatrzymaliście konie usłyszeliście w przydrożnych krzakach trzask i szmer. Chwyciliście odruchowo broń gotując się na atak dziwnych istot.

Heinrich, Martin i Markiz

Ponownie pokonaliście tą samą drogę, którą tu przybyliście. Ominęliście zgrabnie pułapkę, a Kislevici już nie zacierali śladów. Staraliście się zachować ciszę, aby nie zdradzać waszego położenia. Kiedy byliście niedaleko traktu, z oddali dobiegł was tętent kopyt. Martin dal znak, że ktoś nadjeżdża. Przycupnęliście w krzakach nieopodal drogi obserwując. W ciemności dostrzegliście dwóch jeźdźców nadciągających od strony karczmy. Zatrzymali się dokładnie naprzeciwko krzaków, w których siedzieliście. Nagle spostrzegliście, że znacie te osoby. To Renald i Basillius.

Basillius i Renald

Krew pulsowała wam w żyłach a adrenalina popychała was w tym momencie bardziej do walki niż ucieczki. Byliście gotowi cisnąc oszczepem w zarośla, kiedy nagle wyłoniła się z nich sylwetka ludzka. Jedna, druga, trzecia i jeszcze parę. Poznaliście w tych osobach waszych towarzyszy i odetchnęliście z ulgą. Byliście bezpieczni.

Tymczasem w obozie…

Urlike


Siedziałaś jak na szpilkach. Sama w mrocznym lesie. Minęły ze dwa kwadranse odkąd zostawiono Cię w obozie. Postanowiłaś pilnować ogniska, aby nie zgasło. Dorzucałaś do niego drewienka. Kiedy chrust się skończył musiałaś pozbierać trochę nieopodal. Wolałaś zaryzykować wejście do lasu na kilka metrów, niż żeby ogień miał zgasnąć. Nie chciałaś zostać otoczona całkowitą ciemnością.

Kiedy nazbierałaś wystarczająca ilość uznałaś, że czas wrócić. Podniosłaś głowę spoglądając w stronę ogniska i zamarłaś. Po drugiej stronie polanki, naprzeciw ciebie stała przerażająca istota. Miała chyba dwa metry wzrostu i była tak szeroka jak dwoje ludzi. Jej olbrzymie ręce zwisające niemal do samej ziemi. Były one zwieńczone pokaźnymi pazurami. Istota stała w miejscu, nieruchomo. Ognisko, które was oddzielało rzucało na nią nikły blask. Wpatrywała się w twoją stronę. Widziałaś jej blade ślepia. Nie byłaś pewna czy ona widzi Cię także.

GM info:

Przepraszam za ten poślizg.
 
Mortarel jest offline  
Stary 31-07-2011, 11:11   #38
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Patrzyła jak się oddalają, wciąż nie bardzo mogąc uwierzyć, że zostawiali ją samą w lesie. Była tylko służącą, nie do niej należało podejmowanie decyzji, co jest właściwe a co nie, do tej pory godziła się z tym faktem, ale teraz miała poważne wątpliwości, co do tego czy świat właśnie tak powinien być urządzony. Światli panowie okazali się zwyczajnie nieodpowiedzialni żeby nie powiedzieć głupi. „Czy oni n a p r a w d ę myślą, że robią to dla mojego dobra? Naprawdę są przekonani, że sama w ciemnym lesie będę bezpieczniejsza niż z grupą zbrojnych?” Doprawdy nie potrafiła tego pojąć. Usiadła przy ognisku pogrążona w niewesołych myślach. „A co będzie, jeśli nie wrócą?” Raczej wątpiła w to żeby jej przełożeni zginęli, ale przeszło jej przez myśl, że zostawili ją tu specjalnie. Możliwe że nie sprawdziła się jako służąca i w czymś im uchybiła? „Nie, nie zostawiliby przecież wszystkiego.”- ta myśl uspokoiła ją nieco. Albo stwierdzą, że żadnej zasadzki nie ma i pójdą się bawić w karczmie, zupełnie o niej zapomniawszy, dopóki nie będzie im miał kto przygotować obiadu.

Ognisko zaczynało przygasać. Miała dylemat czy dorzucać do niego chrustu. Ogień na pewno odstraszy dzikie zwierzęta, ale dla ludzi będzie prawdziwym drogowskazem. Zwyciężyła obawa przed ciemnością, dorzuciła do ognia kilka patyczków, niestety opał szybko się skończył. Z pewnym wahaniem ruszyła na skraj kręgu światła i zaczęła zbierać suche gałązki.

„Chyba już wystarczy”- uznała i odwróciła się w stronę ogniska. Tam coś było. Zdecydowanie nie wyglądało na leśne zwierzę, ale i człowieka przypominało w niewielkim stopniu. Kompletnie zaskoczona Ulrike wpatrywała się w stwora. ”A więc tak wygląda chaos.” Wyraźnie widziała odblaski płomieni na jego szponach. Spojrzała mu prosto w oczy. „Czy to mnie widzi?”- zastanowiła się i pomodliła do Sigmara by dał jej siłę i aby stwór okazał się ślepy, głuchy i do tego durny. Powolutku schyliła się by odłożyć chrust, kiedy ten spoczął bezszelestnie na trawie polanki sięgnęła ciągle tym samym powolnym ruchem po sztylet, który miała ukryty w bucie. W porównaniu z pazurami bestii wydawał się wręcz śmiesznie mały, ale Ulrike nie było w tej chwili do śmiechu. Ostrożnie zaczęła się wycofywać w stronę lasu, Cały czas napięta i gotowa by rzucić się do ucieczki jeśli tylko stwór zaatakuje. Miała nadzieję, że istota nie zwróci na nią uwagi i sobie pójdzie.
 
Agape jest offline  
Stary 01-08-2011, 16:27   #39
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Bas podczas ucieczki modlił się do wszystkich znanych mu Bogów o łaskę i opiekę. Psalm do Sigmara to jego dusza wyśpiewała z trzy razy, taki był przestraszony. Serce waliło mu jak oszalałe, a po czole spływał pot. Chłopak wyglądał na przestraszonego, co jakiś czas zerkając na Renalda. Gdy tylko zatrzymali się, ten podbiegł do niego sprawdzić czy jego wybawcy nic nie jest, bowiem jęk bólu jaki wydał gdy się wydostawali ciągle młodzieńca prześladował. Widząc wbity pazur, zaczął się mu przyglądać.

- Panie, Panie..dziękuję Ci.. Z całego serca dziękuje Ci.. uratowawszy me życie, dłużnikiem twym pozostać winien – „oby Mistrz się nie dowiedział, bo mam przechlapane” tego już nie dodawać nie zamierzał

- Te bestie wpadły do karczmy, jak ja i ta rudowłosa dziewoja zapoznawaliśmy się bliżej.. te potwory..one – wzdrygnął się – co to było na Sigmara ? Ludzie w karczmie mówili że straszy tutaj, ale sądziłem że to wieśniackie bajki, i tylko czcze gadanie

- Ale będę miał … temat do mojego poematu.. Tak, sądzę że nazwę go …
„Groza z lasu”. Waćpan nie sądzi że to dobry pomysł ?
– uśmiechnął się.
Basillius wyglądał jakby w ogóle nic się nie stało. Młody był. Nie wszystko do niego od razu docierało.

Głos Basilliusa nagle zamilkł gdy usłyszał hałasy z zarośli. Widok towarzyszy uradował niezmiernie Basa, który rzekł tylko:

- Witajcie Waszmości.. dzięki Bogom żeście się zjawili.. – zamilkł.. zrozumiał że lepiej już nic nie mówić

Tak, spuścił głowę bo poczuł się winien za całą tą sytuację. Obiecał sobie, że znajdzie tą rudą i ją wychędoży. Kurewka mała. Wzięła kasę, i nic w zamian mu nie dała. Phi, pobicie. Nie raz dostawał po mordzie. Znajdzie ją i potraktuje jak kurwę.

Basillius nawet nie zauważył, że poza dolną częścią garderoby, ma na sobie koc i nic więcej. I miecz, który był cenniejszy od reszty jego dobytku. Adrenalina wciąż krążyła w żyłach, więc chłopak jeszcze nie zaczął marznąć, chociaż jego ciało pokryła gęsia skórka.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 01-08-2011, 23:35   #40
 
More Power's Avatar
 
Reputacja: 1 More Power nie jest za bardzo znany
Gdy Basilius mówił, Renald patrzył beznamiętnie na pazur i swoją ranę. Całe emocje bardzo szybko opadły i młody szlachcic nie czuł ani bólu, ani strachu ani nawet podekscytowania. Pierwsza rana otrzymana w boju. Tak właśnie to sobie wyobrażał jako mały dzieciak który nasłuchał się zbyt wielu legend i opowieści - otrzymać swoją pierwszą ranę w heroicznej walce z Chaosem. To było jednak dawno temu, gdy dorósł zszedł na ziemię i przestał myśleć o bohaterstwie, stał się strasznym pragmatykiem. A tu masz, mimo że nie walka a ucieczka, to wciąż było w tym trochę z fantastycznych historii z dzieciństwa. Uśmiechnął się do siebie pod nosem.

- te potwory...
– usłyszał słowa Basiliusa. Właśnie, potwory - pomyślał -Co to mogło być? Mutanci? Zwierzoludzie? Nagle przeszła go ponura myśl i ciarki przeszły mu po plecach – wilkołaki? Łapiąc się za ranę, spojrzał na niebo szukajac księżyca. Miał nadzieję że nie ma teraz pełni. Szybko schował pazur do wewnętrznej kieszeni płaszcza.

- Mam nadzieję że będziesz teraz bardziej myślał głową, niż kutasem. Powiadają że krwi starcza nam tylko na tyle żeby zasilić jeden z tych organów naraz. Ale... jesteśmy młodzi i młodość to właśnie jest czas żeby popełniać błędy. Trzeba tylko wynieść z nich naukę i drugi raz nie dać się tak załatwić - rzekł do skryby.

Zastanawiał się czy zbytnio nie zganił młodzika. Wiedział że sam jest sztywny jak kłoda, ale spróbował uśmiechnąć się i dla rozluźnienia atmosfery chciał zażartować, mimo że zwykle mu to nie wychodziło: -"Ruda groza z lasu". I jak będziesz pisał swój poemat... - urwał, usłyszawszy szelest w krzakach. Złapał za oszczep i wycelował nim w stronę hałasu. Na szczęście to jego towarzysze. Odłożył broń i zanim do niego doszli zasłonił ranę na tyle na ile to możliwe.
-Nie wspominaj im o mojej ranie – szepnał do Basiliusa. Gdy wychodzili z krzaków, liczył ilu ludzi przyszło z markizem. A gdzie Ulrike? .

-W samą porę
– rzekł do Heinricha oficjalnym, obojętnym tonem - karczma została zaatakowana, napastnikami byli najprawdopodobniej mutanci, dużo więksi niż ludzie, z długimi łapami i pazurami. Wydaje się też że są głupi, nie gonili nas tylko tępo się przyglądali jak uciekamy. Duży, powolny cel – właśnie na takiego przeciwnika wziąłem te oszczepy. Tylko trochę zbyt mało ich załadowałem - naliczyłem 8 mutantów, ale pewnie jest ich tam więcej. - Mówił tak, jakby opowiadał o tym jak obierał wczoraj ziemniaki - Wycofajmy się do waszego obozu i tam przeczekajmy noc. W dzień odbijmy nasz sprzęt. Jak będziemi mieli farta może uda nam się pochwycić pojedynczego stwora, albo jego truchło żebyśmy wiedzieli z czym walczymy. Potem trzeba zawiadomić o tym hrabiego. - przed oczyma miał szachownicę pełną figur (w tym nowych pionków), a w głowie zaczynał się układać plan
-A, twój koń – Renald podał mu lejce – pożyczyłem go, teraz ci go zwracam.
Gdzie jest Ulrike?
- spojrzał na Heinricha i Brunna
 

Ostatnio edytowane przez More Power : 01-08-2011 o 23:39.
More Power jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172