Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2011, 12:48   #15
Matyjasz
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Dzień jakoś minął. Co prawda nie tak jakby on chciał ale minął. Organizowanie czegoś na ostatnią chwilę powodowało niemały chaos, który przy bardzo małych zasobach ludzkich był jeszcze bardziej niebezpieczny. Dlatego wędrował i upewniał się, że wszyscy robią tylko to co jest potrzebne. Jednak dopiero gdy wszystko się skończyło, zaczęło się robić źle. Choć spodziewał się, że po dokonaniu tego będzie mógł się cieszyć tym osiągnięciem okazało się, że zwyczajnie jest zmęczony. Zamiast rozmawiać i jeść najchętniej zdrzemnął by się. Nastrój jeszcze pogorszyły mu dwa puste krzesła, dla córki Alana i jego ojca, który „zaniemógł”. Co oznaczało przyszłą rozmowę. Z pewnością mało przyjemną. Widmo tej rozmowy wisiało nad nim cały wieczór.
W końcu poirytowany senior zasugerował odwiedzenie swojej córki. Chcąc nie chcąc przystąpił na tą propozycję. W końcu znów wrócił do jakiegoś działania, adrenalina zadziałała i był znów silny na umyśle gdy stał pod drzwiami.
Wchodząc do pomieszczenia poczuł prawdziwą ulgę. Autentyczny uśmiech spowodowany odejściem stresu pojawił się na jego twarzy. Ale chwilę później zniknął zastąpiony zdziwieniem wywołanym słowami. Rozumiał kontekst, jednak postanowił przyjść w innym celu, skupienie się na celu pomagało organizować życie. Także chciał całość spraw załatwić właściwie. Właściwie w sposób jaki literatura nabiła mu do głowy. Choć życie jakoś nie chciało odzwierciedlać dzieł wielkich pisarzy to wizja przez nich tworzona była ciekawa. Więc czemu nie próbować by jej osiągnąć? Zwłaszcza gdy oferta wydawała się w pewien subtelny sposób wymuszona. Wolałby w taki sposób nie zaczynać znajomości.
Szybkim ruchem postawił sobie krzesło naprzeciwko jej.
-Wybacz, że nie usiądę przy tobie ale wolę widzieć rozmówcę. Szczególnie w takiej sytuacji gdy mogę patrzeć na stworzone przez naturę piękno. Tym bardziej, że nie ma powodu by się śpieszyć. Miałem nadzieję zaproponować ci kolację. Kuchnia świetni się spisała. A szybko powiem, że takich potraw jak na moim stole próżno szukać na innych.- Tu prawdopodobnie mówił prawdę, dania były przyrządzane jak na innych dworach lecz też jak w domach ludzi pospolitych oraz dysponował przyprawami z dalekich krain.- Jednak chyba ciebie rozumiem. Twój strój mógłby spowodować zamieszanie, wzbudzić zazdrość w mojej siostrze, nie aż tak czyste myśli u brata, nie mówiąc już o dowódcy straży. Co to jest za człowiek... Bredzę prawda? Wracając do rzeczywistości proponuje zjeść tutaj. A tak właściwie to jakie jest twoje zdanie?
Dziewczyna uśmiechnęła się, nawet wesoło.
- Poeta z pana, panie Shakeel. – stwierdziła, nie ruszając się z miejsca, wzrokiem zaś śledząc rozmówcę. W ogóle nie wykonywała żadnych niepotrzebnych ruchów.
- W świetność tutejszych potraw nie śmiem wątpić i cieszę się, że dane mi będzie ich spróbować. – powiedziała – Ale ja przyjemności zostawiać wolę na później, a obowiązki wykonywać od razu. Im szybciej się z TYM… – tu głową wskazała znów w stronę łóżka – …uporamy, tym szybciej obowiązki będą z głowy. Wtedy możemy zająć się jedzeniem i innymi przyjemnościami, i wmawiać sobie dalej, że nasze życie jest szczęśliwe.
-Nie przepadam za obowiązkami. I nie chciałbym na nikim ich wymuszać. Bo choć wolą sądu były bym na tą ugodę przystał to jest ona sformułowana luźno, bez terminu. Więc nic nie musimy. A nawet jeżeli taka byłaby twoja wola, mogę kłamać co do tego co się tu działo. Bo powiem szczerze, wolałbym by to było zgodne z wolą moją niż twoją niż wymuszone przez obowiązek. Także tak długo jak jesteś moim gościem proszę o nie wmawianie sobie, że życie jest szczęśliwe. Albo jest albo nie. Jak nie to trzeba działać by było.
- Idealista. – uśmiechnęła się Villemo w stronę rozmówcy, po czym postanowiła nie zgodzić się z jego zdaniem – Ale życie chyba nie jest takie czarno-białe. I chyba źle mnie pan zrozumiał, panie Shakeel, to nie jest narzucony obowiązek. Memu ojcu wszak też się nie śpieszy, on chce mieć po prostu swego wnuka. A ja chcę mieć to już za sobą.
-Idealista? Ja? Nie. Doświadczenie empiryczne pokazuje, że to działa. Gdyby nie determinacja i dążenie do lepszego losu bardzo prawdopodobne, że ni byłoby mnie już pośród żywych. A cała obecna sytuacja też by się nie zdążyła. Dlatego nie widzę powodu by przestać. Oraz jak chce się już mieć coś za sobą to z reguły nie jest to coś czego chcemy. Tym bardziej, że kiedyś tak naprawdę nie musi nastąpić. Zawsze jest droga inna od oczywistej choć czasem jej nie widać. Tak właściwie to mi cała sytuacja też średnio jest na rękę. Na umowę zgodziłem się myśląc o odległej przyszłości a to proszę efekt moich działań siedzi przede mną. Chciałem doprowadzić miejsce do porządku i wyruszyć zwiedzać świat. Zawsze mogę zaginąć na pewien czas. Dość długi by twój ojciec zapomniał o umowie. Z drugiej strony nawet jeżeli do nie musi się doczekać potomka. Przecież ile to rodów wymarło z braku kolejnego pokolenia. O ile wy nie macie sposoby by mieć pewność, że całe przedsięwzięcie się powiedzie.
Villemo zaśmiała się wesoło.
- Twój syn, panie Shakeel, to jedyne, na co memu ojcu zależy. Ukręci ci łeb jeśli mu go nie spłodzisz, i w tym przypadku jesteś nawet w gorszej sytuacji niż ja. Mnie, co najwyżej, wydziedziczy. – oznajmiła z uśmiechem, przez który trudno było orzec, jak poważnie winno traktować się te słowa.
Magister powoli liczył na palcach.
-Obawiam się, że to niemożliwe. Do ukrecenia mi łba istnieje kolejka. Nie wiem czy zdąży się przepchać na jej początek. Zresztą, do ukręcania trzeba być w pobliżu. Ile on może żyć? Ucieknę i jak w końcu dołączy do przodków wrócę.
- Ciekawy plan, panie Shakeel. A co będzie ze mną?
-To zależy od aspiracji. Mogę uciekając zostawić dyspozycję byś tutaj sobie żyła jeżeli ojciec cię wydziedziczy. Wielkich zbytków tu nie ma, ale źle nie jest. Umowa z kupcem podpisana, zbyt na towary jest. Albo możesz jak chcesz uciec ze mną. Mam szybkiego konia. Karawana wyruszyła dziś rano. Drogą przez wydmy dogonimy ich i odpłyniemy nim ktokolwiek się dowie. Także możemy udawać, że wszystko jest na dobrej drodze i przeczekać do pełnej wolności.
- Nie odzyskałeś aby swej oazy dzięki memu ojcu? Nie boisz się, że zrówna on ją z ziemią, gdy porwiesz jego jedyny skarb?
-Zawiłości procesu nie mam sił tłumaczyć chyba, że będziesz nalegać, ale raczej nie. Co do zrównania oazy z ziemią. O ile moja śmierć skończyłaby się na zapłacie główszczyzny to śmierć mojego brata już nie. Rodzonego lub przybranego. Zwłaszcza tego drugiego. Starszy rodu po jego śmierci niebo i ziemie by poruszył. Choć potęgą nie dysponuje to siatka jego znajomości jest imponująca.
- Wywołasz więc wojnę, panie Shakeel, jeśli odpłyniesz ze mną.
-Czy byłby to pierwszy konflikt z takiego powodu? Z reguły to wielcy tego świata próbują go spalić. Czemu nie my? W naszej naiwnej fantazji i marzeniu o lepszym jutrze.
Villemo znów roześmiała się wesoło.
- Wolisz więc zajmować się paleniem tego świata i wywoływaniem wojen, niż zwyczajnie pójść ze mną do łóżka? Jesteś tak szlachetny, czy tak szalony?
-Szlachetny chciałbym być, szalonym raczej nie. Choć przypuszczam i na ogół tak jest, że istnieje trzecia droga. Tylko czasu trzeba by ją odkryć.

- Pokaż mi więc tę trzecią drogę - powiedziała, z miną sugerującą rzucenie nie lada wyzwania. - Zabierz mnie na ten statek i popłyńmy w świat. - znów uśmiechnęła się z przekorą, nie do końca chyba wierząc, że jej rozmówca zdolny byłby rzeczywiście to uczynić.
-Popłyniemy i pokaże. Gdy znajdę sposób, a w końcu znajdę. Na dziś bym mógł dalej być szlachetny i gdy twój ojciec w końcu łeb mi ukręci z honorem mógł stanąć przed przodkami, radzę czekać. Albo powiedzieć, że wszystko poszło zgodnie z planem albo stwierdzić, że z powodu jaki na poczekaniu wymyśle ja sam zawiodłem. Przy pierwszym przecież sam akt nie oznacza poczęcia. Przynajmniej tak twierdzili profesorowie akademii na jakimś wykładzie, lub wy w swoim klanie nie macie sposobu by to zagwarantować.
- Zgodnie z planem mego ojca, najpierw odbędzie się ślub, a później reszta ceregieli, przy których najpewniej potowarzyszy nam jedna ze służek, by pilnować, czy wszystko robisz dobrze. Oni mają fioła na punkcie tego swojego idealnego potomka. Zgodnie z moim planem, będzie zrobić to teraz i to najlepiej z sukcesem. Twój plan, panie
Shakeel, nie wiem, jaki jest. Wygląda jednak na to, że wracamy do punktu wyjścia. Niech więc pan tu wróci, gdy zdecyduje się, co począć. - zakończyła i, skrzyżowawszy ręce, wciąż naga, usiadła na łóżku tyłem do rozmówcy.
-Zdecydowałem się
.- Powiedział lecz się nie ruszył. Zamknął oczy i skoncentrował się na obrazie jaki chciał teraz zobaczyć, a było to trudne zadanie po tym co widział kilka chwil temu. Wolą sięgnął do pustki i przywołał zaklęcie. Naprzeciwko niego stał drugi on.
-Służka nie będzie problemem. W końcu magistrem nie zostaje się za nic.- Iluzjia rozpłynęła się po tych słowach. Podszedł do Vilemy i pocałował ją w policzek.
-Mam plan.-Wyszeptał.- Potrzebuje trochę czasu na jego realizację. Zapewniam cię, że nie zrobię nic co byłoby wbrew tobie. Zaufaj mi.
-Szkoda, że nie zamierzasz mi towarzyszyć.-Powiedział już normalnie stojąc przy drzwiach. Rzucił w jej kierunku jeszcze uśmiech i wyszedł. Teraz trzeba będzie wymyślić szczegóły, znaleźć Corina i Hassana. Zamiary Alana nie podobały mu się. Jeżeli ma przysłać służkę to może też podejrzewać użycie magii. Ta dwójka będzie musiała coś zrobić by uniemożliwić wykrycie jej.
Jednak najpierw wpadł na obowiązkowego członka każdego spisku, swojego służącego Irysa.
-Dobrze, że cię znalazłem.- Upewnił się, że są sami.-Mam dla ciebie dwa zadania. Weźmiesz posiłek i zaniesiesz do kwatery naszego gościa. Ale teraz, jak go zaniesiesz. Masz sobie zawiązać oczy, możesz widzieć ale dla odpowiedniego efektu scenicznego masz je mieć zawiązane. Poradzisz sobie z odpowiednią tkaniną. Jeszcze ważna są słowa. Oczy będziesz miał zawiązane, z obawy czy jej piękno nie wypali ci ich jak na nią spojrzysz. I i i... Zaraz... Powiesz, że przysyłam jej pozdrowienia i wyrażam nadzieję, że posiłek będzie choć w połowie tak dobry jak ona piękna i inteligentna. Nie. Coś nie jestem w formie. Mimo wszystko idź, jeżeli wymyślisz coś lepszego i odpowiedniego to nie krępuj się. Tylko żebym się potem nie wstydził. Druga kwestia.-Znów się rozejrzał- Znajdź jednego z moich dobrych przyjaciół niech mnie za jakieś pół godziny wyratują z wieczerzy. Niech wymyślą jakiś sensowny powód. Mają mnie ściągnąć najlepiej na szczyt wieży strażniczej. Przy wejściu niech ustawią strażnika. Chce z nimi porozmawiać sam na sam.
 
Matyjasz jest offline