Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2011, 16:05   #484
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Haki na których zawieszone były połcie mięsa zaczęły dźwięczeć, gdy wiszące na półtusze poruszały się nerwowo, w celu zerwania się z nich. Szybkie ruchy nadgarstków, pozwoliły Missy otworzyć zamek, ale drzwi się opierały otwarciu. Szaleniec, który ich zamknął zapewne napierał na nie ciałem, by nie można było ich otworzyć.
- Że niby mamy tu zginąć? O nie nie nie... - wymamrotał bard sięgając do pasa. Podał swoją broń Missy. Chwycił, a następnie szybko wypił miksturę "byczej siły", po czym przystąpił do mocowania się z drzwiami, mając nadzieję je jednak otworzyć.
Po chwili wpadł na dodatkowy pomysł.
- Missy, sięgnij mi do pasa! - zawołał. - Mam przypięte dwie talie kart. Weź tą czarną. Wyjmij z niej jedną kartę i wyrzuć przez szparkę w drzwiach!
Poczyniła to, co polecił jej bard. Kości... znaczy się karta została rzucona!
A połcie mięsa spadły z haków, także i wyprute zwłoki krasnoludów...i ruszyły na dwójkę desperacko walczących o życie awanturników.
Drzwi puściły i oboje mogli wypaść na korytarz by zobaczyć śmierdzącego zdeformowanego krasnoluda tasakiem przecinającego iluzję licza. Garbus miał rzadką brodę i dłonie pokryte naroślami, niemniej mimo łachmanów wydawał się być bardziej straszny niż żałosny.

Missy nie zamierzała cackać się z łażącym mięsiwem. Kopnęła solidnie drzwi, wyciągnęła kuszę i wystrzeliła pociski w najbliżej znajdujących się truposzy.
- Rev, mały prezencik dla ciebie, tuż obok - mruknęła zimnym głosem. - Taa, chyba się przerzucę na wegetarianizm - głos w tym momencie się zaostrzył.
Bard zmierzył szalonego krasnoluda wzrokiem. Na szczęście z karty wyszło "coś" co mieściło się w korytarzu i ich przeciwnik nabrał się na iluzję.
- Prezent? Dla mnie? Naprawdę, nie musiałaś... - odparł nieco obojętnym tonem, ponieważ skupił się na krasnoludzie. Po chwili wyśpiewał też kolejną magiczną pieśń.
A krasnolud skupił się na nim. Po zlikwidowaniu iluzji, pognał na półelfa machając szaleńczo tasakiem i równie szaleńczo chichocząc. W tym szaleństwie była jednak metoda, bo ostrze do siekania mięsa wbiło się w ciało Revaliona tuż pod żebrami, wywołując eksplozję bólu. Niemniej udało się bardowi zachować na tyle koncentracji, by dokończyć ową pieśń i unieruchomić krasnoluda. Kusza Missy wywaliła z siebie kolejne trzy bełty, powalając nimi dwójkę z ożywionych tusz wieprzowych, mrożąc je błyskawicznie. Ale pozostałe dwie nie odpuszczały młócąc krótkimi kończynami, próbowały powalić Daphne, póki co załatwiając jej paskudne sińce na łydkach.
- Rev, żyjesz jeszcze? - Daphne zniosła prezencik od ożywionych podrobów i oddaliła się od nich. - Och, masz! - oddała bardowi jego broń.
Półelf, a raczej krasnolud, wypuścił ze świstem powietrze, kiedy szaleniec wbił w niego swoje ostrze. Omal nie stracił koncentracji... jednak na szczęście teraz jego przeciwnik stał sobie grzecznie i nie planował dalszego wymachiwania tasakiem.
- Jeszcze... tak. - odpowiedział biorąc rapier do ręki, po czym momentalnie wbił go krasnoludowi prosto w serce zamierzając zakończyć jego nędzny żywot.
Ostatnie dwie "żyjące szynki" ruszyły w kierunku Reva i Daphne. Rapier właśnie zakończył żywot krasnoluda, więc... walka potoczyła się po ich myśli. Mniej więcej...
Rana Revaliona krwawiła mocno i była brudna.
Daphne postanowiła dobić te żyjące szynki. W międzyczasie bard zajął się swoją nową dolegliwością - wyjął z plecaka butelkę wina i polał ranę odrobiną zawartości, żeby ją przemyć. Następnie wyśpiewał leczniczą pieśń.
Kolejne dwa pociski rozprawiły się z ostatnią szynką, na ostatniego przeciwnika zabrało amunicji.
Samopowtarzalną kuszę trzeba było przeładować.
- Miło, a teraz zmywajmy się stąd. Coś tu jest nie tak...
- Opuściłaś jednego... - skomentował Revalion upewniając się, że jego rana już się zasklepiła, po czym rzucił się na niby-prosiaka z rapierem.
Ostrze rapiera wbiło się w mięso, jak... w połeć mięsa. Potworna abominacja została przyszpilona do ziemi i wierzgała przez chwilę, nim stała się zwykłą wołową półtuszą.
- A więc powiadasz, że coś tu jest nie tak? - bard wyciągnął rapier z... mięsa. Uśmiechnął się z cieniem szyderstwa. - A kiedy się zorientowałaś? Kiedy zamknięto nas w spiżarce i prosiaki próbowały nas zjeść, czy może kiedy czyjaś niewychowana dłoń czmychnęła przez salę do zaplecza? W każdym razie masz rację, powinniśmy wrócić do Dru.
Zaleczona rana Ravaliona, swędziała go niemiłosiernie. Zupełnie jakby coś chciało się z niej wyrwać na wolność.
- O to się nie martw - Missy uśmiechnęła się kwaśno, nie chowając kuszy, za to wsadzając kolejną ładownicę. - Boję się, że to... ta esencja zła... maczała w tym palce... Wracajmy do towarzyszy... - rzekła to do Revaliona.
Złodziejka podeszła do drzwi. Bez wahania zabrała się za otwarcie zamka - w jej ręku "błysnął" wytrych i zaczęła nim się "bawić". Efektem owej zabawy było otwarcie drzwi i wykorzystanie szansy na dotarcie do towarzyszy.
 
Ryo jest offline