Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2011, 18:24   #355
Wellin
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
W pierwszym odruchu, Hiroshi chciał się zgodzić. Otworzył już usta z uśmiechem, chcąc powiedzieć ‘hai’. Zatrzymał się jednak. To był zaszczyt. Ale nie dla niego. Nie z jego linią krwi. I nie z jego statusem wśród Isawa. Czym skończyłoby się, gdyby na największym, napiękniejszym wizerunku przysięgi, Shiba-no-kami miał twarz trzymanego w pogardzie potomka Isawa?

Nie nie mógł do tego dopuścić.

- To zaszczyt, Pani. To jest jednak arcydzieło. Obawiam się jednak czy nie będzie to obrazą dla Shiba-no-kami. – opuścił wzrok, patrząc na swoje dłonie, myśląc o swoim dziedzictwie i wyobrażając siebie samego, takim jakim widzą go inni. - Ktoś tak wielki jak Shiba, nie powinien być wzorowany na kimś tak małym jak ja. Zwykły bushi, nie posiadający mądrości, honoru, siły bądź przymiotów ducha syna Amaterasu-omikami.

Westchnął cicho, a Kakita Mojikhai powstrzymała odruchową odpowiedź, że nie ma kogoś równie wielkiego, oczekując dalszej wypowiedzi.

– I tak bardzo, jak chciałbym by Shiba miał moje rysy, myślę, że zaszkodziłoby to tylko prawdzie tego obrazu. - podniósł wzrok – Każdy zresztą wzór byłby zbyt mały, gdyż nikt z nas nie jest dzieckiem Niebios.

Zamknął na moment oczy, przez co nie dostrzegł krótkiego błysku zaskoczenia w jej oczach. Gdy je otworzył patrzył na gospodynię z naciskiem, nieomal pasją, ona zaś na niego z uważnym oczekiwaniem.

– To co oddaje pędzel płynie nie z oczu, lecz z myśli. – stwierdził, nieświadom jak bardzo jego ton głosu współgra z jego uczuciami - Czy pozwolisz, Pani, że w zamian opowiem kim jest dla mnie Shiba? - skinęła powoli głową - Nie to jak wyglądał, ale jaki był. Nie po co składał przysięgę, lecz czym była dla niego?

- Dozo - rzekła gospodyni lakonicznie, z krótkim gestem. Jej twarz stała się nieodgadniona. Kakita Mojikhai musiała teraz powstrzymywać własne emocje. Jedna postać dzieliła obraz od kompletności. Ale najważniejsza. A teraz, odpowiedź brzmiała nie, a ona musiała uzbroić się w cierpliwość. I próbować zrozumieć Feniksa, który najwyraźniej miał wyraźniejsze i większe powody by odmówić, niż to, że nikt z żyjących nie mógł być wzorem dla kami. Który odmawiał nie przez grzeczność, i przez to dotkliwiej, bo możliwe, że nieodwołalnie. Gdzieś w głębi siebie, malarka poczuła strach. Że tutaj się to kończy. Że lata później, przypadkiem ktoś odkryje zakurzone płótno bez centralnej, najważniejszej postaci, że...

"Opanuj się. I słuchaj."

Hiroshi zamyślił się na chwilę, następnie przeszedł kilka kroków i klęknął przed pustym miejscem. Przymknął oczy, jak zawsze gdy miał zabierać się do malowania. Zwyczaj, który pomagał zebrać myśli, zobaczyć na płótnie nie to co jest, lecz to co może się tam znaleźć.

- Shiba no Kami. – zaczął cicho spoglądając w pełną możliwości pustkę biel jedwabiu. Oczy starszej odeń kobiety jednak nawet nie drgnęły. Ona znała tę pustkę. Do bólu. Miała okresy nienawiści, poddania się, jak i entuzjazmu. Ostatnio miała uczucie, jakie ma człowiek, który odkrywa, że jest u kresu możliwości. Ostatnio, dopóki nie ujrzała tego młodego Feniksa. A potem jeszcze - jego prezentu dla jej męża.

Teraz więc nie podążyła wzrokiem za oczyma gościa, miast tego obejmując go uważnie spojrzeniem, tak, jak uczyła się jeszcze w szkole. Tak, jak robiła wielokrotnie, kiedy poznawała kogoś, kiedy pragnęła go zapamiętać. Tak, jak zawsze robiła, kiedy ktoś miał być modelem.

"Zrobisz to wbrew niemu? Już zdecydowałaś, Moji?"

Zamknęła oczy na chwilę. Otworzyła je, kiedy fala gorąca uderzyła na twarz. Krew wstydu, skrywana makijażem.

- Niełatwo wyobrazić sobie kim naprawdę był. – nieświadom myśli kobiety Hiroshi mówił z niejakim wahaniem, kierując słowa tak do siebie, jak i gospodyni. W myślach przypominał sobie to co o Nim wiedział.

- Przedstawiany jest jako bushi. Stateczny i mądry. Tak też myśli się o nim. Wielki samuraj. Albo mityczna postać. Zwykle w średnim wieku, z daisho i elementem symbolizującym wiedzę. Piórem. Uczony i bushi.

Hiroshi westchnął zamyślony. Następnie wciąż wpatrując się w miejsce w którym Shiba-no-kami powinien się znajdować dodał z naciskiem. – To błąd!

Przez chwilę panowało milczenie przerywane tylko oddechami oraz dalekim gwarem wciąż trwającego przyjęcia. Wykrzyknik Feniksa zdawał się wisieć w powietrzu. Mojikhai słuchała, skupiając się. Próbując dociec, czemu ten Shiba jej to mówi. Próbując zwalczyć niecierpliwość, która chciała, by mu przerwać ten znany jej temat. By przejść do powodów odmowy.

Czyż sama nie studiowała setek wizerunków najbardziej pokornego z kami? Czyż nie potrafiła z pamięci wymienić nie tylko nazwisk twórców ale też dokładnie opowiedzieć, jak wyglądały ich dzieła? I czego brakowało każdemu z nich? Że łatwość z jaką zapamiętywała obrazy jak i jej własna fascynacja postacią Shiby sprawiły, że to wszystko osiągnęła przed końcem pierwszego roku w szkole.

Nie mogła. Milczała, więc słuchając. Zmagając się z własną niecierpliwością, by zrozumieć.

- To czym jest bushi najłatwiej uchwycić artystom. Umiejętności. Daisho. Zrozumiała dla każdego pozycja. Ale Shiba nie był bushi. To zaledwie część jego życia, może ta najmniej ważna.

Widziana oczami młodego bushi pustka nabierała głębi, wypełniała się możliwościami. Klęcząca postać, stojąca. Na wpół odwrócona. Rysy twarzy zmienne jak woda. Zarys dłoni przechodzący płynnie w fałdę kimona.

Słowa natomiast zaczęły płynąć łatwiej, szybciej

- Trzeba pamiętać nie tylko o tym kim był i co zdziałał. Trzeba pamiętać >czym< był i z czego wynikały jego działania i wielkość.

[i]- To nie tylko bushi. Nie samuraj... -[i] przerwał na moment i dopiero po chwili wypowiedział to, co było tu najważniejsze. - ...nie człowiek!

Nie człowiek. To było sedno problemu. Dlatego właśnie nie potrafił zapełnić pustki obrazu żadnym kształtem w który mógłby uwierzyć. Dlatego właśnie Shiba wymykał się mu, nieuchwytny, jak woda. Jak cień.

- Tego właśnie nie potrafi uchwycić żaden znany mi wizerunek. Faktu, że nie był człowiekiem.

Zamilkł. Mojikhai odetchnęła cicho. Miał rację. Dostrzegł to samo. Teraz, po raz pierwszy odkąd zaczął mówić, poczuła ciekawość. Bo jeśli to dostrzegł, to była niezwykle ciekawa jego wniosków. Jak namalować nie-człowieka? Więcej-niż-człowieka? Kami? Dziecko Słońca i Księżyca, upadłe do Ningen-do i odtąd śmiertelne?

Kolejne uderzenia serca niezauważenie wystukiwały sekundy. Cisza została przerwana dopiero po chwili, pytaniem w którym brzmiały głęboki szacunek i zadziwienie.

- Co odbijają jego oczy gdy patrzą na świat? Co widać w jego źrenicach? Jaki wielki ciężar niesie jego spojrzenie?

Olbrzymi. Trudny do zniesienia. To jedno Hiroshi widział w głębi obrazu. Jedyną prawdziwą cząstkę. Tylko to i aż to. Świetliste oczy. Łagodne i głębokie. Spojrzenie wypełnione wspomnieniami, z którymi nie może równać się żaden człowiek.

- Urodzony w niebiosach, syn doskonałej Amaterasu i mądrego Onnotangu.

Istota która niegdyś spoglądała na świat daleko w dole tak, jak dziecko ogląda zabawkę. Przeżył z rąk Ojca to, czego przeżyć nie może żaden człowiek...

Głos nabierał powoli pewności.

- I nie jest mityczną postacią! To żywa, realna osoba! Ktoś komu można spojrzeć w oczy, dotknąć. Ktoś kto potrafi żartować, kto pragnie być częścią świata we wszystkich jego przejawach.

Mimowolnie, przysłuchująca się kiwnęła głową. Zapomniana przez oboje służka dyskretnie przeniosła ciężar ciała na drugą nogę, próbując powstrzymać narastające drętwienie nóg, jednocześnie nie robiąc nawet szelestu. Wiedziała, jak ważna jest ta rozmowa dla jej pani, a Feniks odmówił.

Cisza trwała długą chwilę. Hiroshi pogrążony w myślach, nieobecny, zapatrzony w pustkę. Gdy gospodyni zaczęła już podejrzewać, że to koniec opowieści, młody bushi kontynuował.

- To ktoś, kto patrzy na świat i widzi, to czego nie widzą inni. Porządek niebios, której jest nierozłączną częścią. Harmonię świata.

Wzrok młodego bushi był nieobecny, wpatrzony w świetliste źrenice, a głos cichy, niemal hipnotyczny... i pełen absolutnego przekonania.

- Spojrzenie, które widzi Kami. Które rozumie niemą pieśń kamieni i traw.

On jest czymś więcej. Na swój cichy sposób jest czymś znacznie więcej. Czymś bardziej godnym, bardziej czystym i szlachetnym nawet od duchów jezior i lasów. Czystą nutą przewodnią w pieśni świata.

Jest dzieckiem niebios. To tłumaczy wszystko, choć ludzie nie rozumieją tego. Nie widzą.

Jest dzieckiem niebios.

To nie kwestia mocy. Nawet nie mądrości.

Szlachetności duszy...

Harmonii...

Twarz młodego bushi stwardniała nagle. - I czym była dla niego przysięga złożona Isawa!

Ten wykrzyknik niemile targnął zafascynowanym, spokojnym podziwem, jaki rozbrzmiewał dotąd w Altance Czterech Strażników. Służka wzdrygnęła się na zmianę tonu, Kakita Mojikhai zaś zdwoiła uwagę.

- Isawa. – Hiroshi niemal warknął to imię. – Wielki człowiek. Ten, który wybudował Gisei Toshi, pierwsze prawdziwe miasto. Najmądrzejszy. Bezsprzecznie najpotężniejszy. Największy wśród ludzi... I najbardziej dumny. Władca nie dopuszczający innej zwierzchniości. Żadnej.

Stojąca obok Kami postać wydawała się ciemnieć, płynąć w nieco inne rysy, nieco inną osobę. Bardziej wyniosłą, nieco wyższą, szlachetniejszą i bardziej władczą. Władcę z oczami pogrążonymi w cieniu. Przepełnionymi tryumfem. Oczy Mojikhai nie opuszczały Hiroshiego, patrząc na grę uczuć na jego twarzy, mimikę dostrzegalną, wyrywającą się spod maski opanowania i kontroli.

- Isawa, który odrzucał bogów. Odmawiał władzy dzieciom Pani Amaterasu, Pana Onnotangu. Który odmawiał władzy Hantei. Który twierdził, że ludzie nie potrzebują niebios, sami sobie będąc panami.

Służąca zesztywniała. Bardzo powoli, centymetr po centymetrze, opuściła głowę, przerażona.

"Niemożliwe. Feniks-sama nie mógł tego powiedzieć. Na pewno źle usłyszałam. Na pewno. Nikt nie kwestionuje władzy Cesarza."

Tego jednak skonfundowania i przerażenia dziewczyny nie dostrzegli ani pogrążony w swej opowieści Hiroshi, ani słuchająca go ze skupieniem, próbująca wciąż stłumić własne emocje Mojikhai.

- Jak bardzo pyszny musiał być Isawa, by nie dostrzegać tego czym jest Shiba? On, wraz z całą jego potęgą. Jak bardzo dumny, by nie pochylić czoła przed tym co widział w dzieciach Niebios?

"Jak Grom" - odrzekła w myślach Kakita Mojikhai. Zaczynała rozumieć. Gdzieś, na obrzeżach tej sceny, jej umysł formował pewne przemyślenia. Ze słów Feniksa, z jego zachowania, z jego przyjaźni z wyklętym Asahina (lub przynajmniej mocnej zażyłości), z jego zaciętych, zachmurzonych rysów twarzy wykształcał się obraz, nie, zarys tegoż dopiero. Za mało tego było, by miał to być portret, czy choćby wyraźny szkic węglem, ale było już coś.

- Jak głęboki był mrok w oczach maga? - rzekł cicho Hiroshi, kontynuując.

- Shiba podejmował starania, nierzadkie, by ochronić Isawa. Jeszcze przed przysięgą... Bo jest to potrzebne. Bo Isawa jest potrzebny.

Głos zamyślonego młodego bushi zmienił się, nabierając twardości, determinacji. W tym samym czasie, spojrzenie gospodyni spoczywające nań, na moment złagodniało, ocieplone współczuciem.

- Shiba kłania się przed pierwszym Isawa... Bo jest to potrzebne.

Shiba składa przysięgę wiecznej służby, wiecznej ochrony... Bo jest to potrzebne.

A Shiba nie jest człowiekiem!

Hiroshi opuścił głowę, zamykając oczy.

Przysięga wiecznej służby, wiecznego poddaństwa, dla kogoś kto chce być częścią życia we wszystkich jego przejawach... Służby przez wieczność - czas ponad miarę ludzkiej wyobraźni – i jednocześnie czas doskonale mu zrozumiały!

Służba. Dla syna Amaterasu. Tego kto oglądał niebiosa.

Hiroshi mówił cicho i coraz ciszej. Coraz wolniej.

- Gdyż Isawa nie zgadzał się, by pomóc. Gdyż był dumny. Gdyż zażądał takiej ceny. Gdyż ta wieczna służba była ceną ocalenia wielu. A Shiba pragnął chronić ludzi.

Pokłonił się więc, upadł na kolana i ukorzył.

Feniks skończył mówić i zamilkł, wpatrzony w obraz. Milczała również gospodyni, możliwe, że czekając na ciąg dalszy. Słychać było ciche odgłosy przyjęcia oraz jeszcze cichsze tutaj, w niewielkiej altance, gdzie w ciszy teraz można było wsłuchiwać się w oddechy lub ciche i nieczęste odgłosy palących się latarni czy okazjonalne skrzypnięcie podłogi, kiedy jedna z trojga obecnych tu osób przesuwała się.

Twarz Kakity Mojikhai powlekła się jakby lekkim smutkiem, lub może nostalgią. Shiba nie umiał rzec, od kiedy znalazł się tam ten wyraz, czy może wskutek jego pierwszych słów, czy może tych późniejszych.

Na pewno tam był, jak i w głosie, kiedy odpowiadała melodyjnym podziękowaniem:

- Arigato, Shiba-dono. Za odpowiedź, a jeszcze bardziej, za opowieść o Shiba no kami, jego przysiędze... i pierwszym Isawa. Słysząc ją, uświadomiłam sobie, że moje pytanie było bardzo bezpośrednie, i jako takie, mogło postawić Cię w niezręcznej sytuacji. Gomen nasai - przeprosinom towarzyszył ukłon.

Z lekkim sykiem zgasła świeca w jednej z latarni. Służąca rzekła cicho:
- Pani, już... - i zamilkła. Służka nie ufała głosowi. Bała się, że ten dziwny, obrazoburczy Feniks spojrzy na nią i zabije, odkrywszy, że zdradził przy niej taki sekret. Siedziała więc cicho, ze słowami utkwionymi w gardle i duszą na ramieniu. Błogosławiąc, że szacunek dla osób z wyższej kasty nakazuje jej trwać w ukłonie. Że skrywa jej twarz. Jej przerażenie.

- Arigato Moshi - rzekła jej Kakita Mojikhai, a dziewczyna na moment odetchnęła z ulgą. Jest tu jej pani. Przy niej jest bezpieczna. Ona zajmie się tą sprawą. Tym niebezpiecznym, niepewnym Feniksem. Inne służące mówiły, że Feniksy są mądre. Ten jednak nie był. Inaczej wiedziałby to, co wiedziała nawet tak głupia osoba jak ona sama. Że nie mówi się źle o Założycielach. O Wielkich. O herosach Cesarstwa, tych, którzy chodzili po ziemi w czasach Legend. Kiedy rządził Jinmu Tenno, chwała jego imieniu.

Że nie można powiedzieć nic złego na kogoś, kto pomógł pokonać Złe Kami.

Przecież tak źle uczynić mogą tylko słudzy Niena... Dziewczyna lekutko potrząsnęła głową. Sprawy samurajów nie były dla heiminów, mawiała główna kuchenna, ścierką trzepiąc nieposłusznych. Feniks-sama był samurajem. Gościem jej pani i jej pana. Nie jej było rozumieć. A co dopiero krytykować.

Tym niemniej, była szczęśliwa słysząc słowa swej pani. Tym niemniej postanowiła, że będzie unikać Feniksa. Że przekaże to innym. Przynajmniej Zushiemu i Kiko. Solennie się o tym upewniła, kilkakrotnie. Dopiero wtedy jej dyskomfort odczuwalnie zelżał.

- Shiba-dono, Twoja opowieść zasługuje na dłuższą odpowiedź. Twoja osoba na nią zasługuje. A tymczasem wypaliła się już świeca i to znak, że przyjęcie w moim domu, na cześć gości honorowych mego pana męża, wymaga mej obecności. Prawdopodobnie wkrótce goście zaczną też pytać o znamienitą personę, którą samolubnie trzymam w odosobnieniu, nie pozwalając własnym gościom na cieszenie się jej towarzystwem.

Kakita uśmiechnęła się słabo, zaś Hiroshi odczuł, że uprzejme słowa są dla niej trudniejsze wobec nie zakończonego tematu. Mojikhai-żona wygrała z Mojikhai-malarką, lecz - co młody bushi usłyszał za chwilę - powodem mogło być głównie "tu i teraz".

- Pragnęłabym Cię więc prosić o to, byśmy mogli powrócić do tego tematu. Chyba - dodała kobieta z wyraźnym wahaniem - ...że jest dla Ciebie przykry na tyle, że życzysz sobie nie wracać do niego więcej?

Ciemne oczy rozmówczyni spojrzały nań ze szczególną mieszaniną troski, obawy i szeregu innych uczuć, przemieszanych, ustępujących jedne drugim.

- Nie jest. - Hiroshi pokręcił głową, wciąż na wpół pogrążony w myślach - Pokazałaś mi Pani coś bardzo cennego. Pod wieloma względami. Samo w sobie było to darem. Dałaś mi szansę stania się tego częścią. Czy mogę zrobić mniej niż wszystko co możliwe, by uczynić to całością?

Podnosząc się w klęczek młody bushi spojrzał raz jeszcze na dookoła na panoramę obejmującą ściany altanki. Hiroshi także nie miał ochoty na kończenie rozmowy. Tym bardziej na powrót na przyjęcie i opuszczenie miejsca w którym wytworzyła się luźna, swobodna atmosfera, w której mógł poruszać się bez napięcia, bez zważania na słowa. Tym niemniej czas było wracać.

- Jeśli powiesz mi, Pani, kiedy będzie odpowiedni na to czas, przyjdę by kontynuować rozmowę. - powiedział i ukłonił się kontrolowanym już, uprzejmym ukłonem.

- Arigato - podziękowała Kakita Mojikhai.

Samuraje wyszli z Altanki Czterech Strażników, zaś po ich wyjściu, młoda Moshi zebrała pozostawione przez swą panią rzeczy i raz jeszcze obrzuciła wzrokiem postacie widoczne na obrazie, zwłaszcza na postać pierwszego Isawy, tego, któremu tyle złych uczynków wypomniał ten niepokojący samuraj Feniksa.

Przez chwilę, krótką chwilę, Moshi szukała mroku w oczach maga, nim otrzeźwiona jakimś głośniejszym hałasem dochodzącym z zewnątrz nie zakręciła się niczym fryga, porwała rzeczy i wypadła do ogrodu, zamykając za sobą starannie drzwi z niedokończonym malowidłem.
 
Wellin jest offline