Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2011, 17:39   #399
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
X
Keeshe
http://www.youtube.com/watch?v=6SZHmwGpNXk
- - Widzę że nie skumałeś różnicy pomiędzy „walką” a „pojedynkiem”..
- Sorry. I did not know, that there were any rules…
Trzy drowy odpowiedziały jednocześnie tym samym głosem. Byli jak odbicia jednego lustra. Identyczni. Zdanie wypowiedzieli razem, w tej samej chwili.
- A, pieprzę to!
- And that’s, what I’m talking about…
Uśmiech, który pojawił się na twarzach nie wyrażał w tej chwili czegoś co nie było by jednoznaczne i oczywiste. Laron zaczynał się doskonale bawić. W tej chwili czuł wyraźnie, że to on rozdaje karty. Z początkowego zrozumienia dla bratniej duszy teraz stawałaś się po pierwsze przeciwnikiem… ale co jak się zdawało dla niego ważniejsze… stawałaś się potencjalną zwierzyną?
Zaatakowałaś. Pewnie, szybko z wprawą wielu tysięcy uderzeń i ataków jakie wyprowadzały wcześniej Twoje dłonie. Sztylet leżał w palcach pewnie, a Twój cel był jasny. Podobnie jak cel Twojego przeciwnika. Aby na pewno?
Pierwszy z drowów mało nie przewrócił się o własny rapier. Uniknęłaś jego ataku z gracją i wdziękiem z jakim walczyć mogła jedynie drowka. Zamachnęłaś się, a ostrze przeszło po ciele, po hebanowej skórze. Przeszło tnąc ją, przecinając ścięgna i co większe naczynia krwionośne znajdujące się na drodze. Co ważne przecinające tętnicę… i zaraz po tym jak przecięłaś tętnicę, obraz zaczął się rozmazywać. Pierwszy z Laronów zaczął znikać. W jego miejscu pojawiał się natomiast niewielki obłok fioletowej mgiełki. Drugi z szermierzy doskoczył do Cię już pewniej. Zaatakował sprawnie i celnie. Poczułaś ukłucie. Nie byłaś do końca pewna gdzie dokładnie oberwałaś. Widziałaś jednak, że gdzieś w okolice żołądka. Byłaś jednak wściekła. Zamachnęłaś się na odlew zamierzając ściąć ten obraz dokładnie tak samo, jak poprzedni. Tym razem jednak Laron, zszedł z linii cięcia. Uchylił się i odskoczył. Zaraz potem zaczynając obchodzić Cię od zranionej strony. Ale to dało Ci chwilę na osiągnięcie celu. Trzeci z „Laronów” ten z kielichem w dłoni, z laską w drugiej stał na wyciągnięcie ręki. Chlasnęłaś raz jeszcze. Celnie i pewnie. Wkładając w cięcie całą wściekłość… i zarazem wszystkie inne uczucia do przeciwnika. Cięłaś celnie. Jednak gdy ostrze zaczęło przebijać skórę… gdy widziałaś już pękającą grdykę, przejrzałaś przeciwnika. Tylko czy aby nie za późno….?
Laron zaczynając walkę z Tobą, stworzył iluzję siebie samego. To było jasne. Nie walczył fair, ale czy widziałaś kiedyś drowa walczącego fair? Problem polegał na tym, że iluzje były tylko dwie… a Ty właśnie zaatakowałaś obie z nich.
Gdy postać Larona trzymającego kielich zaczęła się rozmywać, gdy kielich z winem przemieniał się w kolejny opar fioletowej mgiełki zrozumiałaś, że ostrze, które Cię dosięgło było ostrzem prawdziwym, że przeciwnik, którego minęłaś był prawdziwy… i pozwoliłaś mu działać za Twoimi plecami…
Odwróciłaś się… Szybko. Poczułaś ból boku, złapałaś brzuch lewą ręką. Gdy odjęłaś dłoń, ta była pokryta ciemno czerwoną… brunatną krwią. Twoją krwią.
Laron nie zaatakował. Czas, który mógł poświęcić na kolejny atak wykorzystał na zwiększenie dystansu. Stał teraz patrząc na Ciebie w pozycji szermierczej. Rapier uniesiony był na wysokości twarzy, jego ostrze przechodziło pomiędzy tymi głębokimi, ciemnymi oczyma. Rubin oświetlał delikatną poświatę, tę ciemną twarz. Nie uśmiechał się jednak. Na twarzy nie było śladu z tryumfu, czy choćby krztyny dumy z tego co stało się przed chwila. Przyjemność jakiej mu dostarczyłaś, walka, właśnie miała się ku końcowi. Oboje o tym dobrze wiedzieliście.
- To wątroba. Powiedział spokojnie. - Umrzesz w ciągu paru minut. Dwa zimne kamienie osadzone w gałkach ocznych spoglądały cały czas na Ciebie. - KURT! Krzyknął i po chwili w drzwiach karczmy pojawił się człowiek.
Drow jednym płynnym ruchem schował rapier, rubin przestał błyszczeć. Laron wyciągnął ku Tobie prawą, otwartą dłoń. Dłoń mogącą równie dobrze, przynieść Ci pomoc… jak i posłać w Twoim kierunku piorun kulisty….
Wszyscy poza Keeshe i Takim
Lenienie się miało się skończyć. Zebraliście się na placu przed karczmą by w końcu ruszyć swe siedzenia. Rozkazy nie były jasne, a wydarzenia ostatnich kilku godzin co najmniej nie dawały oczywistego obrazu. Każde z Was miało mętlik w głowie i nie bardzo wiedzieliście co powinno być potem uczynione. Jednak z zebraliście się na tym placyku aby nieść pomoc Takiemu, aby rozpocząć misję rozpoznawczą… aby wypić kolejnego głębszego pod gołym niebem… lub po prostu aby zobaczyć co dziać się będzie dalej. Zobaczyliście Keeshe stojącą naprzeciw Larona, krwawiła. Czy ktoś z Was próbował kiedykolwiek zrozumieć naturę drowa? Penie nie… i może lepiej?
Sashivei
Dziwny to był widok. Keeshe, która do tej pory, najdelikatniej mówiąc nie wzbudziła Twej sympatii teraz stała ranna. Zdawałaś sobie sprawę, że rana może być poważna. Stojący naprzeciw niej drow, zdawać by się mogło zamykał w sobie pewną sprzeczność. Z jednej strony chciał jej teraz pomóc… z drugiej ranił ją przed chwilą. Zadziwiające.
Naraz twarz Larona, jego wzrok zatrzymały się na Tobie. Na chwilę, krótką chwilę, kąciki jego ust drgnęły. Uśmiechnął się? Potem oczy powróciły do Keeshe.

Kaspar. Nie podjąłeś jeszcze decyzji. Nie zadecydowałeś czy zamierzasz rozpocząć tę misję rozpoznawczą, czy też podążyć inną drogą. Nie wiedziałeś też czy ewentualnie zabierzesz kogoś ze sobą. Wydarzenia, nie jasne i zarazem co najmniej dwuznaczne, wybuchające stołki, dziwne zachowanie szefa… czy to wszystko wokoło były jednak niczym. Trzeba było zadecydować co dalej. I to poniekąd w Twoich rękach leżała decyzja co dalej…

Taki
Ciągle żyłeś… Ale zegarek zdawał się tykać, a pal wyglądał na coraz ostrzejszy….
X
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline