Haki na których zawieszone były połcie mięsa zaczęły dźwięczeć, gdy wiszące na półtusze poruszały się nerwowo, w celu zerwania się z nich. Szybkie ruchy nadgarstków, pozwoliły Missy otworzyć zamek, ale drzwi się opierały otwarciu. Szaleniec, który ich zamknął zapewne napierał na nie ciałem, by nie można było ich otworzyć.
- Że niby mamy tu zginąć? O nie nie nie... - wymamrotał bard sięgając do pasa. Podał swoją broń Missy. Chwycił, a następnie szybko wypił miksturę "byczej siły", po czym przystąpił do mocowania się z drzwiami, mając nadzieję je jednak otworzyć.
Po chwili wpadł na dodatkowy pomysł.
- Missy, sięgnij mi do pasa! - zawołał. - Mam przypięte dwie talie kart. Weź tą czarną. Wyjmij z niej jedną kartę i wyrzuć przez szparkę w drzwiach!
Poczyniła to, co polecił jej bard. Kości... znaczy się karta została rzucona!
A połcie mięsa spadły z haków, także i wyprute zwłoki krasnoludów...i ruszyły na dwójkę desperacko walczących o życie awanturników.
Drzwi puściły i oboje mogli wypaść na korytarz by zobaczyć śmierdzącego zdeformowanego krasnoluda tasakiem przecinającego iluzję licza. Garbus miał rzadką brodę i dłonie pokryte naroślami, niemniej mimo łachmanów wydawał się być bardziej straszny niż żałosny.
Missy nie zamierzała cackać się z łażącym mięsiwem. Kopnęła solidnie drzwi, wyciągnęła kuszę i wystrzeliła pociski w najbliżej znajdujących się truposzy.
- Rev, mały prezencik dla ciebie, tuż obok - mruknęła zimnym głosem. - Taa, chyba się przerzucę na wegetarianizm - głos w tym momencie się zaostrzył.
Bard zmierzył szalonego krasnoluda wzrokiem. Na szczęście z karty wyszło "coś" co mieściło się w korytarzu i ich przeciwnik nabrał się na iluzję.
- Prezent? Dla mnie? Naprawdę, nie musiałaś... - odparł nieco obojętnym tonem, ponieważ skupił się na krasnoludzie. Po chwili wyśpiewał też kolejną magiczną pieśń.
A krasnolud skupił się na nim. Po zlikwidowaniu iluzji, pognał na półelfa machając szaleńczo tasakiem i równie szaleńczo chichocząc. W tym szaleństwie była jednak metoda, bo ostrze do siekania mięsa wbiło się w ciało Revaliona tuż pod żebrami, wywołując eksplozję bólu. Niemniej udało się bardowi zachować na tyle koncentracji, by dokończyć ową pieśń i unieruchomić krasnoluda. Kusza Missy wywaliła z siebie kolejne trzy bełty, powalając nimi dwójkę z ożywionych tusz wieprzowych, mrożąc je błyskawicznie. Ale pozostałe dwie nie odpuszczały młócąc krótkimi kończynami, próbowały powalić Daphne, póki co załatwiając jej paskudne sińce na łydkach.
- Rev, żyjesz jeszcze? - Daphne zniosła prezencik od ożywionych podrobów i oddaliła się od nich. - Och, masz! - oddała bardowi jego broń.
Półelf, a raczej krasnolud, wypuścił ze świstem powietrze, kiedy szaleniec wbił w niego swoje ostrze. Omal nie stracił koncentracji... jednak na szczęście teraz jego przeciwnik stał sobie grzecznie i nie planował dalszego wymachiwania tasakiem.
- Jeszcze... tak. - odpowiedział biorąc rapier do ręki, po czym momentalnie wbił go krasnoludowi prosto w serce zamierzając zakończyć jego nędzny żywot.
Ostatnie dwie "żyjące szynki" ruszyły w kierunku Reva i Daphne. Rapier właśnie zakończył żywot krasnoluda, więc... walka potoczyła się po ich myśli. Mniej więcej...
Rana Revaliona krwawiła mocno i była brudna.
Daphne postanowiła dobić te żyjące szynki. W międzyczasie bard zajął się swoją nową dolegliwością - wyjął z plecaka butelkę wina i polał ranę odrobiną zawartości, żeby ją przemyć. Następnie wyśpiewał leczniczą pieśń.
Kolejne dwa pociski rozprawiły się z ostatnią szynką, na ostatniego przeciwnika zabrało amunicji.
Samopowtarzalną kuszę trzeba było przeładować.
- Miło, a teraz zmywajmy się stąd. Coś tu jest nie tak...
- Opuściłaś jednego... - skomentował Revalion upewniając się, że jego rana już się zasklepiła, po czym rzucił się na niby-prosiaka z rapierem.
Ostrze rapiera wbiło się w mięso, jak... w połeć mięsa. Potworna abominacja została przyszpilona do ziemi i wierzgała przez chwilę, nim stała się zwykłą wołową półtuszą.
- A więc powiadasz, że coś tu jest nie tak? - bard wyciągnął rapier z... mięsa. Uśmiechnął się z cieniem szyderstwa. - A kiedy się zorientowałaś? Kiedy zamknięto nas w spiżarce i prosiaki próbowały nas zjeść, czy może kiedy czyjaś niewychowana dłoń czmychnęła przez salę do zaplecza? W każdym razie masz rację, powinniśmy wrócić do Dru.
Zaleczona rana Ravaliona, swędziała go niemiłosiernie. Zupełnie jakby coś chciało się z niej wyrwać na wolność.
- O to się nie martw - Missy uśmiechnęła się kwaśno, nie chowając kuszy, za to wsadzając kolejną ładownicę. - Boję się, że to... ta esencja zła... maczała w tym palce... Wracajmy do towarzyszy... - rzekła to do Revaliona.
Złodziejka podeszła do drzwi. Bez wahania zabrała się za otwarcie zamka - w jej ręku "błysnął" wytrych i zaczęła nim się "bawić". Efektem owej zabawy było otwarcie drzwi i wykorzystanie szansy na dotarcie do towarzyszy. |