Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2011, 02:22   #129
Cartobligante
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Świeczka powoli gasła, mimo to Stark przewracał kartki zielnika jedna po drugiej, studiując dogłębnie każdy rysunek. Wczytywał się w każdy opis dokładnie, starając się zapamiętać jak najwięcej. Zdumiewał się raz po raz próbując analizować nabytą wiedzę bowiem porównanie jej do czegokolwiek czego się dotychczas nauczył zdawało się być niemożliwe. Wieczorne studia do późna znużyły go tak bardzo, że dopiero opadająca z hukiem na podłogę książka wypuszczona z rąk, obudziła młodzieńca. Zaraz też w drzwiach pojawił się stary aptekarz klaszczący wesoło w dłonie, wzywając chłopaka do pobudki.

Steinhof, chłopcze! Steinhof wzywa! - mówił doniośle już od schodów prowadzących na mieszkalny stryszek apteki. Ociągając się nieco Carolus obmył twarz, spakował zaraz swój dobytek umieszczając wszystko w plecaku, owijając wcześniej kuszę w koc, tak by jej nie uszkodzić w drodze. Zjadłszy conieco z aptekarskiej kuchni wyszedł z apteki by udać się na miejsce spotkania. Po chwili też usłyszał za sobą delikatny, niczym słowiczy świergot głos. Obrócił się i spostrzegając panią Luizę, uniósł na powitanie rękę. Jej włosy szybowały właśnie jakby za szyję, odgarnięte zwiewnym, pociągającym chłopaka na swój sposób ruchem ręki.

- Witam Panią madame Luizo! - przywitał madame z lekkim ukłonem. Zaraz jednak zawahał się, gdy ta, z niezwykła lekkością i otwartością po prostu tak, objęła go przyciągając do swojego ramienia. Kobieta tak bardzo onieśmieliła go swoim widokiem i zachowanie, że nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, dopóki ta nie oswobodziła go ze swoich ramion, gdy już dotarli na miejsce spotkania. Zaraz wpadły chłopakowi w oko nowe buty Siegfrieda, który bacznie uważał by nie zabrudzić ich zaraz, przecierając co rusz szpice o nogawki. Uwagę zwracał i krasnolud, który przyprowadził ze sobą nieznanego jak dotąd kompana. Przedstawiać się jednak nie było po co, gdyż brodaty zaraz ułożył ogólny zarys społeczny całego towarzystwa, zyskując sobie ”jak zwykle” nieco nieprzyjaznych par oczu. Gdy khazad kończył swoje wywody, Młodzieniec spojrzał ze wstydem na madame LuLu, rumieniąc się wyraźnie. „Jak to zapłacić?!” - przystanął na moment spoglądając na dziewczynę ze zdumieniem. Zaraz też opuścił głowę gdyż poczuł, jak rudowłosa czyta wprost z jego wpatrzonych w nią dwojga jakby przerażonych oczu.

Droga z Wurzen do Steinhoff była zadbana i wygodna, toteż chłopak bez ociągania wyciągnął z mieszka należną opłatę, kwitując słowa strażnika krótkim -Ordnung muss sein! spod nosa. Nabyty żeton włożył zaraz do przedniej kieszeni swojego płaszcza, przyklepując dłonią patkę jakby utwierdzając się w przekonaniu, że będzie tam bezpieczna przez całą drogę. Całą drogę trzymał się jednak w ciszy z tyłu, wiedział bowiem dobrze, że męska część drużyny nie darzy go ani szczyptą zaufania. Kobiecie odpowiadał tylko krótkimi zdaniami- sam przecież niewiele jeszcze wiedział na temat ziół, zwłaszcza o te które pytała. Do tego wyraźnie czerwienił się na samą myśl, o tym, co usłyszał od przemądrzałego krasnoluda na początku dnia. Uśmiechał się więc tylko do mijających ich w przeciwną stronę uchodźców czy kupców, bądź tez machał chłopcom okrętowym szorującym zaplute pokłady łajb sunących z wolna po Talabecu próbując, bez skutku, udawać jakby rozmowa z madame LuLu nie miała na niego żadnego emocjonalnego wpływu.

Wieczór przywiał chłodny wiatr, potwierdzający plotki o zimnych stepach wschodu. Ciężkie nogi nie niosły już tak jakby samoistnie w dal. Każdy krok zdawał się być wielką udręką, toteż widok „Trzech Piór” na horyzoncie wykrzesał ostatki sił w mięśniach Starka, w sam raz na dojście do karczmy. Szczęściem drużyny znaleźli w niej sporo miejsca, gdyż podróżni dopiero po jakimś czasie zaczęli wypełniać salę wspólną. Zamówił więc tylko kufel piwa z ciepłą kolacją, a po jej zjedzeniu zabezpieczył swój majątek dopinając plecak, położył go sobie pod głowę i zasnął. Wyczerpujący marsz, i duże jak na niesprawionego w tych trunkach chłopaka piwo znużyło chłopaka na całą noc, taż, że dochodzące zewsząd chrapania a nawet trzaskanie drzwi zdawało mu się być tylko jakimiś sennymi historiami. Jeśli nie zostałby obudzony, z pewnością spał by do poranka.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline