Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2011, 22:49   #22
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Brat Thane Blythe
Ruszyłeś zatłoczonymi ulicami Barcelony. Święto, jakie obchodzono w tym niewątpliwie bogatym i pięknym mieście, nie przeszkadzało Inkwizytorowi by głosić „słowo” tuż przed drzwiami do twojego sklepu. Mimo całego zaangażowania w to co mówił o św. Bartłomieju, przerwał szybko i skrócił do niezbędnego minimum.
Ludzie z pomrukami niezadowolenia, poczęli się rozchodzić, każdy w swoim kierunku. Zaś sam Inkwizytor poprawił swoją szatę i zaczekał, aż podejdziesz ku niemu. Poznałeś go, to ten sam który powiedział Ci o tej niecodziennej misji. Przywitał się tradycyjnym uniesieniem ręki:
- Niech będzie pochwalony, bracie Thane. Nie mam czasu, ale pragnął bym Ci przekazać, iż widziano osobę podobną do wybranki na trakcie. Zabiła jednego młokosa i uciekła w lasy, tam zaś przepłynęła rzekę i zapadła w borze. A przynajmniej tak twierdzi straż. Nic więcej nie wiem, prócz tego że miała futro. A teraz się oddalę, obowiązki wzywają. Muszę jakoś powiedzieć tym wszystkim ludziom, że nie wolno wchodzić na cmentarz… – na odchodne ukłonił się lekko.
Zaś same przygotowania do wyprawy, wprawnemu zielarzowi i alchemikowi nie zabrały dużo czasu.

Nina
Nie mogłaś wiedzieć, że szukać Cię ruszyło tylko kilku członków stada, lecz każde zwierzę, nawet wilk zostawia ślady. Nie zostawiają ich chyba tylko magowie, jeśli mają taką zachciankę. A to, że twoje stado było specjalne i naprawdę niespotykane, nawet ty wiedziałaś.
Postanowiłaś znaleźć jakiś trop, sygnał, coś co pozwoliło by Ci odszukać swoje małe stadko. I po gruntownym przeszukaniu pieczary, w końcu znalazłaś niewielki, naderwany fragment odzieży. Pochodził z jakiegoś rodzaju habitu, czy nawet sukna. Zapach, jaki w nim wyczułaś był to ten sam, który złapałaś koło wejścia do kazamatów niewolników. Ciemność, duszność, pierwotne zło jeżące włosy na karku, w twoim przypadku futro.
Ale nie to było najdziwniejsze, ponieważ na materiale czułaś zapach miasta oraz trupy. Bardzo stare zwłoki, jeśli idzie o dokładność.

Antonio Malvarez
Ludzi przydzielono, dziewczyna spoczęła w jednej z gościnnych sypialni właścicieli farmy, w końcu farma nie należała tylko dla najemników. I nie tylko oni na niej mieszkali. A wielki budynek jakim z pewnością była posiadłość Gildii, mieściła w sobie naprawdę wiele pokoi. W jednym z nich spała cicho, jak się przedstawiła, Monica. A przed jej drzwiami, na stołkach spało dwóch najemników.
Ty sam z pełnym brzuchem i ostrym toporzyskiem, podniosłeś się z murku. W tym samym momencie podszedł do Ciebie niewysoki chłopaczek, nowy nabytek Gildii.
- Lee chce żebyś przyszedł – zakomunikował.
Poszedłeś, w końcu z władzą się nie dyskutuje. Wiedziałeś to już dawno temu, kiedy byłeś Strażnikiem Miejskim. Teraz ta zasada, niedyskutowania z władzą przydawała się szczególnie. Kiedy wszedłeś do pokoju przywódcy, zobaczyłeś porozrzucane papiery i ogólnie pojęty bałagan. Na środku pokoju stał Lee z zmarszczonym czołem i gniewem wylewającym się z twarzy.
- Masz się dowiedzieć kto to i czego szukał! – padł rozkaz.

Alberto de Castro Neves
Pod kryjówką śladów była cała mas. Wilcze, drobne stópki jakiejś dziewczyny, wielkie buciory podbite żelastwem i… Obuwie Młodej, znałeś je. Ukradła je z nóg jakiejś zaszlachtowanej chwilę przed aktem kradzieży szlachcianki z Paryża, będącej w gościach w Barcelonie. Miały charakterystyczne podeszwy, w górnej części buta było słońce, w dolnej księżyc. Na środku podpis szewca, „Le Croc”.
Ku twojemu zdziwieniu, wielkie buciory szły krok w krok z śladami Młodej. I już na samym początku, mogłeś tylko przypuszczać dokąd one prowadzą.
Kiedy ślady zniknęły w obejściu jakiejś farmy, szybko obok Ciebie pojawiło się dwóch najemników z okolicznej gildii.
- Czego tu szukasz!? – zapytał jeden, nieprzyjemnym, nosowym głosem.
Drugi stał nieco dalej, trzymając miecz za rękojeść i czekając na twoje fałszywe ruchy. Jeszcze dalej stał jakiś niski okularnik z kuszą.

Habibi "Goblin" i Pedro A. A. la Fredle de Patrin
Spotkaliście się ponownie, w połowie drogi. Młodzian kierował się w kierunku bramy, kupiec w kierunku namiotu Abdula. Przywódcy tego obozu.
Pedro zbytnio nie zwlekał, od razu przedstawił złodziejowi całą prośbę. O kilku rycerzy, mogących towarzyszyć im w podróży do lasu.
Habibi wiedział że w Zakonie ma tak samo wrogów, jak i przyjaciół. Nie wszyscy patrzyli przychylnie na złodzieja, w dodatku opuszczającego zakon, ot tak. Dla uwygodnienia sobie życia, nie wiedząc jeszcze, że życie to wcale nie okaże się lepsze i usłane różami.
Ostatecznie, jak to miał w naturze zgodził się popytać, w końcu nie miał prawa rozkazywać i żądać, zwłaszcza że już nie był w zakonie. Spadł z rangi członka, do rangi przyjaciela Rycerzy Saladyna. I choć nazwa przyjaciel ładnie brzmi, na pewno nie wszyscy do przyjaciół takich są przyjacielsko nastawieni.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline