Wygrzewanie się w cieple płynącym od płonącego drzewa niestety dla Rogera nie trwało długo. Zresztą trudno by było sądzić, że tego typu przyjemności będą do osiągnięcia gdy w pobliżu jest Sabrie. Z drugiej strony nie można było zaprzeczyć, że dziewczyna miała rację - im szybciej wyruszą, tym lepiej. Na jej miejscu Roger postąpiłby dokładnie tak samo. Była jednak strona trzecia - dopóki nie wiedzieli, jak dostać się do tych, co siedzieli w karczmie, nie musieli się spieszyć.
Lot był prawie przyjemny. Zawieszeni między zakrytym chmurami niebem a zasłoniętą przez mgły ziemią mogli tak płynąć i płynąć przez świat. Nie zauważywszy przy okazji nic ważnego. Nic więc dziwnego, że po chwili takiego lotu Sabrie kazała gryfowi się zniżyć. Inaczej zapewne nie zobaczyliby swoich koni. - Widać - powiedział Roger - mądrzejsze od nas, to i znalazły przejście.
Czy zielonkawa mgiełka stanowiła bramę do 'ich' świata? Czy gdyby tam zanurkowali pozbyliby się setek zjaw? I nad wyraz kłopotliwej przesyłki, tudzież paru kompanów przy okazji. - Myślisz, że da się jakoś oznaczyć to miejsce? Obawiam się, że łatwo je będzie zgubić latając wokoło - wojowniczka uważnie przypatrywała się "bramie". - Jeśli polecimy odpowiednio nisko - odparł Roger - to będziemy mogli się kierować punktami orientacyjnymi z tamtego planu. - Wskazał ziemię pod sobą. - Mam wrażenie, że ten plan i tamten nie przesuwają się względem siebie.
- Obyś miał rację - Sabrie zniżyła lot, uważając na przeszkody (oraz na to by nie wpaść do ich rzeczywistości) i w myślach licząc ile czasu działania czaru im jeszcze pozostało. Trudno było Morganowi od razu orzec, czy decyzja o dalszym locie była słuszna. Może trzeba było porozmawiać z Teu na temat odkrytej bramy prowadzącej do innego planu. Być może nawet ich planu. Ale gdyby tego nie zrobili... - Popatrz, jak nas lubią - Roger spojrzał na zgromadzone przy moście siły. - Nie bardzo pamiętam, jak się walczy z takim czymś... - Wskazał na beholdera. - Trzeba go... oślepić? - niepewnie rzekła Sabrie. - Poza tym chyba tak jak z każdym magiem; uniemożliwić czarowanie. Może w przedmiotach przyniesionych z Planu Cienia będzie coś ciekawego? - przyjrzała się uważnie Mostowi, starając się zapamiętać pozycje przeciwników. Kiedy (nie chciała rozważać opcji "jeśli") znajdą Dru będą musieli obmyślić kolejną strategię. Najlepiej zawierającą dużą ilość ognia alchemicznego zrzucanego z powietrza. Szkoda, że nie dało się zrobić ataku z zaskoczenia z planu eterycznego, by potem szybko na niego wrócić przez bramę. To znacznie ułatwiło by sprawę bez narażania przesyłki. A może się dało? Trzeba było porozmawiać z Teu, albo z nim tu powrócić. - Szkoda, że stąd nie można ich zaatakować - powiedział Roger. Doświadczenie z końmi dobitnie świadczyło o niemożności fizycznego oddziaływania na kogoś, kto jest na tamtym planie. - Pewnie jakiś nekromanta - wskazał na kapłana. - A na wypadek, gdyby im szkieletów nie starczyło, to mają jeszcze jakiegoś maga i skrzydlatego potwora. Ciekawe, czy potrafimy latać tak wysoko, jak ta poczwara. - Podejrzewam że wyżej; ta beka mięsa nie wygląda na zbyt lotną. Gorzej, że jej czary zapewne już tak. - skrzywiła się wojowniczka. - Chyba nic tu nie wymyślimy więcej; wracamy do reszty? Może wyciągnęli coś z tej dowcipnej zgnilizny.
- Myślałem o tej ze skrzydłami - powiedział Roger. - A jeśli chodzi o powrót, to nie mam nic przeciwko temu. Zobaczyliśmy, co chcieliśmy, a nawet więcej. A główkę, jeśli nie będzie zbyt rozmowna, powinniśmy spalić. - Popieram pomysł. Może po takim potraktowaniu nie wróci... za szybko - odparła kobieta i zawróciła gryfa. Jeśli brama przerzuciła by ich na właściwą stronę mostu, zawsze można było by go szybko zawalić. Ale znając ich szczęście - a raczej jego brak - nie mogła na to liczyć.
Dalsze rozmyślania przerwał jej malowniczy obraz Hralma i Kastusa przygotowujących armatę do strzału. - Powywieszam kretynów - warknęła Sabrie. - Trzymaj się! - rzuciła do Morgana, po czym wykonała ostry skręt i zapikowała gryfem w dół, by staranować mężczyzn nim zdążą podpalić lont. Co prawda nie wierzyła, że broń zdoła zniszczyć karczmę wraz z zawartością, ale wolała nie ryzykować. Podobnie jak nie miała zamiaru ryzykować nagłego wybuchu wozu spowodowanego przez pijanych rębajłów.
A Teu spacerował po okolicy. Ech...
Ostatnio edytowane przez Sayane : 28-07-2011 o 14:50.
|